[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Prawda, chata! - wykrzyknął Diego. - Zapomniałem o niej. Tam jest stara chatka
zbudowana w dawnych czasach dla pędzących bydło kowbojów. Ale to tylko deski i blacha.
Dawno tam nie byłem.
- Czy stała tam w czasach don Sebastiana? - zapytał Jupiter.
- O, tak. W każdym razie Pico mi mówił, że zawsze tam była jakaś chata, w dawnych
czasach ceglana.
- Niemal ukryta, mało używana, ścieżka do niej widoczna jest z Zamku Kondora! -
Jupiter wpatrywał się w przeciwległy brzeg strumienia. - To może być to!
Zeszli z gigantycznej skały i grzęznąc w rozmiękłej ziemi ześlizgiwali się po niższym
zboczu, po czym przecięli wzniesienie, na którym kończył się strumień.
Jupiter spojrzał nerwowo za siebie, na zalaną tamę.
- Zakładam, że tama wytrzyma - powiedział. Niewysportowany przywódca nie był
dobrym pływakiem.
- Zawsze wytrzymywała - powiedział Diego. - Oczywiście, jest bardzo stara.
- To naprawdę pocieszające - mruknął Pete.
Po drugiej stronie błotnistej drogi chłopcy weszli na wąski szlak, który biegł między
niskimi dębami i przez gęste zarośla. Rzadko z niego korzystano, był więc bardzo zarośnięty.
Przecinał skaliste zbocze i wiódł do małego kanionu, wtulonego między dwa większe
wzgórza. W ten pochmurny dzień wąwóz był ciemny i cienisty.
- Tędy, chłopaki! - wskazał Diego.
Pod masywny nawis skalny wciśnięta była maleńka, waląca się już chatka, niemal
niewidoczna za drzewami i wysokimi krzewami. Miała płaski dach z zardzewiałej blachy i
ściany z nie ociosanych desek. Drzwi oderwały się, gdy Diego je otworzył, i runęły na ziemię
w tumanie kurzu. Chata i ziemia wokół były suche, nawis skalny osłaniał je od deszczu.
Wnętrze stanowiła jedna izba, z klepiskiem w miejsce podłogi. Nagie listwy zespalały
deski ścian, a blaszany dach spoczywał bezpośrednio na nie osłoniętych, wąskich belkach.
Nie było tam sprzętów, poza zardzewiałym starym piecem, który kiedyś ogrzewał chatę.
- Wspaniałe miejsce na ukrywanie się przez parę lat. Nie wytrzymałbym tu nawet
dwóch dni! - wykrzyknął Pete.
- Zmieniłbyś zdanie, gdyby cię ścigali żołnierze i gdybyś miał cenny miecz, który
chciano by ci ukraść - powiedział Jupiter. - Ale przyznaję, że dość tu goło.
- Zbyt goło - zauważył Bob. - %7ładnych wnęk, szafek, zakątków czy szczelin. Tutaj nic
nie można schować.
Diego popatrzył na gołe, nie wykończone ściany i sufit.
- Rany, Bob ma rację. Nie można.
- A podłoga? - podsunął Pete. - Don Sebastian mógł tu zakopać miecz i nie oznaczyć
miejsca.
Jupiter potrząsnął głową.
- Nie, gdyby zakopał, świeża ziemia byłaby przez dłuższy czas widoczna. Nie sądzę,
żeby to ryzykował. Jednakże...
Korpulentny Pierwszy Detektyw wpatrywał się z namysłem w zardzewiały piec. Górą
wychodziła z niego rura i przebijała się przez dach na werandę, nóżki stały na kamiennej
płycie.
- Ciekaw jestem, czy ten piec da się łatwo przesunąć.
- Spróbujmy - powiedział Bob.
Wysoki Drugi Detektyw pchnął piec, który mimo że masywny i ciężki, przesunął się.
Nóżki nie były przymocowane do kamiennej płyty. Krótki kołnierz łączył rurę z piecem.
- Przesuń w górę ten kawałek - powiedział Jupiter, a Pete natychmiast wykonał
polecenie.
- Rany, zardzewiało na amen.
- W 1846 roku nie było zardzewiałe. Odłam to, jeśli nie możesz inaczej. Za pomocą
narzędzi wyjętych z torby rowerowej Boba, Pete złamał zardzewiałą rurę tuż nad piecem.
Następnie wszyscy czterej zsunęli piec z płyty. Pete ukląkł i starał się ruszyć płaski kamień.
- Uff - stęknął. - To za ciężkie.
- Spróbuj tutaj - Diego podszedł do ściany. - Ta gruba listwa wygląda na obluzowaną.
Jupiter pomógł Diegowi oderwać listwę od ściany, podczas gdy Bob i Pete przetoczyli
piec bliżej płyty. Pete wykopał ziemię przy płycie na jej grubość, po czym zrobił dziurę dość
dużą, żeby wsunąć listwę pod płytę. Wykorzystując piec jako punkt oparcia dzwigni, wsparli
na nim listwę w połowie jej długości i uwiesili się w czwórkę na jej drugim końcu.
Płaski kamień uniósł się, a potem opadł, odsłaniając małą głęboką dziurę! Diego
pochylił się nad nią.
- Coś tu widzę! - wykrzyknął, nim Bob zdążył zapalić latarkę.
Sięgnął, jak mógł najgłębiej, i wyciągnął krótki kawałek postrzępionej liny, gruby
arkusz papieru, zbrązowiałego ze starości, i długi rulon płótna pokrytego smołą. Diego
obejrzał pożółkły papier.
- To po hiszpańsku... Chłopcy! To jest odezwa armii Stanów Zjednoczonych z 9
września 1846 roku. Coś o prawach ludności cywilnej.
- To smołowane płótno jest akurat dość duże, żeby owinąć w nie miecz - powiedział
Jupiter, Drżącymi rękami zaczął rozwijać rulon.
- Pusty! - jęknął Pete, gdy rulon rozwinął się zupełnie.
- Diego, czy jest tam coś jeszcze?! - zawołał Jupiter.
Bob stanął z latarką nad dziurą, a Diego zaglądał do środka i obmacywał dziurę ręką.
- Nic, nie ma nic... Chociaż czekaj! Mam coś! Ale to... to tylko mały kamyk.
Dltgo wysunął rękę z dziury zawiedziony i otworzył dłoń. Leżał na niej mały kamień,
utytłany w ziemi. Wytarł go w swoją koszulę. Teraz mały, niemal kwadratowy kamyk nabrał
koloru głębokiej, skrzącej zieleni!
- Czy to...? - zaczął Bob.
- Szmaragd! - wykrzyknął Jupiter. - W tej dziurze musiał być miecz Cortesa! To tu na
początku ukrył go don Sebastian. Kiedy umknął sierżantowi Brewsterowi, wziął go stąd i
schował gdzie indziej. Może ktoś się wygadał, że miecz jest tutaj, a może nie uznał chaty za
dostatecznie bezpieczną kryjówkę.
- Miał rację. Znalezliśmy ją dość szybko - powiedział Bob.
- Nie próbowałby więc ukrywać się tu samemu - zauważył Diego. - To nie może być
właściwe miejsce.
- Nie - zgodził się Jupiter. - Ale szmaragd jest dowodem, że się do niego zbliżamy.
Jedno kłamstwo więcej w raporcie sierżanta Brewstera. Miecz był tutaj, póki don Sebastian
nie przyszedł po niego tej nocy i nie ukrył go gdzieś indziej. Ukrył miecz i ukrył się sam, i
wszystko to musiał zrobić szybko.
- Jupe? - przerwał mu nagle Pete. - Co to za odgłosy?
Nasłuchiwali. Z zewnątrz dochodził głośny szum, podobny do zsuwania się lawiny.
- Deszcz! - powiedział Bob. - Pada wszędzie z wyjątkiem tego miejsca pod nawisem
skalnym. Ho, ho! To istny potop!
- Nie, słyszę jakiś inny odgłos. A wy słyszycie? - spytał Pete.
Jupiter potrząsnął głową, a Bob wzruszył ramionami. Ale Diego coś usłyszał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl