[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednak szybko z mimowolnej zadumy. Rozjaśniony znowu wzrok podniosła
na twarz stojącego przed nią człowieka.
 Czy nie mogłabym uczyć się teraz jeszcze? Czy nie ma żadnego na świe-
cie miejsca, w którym bym czegokolwiek wyuczyć się mogła? Powiedz mi pan,
powiedz, powiedz!
Księgarz na wpół był zmieszany, na wpół wzruszony.
 Pani  odpowiedział czyniąc gest pożałowania  o żadnym miejscu takim
nie wiem. Jesteś pani kobietą.
W tej chwili wyszedł z sąsiedniej sali i zbliżył się do księgarza jeden z su-
biektów z jakimś długim rejestrem czy rachunkiem w ręku.
Marta wzięła rękopism swój i odeszła. Kiedy na pożegnanie podała księga-
rzowi rękę, palce jej były zimne jak lód i zesztywniałe, twarz posiadała nieru-
chomość marmuru i tylko na ustach jej drżał wciąż migotliwy, przejmujący
uśmiech, zdający się w nieskończoność powtarzać słowa tylko co wymówio-
ne:  Zawsze to samo!
Zaledwie drzwi zamknęły się za Martą, niemłody mężczyzna z łysą głową i
wielką twarzą rzucił na stół książkę, w której zdawał się dotąd być zagłębio-
nym, i wybuchnął głośnym śmiechem.
 Z czego się pan śmiejesz?  ze zdziwieniem zapytał księgarz podnosząc
oczy znad rejestru podanego mu przed chwilą.
 Jakże się tu nie śmiać!  zawołał mężczyzna, i oczy jego błyskały zza
grubych i mętnych szkieł serdeczną wesołością  jak się tu nie śmiać! Za-
chciało się jejmości zostać literatką, autorką! No, proszę! cha, cha, cha! ależ
dałeś jej pan odprawę! Miałem, doprawdy, ochotę porwać się z krzesła i uści-
skać cię za to! Księgarz patrzył na gościa swego surowym trochę wzrokiem.
 Wierz mi pan  odparł z odcieniem niezadowolenia  że z prawdziwą
przykrością, powiem nawet z żalem, przyszło mi zasmucić tę kobietę...
 Jak to!  zawołał człowiek siedzący nad stosem książek  i pan to mówisz
na serio?
 Zupełnie na serio; jest to wdowa po człowieku, którego znałem, lubiłem i
szanowałem...
 Ba! ba! ręczę ci, że awanturnica jakaś! Porządne kobiety nie włóczą się
po mieście szukając, czego nie zgubiły; siedzą one w domu, gospodarstwa
pilnują, dzieci hodują i Boga chwalą...
 Ależ zmiłuj się, panie Antoni, kobieta ta nie ma żadnego gospodarstwa,
jest ona w nędzy...
 Ach, dałbyś pokój, panie Laurenty! Dziwię się, że możesz być tak łatwo-
wiernym! To nie nędza, panie, ale ambicja! ambicja! Chciałoby się czym bły-
snąć, zasłynąć, najwyższe miejsce w społeczeństwie zająć i zdobyć sobie tym
sposobem swobodę czynienia, co się podoba, i osłaniania wybryków swych
urojoną wyższością, kłamaną pracą! Księgarz wzruszył ramionami.
 Jesteś przecie literatem, panie Antoni, i powinien byś więcej coś wiedzieć
o kwestii wychowania i pracy kobiet...
131
Problemat  poważny problem, zagadnienie wielkiej wagi.
124
 Kwestia kobiet!  podskakując na krześle z rozrumienioną nagle twarzą i
pałającymi oczami wykrzyknął mężczyzna.  Czy wiesz pan, co to takiego, ta
kwestia kobiet?
Umilkł na chwilę, bo zasapany z wielkiego uniesienia zmuszonym był głę-
biej odetchnąć. Po chwili spokojniejszym już głosem dodał:  Na cóż ci
zresztą mówić mam, co myślę o tym przedmiocie. Przeczytaj moje artykuły.
 Czytałem, czytałem i bynajmniej nie zostałem nimi przekonany, aby...
 No! to jeśli mnie nie wierzysz  wpadł mu w mowę literat w grubych
okularach  nie będziesz przynajmniej lekceważył tego wszystkiego, co wy-
powiadają o tym powagi... wielkie powagi... Oto niedawno doktór Bischof132...
wiesz przecie, kto to Bischof?
 Bischof  rzekł księgarz  jest zapewne wielkim uczonym, ale oprócz tego,
że nadużywacie słów jego i przesadzacie ich znaczenie, nie sądzę, aby mógł
być wyrocznią skazującą tysiące nieszczęśliwych istot...
 Awanturnic!  przerwał znowu literat  wierz mi, że awanturnic tylko,
istot ambitnych, pysznych i pozbawionych moralności. Po co nam, proszę,
kobiety uczone, jak wyrażają się niektórzy, niezależne? Piękność, łagodność,
skromność, uległość i pobożność  oto są cnoty właściwe kobiecie, gospodar-
stwo domowe  oto zakres jej pracy, miłość dla męża  oto jedyna stosowna i
pożyteczna dla nich cnota! Prababki nasze...
W tej chwili weszło do księgarni parę osób, a opowiadanie o prababkach
zawisło niedokończone na otwartych, pulchnych ustach literata. Ale jakichże
silnych argumentów zaczerpnąłby on dla tylko co wygłoszonej swej teorii, jak
wiele mógłby nowego powiedzieć i napisać o ambicji i zazdrości wiodących
kobiety do przekraczania nakreślonych im przez naturę i wielkie powagi gra-
nic, gdyby mógł w tej chwili przeniknąć myśli idącej ulicą Marty!
Po wyjściu z księgarni była ona zrazu jakby ogłuszoną i onieczuloną. Nie
myślała o niczym i nie czuła nic. Pierwsza myśl przytomna, jaka powstała w
jej głowie, formowała się słowami:  Jacy oni szczęśliwi! Pierwszym uczuciem
budzącym się w niej wyraznie była  zazdrość.
Szła wtedy chodnikiem przeciwległym temu, za którym szerokie i wspa-
niałe swe budowy rozpościera Kazmirowski Pałac133. Na obszernym pałaco-
wym podwórzu roiły się młodzieńcze postacie z ożywionymi twarzami, w do-
stojnych ubiorach wychowańców uniwersytetu. Jedni z młodzieńców tych
trzymali pod ramieniem wielkie księgi w prostej oprawie lub bez oprawy,
zniszczone, na wpół podarte od używania, inni owijali w papier elastyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl