[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przymykając oczy.
Wielu zawahało się, dostrzegając jej szlachetne urodzenie. Przestraszyli się, że może na
nich donieść. Ale ten, który gotował się do gwałtu, zarechotał tylko.
Myślisz może, że mnie powstrzymasz?
Tak.
118
Ta prosta i krótka odpowiedz zbiła go na moment z pantałyku, ale zaraz odwrócił się i zbli-
żył do kobiety. Stał tak, odwrócony do Sol plecami.
No i co?
Nie możesz tego zrobić powiedziała Sol stanowczym głosem. Nie zdołasz, bo
opuści cię twoja męska siła.
Znów zaczęli rechotać, a mężczyzna odwrócony plecami śmiał się najgłośniej. Podszedł do
dziewczyny.
Nagle stanął jak wryty.
Psiamać! przeklął i zaczął wrzeszczeć w panice: Psiamać! Psiamać!
Inni stali jak skamieniali. Sol wykorzystała tę chwilę ciszy.
Tak stanie się z każdym, kto spróbuje ją tknąć.
Ty diabelska czarownico! krzyczał mężczyzna, podchodząc do konia. W jego głosie
dzwięczał płacz. Nie przypuszczał, że Sol zastosowała przeciw niemu jedynie drobny chwyt
psychologiczny i trochę sugestii.
Nie dotykaj mnie, ty nędzna, ohydna kreaturo! przemówiła zimno i donośnie.
Każdy, który ruszy ją albo mnie, będzie cierpiał tak jak ten przez całe życie.
Zbliżyli się do Sol o kilka kroków, teraz jednak zawahali się i przystanęli. Siedziała wypro-
stowana w siodle, miała takie dziwne, żółte oczy. Stracili pewność siebie. Poczuli, jak po jej
słowach opuszcza ich żądza. Najrozsądniej byłoby uniknąć takiej przyszłości, pomyśleli.
Znikajcie stąd powiedziała Sol niecierpliwie. Chciała już skończyć z tymi nędznika-
mi. Znikajcie i cieszcie się, że nic więcej wam nie zrobiłam.
119
Doniesiemy o tym wójtowi spróbował pogrozić jej jeden.
Sol wbiła weń swe żółtozielone oczy.
Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad tym powiedziała gniewnie. Jeśli to
zrobisz, odwdzięczę ci się, nawet się do ciebie nie zbliżając.
Mnie nie przestraszysz powiedział mężczyzna lekko drżącym głosem. Widać było,
że nie chce do końca stracić poważania w oczach pozostałych.
Idz na czworakach jak pies rozkazała Sol beznamiętnym tonem.
Ku zdziwieniu swych towarzyszy opadł na kolana i zaczął skomleć jak nędzny kundel.
Oddalił się od niej na czworakach.
Tego już było dzielnym żołnierzom za wiele. Po chwili wahania jeden z nich uczynił gest
mający odwrócić od nich urok: wyciągnął w jej kierunku dwa palce, mały i wskazujący, tak by
przypominały rogi diabła. Inny zawołał:
Uciekajmy stąd!
Pobiegli przed siebie jak stado spłoszonych zajęcy, za nimi posuwał się na czworakach
szczekający pies .
Sol uwolniła go z hipnozy, przewrócił się, a potem pognał, jakby ścigał go sam Szatan.
Poczekała, aż stali się tylko małymi punktami na horyzoncie; dopiero wtedy zsiadła z konia
i podeszła do płaczącej biedaczki przy płocie.
O Boże mówiła, naciągając kobiecie spódnicę na sponiewierane ciało. Co za
bestie! Pochyliła się i rozwiązała przytrzymujące ją rzemienie.
120
Blond włosy zakrywały twarz, ale Sol patrząc na skórę i ramiona poznała, że nie była to
stara kobieta. Pomogła biedaczce się wyprostować.
Na miłość boską! krzyknęła. Ile ty masz lat?
Szlochająca dziewczyna z trudem wydobyła z siebie głos.
Trzy-y-na-a-ście.
Biedne dziecko powiedziała Sol wzruszona do łez, jakby nie pamiętając, że sama
miała czternaście lat, kiedy uwiodła Klausa. To jednak było zupełnie co innego.
Nigdy nie spotkała kogoś tak bezbronnego jak to dziecko. Zapłakana buzia niegdyś musiała
być okrągła i niebrzydka, ale bieda i głód zrobiły swoje. Jej odzienie też o tym świadczyło.
Była tak zawszona, że Sol widziała żyjątka wszędzie, we włosach i na ubraniu.
Jezus Maria mruczała Sol, zrywając garść trawy, by wytrzeć uda dziewczyny.
Potrzebne ci niezłe szorowanie! Ale przede wszystkim musimy stąd odejść. Potrzebuję twojej
pomocy, zabłądziłam. Jak mogę dojechać do Tollarp? A właściwie w okolice na zachód od
Tollarp?
Dziewczynka starała się stłumić histeryczny płacz.
Już tu jesteście, pa-anienko.
Naprawdę? Tu gdzieś powinien być strumień, wzdłuż którego mam jechać na zachód.
W stronę gór.
Strumień płynie za tym pagórkiem, o tam.
To dobrze. Wsiadaj na konia!
Naprawdę?
121
Oczywiście. Pospiesz się.
Dziewczynka spróbowała wsiąść i znów zaniosła się żałosnym płaczem.
Tak mnie boli!
Sol musiała jej pomóc. Wstrząs pozbawił dziecko całej odwagi i całej siły do działania.
Okazało się, że musi siedzieć w siodle po damsku ze względu na ból, jaki odczuwa.
Sol wolała prowadzić konia idąc. Mamie Silje z pewnością nie spodobałoby się, gdyby
wróciła do domu zawszona. W tym względzie Silje była zawsze bardzo surowa i dzieci musiały
znosić niezliczone przykre kuracje, by pozbyć się nieproszonych stworzeń.
Na szczęście strumień znajdował się w kierunku przeciwnym do tego, w którym uciekli
żołnierze. Zbiegli do Tollarp, jak wyjaśniła dziewczynka. One nie musiały tam iść; były już na
zachód od małego miasteczka.
Jak się nazywasz? spytała Sol, prowadząc konia za uzdę.
Meta.
Mieszkasz gdzieś niedaleko?
Tak. Nie. Już teraz nie.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Dziewczynka podniosła dłoń i wytarła łzy z oczu, miała teraz ciemne smugi na twarzy.
Nigdzie nie mieszkam płakała. Chodzę po drogach i żebrzę o datki.
Nie masz rodziców? Nie należysz do żadnego dworu?
Nie. Moja matka była odzwierną. Umarła teraz, na wiosnę. Od tej pory tak chodzę, nie
byłam w domu.
122
Odzwierna? To takie lepsze słowo na określenie ladacznicy, pomyślała Sol.
Ale przed tym byłaś dziewicą?
O tak. Matka bardzo dbała, by nie było ze mną tak jak z nią.
I teraz ci szubrawcy. . .
Oni wiedzieli, kim była moja matka; że była niezamężna odpowiedziała zawstydzona.
Chcieli mi dać nauczkę.
Sol zagryzła zęby.
Powinnam obrócić ich w kamień, ale tak, by zachowali uczucia. Ludzie deptaliby po
nich buciorami!
Meta zaniemówiła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
przymykając oczy.
Wielu zawahało się, dostrzegając jej szlachetne urodzenie. Przestraszyli się, że może na
nich donieść. Ale ten, który gotował się do gwałtu, zarechotał tylko.
Myślisz może, że mnie powstrzymasz?
Tak.
118
Ta prosta i krótka odpowiedz zbiła go na moment z pantałyku, ale zaraz odwrócił się i zbli-
żył do kobiety. Stał tak, odwrócony do Sol plecami.
No i co?
Nie możesz tego zrobić powiedziała Sol stanowczym głosem. Nie zdołasz, bo
opuści cię twoja męska siła.
Znów zaczęli rechotać, a mężczyzna odwrócony plecami śmiał się najgłośniej. Podszedł do
dziewczyny.
Nagle stanął jak wryty.
Psiamać! przeklął i zaczął wrzeszczeć w panice: Psiamać! Psiamać!
Inni stali jak skamieniali. Sol wykorzystała tę chwilę ciszy.
Tak stanie się z każdym, kto spróbuje ją tknąć.
Ty diabelska czarownico! krzyczał mężczyzna, podchodząc do konia. W jego głosie
dzwięczał płacz. Nie przypuszczał, że Sol zastosowała przeciw niemu jedynie drobny chwyt
psychologiczny i trochę sugestii.
Nie dotykaj mnie, ty nędzna, ohydna kreaturo! przemówiła zimno i donośnie.
Każdy, który ruszy ją albo mnie, będzie cierpiał tak jak ten przez całe życie.
Zbliżyli się do Sol o kilka kroków, teraz jednak zawahali się i przystanęli. Siedziała wypro-
stowana w siodle, miała takie dziwne, żółte oczy. Stracili pewność siebie. Poczuli, jak po jej
słowach opuszcza ich żądza. Najrozsądniej byłoby uniknąć takiej przyszłości, pomyśleli.
Znikajcie stąd powiedziała Sol niecierpliwie. Chciała już skończyć z tymi nędznika-
mi. Znikajcie i cieszcie się, że nic więcej wam nie zrobiłam.
119
Doniesiemy o tym wójtowi spróbował pogrozić jej jeden.
Sol wbiła weń swe żółtozielone oczy.
Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad tym powiedziała gniewnie. Jeśli to
zrobisz, odwdzięczę ci się, nawet się do ciebie nie zbliżając.
Mnie nie przestraszysz powiedział mężczyzna lekko drżącym głosem. Widać było,
że nie chce do końca stracić poważania w oczach pozostałych.
Idz na czworakach jak pies rozkazała Sol beznamiętnym tonem.
Ku zdziwieniu swych towarzyszy opadł na kolana i zaczął skomleć jak nędzny kundel.
Oddalił się od niej na czworakach.
Tego już było dzielnym żołnierzom za wiele. Po chwili wahania jeden z nich uczynił gest
mający odwrócić od nich urok: wyciągnął w jej kierunku dwa palce, mały i wskazujący, tak by
przypominały rogi diabła. Inny zawołał:
Uciekajmy stąd!
Pobiegli przed siebie jak stado spłoszonych zajęcy, za nimi posuwał się na czworakach
szczekający pies .
Sol uwolniła go z hipnozy, przewrócił się, a potem pognał, jakby ścigał go sam Szatan.
Poczekała, aż stali się tylko małymi punktami na horyzoncie; dopiero wtedy zsiadła z konia
i podeszła do płaczącej biedaczki przy płocie.
O Boże mówiła, naciągając kobiecie spódnicę na sponiewierane ciało. Co za
bestie! Pochyliła się i rozwiązała przytrzymujące ją rzemienie.
120
Blond włosy zakrywały twarz, ale Sol patrząc na skórę i ramiona poznała, że nie była to
stara kobieta. Pomogła biedaczce się wyprostować.
Na miłość boską! krzyknęła. Ile ty masz lat?
Szlochająca dziewczyna z trudem wydobyła z siebie głos.
Trzy-y-na-a-ście.
Biedne dziecko powiedziała Sol wzruszona do łez, jakby nie pamiętając, że sama
miała czternaście lat, kiedy uwiodła Klausa. To jednak było zupełnie co innego.
Nigdy nie spotkała kogoś tak bezbronnego jak to dziecko. Zapłakana buzia niegdyś musiała
być okrągła i niebrzydka, ale bieda i głód zrobiły swoje. Jej odzienie też o tym świadczyło.
Była tak zawszona, że Sol widziała żyjątka wszędzie, we włosach i na ubraniu.
Jezus Maria mruczała Sol, zrywając garść trawy, by wytrzeć uda dziewczyny.
Potrzebne ci niezłe szorowanie! Ale przede wszystkim musimy stąd odejść. Potrzebuję twojej
pomocy, zabłądziłam. Jak mogę dojechać do Tollarp? A właściwie w okolice na zachód od
Tollarp?
Dziewczynka starała się stłumić histeryczny płacz.
Już tu jesteście, pa-anienko.
Naprawdę? Tu gdzieś powinien być strumień, wzdłuż którego mam jechać na zachód.
W stronę gór.
Strumień płynie za tym pagórkiem, o tam.
To dobrze. Wsiadaj na konia!
Naprawdę?
121
Oczywiście. Pospiesz się.
Dziewczynka spróbowała wsiąść i znów zaniosła się żałosnym płaczem.
Tak mnie boli!
Sol musiała jej pomóc. Wstrząs pozbawił dziecko całej odwagi i całej siły do działania.
Okazało się, że musi siedzieć w siodle po damsku ze względu na ból, jaki odczuwa.
Sol wolała prowadzić konia idąc. Mamie Silje z pewnością nie spodobałoby się, gdyby
wróciła do domu zawszona. W tym względzie Silje była zawsze bardzo surowa i dzieci musiały
znosić niezliczone przykre kuracje, by pozbyć się nieproszonych stworzeń.
Na szczęście strumień znajdował się w kierunku przeciwnym do tego, w którym uciekli
żołnierze. Zbiegli do Tollarp, jak wyjaśniła dziewczynka. One nie musiały tam iść; były już na
zachód od małego miasteczka.
Jak się nazywasz? spytała Sol, prowadząc konia za uzdę.
Meta.
Mieszkasz gdzieś niedaleko?
Tak. Nie. Już teraz nie.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Dziewczynka podniosła dłoń i wytarła łzy z oczu, miała teraz ciemne smugi na twarzy.
Nigdzie nie mieszkam płakała. Chodzę po drogach i żebrzę o datki.
Nie masz rodziców? Nie należysz do żadnego dworu?
Nie. Moja matka była odzwierną. Umarła teraz, na wiosnę. Od tej pory tak chodzę, nie
byłam w domu.
122
Odzwierna? To takie lepsze słowo na określenie ladacznicy, pomyślała Sol.
Ale przed tym byłaś dziewicą?
O tak. Matka bardzo dbała, by nie było ze mną tak jak z nią.
I teraz ci szubrawcy. . .
Oni wiedzieli, kim była moja matka; że była niezamężna odpowiedziała zawstydzona.
Chcieli mi dać nauczkę.
Sol zagryzła zęby.
Powinnam obrócić ich w kamień, ale tak, by zachowali uczucia. Ludzie deptaliby po
nich buciorami!
Meta zaniemówiła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]