[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kręgosłupa. Nieistniejące jest niesłyszalne. Takie sukienki mogą się poniewierać w rynsztoku.
1 z pewnością nie wolno nam marnować czasu na wysiłki, które oddalają nas od celu.
Repetytywność zdarzeń powinna zniechęcać do ponawiania tych samych prób. Jakże tępy okazuje
się człowiek, który przegrywa w nieskończoność tę samą sprawę. Porażka to nie jest powód do
dumy. Trzeba mieć siebie w mocy, aby móc sobie na nią pozwolić choć raz, gdyż w przeciwnym
razie uznać należy, że skazani jesteśmy na nią dożywotnio. Jakże nieszczęśliwy i slaby jest ten, kto
nie zaznał porażki. Jakże witalni są ci. którzy nie wierzą w wygraną, a wygrywają. Cesarz od
niechcenia brzmi jednak niewiarygodnie. A przecież, gdyby dobrze się nad tym zastanowić,
największe zwycięstwa są po stronie tych, którzy podjęli próbę tak wielką, że szaleństwem byłoby
wierzyć w jej powodzenie. Jakże bardziej heroiczny byłby Syzyf przygnieciony głazem, swoim
dożywotnim jarzmem, przerastającym jego siły, a jednak poddany próbie? To jednak w helleńskiej
popkulturze było nie do pomyślenia. Mitologia nie różni się niczym od superprodukcji
hollywoodzkiej wytwórni.
Greccy bogowie nie istnieli. Istniały przyczyny, dla których powinni oni byli istnieć. Potrzebujemy
czasami mglistych usprawiedliwień, gdy ratio okazuje się bezsilne. Potrzebujemy tych przykładów
nieustających wysiłków. aby nie poddać się niszczycielskiemu fatum. Ale to nie oznacza, że nasz
oręż stanowić powinna nadzieja. Ona jest cykutą siły, a nabieramy się na jej zabójczy skład, gdyż
smakuje wys'mienicie. Zbroja błyszczy świadomością. Zabijamy naszą wolą mocy. Próba
ostateczna jest najlepszą taktyką. Ta sama próba podjęta ponownie jest oznaką niemocy. Przegranie
tysiąca bitew na różnych polach walki jest o wiele więcej warte niż przegranie w tym samym
miejscu dwukrotnie. Kamień, który nie potrafi zabić, niewart jest wysiłku podnoszenia. Człowiek,
który boi się śmierci, nie ma w sobie mocy. Kto nie potrafi zabić, ten nie powinien żyć. Już lepiej,
aby zabiła go doktryna dobroduszności lub encyklika przebaczania.
Jednak na mit o człowieku znudzonym już tym ciągłym wtaczaniem owalnego głazu na wzgórze
pokuty i ciągłym jego spadaniem tuż przed osiągnięciem wierzchołka, potrzeba ludzkości nowej
epoki. Ale ona nadejdzie. 1 to już wkrótce. A wtedy stanie się to, co stało się z instrukcjami
nakręcania zegarków w momencie pojawienia się małej baterii, serca elektronicznych mierników
czasu. Choć i tak nikt nie zwracał na nie wcześniej uwagi, nie przeszkadzały zbytnio, można by
rzec, to dokonano ich spektakularnej egzekucji. Czas nie potrzebuje tego ceremoniału pokrętła. Tak
jak i my do życia nie potrzebujemy upartych kamieni.
Od tych wszystkich myśli, które dzwięczały w moich uszach po spotkaniu Zacka, rozbolała mnie
głowa. Postanowiłem odprężyć się w zacisznym kącie restauracji Sanki Petersburgii, która jako
jedna z nielicznych była otwarta nawet w Wigilię. Lubiłem ją od dawna i bywałem w niej dosyć
często. I to zarówno w czasach, gdy stołując się tam, popełniałem finansowe samobójstwa, jak i
teraz, kiedy jestem człowiekiem zaopatrzonym w całkiem sporą gotówkę. Liczyłem bardzo na
gitarowe ballady odgrywane tam czasami przez rosyjskich emigrantów. Koiły mnie i często
wprowadzały w lepszy nastrój.
Nie było tłoku i mogłem zająć moje ulubione miejsce. Obrus, na którym próżno szukać śladów
ostatniego klienta, wdzięczył się słowiańskimi ornamentami, wyszytymi tak misternie, jak
charakterystyki postaci tytanów słowiańskiej literatury. Ekskluzywne wnętrze dodawało temu
miejscu pewnej intrygi. Nigdy nie byłem pewien, czy jest ono przeznaczone dla uczciwych
utracjuszy czy też dla ciężko pracujących gangsterów. Wolne było jednak od najtańszych kobiet
świata z rodowodami zakorzenionymi w mocarstwie radzieckim, które zamieniło się po jego
rozpadzie w skundlone stado ujadających republik, kopulujących między sobą, aby płodzić jakieś
pokraczne mutacje. Właśnie za to i za rewelacyjną kuchnię ceniłem to miejsce. Ono przypominało
lata świetności kultury wyrosłej bliżej wschodzącego Słońca.
Dzisiaj jednak, nie wiedzieć dlaczego, drażniły mnie te złote ornamenty dekoracyjnych detali,
ciężkie, bordowe aksamitne kotary, sugerujące przepych i dostojne, kunsztowne meble, nadające
się równie dobrze do mocno zakrapianej imprezy, podczas której opowiada się rubaszne żarty, jak i
do romantycznej kolacji dla pary poddanej presji animalnego przymusu kopulacyjnego. Chciałem
coś zjeść w pierwszej chwili, ale obawiałem się, że wyśmienity smak serwowanych tutaj potraw [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
kręgosłupa. Nieistniejące jest niesłyszalne. Takie sukienki mogą się poniewierać w rynsztoku.
1 z pewnością nie wolno nam marnować czasu na wysiłki, które oddalają nas od celu.
Repetytywność zdarzeń powinna zniechęcać do ponawiania tych samych prób. Jakże tępy okazuje
się człowiek, który przegrywa w nieskończoność tę samą sprawę. Porażka to nie jest powód do
dumy. Trzeba mieć siebie w mocy, aby móc sobie na nią pozwolić choć raz, gdyż w przeciwnym
razie uznać należy, że skazani jesteśmy na nią dożywotnio. Jakże nieszczęśliwy i slaby jest ten, kto
nie zaznał porażki. Jakże witalni są ci. którzy nie wierzą w wygraną, a wygrywają. Cesarz od
niechcenia brzmi jednak niewiarygodnie. A przecież, gdyby dobrze się nad tym zastanowić,
największe zwycięstwa są po stronie tych, którzy podjęli próbę tak wielką, że szaleństwem byłoby
wierzyć w jej powodzenie. Jakże bardziej heroiczny byłby Syzyf przygnieciony głazem, swoim
dożywotnim jarzmem, przerastającym jego siły, a jednak poddany próbie? To jednak w helleńskiej
popkulturze było nie do pomyślenia. Mitologia nie różni się niczym od superprodukcji
hollywoodzkiej wytwórni.
Greccy bogowie nie istnieli. Istniały przyczyny, dla których powinni oni byli istnieć. Potrzebujemy
czasami mglistych usprawiedliwień, gdy ratio okazuje się bezsilne. Potrzebujemy tych przykładów
nieustających wysiłków. aby nie poddać się niszczycielskiemu fatum. Ale to nie oznacza, że nasz
oręż stanowić powinna nadzieja. Ona jest cykutą siły, a nabieramy się na jej zabójczy skład, gdyż
smakuje wys'mienicie. Zbroja błyszczy świadomością. Zabijamy naszą wolą mocy. Próba
ostateczna jest najlepszą taktyką. Ta sama próba podjęta ponownie jest oznaką niemocy. Przegranie
tysiąca bitew na różnych polach walki jest o wiele więcej warte niż przegranie w tym samym
miejscu dwukrotnie. Kamień, który nie potrafi zabić, niewart jest wysiłku podnoszenia. Człowiek,
który boi się śmierci, nie ma w sobie mocy. Kto nie potrafi zabić, ten nie powinien żyć. Już lepiej,
aby zabiła go doktryna dobroduszności lub encyklika przebaczania.
Jednak na mit o człowieku znudzonym już tym ciągłym wtaczaniem owalnego głazu na wzgórze
pokuty i ciągłym jego spadaniem tuż przed osiągnięciem wierzchołka, potrzeba ludzkości nowej
epoki. Ale ona nadejdzie. 1 to już wkrótce. A wtedy stanie się to, co stało się z instrukcjami
nakręcania zegarków w momencie pojawienia się małej baterii, serca elektronicznych mierników
czasu. Choć i tak nikt nie zwracał na nie wcześniej uwagi, nie przeszkadzały zbytnio, można by
rzec, to dokonano ich spektakularnej egzekucji. Czas nie potrzebuje tego ceremoniału pokrętła. Tak
jak i my do życia nie potrzebujemy upartych kamieni.
Od tych wszystkich myśli, które dzwięczały w moich uszach po spotkaniu Zacka, rozbolała mnie
głowa. Postanowiłem odprężyć się w zacisznym kącie restauracji Sanki Petersburgii, która jako
jedna z nielicznych była otwarta nawet w Wigilię. Lubiłem ją od dawna i bywałem w niej dosyć
często. I to zarówno w czasach, gdy stołując się tam, popełniałem finansowe samobójstwa, jak i
teraz, kiedy jestem człowiekiem zaopatrzonym w całkiem sporą gotówkę. Liczyłem bardzo na
gitarowe ballady odgrywane tam czasami przez rosyjskich emigrantów. Koiły mnie i często
wprowadzały w lepszy nastrój.
Nie było tłoku i mogłem zająć moje ulubione miejsce. Obrus, na którym próżno szukać śladów
ostatniego klienta, wdzięczył się słowiańskimi ornamentami, wyszytymi tak misternie, jak
charakterystyki postaci tytanów słowiańskiej literatury. Ekskluzywne wnętrze dodawało temu
miejscu pewnej intrygi. Nigdy nie byłem pewien, czy jest ono przeznaczone dla uczciwych
utracjuszy czy też dla ciężko pracujących gangsterów. Wolne było jednak od najtańszych kobiet
świata z rodowodami zakorzenionymi w mocarstwie radzieckim, które zamieniło się po jego
rozpadzie w skundlone stado ujadających republik, kopulujących między sobą, aby płodzić jakieś
pokraczne mutacje. Właśnie za to i za rewelacyjną kuchnię ceniłem to miejsce. Ono przypominało
lata świetności kultury wyrosłej bliżej wschodzącego Słońca.
Dzisiaj jednak, nie wiedzieć dlaczego, drażniły mnie te złote ornamenty dekoracyjnych detali,
ciężkie, bordowe aksamitne kotary, sugerujące przepych i dostojne, kunsztowne meble, nadające
się równie dobrze do mocno zakrapianej imprezy, podczas której opowiada się rubaszne żarty, jak i
do romantycznej kolacji dla pary poddanej presji animalnego przymusu kopulacyjnego. Chciałem
coś zjeść w pierwszej chwili, ale obawiałem się, że wyśmienity smak serwowanych tutaj potraw [ Pobierz całość w formacie PDF ]