[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiązywało tu wiele przepisów porządkowych, lecz kierownictwo więzienia nie
miało kłopotów z ich egzekwowaniem. Jeśli któryś z osadzonych narozrabiał,
odsyłano go do więzienia o zaostrzonym rygorze, takim z drutami kolczastymi
i surowymi strażnikami.
Dlatego, jak przystało na więzniów federalnego zakładu karnego, tutejsi peni-
tencjariusze zachowywali się bardzo grzecznie i liczyli dni dzielące ich od wyjścia
na wolność.
Nigdy nie słyszano, żeby ktokolwiek zorganizował tu i rozwinął poważniejszą
działalność przestępczą  do chwili gdy do Trumble przybył Joe Roy Spicer.
Przed swoim upadkiem sędzia Spicer dużo słyszał o  Angoli , sprytnym szwindlu
nazwanym tak od cieszącego się ponurą sławą zakładu karnego w Luizjanie. Kilku
osadzonych tam więzniów nawiązało korespondencję z gejami na wolności, po
czym ich szantażowało  zanim wpadli, zdołali wyciągnąć od pedałków ponad
siedemset tysięcy dolarów.
Z Missisipi do Luizjany niedaleko, dlatego o  Angoli było głośno nawet w ro-
dzinnych stronach Spicera. Sędzia nigdy w życiu nie przypuszczał, że kiedyś ten
szwindel zmałpuje, ale któregoś dnia obudził się na więziennej pryczy i postano-
wił narżnąć każdego, kto mu się tylko nawinie.
Codziennie o pierwszej w południe spacerował po bieżni. Zwykle samotnie
i zwykle z paczką papierosów w kieszeni. Palenie rzucił dziesięć lat przed wpadką
i osadzeniem, ale teraz wypalał do dwóch paczek dziennie. Dlatego dużo chodził
 chciał w ten sposób zmniejszyć szkodliwy wpływ dymu na płuca. W ciągu
niecałych trzech lat, a dokładniej w ciągu trzydziestu czterech miesięcy, przeszedł
tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt siedem kilometrów i dwieście metrów. Zrzucił
ponad dziewięć kilogramów wagi, choć nie dzięki spacerom, jak utrzymywał: naj-
ważniejszą rolę odegrał w tej kwestii brak piwa, czyli ścisła prohibicja.
Miał za sobą prawie trzy lata spacerowania i nałogowego palenia, a przed sobą
dwadzieścia jeden miesięcy odsiadki.
Dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów  część pieniędzy, które podprowadził
z kasy klubu bingo  zakopał w ogródku. Dosłownie: zakopał je w ziemi. Kilka-
set metrów za domem, przy szopie z narzędziami  spoczywały w betonowym
sejfie własnej roboty, o którym żona nic nie wiedziała. Resztę, to znaczy około stu
osiemdziesięciu tysięcy, przepuścili wspólnie, chociaż federalni zdołali odzyskać
z tego połowę. Kupowali luksusowe samochody, latali pierwszą klasą do Las Ve-
gas i Nowego Orleanu, mieszkali w luksusowych apartamentach i wynajmowali
limuzyny, które obwoziły ich po kasynach.
31
Sędzia Spicer wyzbył się wszystkich marzeń oprócz jednego  pragnął zo-
stać zawodowym hazardzistą, zamieszkać w Las Vegas i bywać w kasynach, gdzie
by się go bano. Uwielbiał blackjacka i chociaż przegrał w tę grę górę pieniędzy,
wciąż głęboko wierzył, że któregoś dnia rozbije bank. Nie był jeszcze w kasynach
na Wyspach Karaibskich. Coraz więcej kasyn powstawało w Azji. Pragnął podró-
żować po świecie pierwszą klasą  z żoną lub bez żony  mieszkać w eksklu-
zywnych hotelach, zamawiać posiłki do pokoju i siać przerażenie wśród karciarzy
głupich na tyle, żeby zasiąść z nim do zielonego stolika.
Zamierzał wrócić do domu, wykopać łopatą dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów,
dodać je do zysków z  Angoli i przeprowadzić się do Vegas. Z żoną czy bez żony.
Ostatni raz odwiedziła go przed czterema miesiącami, chociaż przedtem bywała
w Trumble co trzy tygodnie. Często miewał nocne koszmary  przekopywała
w nich ogródek, szukając ukrytego skarbu. Był niemal całkowicie przekonany, że
żona nic o tych pieniądzach nie wie, mimo to dręczyły go wątpliwości. Wątpli-
wości całkiem uzasadnione, ponieważ na dwa dni przed wyjazdem do więzienia
schlał się na umór i chyba coś o nich wspomniał. Nie pamiętał co. Próbował sobie
przypomnieć, ale nie mógł. Za nic.
Zaliczywszy dwa kilometry, zapalił kolejnego papierosa. Cholera ją wie, mo-
że podłapała sobie jakiegoś gacha. Rita Spicer była kobietą dość atrakcyjną, tu
i ówdzie trochę za pulchną, ale za dziewięćdziesiąt tysięcy dolców każdy facet
przymknąłby na to oko. A jeśli naprawdę kogoś miała? Jeśli wykopali sejf i wła-
śnie przepuszczali jego pieniądze? Najgorszy i najczęściej powracający koszmar
przypominał scenę z kiepskiego horroru  ciemno, leje deszcz, a Rita i jej gach
kopią jak wariaci w ogródku. Dlaczego leje deszcz? Tego Spicer nie wiedział,
ale tamci zawsze kopali nocą, podczas strasznej burzy. Błyskały błyskawice, a on
widział, jak zawzięcie machają szpadlami, coraz bardziej zbliżając się do szopy.
Którejś nocy śniło mu się, że gach wjechał do ogródka wielkim buldożerem.
Jezdził po całej farmie, rozgarniając ziemię, a Rita stała z boku, wskazując szpa-
dlem, gdzie ma skręcić.
Joe Roy pragnął pieniędzy. Pożądał ich, czuł ich dotyk. Już dawno postanowił,
że będzie kradł i wymuszał ile wlezie, licząc dni do wyjścia na wolność. Tak,
wolność, łopata, skarb i wyjazd do Las Vegas. Nikt z mieszkańców rodzinnego
miasteczka nie będzie wytykał go palcami i szeptał:  To stary Spicer. Pewnie już
go wypuścili . Nie. Co to, to nie.
Będzie żył jak król. Z Ritą czy bez Rity.
Rozdział 4
Teddy Maynard spojrzał na wypełnione pigułkami buteleczki na krawędzi sto-
łu  wyglądały jak rząd małych katów gotowych uwolnić go od bólu na wieki.
 Dzwonił do trzeciej nad ranem  zameldował York; siedział naprzeciwko
niego z notatnikiem w ręku.  Do przyjaciół w Arizonie.
 To znaczy?
 Do Bobby ego Landera, Jima Gallisona, Richarda Hassela. Do tych sa-
mych, co zwykle: do swoich kasjerów.
 A do Dale a Wintera?
 Do niego też.  Pamięć Teddy ego zawsze go zdumiewała.
Maynard miał zamknięte oczy i masował sobie skronie. Gdzieś tam, w głębi
mózgu między skroniami, tkwiły nazwiska wszystkich przyjaciół Lake a, jego
współpracowników, powierników, speców od badania opinii publicznej i starych
nauczycieli ze szkoły średniej. Wszystkie spoczywały na odpowiednich półkach
i półeczkach, gotowe do natychmiastowego wykorzystania.
 Rozmawiali o czymś. . . niezwykłym?
 Nie, raczej nie. Lake zadawał pytania typowe dla każdego, kto chce zrobić
tak nieoczekiwany krok. Przyjaciele byli zaskoczeni, nawet zaszokowani i trochę
niechętni, ale na pewno go wesprą.
 Pytali o pieniądze?
 Oczywiście. Lake odpowiadał bardzo mętnie, lecz twierdził, że nie będzie
z nimi problemu. Reagowali dość sceptycznie.
 Nie wygadał się?
 Nie, absolutnie.
 Wie, że go podsłuchujemy. Myślisz, że uważał na słowa?
 Nie sądzę. Z biura telefonował jedenaście razy, z domu osiem. Komórki
nie używał.
 A faksy? E-maile?
 Też nie. Dwie godziny spędził z Schiarą, swoim. . .
 . . . szefem sztabu.
33 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl