[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szlochem, obejmując go mocno.
- Moja droga, co się z tobą dzieje? - szepnął i przytulił ją mocno do siebie.
Walsh chrząknął z dezaprobatą, lecz Jacinda nie zważała na niego.
Och, Billy, w końcu do tego doszło! Coś okropnego!
Do czego, kochanie? - spytał, unosząc jej podbródek końcami palców. Po krągłych
policzkach Jacindy spływały łzy.
Lizzie... - wybuchnęła. - Alec zrobił straszną rzecz!
Dobry Boże!
Chodz, wyjaśnię ci po drodze. Musimy do niej pójść. - Ujęła go za rękę i pociągnęła za
sobą. -Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie! - wyznała przerażona, gdy
137
wspólnie wspinali się po schodach. - Pakuje swoje rzeczy i mówi, że nas opuszcza.
Myślę, że jest gotowa to zrobić! Może ty potrafiłbyś ją uspokoić? - spytała z lękiem. -
Wiesz przecież, jak ona cię lubi.
- Oczywiście. Zrobię, co będę mógł.
Wsparła mu głowę o ramię.
Jesteś taki dobry! Boję się, że będę musiała powiedzieć o wszystkim Robertowi, choć
Lizzie nie pozwala mi pisnąć mu ani słowa!
Kochanie, ale co właściwie się stało? - spytał, starając się nie okazywać
zniecierpliwienia.
Jacinda przystanęła na szczycie schodów.
- Nie powiesz nikomu?
- Jasne, że nie. Chcę ci tylko pomóc.
- Wszystko przez Aleca! Prawda wyszła w końcu na jaw. Wcale nie złamał sobie kostki z
powodu zakładu! To coś o wiele poważniejszego. Nie chciał się nikomu przyznać, że
przegrał w karty o wiele więcej, niż mówił. Robert ograniczył mu pensję, więc poszedł do
jakiegoś nikczemnego lichwiarza i się zapożyczył. Kiedy jednak przyszło do spłacania
długu, nie był w stanie tego zrobić. Zażądał więc dłuższego terminu, ale lichwiarz
odmówił i nasłał na niego kilku zbirów, żeby wydusili z niego zapłatę. Złamali mu nogę.
To miało być ostrzeżenie, że jeśli nie zapłaci, następnym razem będzie musiał pożegnać
się z życiem.
Rackforda ogarnęła wściekłość.
- Proszę się nie martwić, milady. Zaraz się tym zajmę. Miewałem już do czynienia z
lichwiarzami. Wiem, jak sobie radzić z podobnymi nikczemnikami.
Zatrzymała go, kładąc mu łagodnie dłoń na ramieniu.
To jeszcze nie wszystko! - Chwyciła się z jękiem za głowę. Boże, skręciłabym mu kark
ze złości, że nie powiedział wszystkiego Robertowi ani blizniakom. Nic go bardziej nie
drażni niż konieczność proszenia braci o pomoc! Nawet Lizzie się nie przyznał. Zrobił to
dopiero zeszłego wieczoru, bo kiedy byliśmy w teatrze, sama ich zobaczyła i usłyszała,
jak mu grożą. Przyszli żądać od niego spłaty długu.
Tutaj, do pałacu?! - spytał półgłosem, blednąc z gniewu na samą myśl o
niebezpieczeństwie, na jakie wystawieni byli obie dziewczęta i mały Morley
Jacinda przytaknęła.
Lizzie mówi, że podeszli pod samą bramę. Siedziała z Alekiem na werandzie i grała z
nim w wista, kiedy pojawili się tam i zaczęli mu urągać przez kratę. Udało mu się ich
pozbyć, ale Lizzie zażądała od niego wyjaśnień. Była wprost nieprzytomna ze strachu,
bo grozili mu śmiercią. Dopiero wtedy wyjawił, w jakich opałach się znalazł.
Przypuszczam, że Lizzie natychmiast zawiadomiła o wszystkim księcia?
Nie. Alec zmusił ją do zachowania sekretu. Lizzie nigdy by nie złamała słowa, a już
zwłaszcza danego Alecowi. Następnego dnia poszła do Roberta i poprosiła, żeby wolno
jej było podjąć wszystkie pieniądze pozostawione przez ojca, bo zamierza zrobić coś, o
czym myślała od lat. Chce kupować stare, rzadkie książki i poddawać je konserwacji, a
potem sprzedawać bibliofilom. Powiedziała mu, że na początek kupi jakieś stare,
średniowieczne manuskrypty czy coś w tym rodzaju. W każdym razie Robert dokładnie ją
138
wypytał i zadowolony z odpowiedzi, zgodził się przekazać jej odpowiednie dokumenty,
mimo że Lizzie skończy dwadzieścia jeden lat dopiero we wrześniu. Niedużo tego było,
ale... - oczy Jacindy znów napełniły się łzami - oddała wszystko Alecowi, żeby ratować
mu życie.
A on znów wszystko przegrał?
Nie. Chyba z początku nie chciał nawet wziąć od niej tych pieniędzy, ale w końcu to
zrobił. Lizzie mówiła, że dała mu je rano o dziesiątej. Nie pokazywał się aż do
następnego ranka. Pózniej zajrzał tutaj i znów wyszedł. W końcu wyznał, że nie jest w
stanie uczynić czegoś takiego.
Nie dziwię mu się - mruknął Rackford. Byłby to przecież dyshonor dla każdego
mężczyzny. - Oddał jej te pieniądze? Może znalazł inny sposób spłacenia lichwiarza?
Mógłbym mu pomóc...
Och, znalazł sposób, oczywiście. - Jacinda zbladła i odwróciła wzrok. - Alec... to znaczy...
- Policzki Jacindy z bladych stały się czerwone.
No mów...
Po chwili, z bólem, spojrzała na niego ponownie.
- Długi mojego brata spłaciła lady Campion - wyszeptała. - Och, Billy, tego dnia, gdy
zwrócił Lizzie pieniądze, powiedział jej otwarcie, że spędził z baronessą noc i że będzie
ją nadal odwiedzał... w najbliższej przyszłości.
- Jak Lizzie to przyjęła? -Jest zdruzgotana.
Objął ją i przytulił, kiedy się rozszlochała. Trzymał ją przez chwilę w objęciach, a potem
ostrożnie pocałował we włosy.
- Chodzmy do niej.
Jacinda kiwnęła głową, pociągając nosem. Po drodze Rackford zastanawiał się, czy w
ogóle można było coś jeszcze zrobić w tej sprawie.
W końcu Alec nie ukrywał niczego przed Lizzie, sam powiedział jej prawdę. Mimo całego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
szlochem, obejmując go mocno.
- Moja droga, co się z tobą dzieje? - szepnął i przytulił ją mocno do siebie.
Walsh chrząknął z dezaprobatą, lecz Jacinda nie zważała na niego.
Och, Billy, w końcu do tego doszło! Coś okropnego!
Do czego, kochanie? - spytał, unosząc jej podbródek końcami palców. Po krągłych
policzkach Jacindy spływały łzy.
Lizzie... - wybuchnęła. - Alec zrobił straszną rzecz!
Dobry Boże!
Chodz, wyjaśnię ci po drodze. Musimy do niej pójść. - Ujęła go za rękę i pociągnęła za
sobą. -Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie! - wyznała przerażona, gdy
137
wspólnie wspinali się po schodach. - Pakuje swoje rzeczy i mówi, że nas opuszcza.
Myślę, że jest gotowa to zrobić! Może ty potrafiłbyś ją uspokoić? - spytała z lękiem. -
Wiesz przecież, jak ona cię lubi.
- Oczywiście. Zrobię, co będę mógł.
Wsparła mu głowę o ramię.
Jesteś taki dobry! Boję się, że będę musiała powiedzieć o wszystkim Robertowi, choć
Lizzie nie pozwala mi pisnąć mu ani słowa!
Kochanie, ale co właściwie się stało? - spytał, starając się nie okazywać
zniecierpliwienia.
Jacinda przystanęła na szczycie schodów.
- Nie powiesz nikomu?
- Jasne, że nie. Chcę ci tylko pomóc.
- Wszystko przez Aleca! Prawda wyszła w końcu na jaw. Wcale nie złamał sobie kostki z
powodu zakładu! To coś o wiele poważniejszego. Nie chciał się nikomu przyznać, że
przegrał w karty o wiele więcej, niż mówił. Robert ograniczył mu pensję, więc poszedł do
jakiegoś nikczemnego lichwiarza i się zapożyczył. Kiedy jednak przyszło do spłacania
długu, nie był w stanie tego zrobić. Zażądał więc dłuższego terminu, ale lichwiarz
odmówił i nasłał na niego kilku zbirów, żeby wydusili z niego zapłatę. Złamali mu nogę.
To miało być ostrzeżenie, że jeśli nie zapłaci, następnym razem będzie musiał pożegnać
się z życiem.
Rackforda ogarnęła wściekłość.
- Proszę się nie martwić, milady. Zaraz się tym zajmę. Miewałem już do czynienia z
lichwiarzami. Wiem, jak sobie radzić z podobnymi nikczemnikami.
Zatrzymała go, kładąc mu łagodnie dłoń na ramieniu.
To jeszcze nie wszystko! - Chwyciła się z jękiem za głowę. Boże, skręciłabym mu kark
ze złości, że nie powiedział wszystkiego Robertowi ani blizniakom. Nic go bardziej nie
drażni niż konieczność proszenia braci o pomoc! Nawet Lizzie się nie przyznał. Zrobił to
dopiero zeszłego wieczoru, bo kiedy byliśmy w teatrze, sama ich zobaczyła i usłyszała,
jak mu grożą. Przyszli żądać od niego spłaty długu.
Tutaj, do pałacu?! - spytał półgłosem, blednąc z gniewu na samą myśl o
niebezpieczeństwie, na jakie wystawieni byli obie dziewczęta i mały Morley
Jacinda przytaknęła.
Lizzie mówi, że podeszli pod samą bramę. Siedziała z Alekiem na werandzie i grała z
nim w wista, kiedy pojawili się tam i zaczęli mu urągać przez kratę. Udało mu się ich
pozbyć, ale Lizzie zażądała od niego wyjaśnień. Była wprost nieprzytomna ze strachu,
bo grozili mu śmiercią. Dopiero wtedy wyjawił, w jakich opałach się znalazł.
Przypuszczam, że Lizzie natychmiast zawiadomiła o wszystkim księcia?
Nie. Alec zmusił ją do zachowania sekretu. Lizzie nigdy by nie złamała słowa, a już
zwłaszcza danego Alecowi. Następnego dnia poszła do Roberta i poprosiła, żeby wolno
jej było podjąć wszystkie pieniądze pozostawione przez ojca, bo zamierza zrobić coś, o
czym myślała od lat. Chce kupować stare, rzadkie książki i poddawać je konserwacji, a
potem sprzedawać bibliofilom. Powiedziała mu, że na początek kupi jakieś stare,
średniowieczne manuskrypty czy coś w tym rodzaju. W każdym razie Robert dokładnie ją
138
wypytał i zadowolony z odpowiedzi, zgodził się przekazać jej odpowiednie dokumenty,
mimo że Lizzie skończy dwadzieścia jeden lat dopiero we wrześniu. Niedużo tego było,
ale... - oczy Jacindy znów napełniły się łzami - oddała wszystko Alecowi, żeby ratować
mu życie.
A on znów wszystko przegrał?
Nie. Chyba z początku nie chciał nawet wziąć od niej tych pieniędzy, ale w końcu to
zrobił. Lizzie mówiła, że dała mu je rano o dziesiątej. Nie pokazywał się aż do
następnego ranka. Pózniej zajrzał tutaj i znów wyszedł. W końcu wyznał, że nie jest w
stanie uczynić czegoś takiego.
Nie dziwię mu się - mruknął Rackford. Byłby to przecież dyshonor dla każdego
mężczyzny. - Oddał jej te pieniądze? Może znalazł inny sposób spłacenia lichwiarza?
Mógłbym mu pomóc...
Och, znalazł sposób, oczywiście. - Jacinda zbladła i odwróciła wzrok. - Alec... to znaczy...
- Policzki Jacindy z bladych stały się czerwone.
No mów...
Po chwili, z bólem, spojrzała na niego ponownie.
- Długi mojego brata spłaciła lady Campion - wyszeptała. - Och, Billy, tego dnia, gdy
zwrócił Lizzie pieniądze, powiedział jej otwarcie, że spędził z baronessą noc i że będzie
ją nadal odwiedzał... w najbliższej przyszłości.
- Jak Lizzie to przyjęła? -Jest zdruzgotana.
Objął ją i przytulił, kiedy się rozszlochała. Trzymał ją przez chwilę w objęciach, a potem
ostrożnie pocałował we włosy.
- Chodzmy do niej.
Jacinda kiwnęła głową, pociągając nosem. Po drodze Rackford zastanawiał się, czy w
ogóle można było coś jeszcze zrobić w tej sprawie.
W końcu Alec nie ukrywał niczego przed Lizzie, sam powiedział jej prawdę. Mimo całego [ Pobierz całość w formacie PDF ]