[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grupa dowodzona przez Kiro sforsowała północną górską ścianę. Na niewiele się to
jednak zdało, poniewa\ dalej wznosiła się kolejna ściana, podobna do tej, pod którą przed
wielu laty przedarła się Siska.
Kiro i jego ludzie po prostu niczego nie widzieli. W ka\dym razie od północnej strony.
Mieli natomiast dobry widok na lewą odnogę doliny.
Wygląda to wszystko dość normalnie zauwa\ył Jori.
Owszem odparł Kiro. Chodzcie! Idziemy na dół.
Tyle wspinania, \eby zobaczyć tak niewiele westchnęła Sol. Ale było warto.
Spójrzcie na ten migotliwy wschód słońca! Posłuchajcie porannego śpiewu ptaków w ciepłym
powietrzu!
Jej towarzysze wpatrywali się w ciemność okrywającą wszystko cię\ką zasłoną,
wsłuchiwali się w głuchą, absolutnie martwą ciszę, dygotali z zimna w lodowatej pustce i
musieli się uśmiechać, słysząc ironiczne słowa Sol.
Po chwili zawrócili i zaczęli schodzić w dół.
6
Siska, leśna księ\niczka, która znalazła się na trzecim wzgórzu, czuła się znowu lepiej
ni\ inni. Takie same drzewa rosły równie\ w jej lesie. Wysokie, proste i gładkie. Poszycie
tutaj było jednak inne, jakby bardziej miękkie ni\ w jej rodzinnych stronach.
Grupa Siski rozproszyła się przy wejściu na południowe wzgórza. Dowódcą był
Marco, a Heike i Tsi-Tsungga zostali wysłani ka\dy w swoim kierunku, natomiast Siska i
Oko Nocy poszli w stronę południowej ściany góry. Wkrótce Siska zostawiła Oko Nocy, ale
to bez znaczenia, bo wszyscy mieli łączność telefoniczną z Markiem. Nie było więc
niebezpieczeństwa, \e się zgubią. Jedyne zagro\enie stanowiła samotność.
Dziewczyna przystanęła. Ku południowi rozciągało się pustkowie, dzikie i ponure, bez
najmniejszego śladu \ycia. Nikt nie wiedział, co się ukrywa w oddali, nikt, kto to widział, nie
wrócił do domu, by opowiedzieć o tajemnicach wymarłej krainy.
Na ile zdołała się zorientować, to nie był teren, w którym mogłyby się poruszać
Juggernauty. Zbyt gęsty las, zbyt nierówna ziemia. Juggernauty dawały sobie radę w wielu
sytuacjach, ale nie w takich wąskich przejściach, musiałyby się chyba zło\yć jak harmonia,
\eby się przez nie przecisnąć.
Kiedy tak stała w tej dzwoniącej w uszach ciszy pustkowi, nagle znowu odezwały się
te straszne krzyki z Gór Czarnych i błyskawica przetoczyła się ponad przera\ająco bliskimi
szczytami, oświetlając je w całej ich grozie. Potem powróciła ciemność.
Na ten widok Siska skuliła się. Stwierdziła jednak, \e zdą\yła zobaczyć coś więcej.
Od południowo-wschodniej strony, w głębi Gór Zmierci.
Ptaki? Czy to były ptaki, te cienie, które zarysowały się wyraznie na ciemnoszarym
niebie? Ale czy nie za wielkie jak na ptaki? Wszystko odbyło się tak szybko, \e nie miała
pewności, czy w ogóle cokolwiek widziała.
Przeraziło ją to jednak na tyle, \e odwróciła się, by wrócić do towarzyszy.
Wtedy dostrzegła przed sobą jakąś postać. A\ podskoczyła ze strachu.
Nie bój się, księ\niczko, to tylko ja.
Ale\, Tsi, skąd się tu wziąłeś? zapytała. Ciebie tutaj nie powinno być!
Tak, wiem o tym. Ale to nie ma znaczenia. Wszystko jest pod kontrolą.
Siska skinęła głową. Wiedziała, \e wszystko jest pod kontrolą. Nie wiedziała
natomiast, jak ma się zachować w tej sytuacji. Cieszyła się, \e Tsi przyszedł, nie czuła się
taka opuszczona w tej okropnej samotni, ale...!
Ja... właściwie wracałam ju\ na dół. Zobaczyłam wszystko, co tu mo\na zobaczyć.
Tak. Tsi rozejrzał się z uwagą w majestatycznym krajobrazie. Marco powiedział,
\e w \adnym razie nie mo\emy jechać na południe.
Rzeczywiście, nie mo\emy. Tsi, czy widziałeś coś w świetle tej ostatniej
błyskawicy?
Spoglądał na nią pytająco swoimi ufnymi oczyma.
Chodzi ci o te jakieś nietoperze na niebie?
No właśnie potwierdziła z o\ywieniem. Chocia\ myślę, \e to raczej ptaki.
Trudno stwierdzić z całą pewnością, były bardzo daleko. Muszą być potwornie wielkie.
Tak. Wyglądają strasznie.
Ja te\ tak uwa\am.
Tsi podszedł bli\ej. Idz sobie, myślała Siska. Znajdujemy się w lesie sami, dokładnie
tak, jak pragnąłeś, ale ja nie jestem przygotowana, by ci teraz pomóc . Człowiek nie mo\e
przecie\ tak ni stąd, ni zowąd wzbudzić w sobie pragnienia i podniecenia niezbędnego, by
pomóc drugiej stronie.
Tu naprawdę jest okropnie mamrotał Tsi.
To, \e i Siska zle się czuła w tym mrocznym, głuchym świecie, nie ulegało
najmniejszej wątpliwości.
Księ\niczko wyjąkał. Ja nie przyszedłem tutaj, \eby prosić cię o pomoc w tym,
co wiesz. To po prostu nie wypada, a poza tym w pobli\u są inni, którzy w ka\dej chwili
mogą się pojawić i zburzyć nastrój.
Myślałam o tym samym rzekła pośpiesznie. Oni są naprawdę bardzo blisko.
Wyglądał, jakby sprawiło mu radość to, \e Siska pomyślała o nim choćby przez
chwilę.
Tak. Ja przyszedłem tutaj, bo martwiłem się o ciebie. Jesteś moją najlepszą
przyjaciółką, a tutaj jest tak strasznie!
Siska poczuła wzruszenie.
Dziękuję ci, Tsi wymamrotała i pogłaskała go pośpiesznie po policzku. To
bardzo miło z twojej strony.
Nie obawiała się, \e Tsi mógłby zachować się agresywnie. Pojęcie gwałtu nie istniało
w jego słowniku. Delikatna pieszczota była wyrazem czułości, jaką odczuwała dla tego
nieszczęsnego młodzieńca, który do nikogo ani niczego nie nale\y. Ale nie powinna była
nawet tego robić.
Och, Sisko! jęknął Tsi. Nie, nie dotykaj mnie! Kiedy tak stoję przy tobie, jestem
niczym rozpalone \elazo. Spójrz tutaj! Zawsze mi się tak robi!
Leśny elf szybkim ruchem uniósł brzeg koszuli i pokazał jej tajemnicę swego ciała,
która wyglądała rzeczywiście imponująco.
Siska zakrztusiła się, przestała na moment oddychać i gwałtownie odwróciła głowę.
Tsi! syknęła. Nie wolno ci robić takich rzeczy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Grupa dowodzona przez Kiro sforsowała północną górską ścianę. Na niewiele się to
jednak zdało, poniewa\ dalej wznosiła się kolejna ściana, podobna do tej, pod którą przed
wielu laty przedarła się Siska.
Kiro i jego ludzie po prostu niczego nie widzieli. W ka\dym razie od północnej strony.
Mieli natomiast dobry widok na lewą odnogę doliny.
Wygląda to wszystko dość normalnie zauwa\ył Jori.
Owszem odparł Kiro. Chodzcie! Idziemy na dół.
Tyle wspinania, \eby zobaczyć tak niewiele westchnęła Sol. Ale było warto.
Spójrzcie na ten migotliwy wschód słońca! Posłuchajcie porannego śpiewu ptaków w ciepłym
powietrzu!
Jej towarzysze wpatrywali się w ciemność okrywającą wszystko cię\ką zasłoną,
wsłuchiwali się w głuchą, absolutnie martwą ciszę, dygotali z zimna w lodowatej pustce i
musieli się uśmiechać, słysząc ironiczne słowa Sol.
Po chwili zawrócili i zaczęli schodzić w dół.
6
Siska, leśna księ\niczka, która znalazła się na trzecim wzgórzu, czuła się znowu lepiej
ni\ inni. Takie same drzewa rosły równie\ w jej lesie. Wysokie, proste i gładkie. Poszycie
tutaj było jednak inne, jakby bardziej miękkie ni\ w jej rodzinnych stronach.
Grupa Siski rozproszyła się przy wejściu na południowe wzgórza. Dowódcą był
Marco, a Heike i Tsi-Tsungga zostali wysłani ka\dy w swoim kierunku, natomiast Siska i
Oko Nocy poszli w stronę południowej ściany góry. Wkrótce Siska zostawiła Oko Nocy, ale
to bez znaczenia, bo wszyscy mieli łączność telefoniczną z Markiem. Nie było więc
niebezpieczeństwa, \e się zgubią. Jedyne zagro\enie stanowiła samotność.
Dziewczyna przystanęła. Ku południowi rozciągało się pustkowie, dzikie i ponure, bez
najmniejszego śladu \ycia. Nikt nie wiedział, co się ukrywa w oddali, nikt, kto to widział, nie
wrócił do domu, by opowiedzieć o tajemnicach wymarłej krainy.
Na ile zdołała się zorientować, to nie był teren, w którym mogłyby się poruszać
Juggernauty. Zbyt gęsty las, zbyt nierówna ziemia. Juggernauty dawały sobie radę w wielu
sytuacjach, ale nie w takich wąskich przejściach, musiałyby się chyba zło\yć jak harmonia,
\eby się przez nie przecisnąć.
Kiedy tak stała w tej dzwoniącej w uszach ciszy pustkowi, nagle znowu odezwały się
te straszne krzyki z Gór Czarnych i błyskawica przetoczyła się ponad przera\ająco bliskimi
szczytami, oświetlając je w całej ich grozie. Potem powróciła ciemność.
Na ten widok Siska skuliła się. Stwierdziła jednak, \e zdą\yła zobaczyć coś więcej.
Od południowo-wschodniej strony, w głębi Gór Zmierci.
Ptaki? Czy to były ptaki, te cienie, które zarysowały się wyraznie na ciemnoszarym
niebie? Ale czy nie za wielkie jak na ptaki? Wszystko odbyło się tak szybko, \e nie miała
pewności, czy w ogóle cokolwiek widziała.
Przeraziło ją to jednak na tyle, \e odwróciła się, by wrócić do towarzyszy.
Wtedy dostrzegła przed sobą jakąś postać. A\ podskoczyła ze strachu.
Nie bój się, księ\niczko, to tylko ja.
Ale\, Tsi, skąd się tu wziąłeś? zapytała. Ciebie tutaj nie powinno być!
Tak, wiem o tym. Ale to nie ma znaczenia. Wszystko jest pod kontrolą.
Siska skinęła głową. Wiedziała, \e wszystko jest pod kontrolą. Nie wiedziała
natomiast, jak ma się zachować w tej sytuacji. Cieszyła się, \e Tsi przyszedł, nie czuła się
taka opuszczona w tej okropnej samotni, ale...!
Ja... właściwie wracałam ju\ na dół. Zobaczyłam wszystko, co tu mo\na zobaczyć.
Tak. Tsi rozejrzał się z uwagą w majestatycznym krajobrazie. Marco powiedział,
\e w \adnym razie nie mo\emy jechać na południe.
Rzeczywiście, nie mo\emy. Tsi, czy widziałeś coś w świetle tej ostatniej
błyskawicy?
Spoglądał na nią pytająco swoimi ufnymi oczyma.
Chodzi ci o te jakieś nietoperze na niebie?
No właśnie potwierdziła z o\ywieniem. Chocia\ myślę, \e to raczej ptaki.
Trudno stwierdzić z całą pewnością, były bardzo daleko. Muszą być potwornie wielkie.
Tak. Wyglądają strasznie.
Ja te\ tak uwa\am.
Tsi podszedł bli\ej. Idz sobie, myślała Siska. Znajdujemy się w lesie sami, dokładnie
tak, jak pragnąłeś, ale ja nie jestem przygotowana, by ci teraz pomóc . Człowiek nie mo\e
przecie\ tak ni stąd, ni zowąd wzbudzić w sobie pragnienia i podniecenia niezbędnego, by
pomóc drugiej stronie.
Tu naprawdę jest okropnie mamrotał Tsi.
To, \e i Siska zle się czuła w tym mrocznym, głuchym świecie, nie ulegało
najmniejszej wątpliwości.
Księ\niczko wyjąkał. Ja nie przyszedłem tutaj, \eby prosić cię o pomoc w tym,
co wiesz. To po prostu nie wypada, a poza tym w pobli\u są inni, którzy w ka\dej chwili
mogą się pojawić i zburzyć nastrój.
Myślałam o tym samym rzekła pośpiesznie. Oni są naprawdę bardzo blisko.
Wyglądał, jakby sprawiło mu radość to, \e Siska pomyślała o nim choćby przez
chwilę.
Tak. Ja przyszedłem tutaj, bo martwiłem się o ciebie. Jesteś moją najlepszą
przyjaciółką, a tutaj jest tak strasznie!
Siska poczuła wzruszenie.
Dziękuję ci, Tsi wymamrotała i pogłaskała go pośpiesznie po policzku. To
bardzo miło z twojej strony.
Nie obawiała się, \e Tsi mógłby zachować się agresywnie. Pojęcie gwałtu nie istniało
w jego słowniku. Delikatna pieszczota była wyrazem czułości, jaką odczuwała dla tego
nieszczęsnego młodzieńca, który do nikogo ani niczego nie nale\y. Ale nie powinna była
nawet tego robić.
Och, Sisko! jęknął Tsi. Nie, nie dotykaj mnie! Kiedy tak stoję przy tobie, jestem
niczym rozpalone \elazo. Spójrz tutaj! Zawsze mi się tak robi!
Leśny elf szybkim ruchem uniósł brzeg koszuli i pokazał jej tajemnicę swego ciała,
która wyglądała rzeczywiście imponująco.
Siska zakrztusiła się, przestała na moment oddychać i gwałtownie odwróciła głowę.
Tsi! syknęła. Nie wolno ci robić takich rzeczy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]