[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zdaje się, że wspominałeś coś o winie?
W posępnej, pełnej wzajemnych uraz ciszy, zajęli się zupą i winem. Halli zanurzył suchy chleb w
barszczu i przekonał się, że jest wyśmienity. Tymczasem gospodarz zdjął z belki pod sufitem jakiś
nieforemny brązowy przedmiot. Okazało się, że to szynka, o której wspominał wcześniej. Próbował
odciąć kawałek starym zardzewiałym nożem, ale bez powodzenia.
- Twój nóż jest tępy - stwierdził Halli. - Mam lepszy.
Sięgnął pod bezrękawnik, wyjął zza pasa nóż ojca i bez
trudu uciął nim kilka plastrów szynki. Na widok lśniącego ostrza starzec otworzył szeroko oczy. Z
fascynacją obserwował poczynania Halliego.
W końcu, jakby budząc się z głębokiego snu, zawołał:
- Przestań! Ta szynka musi mi wystarczyć jeszcze na kilka miesięcy. Daj mi ją. - Wziął od Halliego
mięso i włożył z powrotem do kryjówki za belką, raz po raz zerkając zazdrośnie na nóż ułożony na
kolanach Halliego.
Halli spojrzał na łachmany okrywające ciało starca i na jego biedną chatę. Kierowany nagłym
impulsem, powiedział:
- Jeśli chcesz, możesz zatrzymać ten nóż. Jako zapłatę za nocleg i za tę pyszną zupę.
Podniósł ostrze i podał je gospodarzowi. Ten wziął je drżącymi rękami, spoglądając z niedowierzaniem
na Halliego, potem na nóż i znów na Halliego.
- Coś niesamowitego - wyszeptał, kręcąc głową. -1 do tego wino!
Po tym wydarzeniu i po kilku łykach wina znacznie łatwiej przyszło im nawiązać nić porozumienia.
Przedstawili się. Snorri, bo tak się nazywał właściciel chaty, nie miał żadnej rodziny ani przyjaciół.
Uprawiał pola ciągnące się między drogą a rzeką, a plony - głównie buraki - sprzedawał podróżnym.
- Dawno temu Domy Sveina i Rurika walczyły między sobą o ten pas ziemi - opowiadał. -
Mordowali się i masakrowali. Trochę dalej zobaczysz kurhany grobowe. Obie rodziny dopuszczały się
różnych okropności, żadna jednak nie wygrała tej wojny. W końcu doszły do porozumienia i
postanowiły, że ta ziemia będzie leżała odłogiem. Kiedy byłem jeszcze chłopcem, przywędrowałem tu
z Domu Ketila i postanowiłem zagospodarować te pola.
Halli zmarszczył brwi.
- Morderstwa i okropności? Popełniane przez Svein-ssonów? Co to za bzdury? Jesteśmy
szlachetnym, pokojowo nastawionym Domem.
- Mówiłem, to było dawno temu. - Snorri wziął do ręki kawałek chleba i wyczyścił nim miskę. -
Być może wasze zwyczaje zmieniły się nieco od tego czasu. I nie tylko zwyczaje. - Snorri spojrzał
znacząco na tyłek Halliego. -Wydaje się, że siedzi ci się całkiem wygodnie.
- Zapewniam cię, że nie mam ogona. Więc mieszkasz tu całkiem sam? Nie czujesz się samotny,
skoro nie przynależysz do żadnego Domu?
Starzec odchrząknął.
- Cóż, to prawda, że praktycznie jestem bezbronny. Ale potrafię zatroszczyć się o siebie. Nie
dalej jak kilka dni temu, na przykład, omal nie zabili mnie trzej jezdzcy, którzy pędzili tą drogą.
Musiałem rzucić się na bok, żeby uciec im spod kopyt.
Halli usiadł prosto. Blask ognia odbijał się w jego obnażonych zębach.
- Naprawdę? Opowiedz mi o tym.
- A cóż tu jest do opowiadania? Uskoczyłem na bok, wylądowałem w ostach i podrapałem się
trochę w miejscach, których wolałbym nie pokazywać nikomu, zwłaszcza nieznajomym. - Snorri
pociągnął łyk wina, zerkając niepewnie na Halliego. - Ciekaw jestem, dlaczego właściwie cię to
interesuje.
- Chodziło mi raczej o tych jezdzców.
- Och, nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, poza tym, że byli to dwaj mężczyzni i młodzieniec w
barwach Hakonssonów. - Starzec ponownie przyjrzał się z uwagą Halliemu. - Dlaczego o nich pytasz?
- Zauważyłem, że nie krytykujesz Domu Hakona tak, jak krytykowałeś mój Dom czy
Rurikssonów - odrzekł Halli beznamiętnie. - Może stoisz po ich stronie?
- Skądże. Zakładałem po prostu, że jako ludzie z wyżyn myślimy o nich to samo.
- Czyli? - spytał ostrożnie Halli.
- %7łe są aroganccy, nieznośni i że współżyją podobno z rybami. Teraz może ty mi powiesz, co cię z
nimi łączy?
Halli zdążył już wlać w siebie sporo wina, które krążyło swobodnie w jego żyłach i wypełniało je
przyjemnym ciepłem. Uznał, że nie ma powodu, by okłamywać Snorriego lub zatajać przed nim
prawdę. Nie namyślając się wiele, opowiedział mu o niedawnych wydarzeniach i o swoich planach.
Starzec przypatrywał mu się przez chwilę w milczeniu, po czym powoli skinął głową.
- Mówisz dużo o honorze i sprawiedliwości, ale chcesz po prostu zabić człowieka, który
zamordował twojego wuja. Mam rację?
Halli wzruszył ramionami.
- Muszę to zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
- Zdaje się, że wspominałeś coś o winie?
W posępnej, pełnej wzajemnych uraz ciszy, zajęli się zupą i winem. Halli zanurzył suchy chleb w
barszczu i przekonał się, że jest wyśmienity. Tymczasem gospodarz zdjął z belki pod sufitem jakiś
nieforemny brązowy przedmiot. Okazało się, że to szynka, o której wspominał wcześniej. Próbował
odciąć kawałek starym zardzewiałym nożem, ale bez powodzenia.
- Twój nóż jest tępy - stwierdził Halli. - Mam lepszy.
Sięgnął pod bezrękawnik, wyjął zza pasa nóż ojca i bez
trudu uciął nim kilka plastrów szynki. Na widok lśniącego ostrza starzec otworzył szeroko oczy. Z
fascynacją obserwował poczynania Halliego.
W końcu, jakby budząc się z głębokiego snu, zawołał:
- Przestań! Ta szynka musi mi wystarczyć jeszcze na kilka miesięcy. Daj mi ją. - Wziął od Halliego
mięso i włożył z powrotem do kryjówki za belką, raz po raz zerkając zazdrośnie na nóż ułożony na
kolanach Halliego.
Halli spojrzał na łachmany okrywające ciało starca i na jego biedną chatę. Kierowany nagłym
impulsem, powiedział:
- Jeśli chcesz, możesz zatrzymać ten nóż. Jako zapłatę za nocleg i za tę pyszną zupę.
Podniósł ostrze i podał je gospodarzowi. Ten wziął je drżącymi rękami, spoglądając z niedowierzaniem
na Halliego, potem na nóż i znów na Halliego.
- Coś niesamowitego - wyszeptał, kręcąc głową. -1 do tego wino!
Po tym wydarzeniu i po kilku łykach wina znacznie łatwiej przyszło im nawiązać nić porozumienia.
Przedstawili się. Snorri, bo tak się nazywał właściciel chaty, nie miał żadnej rodziny ani przyjaciół.
Uprawiał pola ciągnące się między drogą a rzeką, a plony - głównie buraki - sprzedawał podróżnym.
- Dawno temu Domy Sveina i Rurika walczyły między sobą o ten pas ziemi - opowiadał. -
Mordowali się i masakrowali. Trochę dalej zobaczysz kurhany grobowe. Obie rodziny dopuszczały się
różnych okropności, żadna jednak nie wygrała tej wojny. W końcu doszły do porozumienia i
postanowiły, że ta ziemia będzie leżała odłogiem. Kiedy byłem jeszcze chłopcem, przywędrowałem tu
z Domu Ketila i postanowiłem zagospodarować te pola.
Halli zmarszczył brwi.
- Morderstwa i okropności? Popełniane przez Svein-ssonów? Co to za bzdury? Jesteśmy
szlachetnym, pokojowo nastawionym Domem.
- Mówiłem, to było dawno temu. - Snorri wziął do ręki kawałek chleba i wyczyścił nim miskę. -
Być może wasze zwyczaje zmieniły się nieco od tego czasu. I nie tylko zwyczaje. - Snorri spojrzał
znacząco na tyłek Halliego. -Wydaje się, że siedzi ci się całkiem wygodnie.
- Zapewniam cię, że nie mam ogona. Więc mieszkasz tu całkiem sam? Nie czujesz się samotny,
skoro nie przynależysz do żadnego Domu?
Starzec odchrząknął.
- Cóż, to prawda, że praktycznie jestem bezbronny. Ale potrafię zatroszczyć się o siebie. Nie
dalej jak kilka dni temu, na przykład, omal nie zabili mnie trzej jezdzcy, którzy pędzili tą drogą.
Musiałem rzucić się na bok, żeby uciec im spod kopyt.
Halli usiadł prosto. Blask ognia odbijał się w jego obnażonych zębach.
- Naprawdę? Opowiedz mi o tym.
- A cóż tu jest do opowiadania? Uskoczyłem na bok, wylądowałem w ostach i podrapałem się
trochę w miejscach, których wolałbym nie pokazywać nikomu, zwłaszcza nieznajomym. - Snorri
pociągnął łyk wina, zerkając niepewnie na Halliego. - Ciekaw jestem, dlaczego właściwie cię to
interesuje.
- Chodziło mi raczej o tych jezdzców.
- Och, nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, poza tym, że byli to dwaj mężczyzni i młodzieniec w
barwach Hakonssonów. - Starzec ponownie przyjrzał się z uwagą Halliemu. - Dlaczego o nich pytasz?
- Zauważyłem, że nie krytykujesz Domu Hakona tak, jak krytykowałeś mój Dom czy
Rurikssonów - odrzekł Halli beznamiętnie. - Może stoisz po ich stronie?
- Skądże. Zakładałem po prostu, że jako ludzie z wyżyn myślimy o nich to samo.
- Czyli? - spytał ostrożnie Halli.
- %7łe są aroganccy, nieznośni i że współżyją podobno z rybami. Teraz może ty mi powiesz, co cię z
nimi łączy?
Halli zdążył już wlać w siebie sporo wina, które krążyło swobodnie w jego żyłach i wypełniało je
przyjemnym ciepłem. Uznał, że nie ma powodu, by okłamywać Snorriego lub zatajać przed nim
prawdę. Nie namyślając się wiele, opowiedział mu o niedawnych wydarzeniach i o swoich planach.
Starzec przypatrywał mu się przez chwilę w milczeniu, po czym powoli skinął głową.
- Mówisz dużo o honorze i sprawiedliwości, ale chcesz po prostu zabić człowieka, który
zamordował twojego wuja. Mam rację?
Halli wzruszył ramionami.
- Muszę to zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]