[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nowoprzybyły podszedł, podniósł strzelbę i oglądając ją ze zdziwieniem zawołał:
 Do stu piorunów, co on tu robi?
Dopiero teraz Sępi Dziób odwrócił się i odpowiedział:
 Co robię? Przecież pan widzi, co robię?
 Tak widzę. Zabił pan kozła.
 Naturalnie  odparł strzelec.
 Ale kto mu to nakazał?
 Nakazał? Nikt.
 Nikt? To dlaczego to uczynił?
 Dlaczego? Mam może pozwolić mu wolno zmykać?  przy tym podniósł się z ziemi
kierując
swój zdziwiony wzrok na przybysza.
Równie zdziwionym tonem spytał go przybysz:
 Czy on zwariował?
 Zwariował? Pchyshchch!  i spora porcja tytoniu przeleciała przybyszowi koło nosa.
Odskakując na bok zawołał:
75
 Do stu beczek batalionów, firgonów, elementów! Co mu wpadło do głowy? Uważa
mnie
może za holenderską spluwaczkę?
 O nie, tylko grubianina.
 Mnie za grubianina? To coraz lepiej.
 Tak jest, jest on arcygrubianinem, bo mówi do mnie przez ty, podczas gdy ja
odzywam się
grzecznie i tytułuję go  pan". Jeżeli to nie jest grubiaństwo, to natychmiast dam się
powiesić.
 Niech się spodziewa, że tak się stanie.
 A to niby dlaczego?  spytał Sępi Dziób z uśmiechem.
 Sam zobaczy. Czy on nie wie, że tutaj kłusownictwo karze się długimi latami
więzienia?
Sępi Dziób rozdziawił gębę, tak że można było zobaczyć wszystkie jego zęby i
spytał:
 Więzienia?
 Tak więzienia, arcydiable.
 Do pioruna! O tym rzeczywiście nie pomyślałem.
 Ha, wierzę, bo draby dopiero wtedy zaczynają myśleć, jak już coś zbroją. Jak on
się nazywa?
 Ja? Hm, a pan kim jesteś?
 Ja nazywam się Kurt Stranbenberger.
 Kurt Stranbenberger? A co mnie to może obchodzić?
 O bardzo wiele. Jestem leśniczym pana Rodensteina.
 To czemu pan nie nosi munduru leśniczego?
 Bo teraz jestem na służbie u pana porucznika Helmera.
 Na służbie u nadleśniczego i porucznika? Jak to? Służy pan u dwóch?
 U dwóch czy dwudziestu to go nic nie obchodzi. Ja go aresztuję, więc musi iść za
mną!
 Do pana nadleśniczego?
 Tak, a do kogo by innego?
Sępi Dziób wyprostował się i odrzekł:
 Tak prędko to się panu nie uda. Musi się pan najpierw wylegitymować, że
rzeczywiście
jesteś urzędnikiem nadleśnictwa. To się jeszcze nigdy Kurtowi nie zdarzyło.
 Na piekło i na grzmoty!  zawołał.  Ten łotr naprawdę żąda ode mnie legitymacji!
Ja mu
dam legitymację tak, że grzbiet mu krwią nabiegnie! Jego strzelba została
skonfiskowana.
Pójdzie dobrowolnie, czy nie?
 Tak zaraz, nie ma potrzeby.
 Nie? To ja mu dopomogę.
Złapał go za rękę.
 Precz z ręką!  krzyknął obcy groznym tonem.
 Co? Chcecie stawiać opór! Ja go tak kopnę, że poleci dobrowolnie.
 Pchtshchch!
Kawałek mokrego tytoniu trafił Kurta prosto w twarz. Mimo woli puścił rękę obcego
wołając
w najwyższym oburzeniu:
 Do stu tysięcy diabłów! Do tego odważa się pluć. Ha, on mi za to wszystko zapłaci.
W tej samej chwili jakiś głos odezwał się zza drzewa:
 Mnie także opluł. Czy mam może panu pomóc, kochany panie Kurcie?
Kurt obrócił się.
 A, pan weterynarz!  zawołał na widok przybyłego.  Co pan tu robi?
Weterynarz ostrożnie wysunął się zza krzaków i powiedział:
 Chciałem się udać do Kreuznach, tymczasem spotkałem tego człowieka...
 No i co dalej?
 Rozpoczął ze mną rozmowę, po czym pokłóciliśmy się. Mogę panu pomóc w
aresztowaniu
go?
76
 Właściwie to sam sobie z nim poradzę, ale pewniej będzie... Zdaje mi się, że on nie
zechce
iść dobrowolnie. Będziemy musieli mu skrępować z tyłu ręce.
Nowa, figlarna myśli przemknęła przez głowę Sępiego Dzioba.
 To rzeczywiście byłoby paradne  powiedział.
 Paradne?  spytał Kurt.  Jeżeli on uważa, że to jest paradne, to ja nie mam nic
przeciwko
temu.
 Bo wydaje mi się to ogromnie komiczne, jeżeli kłusownik sam chce swego
wspólnika i
odbiorcę aresztować.
 Wspólnika i odbiorcę? Co to ma znaczyć?  spytał Kurt.
 To proste, ja jestem handlarzem dzikiej zwierzyny i mieszkam w pobliskim
miasteczku.
 Czyżby?  spytał zdziwiony Kurt.
 A ten mały  ciągnął dalej Sępi Dziób  jest prawdziwym kłusownikiem i złodziejem.
Od
trzech lat dostarcza mi zwierzynę, na którą kłusuje w lasach Kreuznach.
Weterynarz nie chciał wierzyć własnym uszom. Kurt także przybrał wyjątkowo
zdziwioną
minę.
 Na wszystkie grzmoty!  zawołał.  To zaskakująca informacja, tylko sam diabeł
może ją
rozwiązać. Mały, czy to prawda?
Dopiero teraz weterynarzowi wróciła mowa.
 Ja kłusownikiem?  wyjąkał.
Podniósł obie ręce do góry, jakby chcą złożyć przysięgę i zawołał:
 Po tysiąc razy przysięgam, że ja w swoim życiu nawet myszy nie zastrzeliłem, a
cóż dopiero
kozła czy sarnę.
 A teraz chce się usprawiedliwiać  zaśmiał się Sępi Dziób.  A do kogo należy ta
stara
flinta?
 Tak, do kogo?  spytał Kurt.
 I kto zastrzelił tego kozła? Ja nie, tylko ten mały weterynarz. Ja chciałem go tylko
wypatroszyć.
 O mój Boże  zawołał przerażony weterynarz ręce składając jak do modlitwy.  Czy
to
możliwe? O nie wierz mu pan, mój kochany panie Stranbenberger. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl