[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Von Graben zdjął nieduże zwierzątko i włożył je do skórzanego woreczka. Potem
pospieszył na cmentarz, do miejsca pod murem, gdzie grzebano przestępców. Tam wywołał
duszę mordercy i w ciągu długiego, niezwykle skomplikowanego obrzędu ulokował ją w
nietoperzu. Teraz czekało go najtrudniejsze, ale von Graben wiele potrafił. Pocił się i dygotał,
168
w końcu jednak swoje zamiary, stworzył wampira. Będzie to niewinny nietoperz za dnia, a
żądny krwi człowiek, straszny upiór, nocą.
Wobec niego syn czarnoksiężnika okaże się całkowicie bezbronny.
Nie wiedział, jak chłopiec wygląda, znał jednak jego imię. A zresztą co to za imię,
myślał konserwatywny kardynał. Dolg syn Móriego. Nikt nie może się tak nazywać!
To jednak czyniło sprawę znacznie dla Wielkiego Mistrza łatwiejszą. Na całym
świecie może istnieć tylko jeden człowiek o takim imieniu, więc jego zaczarowany posłaniec
nie będzie miał kłopotów ze znalezieniem chłopca.
Po tym wszystkim kardynał wrócił do swojej gospody. Powitało go tam paru innych
dostojników, którzy przyszli prosić, by uczestniczył w uroczystej mszy kończącej wielkie
spotkanie.
Von Graben uznał, że może sobie na to pozwolić. Nie powinien był wzbudzać
zainteresowania swoją nieobecnością.
Udał się więc do świątyni z poważną i wielce bogobojną miną.
169
ROZDZIAA 22
Dolg się niepokoił. Stracił tyle dni. Może teraz już za pózno na ratunek dla taty?
Stracił, to może niewłaściwe wyrażenie. W rzeczywistości przecież nie mógł działać
szybciej. I tyle różnych przeszkód musiał pokonać! Umarli wielcy mistrzowie, żywi bracia
zakonni i Bóg wie co jeszcze.
Pierwsza grupa wysłanników kardynała przeszukała skrupulatnie okolice u podnóża
góry, ale nie znalazła żadnych kamiennych tablic. Dolg i Erling spotkali ich po drodze,
ponieważ jednak tamci nie otrzymali rozkazu poszukiwania małego chłopca, Dolg zaś ich nie
znał, obie strony minęły się, nie zwracając na siebie uwagi.
Druga grupa przypadkiem znalazła się w gospodzie, kiedy pierwsza jechała już do
domu. Tak więc wysłannicy kardynała też nie mogli się porozumieć.
Ci ostatni jednak mieli w swoim gronie bardzo znamienitego pana: towarzyszył im
sam brat Lorenzo, bez wiedzy i bez błogosławieństwa kardynała. Brat Lorenzo sam miał
ochotę na niebieski kamień. Przesłuchanie Tiril można odłożyć: I tak siedziała zamknięta w
zamku w Pirenejach.
Bardzo szybko dogonili powóz z habsburskimi herbami. Ten powóz, którym miano
przetransportować Móriego do domu. Woznica i jego pomocnik otrzymali jednak bardzo
surowe rozkazy od Erlinga, więc odpowiadali wciąż to samo: Nie, oni jadą do Habichtsburg,
żeby zabrać stamtąd krewnego samego cesarza. Nie, nigdy nie mieli ze sobą żadnego chłopca.
Czarne włosy? Spał w powozie? A tak, parę dni temu zabrali małego szewczyka, tak był
bardzo zmęczony, nogi go bolały, to prawda!
Lorenzo nie wiedział, co o tym myśleć. Woznica i jego pomocnik sprawiali wrażenie
tak prostodusznych i dobrych ludzi, że z pewnością nie umieli kłamać.
Ale chłopiec powiedział, że kamień może uratować jego ojca. Brat Lorenzo przez
chwilę rozważał sprawę, po czym ruszył ze swoimi ludzmi dalej. No tak, z ludzmi kardynała,
jeśli chodzi o ścisłość.
Mieli dokładny opis drogi do zamku Graben, lecz niełatwo było się tam dostać. Ta
grupa, numer dwa, jeśli można tak powiedzieć, pomyliła się na jakimś rozstaju dróg I
ostatecznie zabłądziła. Oddział wjechał w górskie doliny, zgubił drogę powrotną i znalazł się
w prawdziwych kłopotach.
Tak więc ci ludzie przestali stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo dla Dolga i
Erlinga.
170
Inna sprawa, że oni wcale nie kierowali się do zamku Graben, lecz do rozległej doliny
u stóp gór. Zdołaliby jednak pojmać Dolga i jego przyjaciół przed rozstajem dróg, gdyby
wiedzieli, ze powinni to zrobić. Zabłądziwszy nie mogli już zaszkodzić chłopcu.
Erling i Dolg ostatnią noc przed dotarciem do zamku Graben spędzili w lesie. Nie
mieli czasu, by nocować w gospodzie, którą nie tak dawno odwiedzili Tiril, Móri i Erling.
Mieli nadzieję jeszcze tego dnia dotrzeć do celu, ale im się nie udało, więc Erling zarządził
postój. Znalezli bezpieczne miejsce i rozbili obóz.
Właśnie kiedy siedzieli i spożywali prosty posiłek, lasu nadleciała duża
niebieskoczarna mucha i krążyła nad ich głowami. Obaj woznice i Erling chcieli ją zabić, lecz
Dolg poprosił, by zostawili owada w spokoju.
- To przecież żywe stworzenie - powiedział swoim łagodnym głosem. - Nie musi
ginąć tylko dlatego, że znalazła się w pobliżu nas.
Mucha usiadła mu na ręce.
- Sio! - Erling. starał się ją odpędzić.
- Spójrzcie, jaka ona jest ładna - zachwycał się Dolg. - Widzicie, jakie ma migotliwe
skrzydełka? Moja droga, usiądz tu koło mnie. Tutaj nic ci nie grozi.
- Ty naprawdę jesteś dziwnym dzieckiem, Dolg - roześmiał się Erling, potrząsając
głową.
Podszedł Nero i zaczął obwąchiwać miejsce, na którym usiadła mucha.
- Ale ona naprawdę jest piękna - powtórzył Dolg. - Moja droga, mała przyjaciółko,
jesteś cała wymazana jakimś jadem! Gdzieś ty latała?
Erling odsunął Nera.
- Trzeba odpędzić tę muchę, Dolg. Ona może być niebezpieczna!
- Nie, ona jest chora! Daj mi szafir, bądz tak dobry.
- Ależ, Dolg!
- Daj mi go! - powiedział chłopiec stanowczo.
Erling z ociąganiem wyjął szmaciany woreczek, w którym przechowywano niebieską
kulę. Dolg ostrożnie ujął szlachetny kamień, powoli skierował go na muchę, która w dalszym
ciągu siedziała na jego ręce.
Kiedy piękny kamień zbliżył się do owada, Dolg szepnął:
- Patrzcie, całe zło z niej spływa. Rozprasza się w powietrzu. Znika! Teraz mucha jest
znowu zdrowa! No, możesz sobie latać, droga przyjaciółko!
171
Mucha siedziała jeszcze chwilę bez ruchu, potem rozprostowała skrzydełka i wzleciała
w powietrze, dwukrotnie okrążyła głowę Dolga, jakby go pozdrawiała, i zniknęła.
Erling przemawiał głosem surowego nauczyciela.
- Dolg, ta kula jest przeznaczona dla twojego taty! Nie możesz marnować jej sił na
muchy!
Chłopiec spoglądał na niego i na dwóch towarzyszących im. a teraz mocno
zdumionych mężczyzn.
- Ta mucha została wysłana specjalnie, żeby mnie ukąsić i wpuścić mi pod skórę
straszną truciznę. Gdybym tego nie zrobił, byłbym ciężko chory, może bym nawet umarł.
Tata opowiadał mi o zlej runie, która działa właśnie w ten sposób.
- Ale... Kto mógł ją wysłać?
- Kardynał. To jedyny człowiek, który może posiadać takie umiejętności.
- Oj - rzekł Erling z westchnieniem. - Może powinniśmy się uważniej rozglądać, czy
nie ma tu więcej takich much.
- Możliwe. W każdym razie musimy być uważni. Kardynał jest bardziej
niebezpieczny, niż myśleliśmy.
Jeden z wozniców zapytał:
- Ale skąd panicz wiedział, że mucha była zatruta? To przecież mogła być całkiem
zwyczajna mucha plujka z jakiegoś śmietnika albo z końskiego nawozu.
Dolg spojrzał na niego swoimi dziwnymi oczyma.
- Nie zapominaj, że wielokrotnie trzymałem w rękach niebieską kulę. Ona mi daje nie
tylko niespotykaną siłę, lecz także niespotykane umiejętności.
Tamci w milczeniu kiwali głowami.
W środku nocy Nero zaczął warczeć. Wszyscy usiedli na posłaniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Von Graben zdjął nieduże zwierzątko i włożył je do skórzanego woreczka. Potem
pospieszył na cmentarz, do miejsca pod murem, gdzie grzebano przestępców. Tam wywołał
duszę mordercy i w ciągu długiego, niezwykle skomplikowanego obrzędu ulokował ją w
nietoperzu. Teraz czekało go najtrudniejsze, ale von Graben wiele potrafił. Pocił się i dygotał,
168
w końcu jednak swoje zamiary, stworzył wampira. Będzie to niewinny nietoperz za dnia, a
żądny krwi człowiek, straszny upiór, nocą.
Wobec niego syn czarnoksiężnika okaże się całkowicie bezbronny.
Nie wiedział, jak chłopiec wygląda, znał jednak jego imię. A zresztą co to za imię,
myślał konserwatywny kardynał. Dolg syn Móriego. Nikt nie może się tak nazywać!
To jednak czyniło sprawę znacznie dla Wielkiego Mistrza łatwiejszą. Na całym
świecie może istnieć tylko jeden człowiek o takim imieniu, więc jego zaczarowany posłaniec
nie będzie miał kłopotów ze znalezieniem chłopca.
Po tym wszystkim kardynał wrócił do swojej gospody. Powitało go tam paru innych
dostojników, którzy przyszli prosić, by uczestniczył w uroczystej mszy kończącej wielkie
spotkanie.
Von Graben uznał, że może sobie na to pozwolić. Nie powinien był wzbudzać
zainteresowania swoją nieobecnością.
Udał się więc do świątyni z poważną i wielce bogobojną miną.
169
ROZDZIAA 22
Dolg się niepokoił. Stracił tyle dni. Może teraz już za pózno na ratunek dla taty?
Stracił, to może niewłaściwe wyrażenie. W rzeczywistości przecież nie mógł działać
szybciej. I tyle różnych przeszkód musiał pokonać! Umarli wielcy mistrzowie, żywi bracia
zakonni i Bóg wie co jeszcze.
Pierwsza grupa wysłanników kardynała przeszukała skrupulatnie okolice u podnóża
góry, ale nie znalazła żadnych kamiennych tablic. Dolg i Erling spotkali ich po drodze,
ponieważ jednak tamci nie otrzymali rozkazu poszukiwania małego chłopca, Dolg zaś ich nie
znał, obie strony minęły się, nie zwracając na siebie uwagi.
Druga grupa przypadkiem znalazła się w gospodzie, kiedy pierwsza jechała już do
domu. Tak więc wysłannicy kardynała też nie mogli się porozumieć.
Ci ostatni jednak mieli w swoim gronie bardzo znamienitego pana: towarzyszył im
sam brat Lorenzo, bez wiedzy i bez błogosławieństwa kardynała. Brat Lorenzo sam miał
ochotę na niebieski kamień. Przesłuchanie Tiril można odłożyć: I tak siedziała zamknięta w
zamku w Pirenejach.
Bardzo szybko dogonili powóz z habsburskimi herbami. Ten powóz, którym miano
przetransportować Móriego do domu. Woznica i jego pomocnik otrzymali jednak bardzo
surowe rozkazy od Erlinga, więc odpowiadali wciąż to samo: Nie, oni jadą do Habichtsburg,
żeby zabrać stamtąd krewnego samego cesarza. Nie, nigdy nie mieli ze sobą żadnego chłopca.
Czarne włosy? Spał w powozie? A tak, parę dni temu zabrali małego szewczyka, tak był
bardzo zmęczony, nogi go bolały, to prawda!
Lorenzo nie wiedział, co o tym myśleć. Woznica i jego pomocnik sprawiali wrażenie
tak prostodusznych i dobrych ludzi, że z pewnością nie umieli kłamać.
Ale chłopiec powiedział, że kamień może uratować jego ojca. Brat Lorenzo przez
chwilę rozważał sprawę, po czym ruszył ze swoimi ludzmi dalej. No tak, z ludzmi kardynała,
jeśli chodzi o ścisłość.
Mieli dokładny opis drogi do zamku Graben, lecz niełatwo było się tam dostać. Ta
grupa, numer dwa, jeśli można tak powiedzieć, pomyliła się na jakimś rozstaju dróg I
ostatecznie zabłądziła. Oddział wjechał w górskie doliny, zgubił drogę powrotną i znalazł się
w prawdziwych kłopotach.
Tak więc ci ludzie przestali stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo dla Dolga i
Erlinga.
170
Inna sprawa, że oni wcale nie kierowali się do zamku Graben, lecz do rozległej doliny
u stóp gór. Zdołaliby jednak pojmać Dolga i jego przyjaciół przed rozstajem dróg, gdyby
wiedzieli, ze powinni to zrobić. Zabłądziwszy nie mogli już zaszkodzić chłopcu.
Erling i Dolg ostatnią noc przed dotarciem do zamku Graben spędzili w lesie. Nie
mieli czasu, by nocować w gospodzie, którą nie tak dawno odwiedzili Tiril, Móri i Erling.
Mieli nadzieję jeszcze tego dnia dotrzeć do celu, ale im się nie udało, więc Erling zarządził
postój. Znalezli bezpieczne miejsce i rozbili obóz.
Właśnie kiedy siedzieli i spożywali prosty posiłek, lasu nadleciała duża
niebieskoczarna mucha i krążyła nad ich głowami. Obaj woznice i Erling chcieli ją zabić, lecz
Dolg poprosił, by zostawili owada w spokoju.
- To przecież żywe stworzenie - powiedział swoim łagodnym głosem. - Nie musi
ginąć tylko dlatego, że znalazła się w pobliżu nas.
Mucha usiadła mu na ręce.
- Sio! - Erling. starał się ją odpędzić.
- Spójrzcie, jaka ona jest ładna - zachwycał się Dolg. - Widzicie, jakie ma migotliwe
skrzydełka? Moja droga, usiądz tu koło mnie. Tutaj nic ci nie grozi.
- Ty naprawdę jesteś dziwnym dzieckiem, Dolg - roześmiał się Erling, potrząsając
głową.
Podszedł Nero i zaczął obwąchiwać miejsce, na którym usiadła mucha.
- Ale ona naprawdę jest piękna - powtórzył Dolg. - Moja droga, mała przyjaciółko,
jesteś cała wymazana jakimś jadem! Gdzieś ty latała?
Erling odsunął Nera.
- Trzeba odpędzić tę muchę, Dolg. Ona może być niebezpieczna!
- Nie, ona jest chora! Daj mi szafir, bądz tak dobry.
- Ależ, Dolg!
- Daj mi go! - powiedział chłopiec stanowczo.
Erling z ociąganiem wyjął szmaciany woreczek, w którym przechowywano niebieską
kulę. Dolg ostrożnie ujął szlachetny kamień, powoli skierował go na muchę, która w dalszym
ciągu siedziała na jego ręce.
Kiedy piękny kamień zbliżył się do owada, Dolg szepnął:
- Patrzcie, całe zło z niej spływa. Rozprasza się w powietrzu. Znika! Teraz mucha jest
znowu zdrowa! No, możesz sobie latać, droga przyjaciółko!
171
Mucha siedziała jeszcze chwilę bez ruchu, potem rozprostowała skrzydełka i wzleciała
w powietrze, dwukrotnie okrążyła głowę Dolga, jakby go pozdrawiała, i zniknęła.
Erling przemawiał głosem surowego nauczyciela.
- Dolg, ta kula jest przeznaczona dla twojego taty! Nie możesz marnować jej sił na
muchy!
Chłopiec spoglądał na niego i na dwóch towarzyszących im. a teraz mocno
zdumionych mężczyzn.
- Ta mucha została wysłana specjalnie, żeby mnie ukąsić i wpuścić mi pod skórę
straszną truciznę. Gdybym tego nie zrobił, byłbym ciężko chory, może bym nawet umarł.
Tata opowiadał mi o zlej runie, która działa właśnie w ten sposób.
- Ale... Kto mógł ją wysłać?
- Kardynał. To jedyny człowiek, który może posiadać takie umiejętności.
- Oj - rzekł Erling z westchnieniem. - Może powinniśmy się uważniej rozglądać, czy
nie ma tu więcej takich much.
- Możliwe. W każdym razie musimy być uważni. Kardynał jest bardziej
niebezpieczny, niż myśleliśmy.
Jeden z wozniców zapytał:
- Ale skąd panicz wiedział, że mucha była zatruta? To przecież mogła być całkiem
zwyczajna mucha plujka z jakiegoś śmietnika albo z końskiego nawozu.
Dolg spojrzał na niego swoimi dziwnymi oczyma.
- Nie zapominaj, że wielokrotnie trzymałem w rękach niebieską kulę. Ona mi daje nie
tylko niespotykaną siłę, lecz także niespotykane umiejętności.
Tamci w milczeniu kiwali głowami.
W środku nocy Nero zaczął warczeć. Wszyscy usiedli na posłaniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]