[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Płocku podobnie zabezpieczona była tylko biblioteka Towarzystwa Naukowego
Płockiego.
Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem. Doktor Hreczkowski.
- Idę się przejść po mieście, mo\e chcesz się przyłączyć?
- Z przyjemnością.
***
Dość szybko dotarliśmy do białego kościoła ukrytego za murem.
- Tu mają siedzibę mariawici - wyjaśnił. - To, zdaje się, ich główna świątynia.
- Słyszałem o nich kiedyś - poskrobałem się po głowie. - To zdaje się był
zakon, który oderwał się do Kościoła?
- Niezupełnie. W 1887 Felicjana Kozłowska zało\yła tu, w Płocku,
nieformalny zakon \eński: Zgromadzenie Sióstr Ubogich pod wezwaniem świętej
Klary. W 1893 roku prze\yła rzekomo objawienie. Zgromadzeniem zaopiekowało się
kilku księ\y, na ich czele stał Jan Kozłowski. W 1904 roku udali się na pielgrzymkę
do Rzymu, by uzyskać aprobatę papie\a Piusa X. Ten jednak, zbadawszy sprawę,
przekazał ją Zwiętemu Oficjum...
- Czyli inkwizycji - mruknąłem.
- Właśnie. Dopatrzono się wielu niebezpiecznych odstępstw od doktryny
katolickiej. Objawienia zało\ycielki uznano za halucynacje. Nakazano rozwiązać
zgromadzenie, a wobec oporu nało\ono ekskomunikę na przywódców. Od tamtej pory
mariawici tworzą odrębny kościół...
- Ilu ich jest?
- Około trzydziestu tysięcy...
Tymczasem doszliśmy do kościoła farnego.
- A to dawne spichrze - archeolog wskazał gestem dwa przysadziste budynki,
otynkowane na biało. Jeden stał równolegle do ulicy, drugi prostopadle.
- Muzeum Wsi Mazowieckiej - odczytałem tabliczkę na tym bli\ej.
- Owszem. Jest tu niezła kolekcja etnograficzna. Ale nas bardziej interesuje
ten drugi. W środku mieści się archiwum powiatowe, dawniej wojewódzkie. Mo\na
tam wygrzebać sporo ciekawych dokumentów, aczkolwiek raczej nic, co pomogłoby
nam w pracy...
Jeszcze kilka kroków i znalezliśmy się przed Małachowianką.
- Idąc na południe posuwamy się coraz dalej w głąb czasu - powiedział w
zadumie. -Znasz historię tej szkoły?
- Wiem tylko, \e to najstarsze liceum w Polsce. A właściwie nawet nie liceum,
a szkoła działająca nieprzerwanie, jak słyszałem, od około ośmiuset lat.
- Owszem. Spójrz, ta ceglana część to kolegiata pod wezwaniem świętego
Michała. Większa część tych murów pochodzi z XVI wieku, ale wewnątrz, podczas
prac badawczych, natrafiono na fundamenty absyd romańskich z XIII i XIV wieku,
oraz fundament kwadratowej wie\y z XV stulecia... Pierwsza wzmianka o szkole
istniejącej przy kolegiacie pochodzi z roku 1180.
Wzdłu\ muru kolegiaty ciągnął się wykop.
- To te\ nasza działka? - zainteresowałem się.
- Nie, to wykop pod jakiś kabel przyłączeniowy. Teren był ju\ zbadany
archeologicznie... - gestem wskazał granitowy głaz z wyrytym krzy\em i napisem:
Mieszkańcy Płocka XII-XVII w. .
Przeszliśmy dalej, mijając nowoczesny budynek szkoły.
- Początkowo szkołą opiekowali się benedyktyni, ale w XVII wieku przejęli ją
jezuici - podjął wykład. - Uczono tu łaciny, filozofii oraz retoryki, a liczba uczniów
wahała się od 350 do 400.
- To bardzo du\o - stwierdziłem z zaskoczeniem.
- Zwłaszcza \e i Płock liczył wtedy około 5000 mieszkańców. Mo\na
powiedzieć, \e miasto, podobnie jak stare ośrodki uniwersyteckie na Zachodzie, \yło
z uczniów. Mazowiecka szlachta posyłała tu swoich synów, którym trzeba było
zapewnić stancje, rozrywki, wy\ywienie... A przy tym nie była to wówczas jedyna
szkoła w mieście. Naukę rozpoczynano tu, u świętego Michała, po jej ukończeniu
absolwenci trafiali do nieistniejącej ju\ szkoły świętego Bartłomieja, a z niej do
szkoły zamkowej. Obecnie liceum nie odgrywa ju\ takiej roli... Dziś miasto \yje z
Petrochemii.
- Ciekawe, jak to jest, gdy się uczęszcza do szkoły z takimi tradycjami? -
poskrobałem się po głowie.
- Najlepsi uczniowie otrzymują co roku złote medale z napisem Diligente . A
poza tym wszystko chyba jest jak gdzie indziej, choć Małachowianką ma, z tego co
wiem, bardzo wysokie notowania. Ponad 80% maturzystów zdobywa potem
wykształcenie wy\sze...
Wyszliśmy na plac Narutowicza i uliczką Tumską podą\yliśmy do zamku. Od
wschodu widać było kawałek muru z granitowych bloków, częściowo wystającego z
ceglanej ściany warowni.
- Palatium - wyjaśnił. - To pozostałości pałacu, z czasów, przypuszczalnie,
Władysława Hermana, choć tradycja przypisuje go Bolesławowi Krzywoustemu...
Gdzieś w tym zamku, w bibliotece muzeum, znajduje się zielnik Symeona
Syreniusa - pomyślałem. Jak Vytautas dostanie się do środka?
Dotarliśmy do katedry. Solidne mury wzniesiono z obrobionych, granitowych
bloków.
- Pomyśl, Pawle, ile trzeba było zwiezć tych polodowcowych kamieni i ilu
kamieniarzy trudziło się miesiącami, by wykuć z nich tak idealnie dopasowane
elementy - doktor klepnął ścianę. - Próbowałeś kiedyś obrabiać granit zwykłym
młotkiem?
Pokręciłem głową.
- Ta katedra stoi tu przeszło osiemset lat. I jeśli nikt jej nie zniszczy celowo,
mo\e stać i stać... Czas zatarł ostre krawędzie, ale utleniły się w tym czasie najwy\ej
trzy milimetry kamienia. Mo\e kiedyś runie strop, ale mury będą trwać.
Podeszliśmy do solidnych, dębowych wrót, prowadzących do wnętrza. Były
jednak zamknięte na głucho.
- Szkoda - mruknął. - Nie obejrzymy sobie słynnych Drzwi Płockich...
- To i tak tylko replika. Oryginał znajduje się, jeśli dobrze pamiętam, w
Nowogrodzie.
- Owszem, ale warto obejrzeć. Odlew jest bardzo precyzyjnie wykonany. No
trudno.
Sądziłem, \e zawrócimy na kwaterę, ale on pociągnął mnie dalej, na krawędz
skarpy. Między katedrą a krawędzią urwiska rozciągał się ładny park. Kasztany i dęby
mogły mieć nawet dwieście lat. Zapadał ju\ wieczór. Wisła toczyła leniwie swoje
wody.
I nagle zrozumiałem, \e wbrew temu co mówił doktor, katedra mo\e nie
przetrwać. Gdy ją wzniesiono, z pewnością była oddalona od rzeki, ale przez osiemset
lat Wisła podmywała wielokrotnie klif, kradnąc kawałki lądu. Powiedziałem to
Hreczkowskiemu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Płocku podobnie zabezpieczona była tylko biblioteka Towarzystwa Naukowego
Płockiego.
Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem. Doktor Hreczkowski.
- Idę się przejść po mieście, mo\e chcesz się przyłączyć?
- Z przyjemnością.
***
Dość szybko dotarliśmy do białego kościoła ukrytego za murem.
- Tu mają siedzibę mariawici - wyjaśnił. - To, zdaje się, ich główna świątynia.
- Słyszałem o nich kiedyś - poskrobałem się po głowie. - To zdaje się był
zakon, który oderwał się do Kościoła?
- Niezupełnie. W 1887 Felicjana Kozłowska zało\yła tu, w Płocku,
nieformalny zakon \eński: Zgromadzenie Sióstr Ubogich pod wezwaniem świętej
Klary. W 1893 roku prze\yła rzekomo objawienie. Zgromadzeniem zaopiekowało się
kilku księ\y, na ich czele stał Jan Kozłowski. W 1904 roku udali się na pielgrzymkę
do Rzymu, by uzyskać aprobatę papie\a Piusa X. Ten jednak, zbadawszy sprawę,
przekazał ją Zwiętemu Oficjum...
- Czyli inkwizycji - mruknąłem.
- Właśnie. Dopatrzono się wielu niebezpiecznych odstępstw od doktryny
katolickiej. Objawienia zało\ycielki uznano za halucynacje. Nakazano rozwiązać
zgromadzenie, a wobec oporu nało\ono ekskomunikę na przywódców. Od tamtej pory
mariawici tworzą odrębny kościół...
- Ilu ich jest?
- Około trzydziestu tysięcy...
Tymczasem doszliśmy do kościoła farnego.
- A to dawne spichrze - archeolog wskazał gestem dwa przysadziste budynki,
otynkowane na biało. Jeden stał równolegle do ulicy, drugi prostopadle.
- Muzeum Wsi Mazowieckiej - odczytałem tabliczkę na tym bli\ej.
- Owszem. Jest tu niezła kolekcja etnograficzna. Ale nas bardziej interesuje
ten drugi. W środku mieści się archiwum powiatowe, dawniej wojewódzkie. Mo\na
tam wygrzebać sporo ciekawych dokumentów, aczkolwiek raczej nic, co pomogłoby
nam w pracy...
Jeszcze kilka kroków i znalezliśmy się przed Małachowianką.
- Idąc na południe posuwamy się coraz dalej w głąb czasu - powiedział w
zadumie. -Znasz historię tej szkoły?
- Wiem tylko, \e to najstarsze liceum w Polsce. A właściwie nawet nie liceum,
a szkoła działająca nieprzerwanie, jak słyszałem, od około ośmiuset lat.
- Owszem. Spójrz, ta ceglana część to kolegiata pod wezwaniem świętego
Michała. Większa część tych murów pochodzi z XVI wieku, ale wewnątrz, podczas
prac badawczych, natrafiono na fundamenty absyd romańskich z XIII i XIV wieku,
oraz fundament kwadratowej wie\y z XV stulecia... Pierwsza wzmianka o szkole
istniejącej przy kolegiacie pochodzi z roku 1180.
Wzdłu\ muru kolegiaty ciągnął się wykop.
- To te\ nasza działka? - zainteresowałem się.
- Nie, to wykop pod jakiś kabel przyłączeniowy. Teren był ju\ zbadany
archeologicznie... - gestem wskazał granitowy głaz z wyrytym krzy\em i napisem:
Mieszkańcy Płocka XII-XVII w. .
Przeszliśmy dalej, mijając nowoczesny budynek szkoły.
- Początkowo szkołą opiekowali się benedyktyni, ale w XVII wieku przejęli ją
jezuici - podjął wykład. - Uczono tu łaciny, filozofii oraz retoryki, a liczba uczniów
wahała się od 350 do 400.
- To bardzo du\o - stwierdziłem z zaskoczeniem.
- Zwłaszcza \e i Płock liczył wtedy około 5000 mieszkańców. Mo\na
powiedzieć, \e miasto, podobnie jak stare ośrodki uniwersyteckie na Zachodzie, \yło
z uczniów. Mazowiecka szlachta posyłała tu swoich synów, którym trzeba było
zapewnić stancje, rozrywki, wy\ywienie... A przy tym nie była to wówczas jedyna
szkoła w mieście. Naukę rozpoczynano tu, u świętego Michała, po jej ukończeniu
absolwenci trafiali do nieistniejącej ju\ szkoły świętego Bartłomieja, a z niej do
szkoły zamkowej. Obecnie liceum nie odgrywa ju\ takiej roli... Dziś miasto \yje z
Petrochemii.
- Ciekawe, jak to jest, gdy się uczęszcza do szkoły z takimi tradycjami? -
poskrobałem się po głowie.
- Najlepsi uczniowie otrzymują co roku złote medale z napisem Diligente . A
poza tym wszystko chyba jest jak gdzie indziej, choć Małachowianką ma, z tego co
wiem, bardzo wysokie notowania. Ponad 80% maturzystów zdobywa potem
wykształcenie wy\sze...
Wyszliśmy na plac Narutowicza i uliczką Tumską podą\yliśmy do zamku. Od
wschodu widać było kawałek muru z granitowych bloków, częściowo wystającego z
ceglanej ściany warowni.
- Palatium - wyjaśnił. - To pozostałości pałacu, z czasów, przypuszczalnie,
Władysława Hermana, choć tradycja przypisuje go Bolesławowi Krzywoustemu...
Gdzieś w tym zamku, w bibliotece muzeum, znajduje się zielnik Symeona
Syreniusa - pomyślałem. Jak Vytautas dostanie się do środka?
Dotarliśmy do katedry. Solidne mury wzniesiono z obrobionych, granitowych
bloków.
- Pomyśl, Pawle, ile trzeba było zwiezć tych polodowcowych kamieni i ilu
kamieniarzy trudziło się miesiącami, by wykuć z nich tak idealnie dopasowane
elementy - doktor klepnął ścianę. - Próbowałeś kiedyś obrabiać granit zwykłym
młotkiem?
Pokręciłem głową.
- Ta katedra stoi tu przeszło osiemset lat. I jeśli nikt jej nie zniszczy celowo,
mo\e stać i stać... Czas zatarł ostre krawędzie, ale utleniły się w tym czasie najwy\ej
trzy milimetry kamienia. Mo\e kiedyś runie strop, ale mury będą trwać.
Podeszliśmy do solidnych, dębowych wrót, prowadzących do wnętrza. Były
jednak zamknięte na głucho.
- Szkoda - mruknął. - Nie obejrzymy sobie słynnych Drzwi Płockich...
- To i tak tylko replika. Oryginał znajduje się, jeśli dobrze pamiętam, w
Nowogrodzie.
- Owszem, ale warto obejrzeć. Odlew jest bardzo precyzyjnie wykonany. No
trudno.
Sądziłem, \e zawrócimy na kwaterę, ale on pociągnął mnie dalej, na krawędz
skarpy. Między katedrą a krawędzią urwiska rozciągał się ładny park. Kasztany i dęby
mogły mieć nawet dwieście lat. Zapadał ju\ wieczór. Wisła toczyła leniwie swoje
wody.
I nagle zrozumiałem, \e wbrew temu co mówił doktor, katedra mo\e nie
przetrwać. Gdy ją wzniesiono, z pewnością była oddalona od rzeki, ale przez osiemset
lat Wisła podmywała wielokrotnie klif, kradnąc kawałki lądu. Powiedziałem to
Hreczkowskiemu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]