[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zjedli doskonaÅ‚e oie rôtie aux pruneaux, a na deser zamówili maÅ‚e, sÅ‚odkie tru-
skawki, w wyśmienitym zabaglione. W trakcie posiłku rozmawiali ze swobodą
pary przyjaciół, jadających wspólne kolacje co najmniej od dziesięciu lat. W trak-
cie jedzenia pieczonej gęsi Harry zorientował się, że ani razu nie poruszyli jesz-
cze tematu książki, chociaż zdążyli już rozmawiać o sztuce, literaturze, gotowaniu
i wielu innych rzeczach, a nowe słowa wciąż cisnęły się na usta. Gdy wypił swoją
lampkę koniaku, wcale nie miał zamiaru kończyć tak miło rozpoczętego wieczo-
ru.
Rita była tego samego zdania.
Przy wyborze posiłku zachowaliśmy się jak rodowici Francuzi. Pobądzmy
więc teraz turystami.
Co masz na myśli?
Z chwilą wejścia do salonu Crazy Horse wszystkie zmysły zostały zaatako-
wane eksplozją nadmiaru wrażeń. Gośćmi byli Amerykanie, Niemcy, Szwedzi,
Włosi, Japończycy, Arabowie, Brytyjczycy, Grecy, a nawet kilku Francuzów. Ich
rozmowy mieszały się w nieokreślony jazgot, przerywany co chwila wybuchami
śmiechu. Powietrze było gęste od tytoniowego dymu, zapachu perfum i whisky.
Zespół grał niezwykle głośno kiedy rozpoczynał kolejny utwór, wydawało się,
że popękają kryształy. Gdy Harry chciał coś powiedzieć do Rity, musiał krzyczeć,
chociaż byli blisko siebie, siedząc przy mikroskopijnym stoliku.
Kiedy zaczął się spektakl, Harry zapomniał o dymie i hałasie. Dziewczęta były
wspaniałe. Długie nogi. Pełne, wysoko osadzone piersi. Wąskie talie. Elektryzu-
jące twarze. Większa różnorodność niż mogły wchłonąć oczy. Więcej piękna, niż
rozum mógł pojąć, a serce docenić. Wszelkie kroje skąpych kostiumów: skórzane
paski, łańcuchy, futra, kozaki, wysadzane klejnotami bransolety, pióra, jedwabne
szale. Miały mocno pomalowane oczy. Twarze i ciała niektórych tancerek pokry-
wały mieniące się, jaskrawe wzory.
Za godzinę to wszystko stanie się nudne stwierdziła Rita. Idziemy?
Gdy byli już na zewnątrz, stwierdziła: Nie rozmawialiśmy jeszcze o mojej
książce, a przecież o to właśnie ci chodziło. Mam propozycję: wstąpimy do hotelu
George V, napijemy siÄ™ tam szampana i porozmawiamy.
Był trochę zmieszany. Dawała do zrozumienia coś, co się wzajemnie wyklu-
czało. Przecież poszli do Crazy Horse po to, żeby się wprowadzić w odpowiedni,
podekscytowany nastrój. Czy nie wydawało się logiczne, że powinni posunąć się
obecnie o krok dalej? A teraz nagle chciała mówić o książkach?
Gdy minęli hotelowy hol i weszli do windy, zapytał:
Czy na górze jest restauracja?
Nie wiem. Idziemy do mojego pokoju.
Ogarniało go coraz większe zdumienie.
66
Nie mieszkasz w hotelu konferencyjnym? Wiem, że wygląda dość niecie-
kawie, ale tutaj jest potwornie drogo.
Za Zmienianie jutra dostałam okrągłą sumkę. Nareszcie mogę zaszaleć.
Mam niewielki pokój z widokiem na park.
W środku, obok łóżka, w srebrnym kubełku wypełnionym lodem chłodził się
szampan.
To moët. MógÅ‚byÅ› go otworzyć? powiedziaÅ‚a, wskazujÄ…c na butelkÄ™.
W chwili gdy wyciągał szampana z kubełka, zobaczył, jak drgnęła niespokojnie.
Brzęk lodu powiedziała.
Co w nim takiego?
Ociągała się z odpowiedzią.
Po prostu wywołuje nieprzyjemne uczucie, podobnie jak drapanie paznok-
ciami po tablicy.
Wyczuwał ją już na tyle dobrze, iż wiedział, że nie mówi prawdy. Zadrżała,
ponieważ dzwięk obijających się kawałków lodu wywoływał w niej nieprzyjemne
wspomnienia. Przez moment miała nieobecne spojrzenie, jakby oglądała przywo-
łane z przeszłości obrazy. Jej twarz na krótko spochmurniała.
Lód nie zdążył się prawie w ogóle stopić zauważył. Kiedy to zamó-
wiłaś?
Otrząsając się z nieprzyjemnych wspomnień spojrzała na niego i znowu się
uśmiechnęła.
Gdy wyszÅ‚am do toalety w Lapérouse.
Ty mnie chyba uwodzisz! stwierdził z niedowierzaniem w głosie.
Jak wiesz, żyjemy pod koniec dwudziestego wieku.
No cóż, rzeczywiście zauważyłem, że w dzisiejszych czasach niektóre ko-
biety noszą spodnie powiedział kpiąco.
Czy czujesz się obrażony?
Tym, że kobiety noszą spodnie?
Tym, że mam zamiar ściągnąć twoje.
O nieba, nie. . .
Jeśli na zbyt wiele sobie pozwalam. . .
Wcale nie. . .
Tak naprawdę, nigdy wcześniej nie robiłam czegoś podobnego. Mam na
myśli pójście do łóżka na pierwszej randce.
Ja też nie. . .
Ani na drugiej czy trzeciej, jeśli chodzi o ścisłość.
Ja również. . .
Ale czuję, że nie ma w tym nic niewłaściwego, prawda?
Wstawił butelkę z powrotem do lodu. Wziął ją w ramiona. Miała usta jak sen,
a dotyk jej ciała był dotykiem przeznaczenia.
67
Zrezygnowali z wzięcia udziału w pozostałej części sympozjum zostali
w łóżku. Zamawiali posiłki do pokoju. Rozmawiali, kochali się i spali jak odurze-
ni.
Ktoś wołał go po imieniu.
Zdrętwiały z zimna, pokryty skorupą zmrożonego śniegu, Harry podniósł się
z przyczepy, porzucając słodką krainę wspomnień. Obejrzał się przez ramię.
Claude Jobert wpatrywał się w niego przez tylną szybę pojazdu.
Harry! Hej, Harry! jego głos z trudem przebijał się przez szum wiatru
i hałas silnika. Zwiatła! Z przodu! Zobacz!
W pierwszej chwili nie zrozumiał, o co chodzi Claude owi. Był skostniały
z zimna i w połowie wciąż przebywał w Paryżu, w pokoju hotelowym. Podniósł
wzrok i zobaczył, że poruszają się prosto w kierunku przymglonego, żółtawego
światła, rozświetlającego padające płatki śniegu i pełzającego nieśmiało po lodzie.
Uklęknął i podparł się rękami, gotowy do zeskoczenia z przyczepy natychmiast,
gdy tylko siÄ™ zatrzyma.
Pete Johnson prowadził pojazd po dobrze znanym płaskowyżu i po chwi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Zjedli doskonaÅ‚e oie rôtie aux pruneaux, a na deser zamówili maÅ‚e, sÅ‚odkie tru-
skawki, w wyśmienitym zabaglione. W trakcie posiłku rozmawiali ze swobodą
pary przyjaciół, jadających wspólne kolacje co najmniej od dziesięciu lat. W trak-
cie jedzenia pieczonej gęsi Harry zorientował się, że ani razu nie poruszyli jesz-
cze tematu książki, chociaż zdążyli już rozmawiać o sztuce, literaturze, gotowaniu
i wielu innych rzeczach, a nowe słowa wciąż cisnęły się na usta. Gdy wypił swoją
lampkę koniaku, wcale nie miał zamiaru kończyć tak miło rozpoczętego wieczo-
ru.
Rita była tego samego zdania.
Przy wyborze posiłku zachowaliśmy się jak rodowici Francuzi. Pobądzmy
więc teraz turystami.
Co masz na myśli?
Z chwilą wejścia do salonu Crazy Horse wszystkie zmysły zostały zaatako-
wane eksplozją nadmiaru wrażeń. Gośćmi byli Amerykanie, Niemcy, Szwedzi,
Włosi, Japończycy, Arabowie, Brytyjczycy, Grecy, a nawet kilku Francuzów. Ich
rozmowy mieszały się w nieokreślony jazgot, przerywany co chwila wybuchami
śmiechu. Powietrze było gęste od tytoniowego dymu, zapachu perfum i whisky.
Zespół grał niezwykle głośno kiedy rozpoczynał kolejny utwór, wydawało się,
że popękają kryształy. Gdy Harry chciał coś powiedzieć do Rity, musiał krzyczeć,
chociaż byli blisko siebie, siedząc przy mikroskopijnym stoliku.
Kiedy zaczął się spektakl, Harry zapomniał o dymie i hałasie. Dziewczęta były
wspaniałe. Długie nogi. Pełne, wysoko osadzone piersi. Wąskie talie. Elektryzu-
jące twarze. Większa różnorodność niż mogły wchłonąć oczy. Więcej piękna, niż
rozum mógł pojąć, a serce docenić. Wszelkie kroje skąpych kostiumów: skórzane
paski, łańcuchy, futra, kozaki, wysadzane klejnotami bransolety, pióra, jedwabne
szale. Miały mocno pomalowane oczy. Twarze i ciała niektórych tancerek pokry-
wały mieniące się, jaskrawe wzory.
Za godzinę to wszystko stanie się nudne stwierdziła Rita. Idziemy?
Gdy byli już na zewnątrz, stwierdziła: Nie rozmawialiśmy jeszcze o mojej
książce, a przecież o to właśnie ci chodziło. Mam propozycję: wstąpimy do hotelu
George V, napijemy siÄ™ tam szampana i porozmawiamy.
Był trochę zmieszany. Dawała do zrozumienia coś, co się wzajemnie wyklu-
czało. Przecież poszli do Crazy Horse po to, żeby się wprowadzić w odpowiedni,
podekscytowany nastrój. Czy nie wydawało się logiczne, że powinni posunąć się
obecnie o krok dalej? A teraz nagle chciała mówić o książkach?
Gdy minęli hotelowy hol i weszli do windy, zapytał:
Czy na górze jest restauracja?
Nie wiem. Idziemy do mojego pokoju.
Ogarniało go coraz większe zdumienie.
66
Nie mieszkasz w hotelu konferencyjnym? Wiem, że wygląda dość niecie-
kawie, ale tutaj jest potwornie drogo.
Za Zmienianie jutra dostałam okrągłą sumkę. Nareszcie mogę zaszaleć.
Mam niewielki pokój z widokiem na park.
W środku, obok łóżka, w srebrnym kubełku wypełnionym lodem chłodził się
szampan.
To moët. MógÅ‚byÅ› go otworzyć? powiedziaÅ‚a, wskazujÄ…c na butelkÄ™.
W chwili gdy wyciągał szampana z kubełka, zobaczył, jak drgnęła niespokojnie.
Brzęk lodu powiedziała.
Co w nim takiego?
Ociągała się z odpowiedzią.
Po prostu wywołuje nieprzyjemne uczucie, podobnie jak drapanie paznok-
ciami po tablicy.
Wyczuwał ją już na tyle dobrze, iż wiedział, że nie mówi prawdy. Zadrżała,
ponieważ dzwięk obijających się kawałków lodu wywoływał w niej nieprzyjemne
wspomnienia. Przez moment miała nieobecne spojrzenie, jakby oglądała przywo-
łane z przeszłości obrazy. Jej twarz na krótko spochmurniała.
Lód nie zdążył się prawie w ogóle stopić zauważył. Kiedy to zamó-
wiłaś?
Otrząsając się z nieprzyjemnych wspomnień spojrzała na niego i znowu się
uśmiechnęła.
Gdy wyszÅ‚am do toalety w Lapérouse.
Ty mnie chyba uwodzisz! stwierdził z niedowierzaniem w głosie.
Jak wiesz, żyjemy pod koniec dwudziestego wieku.
No cóż, rzeczywiście zauważyłem, że w dzisiejszych czasach niektóre ko-
biety noszą spodnie powiedział kpiąco.
Czy czujesz się obrażony?
Tym, że kobiety noszą spodnie?
Tym, że mam zamiar ściągnąć twoje.
O nieba, nie. . .
Jeśli na zbyt wiele sobie pozwalam. . .
Wcale nie. . .
Tak naprawdę, nigdy wcześniej nie robiłam czegoś podobnego. Mam na
myśli pójście do łóżka na pierwszej randce.
Ja też nie. . .
Ani na drugiej czy trzeciej, jeśli chodzi o ścisłość.
Ja również. . .
Ale czuję, że nie ma w tym nic niewłaściwego, prawda?
Wstawił butelkę z powrotem do lodu. Wziął ją w ramiona. Miała usta jak sen,
a dotyk jej ciała był dotykiem przeznaczenia.
67
Zrezygnowali z wzięcia udziału w pozostałej części sympozjum zostali
w łóżku. Zamawiali posiłki do pokoju. Rozmawiali, kochali się i spali jak odurze-
ni.
Ktoś wołał go po imieniu.
Zdrętwiały z zimna, pokryty skorupą zmrożonego śniegu, Harry podniósł się
z przyczepy, porzucając słodką krainę wspomnień. Obejrzał się przez ramię.
Claude Jobert wpatrywał się w niego przez tylną szybę pojazdu.
Harry! Hej, Harry! jego głos z trudem przebijał się przez szum wiatru
i hałas silnika. Zwiatła! Z przodu! Zobacz!
W pierwszej chwili nie zrozumiał, o co chodzi Claude owi. Był skostniały
z zimna i w połowie wciąż przebywał w Paryżu, w pokoju hotelowym. Podniósł
wzrok i zobaczył, że poruszają się prosto w kierunku przymglonego, żółtawego
światła, rozświetlającego padające płatki śniegu i pełzającego nieśmiało po lodzie.
Uklęknął i podparł się rękami, gotowy do zeskoczenia z przyczepy natychmiast,
gdy tylko siÄ™ zatrzyma.
Pete Johnson prowadził pojazd po dobrze znanym płaskowyżu i po chwi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]