[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustalili na samym początku. Nie mógł jednak pojąć, dlaczego ustalili coś tak głupiego.
- Bo tak i już - warknął. - Zostaw mnie w spokoju.
Nancy odchyliła głowę i roześmiała się.
- Spodobała ci się! - krzyknęła radośnie. - Naprawdę ci się spodobała.
Meg usiadła na zapleczu księgarni i masowała obolałe stopy. Buty były cudowne, tylko
64
o pół numeru za małe. Większych nie mieli, a nie było czasu, by jezdzić po sklepach. W drzwiach
stanęła Laura.
- Czeka na ciebie piękny bukiet kwiatów - oznajmiła wesoło.
- Na mnie?
- Twoje imię widnieje na liściku.
- Kto go przysłał?
- Nie czytałam, ale wpadła Lindsey i sprawdziła. Rany, jaka była podekscytowana! Ate kwiaty są od
jakiegoś Steve'a.
Mimo koszmarnego bólu w stopach, Meg zerwała się na równe nogi. Pobiegła do głównej części
sklepu i zobaczyła Lindsey przy bajecznym bukiecie. Smarkata uśmiechała się triumfalnie.
- Steve Conlan przysłał ci kwiaty - oświadczyła z pełnym słońca uśmiechem.
- Widzę. - Meg wyrwała jej liścik.
- Napisał, że jesteś wyjątkową kobietą i że cię całuje. - Lindsey aż zatańczyła z radości, nucąc miłosne
takty Roberty Flack. Był to muzyczny zabytek, jednak małolacie jakoś skojarzył się z mamą. Zaraz też
przeszła na inny rytm, całkiem już na topie.
Meg spojrzała na pląsającą córkę, pózniej na bukiet. Serce zabiło jej mocniej. Wiązanka
65
była niebywałej urody i musiała kosztować krocie.
- Ustaliliśmy...
- Co? Co? - Lindsey podskoczyła do matki.
- %7łe już więcej się nie spotkamy.
- Gadanie, mamo. Nie widzisz, że Steve zmienił zdanie? - Szerokim gestem wskazała bukiet.
Niepewna, co o tym wszystkim myśleć, Meg spojrzała na przyjaciółkę.
- No co ty, nie patrz tak na mnie. - Laura uniosła ręce.
- Myślę, Linds, że nie masz racji.
- To po co przysyłał taki bukiet?
- Chciał po prostu podkreślić, że było mu miło. To wszystko. Gest grzecznościowy, nic więcej.
- Zadzwoń do niego - zaproponowała córka.
- Nie ma mowy.
- Mamo, naprawdę nie rozumiesz? Steve całkiem jasno, absolutnie jasno daje ci do zrozumienia, że cię
lubi, ale nie chce wywierać presji. Nie wie, czy ty też go lubisz. To ludzie nazywają dobrymi
manierami. Zaproponować coś, na czym mi zależy, ale zostawić drugiej
66
stronie drogę do odwrotu. Tyle że ty nie chcesz tego odwrotu, co, mamo?
- Hm... - Meg wahała się. Słowa córki wydawały się logiczne. I kuszące.
- Twój ruch, mamo.
- Co myślisz, Lauro? - Meg ponownie spojrzała na koleżankę.
- Nie wiem. Jestem w stałym związku od ponad ćwierć wieku. Te intrygi mnie przerastają.
- Zgadzam się z twoją córką.
Meg odwróciła się zaskoczona na dzwięk głosu z drugiej strony.
- Powinnaś do niego zadzwonić - dodała Judith Wilson, stała klientka księgarni.
Meg miała wątpliwości, czy powinna słuchać starszej pani, która czytała dwie powieści romantyczne
na miesiąc.
- No widzisz? - wykrzyknęła triumfalnie Lindsey. - Steve wykonał ruch i teraz czeka na twoją reakcję.
Meg nic nie powiedziała. Myślała intensywnie, co powinna zrobić. Cała była jednym wielkim
rozdarciem. Wcześniej sytuacja była klarowna, ale teraz? Może Lindsey miała rację.
- Mamo, minęły trzy dni. Steve miał dużo czasu, by wszystko przemyśleć.
67
- Zadzwoń do niego, Meg - poparła ją Laura. - Choćby po to, żeby podziękować za kwiaty.
- Tak, zadzwoń, Meg - entuzjastycznie zawtórowała Judith.
- Dobrze, już dobrze, zadzwonię. - Uznała, że Laura ma rację. Kwiaty były piękne i niegrzecznie
byłoby nie podziękować.
- Zaraz znajdę jego numer do pracy. - Lindsey ochoczo sięgnęła po książkę telefoniczną i znalazła
numer szybciej niż niejedna profesjonalna asystentka.
- Zadzwonię z zaplecza - mruknęła Meg i wyszła.
Nie potrzebowała trzech suflerów do tej rozmowy. Sięgnęła po słuchawkę i drżącą ręką wykręciła
numer, a po chwili oznajmiła do słuchawki:
- Dzień dobry, Meg Remington z tej strony. Chciałabym rozmawiać ze Steve'em Con-lanem.
- Chwileczkę.
Po minucie usłyszała w słuchawce znajomy głos Steve'a.
- Meg?
- Cześć, Steve. Domyślam się, że jesteś zajęty, ale nie zajmę ci wiele czasu. Chciałam
68
tylko serdecznie podziękować za te piękne kwiaty.
Przez dłuższą chwilę po drugiej stronie linii panowała głucha cisza. - Kwiaty? Jakie kwiaty?
ROZDZIAA TRZECI
- Chcesz powiedzieć, że nic o nich nie wiesz? - smętnie spytała Meg.
- Hm, no nie wiem. - Steve zdał sobie sprawę, że nie uszczęśliwił jej swoją odpowiedzią, ale
zaskoczyła go tak, że nie zdążył przyjąć właściwej strategii.
- Skoro nie ty je przysłałeś, to kto?
- Mam pewne podejrzenia-mruknął, czując, jak napinają mu się wszystkie mięśnie. Zerknął na ścienny
zegar. Za kwadrans będzie mógł wyjść z pracy. - Meg, możemy się spotkać?
- Po co?
Wyrazny brak entuzjazmu w jej głosie zirytował go. Od trzech dni wciąż o niej myślał. Musiał
przyznać rację siostrze. Polubił Meg
70 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
ustalili na samym początku. Nie mógł jednak pojąć, dlaczego ustalili coś tak głupiego.
- Bo tak i już - warknął. - Zostaw mnie w spokoju.
Nancy odchyliła głowę i roześmiała się.
- Spodobała ci się! - krzyknęła radośnie. - Naprawdę ci się spodobała.
Meg usiadła na zapleczu księgarni i masowała obolałe stopy. Buty były cudowne, tylko
64
o pół numeru za małe. Większych nie mieli, a nie było czasu, by jezdzić po sklepach. W drzwiach
stanęła Laura.
- Czeka na ciebie piękny bukiet kwiatów - oznajmiła wesoło.
- Na mnie?
- Twoje imię widnieje na liściku.
- Kto go przysłał?
- Nie czytałam, ale wpadła Lindsey i sprawdziła. Rany, jaka była podekscytowana! Ate kwiaty są od
jakiegoś Steve'a.
Mimo koszmarnego bólu w stopach, Meg zerwała się na równe nogi. Pobiegła do głównej części
sklepu i zobaczyła Lindsey przy bajecznym bukiecie. Smarkata uśmiechała się triumfalnie.
- Steve Conlan przysłał ci kwiaty - oświadczyła z pełnym słońca uśmiechem.
- Widzę. - Meg wyrwała jej liścik.
- Napisał, że jesteś wyjątkową kobietą i że cię całuje. - Lindsey aż zatańczyła z radości, nucąc miłosne
takty Roberty Flack. Był to muzyczny zabytek, jednak małolacie jakoś skojarzył się z mamą. Zaraz też
przeszła na inny rytm, całkiem już na topie.
Meg spojrzała na pląsającą córkę, pózniej na bukiet. Serce zabiło jej mocniej. Wiązanka
65
była niebywałej urody i musiała kosztować krocie.
- Ustaliliśmy...
- Co? Co? - Lindsey podskoczyła do matki.
- %7łe już więcej się nie spotkamy.
- Gadanie, mamo. Nie widzisz, że Steve zmienił zdanie? - Szerokim gestem wskazała bukiet.
Niepewna, co o tym wszystkim myśleć, Meg spojrzała na przyjaciółkę.
- No co ty, nie patrz tak na mnie. - Laura uniosła ręce.
- Myślę, Linds, że nie masz racji.
- To po co przysyłał taki bukiet?
- Chciał po prostu podkreślić, że było mu miło. To wszystko. Gest grzecznościowy, nic więcej.
- Zadzwoń do niego - zaproponowała córka.
- Nie ma mowy.
- Mamo, naprawdę nie rozumiesz? Steve całkiem jasno, absolutnie jasno daje ci do zrozumienia, że cię
lubi, ale nie chce wywierać presji. Nie wie, czy ty też go lubisz. To ludzie nazywają dobrymi
manierami. Zaproponować coś, na czym mi zależy, ale zostawić drugiej
66
stronie drogę do odwrotu. Tyle że ty nie chcesz tego odwrotu, co, mamo?
- Hm... - Meg wahała się. Słowa córki wydawały się logiczne. I kuszące.
- Twój ruch, mamo.
- Co myślisz, Lauro? - Meg ponownie spojrzała na koleżankę.
- Nie wiem. Jestem w stałym związku od ponad ćwierć wieku. Te intrygi mnie przerastają.
- Zgadzam się z twoją córką.
Meg odwróciła się zaskoczona na dzwięk głosu z drugiej strony.
- Powinnaś do niego zadzwonić - dodała Judith Wilson, stała klientka księgarni.
Meg miała wątpliwości, czy powinna słuchać starszej pani, która czytała dwie powieści romantyczne
na miesiąc.
- No widzisz? - wykrzyknęła triumfalnie Lindsey. - Steve wykonał ruch i teraz czeka na twoją reakcję.
Meg nic nie powiedziała. Myślała intensywnie, co powinna zrobić. Cała była jednym wielkim
rozdarciem. Wcześniej sytuacja była klarowna, ale teraz? Może Lindsey miała rację.
- Mamo, minęły trzy dni. Steve miał dużo czasu, by wszystko przemyśleć.
67
- Zadzwoń do niego, Meg - poparła ją Laura. - Choćby po to, żeby podziękować za kwiaty.
- Tak, zadzwoń, Meg - entuzjastycznie zawtórowała Judith.
- Dobrze, już dobrze, zadzwonię. - Uznała, że Laura ma rację. Kwiaty były piękne i niegrzecznie
byłoby nie podziękować.
- Zaraz znajdę jego numer do pracy. - Lindsey ochoczo sięgnęła po książkę telefoniczną i znalazła
numer szybciej niż niejedna profesjonalna asystentka.
- Zadzwonię z zaplecza - mruknęła Meg i wyszła.
Nie potrzebowała trzech suflerów do tej rozmowy. Sięgnęła po słuchawkę i drżącą ręką wykręciła
numer, a po chwili oznajmiła do słuchawki:
- Dzień dobry, Meg Remington z tej strony. Chciałabym rozmawiać ze Steve'em Con-lanem.
- Chwileczkę.
Po minucie usłyszała w słuchawce znajomy głos Steve'a.
- Meg?
- Cześć, Steve. Domyślam się, że jesteś zajęty, ale nie zajmę ci wiele czasu. Chciałam
68
tylko serdecznie podziękować za te piękne kwiaty.
Przez dłuższą chwilę po drugiej stronie linii panowała głucha cisza. - Kwiaty? Jakie kwiaty?
ROZDZIAA TRZECI
- Chcesz powiedzieć, że nic o nich nie wiesz? - smętnie spytała Meg.
- Hm, no nie wiem. - Steve zdał sobie sprawę, że nie uszczęśliwił jej swoją odpowiedzią, ale
zaskoczyła go tak, że nie zdążył przyjąć właściwej strategii.
- Skoro nie ty je przysłałeś, to kto?
- Mam pewne podejrzenia-mruknął, czując, jak napinają mu się wszystkie mięśnie. Zerknął na ścienny
zegar. Za kwadrans będzie mógł wyjść z pracy. - Meg, możemy się spotkać?
- Po co?
Wyrazny brak entuzjazmu w jej głosie zirytował go. Od trzech dni wciąż o niej myślał. Musiał
przyznać rację siostrze. Polubił Meg
70 [ Pobierz całość w formacie PDF ]