[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co z tego? - rzuciła zirytowana. - Do diabła, to nie twoja sprawa!
Jakie znaczenie ma rana postrzałowa czy obrażenia po pobiciu? Rany
fizyczne albo zabijają, albo dają się wyleczyć. To rany niewidzialne bolą
wiecznie. Rany zadane słowami i czynami. Teraz wiedziała o tym nadto dobrze.
Nick zadał jej ból większy, niż mógłby to zrobić oszalały narkoman. I w ogóle
się tym nie przejął!
- 44 -
S
R
Wyjęła pudełka chłodzące, by włożyć je z powrotem do lodówki,
wepchnęła torby do szafy i pospiesznie ją zamknęła. Zdawała sobie sprawę, że
musi szybko od niego odejść, zanim straci resztki panowania nad sobą.
Kiedy się odwróciła, zobaczyła pełen zdziwienia wyraz jego twarzy. Coś
w jego uważnym spojrzeniu sprawiło, że straciła oddech i na chwilę się
zawahała. Podniósł ręce, jakby chciał jej dotknąć, ale wtedy zabrzmiał od drzwi
wesoły głos:
- Wszystko dobrze? Zamknęłaś już bagaż? Odwróciła się. Magiczny
moment minął.
- Wszystko dobrze, Bob - powtórzyła jak echo i pomachała ręką do
stojącego w drzwiach strażnika. - Za parę minut jedziemy. - Odwróciła się do
Nicka. - Ochrona lotniska widzi, że lądujemy i zawsze ktoś podjeżdża do
hangaru, żeby sprawdzić, czy nie dzieje się nic złego - wyjaśniła chłodno. - Czy
cię to uspokaja?
Patrzył na nią ze zmarszczonym czołem, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Chodz! - mruknęła, kiedy schowała już resztę ekwipunku. - Poznacie się
z Bobem. Z czasem poznasz wszystkich.
Kiedy jednak Nick szedł za nią po wyjściu z hangaru, znowu poczuła, jak
działa na jej zmysły świadomość jego obecności.
- Czy Jack ci mówił, że mieszkam u niego, dopóki nie znajdę sobie
jakiegoś odpowiedniego lokum? - spytał w samochodzie.
To pytanie wyrwało ją z zamyślenia.
- Tak - odparła, skręcając na drogę prowadzącą do Esplanady i Bay
Towers.
Woda zatoki lśniła jak rtęć i na tle tego blasku półkole stałego lądu stało
się kompletnie czarne. Usłyszała, jak Nick wzdycha, widząc niespodziewane
piękno tego miejsca i zobaczyła, jak odwraca ku niej głowę, by dzielić z nią
zachwyt.
- 45 -
S
R
Dzielić i uczynić tę chwilę jeszcze piękniejszą, jeszcze bardziej pamiętną,
jeszcze bardziej rzeczywistą i znaczącą.
Do diabła z nim, pomyślała. Podjechała do szlabanu i wsunęła kartę Jacka
do skrzynki kontrolnej. Przez cały czas jednak nie przestała przeklinać Nicka w
myśli. Nauczył mnie dostrzegać cuda przyrody, przerwał mój gorączkowy bieg
przez życie i skłonił do poświęcenia czasu na patrzenie i docenianie tego, co jest
wokół. A potem odszedł i skazał mnie na to, żebym oglądała to wszystko sama -
co jest karą dużo gorszą, niż gdybym nigdy tego wszystkiego nie zobaczyła.
Zaparkowała samochód i poszła do windy, kiedy jednak na nią czekali,
poczuła, jak stopniowo gniew jej mija i jak zastępuje go znowu świadomość, że
niewidzialna sieć przyciąga ją do Nicka.
- To zdumiewające, z jaką łatwością ciało potrafi ignorować polecenia
umysłu - rzekł nieoczekiwanie.
Te słowa były echem jej własnych myśli, wiedziała jednak, że musi im
zaprzeczyć.
- Masz jakieś kłopoty z ciałem? - zapytała spokojnie, wchodząc do windy
i odwracając się do Nicka z przyklejonym do twarzy obojętnym uśmiechem.
- Ogromne! - odparł poważnie. Nie odrywając wzroku od jej oczu,
przysuwał się do niej coraz bliżej. - A to twoje skrzyżowanie ramion wyraznie
mówi o postawie defensywnej - dodał, będąc już tak blisko, że prawie jej
dotykał.
Opuściła ręce, ale nie ugięła się pod jego wzrokiem.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że skoro przestałeś mnie kochać, to moje ciało
nic już dla ciebie nie znaczy - przypomniała mu, uznawszy, że najlepszą obroną
jest atak.
- Może kłamałem - wyszeptał i przysunął się do niej tak blisko, że ich
ciała się zetknęły. Ten kontakt palił jak płomień przez materiał jej ubrania i
szorstkie, bawełniane płótno jego koszuli. Zmysły wywoływały w niej drżenie
pragnienia.
- 46 -
S
R
Kłamał mówiąc, że go nie pociągam czy mówiąc, że mnie nie kocha? -
zastanawiała się, szukając słów, które mogłyby obronić ją przed dotykiem jego
ciała.
Uratowały ją otwierające się drzwi windy. Szybko wyszła na korytarz
trzeciego piętra.
- Jack mieszka dwa piętra wyżej - rzuciła ostro, widząc, że Nick idzie za
nią.
- Ale ja nie mam klucza - oznajmił tak sugestywnie, że ogarnęła ją
gorączkowa panika.
- No cóż, u mnie nie możesz czekać - rzekła nerwowo, zmierzając ku
drzwiom swego mieszkania i odwracając się do nich tyłem, jakby broniąc ich
przed atakiem.
- Nie! - zgodził się, podchodząc tak blisko, że dzieliło ich tylko kilka
centymetrów. - Peter mógłby nie być zadowolony z mojego przyjścia, prawda?
Zbliżył ku niej głowę i przez moment myślała, że chce ją pocałować.
Wstrzymała oddech, pragnąc, by to się stało, a jednocześnie gardząc sobą za
słabość.
- Wezmę tylko te klucze!
Wyjął kluczyki od samochodu Jacka z jej niczego nie czujących palców i
wrócił do windy.
Poczuła, że uginają się pod nią kolana. I kiedy drzwi windy zamknęły się
za nim, przestała walczyć ze słabością i osunęła się na podłogę. Nie zdawała
sobie sprawy, że jest na kolanach, w klasycznej pozie modlitwy, kiedy błagała
bogów, by pomogli jej odzyskać kontrolę nad życiem.
Nick pojechał na swoje piętro, ale nie oddaliło go to od ogromnego
zamętu, jaki towarzyszył mu podczas całej jazdy. Wciąż miał w oczach obraz tej
fantastycznie zbudowanej kobiety w sukni koloru płomienia, w jakiej pojawiła
się na przyjęciu.
- 47 -
S
R
Uznał, że ta analogia bardzo pasuje do sytuacji, bo Allysha zawsze
kojarzyła mu się z płonącym ogniem. Nie tylko wywoływała w jego ciele
płomień pożądania, ale i jej kapryśny sposób bycia miał w sobie coś z
migotliwej niekonsekwencji ognia - jej entuzjazm to przygasał, to znów się
rozpalał, gdy z maniakalną desperacją usiłowała wypełnić każdą chwilę swego
istnienia tym, co i ona, i jej przyjaciele nazywali  zabawą".
Próbował niegdyś schwycić ten płomień, ogrzać się przy nim i zatrzymać
go na zawsze w swych dłoniach - ale się poparzył.
Westchnął i wyszedł z windy, zmuszając się do myślenia o pacjentach,
których przywiezli do miasteczka - do myślenia o czymkolwiek, byle nie o
Allyshy.
Nie spała już, ale kręciła się sennie po mieszkaniu, kiedy o jedenastej
następnego dnia zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Otworzywszy je, ujrzała Petera. Miał karton mleka w jednej ręce i coś, co
wyglądało na paczkę holenderskich ciastek w drugiej, a pod pachą trzymał
niedzielną gazetę - i wyglądał, jakby wracał z szybkiego wypadu po zakupy.
- Lubię kawę z mlekiem, więc przyniosłem je z sobą na wypadek, gdybyś
nie miała - oznajmił takim tonem, jakby to całkowicie wyjaśniało jego obecność
na progu jej mieszkania.
- Ale...
- Pomyślałem, że powinienem zajrzeć i zobaczyć, jak ci poszło w nocy -
dodał, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. - Pomyślałem też, że
może chciałabyś z kimś porozmawiać, więc jako nowo mianowany przyjaciel
przyszedłem zaproponować swe usługi.
Uśmiechnęła się i znowu kiwnęła głową, przyznając w myślach, że
istotnie, zadowolona jest z towarzystwa - chociaż nie była pewna, czy tak
bardzo zależy jej na  porozmawianiu".
- Nastawię kawę dla nas obojga - powiedziała, prowadząc go do kuchni i
sięgając po dzbanek na przyniesione przez niego mleko. - Skończyliśmy
- 48 -
S
R
wczoraj bardzo pózno, a może nawet nad ranem, i nie wzięłam jeszcze porannej
dawki kofeiny. Przywiezliśmy dwóch pacjentów; po Castleford polecieliśmy
jeszcze na Herd.
- Wiem, Jack mi mówił. Spotkałem go na dole - jego i tego nowego. Szli
na śniadanie, ale Nick tak się zmarszczył na mój widok, że nie czułem żadnej
pokusy, żeby zaprosić ich do nas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl