[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niżej.
 Nie wierzysz, że mogę oprzeć się seksownej,
młodej, rudowłosej modelce?
 Ależ wierzę, ale ona nie oparłaby się tobie.
 Ocierała policzek o jego szorstki zarost.  Jesteś taki
piękny, Gabe. Gdybym umiała malować, zobaczył-
byś, jak bardzo mi się podobasz.
 To, co robisz, doprowadza mnie do szaleństwa.
 O to właśnie mi chodziło  wymruczała i zbliżyła
swoje usta do jego. Nigdy nie czuła się na tyle pewna
swoich umiejętności i wdzięku, by przejąć inicjatywę,
lecz teraz było inaczej. Zamierzała pieścić, drażnić
i doprowadzać Gabe a do rozkoszy.
162 Nora Roberts
Nie kierowała się doświadczeniem, którego jej
brakowało, lecz spontaniczną potrzebą, intuicją. Tym
bardziej była uwodzicielska.
Odkrywała Gabe a i przy okazji poznawała sie-
bie. Nie była tak cierpliwa jak on. Chciała szybko
i gwałtownie doprowadzić do tego, żeby spalał się
z rozkoszy i pożądania. Jako uwodzicielka okazała
się niecierpliwa i gorąca, dzika i namiętna. Gabe
wił się pod jej dotykiem rozkołysany jej zmys-
łowością.
Starał się pamiętać, że to jego żona, jego nieśmiała,
niewinna żona, która wymagała czułości i opieki.
Musiał jednak przyznać, że rozkosz, jakiej mu dostar-
czała, była nieopisana. Znalazł się na granicy szaleń-
stwa. Drżał pod dotykiem Laury, a gdy wykrzyczał jej
imię, zaśmiała się triumfalnie.
Oplótł ją ramionami i zupełnie przestał się kont-
rolować. Pożądanie, tak długo nie w pełni zaspokaja-
ne, wreszcie doszło do głosu. Laura i Gabe, czuli
i brutalni, delikatni i agresywni, wiedzeni najpotęż-
niejszą z potęg, miłością, wyruszyli w nieznaną krainę
ekstazy.
Ogarnięci szaleństwem turlali się po łóżku, szuka-
jąc, biorąc, pragnąc. Nienasyceni, głodni, łapczywi.
Kusa koszulka, którą Laura miała na sobie, została
odrzucona na bok. Jego ręce były wszędzie i wcale nie
były delikatne.
Uleciał gdzieś wszelki wstyd, jakakolwiek nie-
śmiałość. Laura płonęła tak samo jak Gabe, otworzyła
się dla niego i chciała, żeby o tym wiedział. Kiedy
Portret anioła 163
wsunął się w nią, podniecenie wibrowało, fala za falą.
Rozpaleni poruszali się miarowym tempem, ich ciała
niemal stopiły się w jedno.
Ogarnęła ich niekończąca się rozkosz, ostra i zmys-
łowa. Pragnienie rozprzestrzeniało się jak dziki ogień.
Dawała mu siebie, a w zamian otrzymywała dużo
więcej, niż mogłaby oczekiwać.
Rozdział dziesiąty
Niebo było jeszcze szare, kiedy Laura zeszła do
ogrodu. Starała się tam spędzać wszystkie ranne
godziny, kiedy Michael jeszcze spał. Wystawiała do
ogrodu wózek i mając synka w pobliżu, mogła zająć się
tym, co sprawiało jej tyle radości.
Tu czuła się szczęśliwa i swobodna. Wielki dom
Gabe a przytłaczał ją. Oczywiście podziwiała piękne
meble, wyszukane dodatki, starannie zaaranżowane
wnętrza, ale nie czuła się tu u siebie.
Na szczęście odkryła w sobie zupełnie nową pasję.
Cieszyła ją praca w ogrodzie, obserwowanie rozkwita-
jących roślin, lubiła czuć promienie słońca i zapach
poruszonej ziemi. Wczoraj zauważyła, że lada dzień
zakwitną tulipany, a piwonie mają już małe pączki. To
był jej azyl, mały raj, który mogła sama sobie stworzyć.
Planowała, co posadzi w przyszłym roku, w myślach
projektowała uroczy zakątek, gdzie będzie się jadało
spokojne, leniwe śniadania z dala od czujnego wzroku
sąsiadów.
Wyobrażała sobie Michaela, jak w krótkich spo-
denkach wesoło biega po trawie. Pewnie będzie
Portret anioła 165
zrywał pączki i zniszczy niejedną roślinkę, ale takie
już prawo maluchów.
 Zobaczysz, kochany, jak pięknie tu będzie
w przyszłym roku  szepnęła, pochylając się nad
wózkiem.
Marzył jej się sielski obrazek: ona i Gabe siedzą
w ogrodzie i piją poranną kawę, a Michael, rozkosznie
umorusany kaszką, biega między drzewami.
Z zacięciem wyrywała chwasty, a w jej głowie
powstawały kolejne wizje: Gabe z Michaelem na
małym rowerku, ona z mężem czule się obejmują
i zaśmiewają z jakiegoś powiedzenia synka...
Zawsze uciekała w marzenia, dzięki temu prze-
trwała. Teraz były jeszcze rozkoszniejsze, bo za-
czynała wierzyć, że mogą się spełniać.
 Kocham twojego tatę  szepnęła Michaelowi,
a mały uśmiechnął się, jakby zrozumiał, co do niego
powiedziała.  Bardzo go kocham i dlatego wierzę, że
wszystko dobrze się skończy.
Nagle jakiś cień przesłonił słońce. Laura spojrzała
w górę i zobaczyła, że na niebo gwałtownie wtargnęły
ciemne, grafitowe chmury. Zaraz lunie, pomyślała
z niepokojem. Nie była pewna, czy zdąży donieść
Michaela do domu i posprzątać wszystkie jego za-
bawki.
Pospiesznie zaczęła wkładać drobiazgi do wózka.
 Chodz, maleńki, musimy się spieszyć, zaraz
zacznie padać.
Zgarnęła Michaela, wózek, butelki i pieluszki,
i wniosła wszystko na taras.
166 Nora Roberts
Ledwie przekroczyła próg domu, gdy padły pierw-
sze krople i rozległ się grzmot. Pociemniało, zrobiło
się chłodniej. Wzdrygnęła się. Od dziecka bała się
burzy i choć to śmieszne, nadal nie umiała nad tym
zapanować.
Michael zaczął płakać. Przytuliła synka i usiłowała
opanować własne przerażenie. To głupie, upominała
się w myślach, dorosła, odpowiedzialna kobieta, a boi
się kilku grzmotów.
W sypialni małego było tak ciepło i przytulnie, że
natychmiast poczuli się bezpieczniej. Usiadła z syn-
kiem w fotelu.
Za oknem wiatr miotał drzewami, czarne chmury
krążyły nad ziemią, ale tu, w ciepłym, przytulnym
pokoju, z małym ciałkiem wtulonym ufnie w jej
ramiona, czuła się coraz pewniej.
 Nie śmiej się z mamusi, maleńki. Wiem, że
to śmieszne, ale burza zawsze mnie przerażała. Ty
na pewno wyrośniesz na dzielnego, odważnego męż-
czyznę i nie będziesz się bał żadnych grzmotów
i piorunów.
Jakby na potwierdzenie jej słów, Michael uśmiech-
nął się rozkosznie, westchnął i po chwili beztrosko
zasnął, nic sobie nie robiąc z wichury szalejącej na
zewnątrz.
Ostrożnie położyła go do łóżeczka i postanowiła
sprawdzić, czy wszystkie okna są szczelnie poza-
mykane.
Wchodziła kolejno do każdego pokoju, domykała
okna i z niepokojem obserwowała to, co działo się na
Portret anioła 167
zewnątrz. Co jakiś czas błyskawica przerywała niebo,
a Laura wzdrygała się mimowolnie.
Tak dotarła do pracowni Gabe a. Okna były poot-
wierane, więc szybko je zamknęła, a na podłodze
pojawiły się wielkie plamy wody. Na szczęście obrazy,
gęsto stojące pod ścianami, nie zamokły. Wzięła
z łazienki szmatę i wytarła podłogę, a potem rozejrzała
się ciekawie. To dziwne, ale nigdy nie była tu sama.
Wprawdzie Gabe nie powiedział tego wprost, ale czuła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl