[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlatego musimy znalezć lepszą kryjówkę oświadczył. Wstał wyciągając
okaleczoną prawicę. Sokół usiadł mu na przegubie.
Alon uwolnił się z objęć Tirthy, ale przytrzymała go za ramię, żeby nie upadł. Nie
mogła uwierzyć, że malec, który niedawno był taki słaby, okazuje tyle energii. Zachwiał się
na nogach, ale pózniej wyprostował, chociaż nie strącił ręki dziewczyny. Tymczasem
Sokolnik przyprowadził wierzchowce.
Chłopiec otworzył szeroko oczy i odtąd nie odrywał wzroku od torgiańczyka.
Następnie z wahaniem podniósł prawą dłoń . Koń parsknął i zrobił krok w jego stronę,
zaintrygowany, a jednocześnie nieufny. Sokolnik spuścił go z postronka. Torgiańczyk
obwąchał rękę dziecka, grzebnął kopytem i sapnął cicho.
On& on jest inny. Alon przeniósł spojrzenie na kuce i znów na osieroconego
wierzchowca.
Tak. W Estcarpie torgiańskie konie są wysoko cenionymi rumakami bojowymi
wyjaśniła Tirtha.
On jest bardzo samotny. Wydawało się, że jej nie usłyszał, albo że jej słowa nic
dla niego nie znaczyły. Jego pan nie żyje. Odtąd jego dni były puste. Ale chce, żebym zajął
jego miejsce! Na twarzy chłopca wykwit! radosny uśmiech, rozjaśnił ją niczym słońce,
które wyobraziła sobie Tirtha wyciągając go z wewnętrznego mroku.
Szarpnął kosmyk grzywy torgiańczyka. On mnie akceptuje! zawołał takim
tonem, jakby coś niewiarygodnie wspaniałego odmieniło jego świat.
Po raz pierwszy Tirtha zobaczyła uśmiech swego towarzysza i przeczuła niejasno,
jakże innym mógł się wydawać wśród swoich współplemieńców. Sokolnik posadził malca w
pustym siodle.
Używaj go dobrze, braciszku. Albowiem, jak ci już powiedziała pani Tirtha,
niełatwo jest znalezć takiego rumaka.
Alon pogładził torgiańczyka po szyi. Koń podniósł głowę rżąc cicho i zrobił jeden lub
dwa kroczki w bok, jakby bardzo zadowolony z siebie i ze swego jezdzca.
Kiedy wszyscy dosiedli koni, a sokół zajął swoje miejsce na łęku siodła, podróżni
powrócili na podgórze. Dziewczyna z niepokojem obserwowała chłopca. Chociaż od wielu lat
walczyła z własnym sercem i nawet w dzieciństwie chroniła przed światem przekonanie, iż
czeka ją niezwykły los, nie chciało się jej wierzyć, że tak małe dziecko mogło szybko
zapomnieć o napaści na swój dom i o ucieczce przed śmiercią.
Być może jej pierwsze przypuszczenie okazało się prawdziwe i przebudzenie
wewnętrznej mocy wyzwoliło w nim zdolność przyjmowania rzeczy takimi, jakimi były. I
dlatego, jak zasugerował to Sokolnik, Alon potrafił patrzeć w przyszłość i nie powracać myślą
do przeszłości; jeszcze jedno zabezpieczenie, które mimo woli uzyskał.
W południe zatrzymali się koło zródła, gdyż podgórze obfitowało w wodę. Podzielili
się z chłopcem resztkami kruszących się już podróżnych sucharów. Wypytując Alona
przekonali się, że znał on leżące na wschodzie ziemie tylko z wyjazdów na jarmark,
odbywający się w jedynym okolicznym miasteczku, bądz też z opowieści nielicznych
wędrowców, którym gospodarz pozwolił przenocować.
Dowiedzieli się również o panu Honnorze, który rościł sobie pretensje do części tej
krainy, ale z relacji chłopca wynikało, iż władzę tego wielmoży często kwestionowano,
chociaż był on dość uczciwym jak na Karsten człowiekiem i robił, co mógł, dla swoich
poddanych. Spalona zagroda należała do niejakiego Parlana, który nie pochodził ze Starej
Rasy, ale nie lubił niebezpiecznego życia na bardziej żyznych równinach, gdzie niemal bez
przerwy toczyła się wojna. Przyprowadził więc swój klan na podgórze, żeby uniknąć
napadów nie ustających od dwunastu, lub więcej, lat.
Dwadzieścia dni temu Parlan zachorował i rządy w zagrodzie przejął jego bratanek
Dion. Stary gospodarz służył jeszcze w armii księcia Pagara i należał do pozostawionego w
kraju garnizonu. Ten doświadczony żołnierz został okaleczony podczas chaosu, który
zapanował w Karstenie po Wielkim Poruszeniu. Przyjął wtedy żonę i ziemie ofiarowane mu
przez dowódcę garnizonu. Opuścił wszakże równiny, kiedy komendanta zdradziecko
zamordowano, a jego siły rozgromiono.
Alona nie łączyły bliskie stosunki ani z Parlanem, ani z jego rodziną. Został członkiem
tego klanu jako małe dziecko już na podgórzu. Powiedziano mu, że jest jedynym potomkiem
krewniaka zabitego wraz z komendantem Parlana i że jego matka zginęła podczas napadu,
który po tym nastąpił.
To Yachne mnie wychowywała oświadczył swoim nowym opiekunom.
Ona& myślę, że wszyscy trochę się jej obawiali. Spochmurniał lekko. Ona także nie
należała do ich klanu. Była jednak uzdrawiaczką i wiele wiedziała. Uczyła dziewczęta tkać i
barwić tkaniny. Parlan uzyskiwał za nie wysoką cenę na jarmarku. Poza tym& Pokręcił
głową. Nie wiem, dlaczego, ale często przychodził do niej, kiedy miał kłopoty, i Yachne
zapadała w sen, albo to tak wyglądało. Po przebudzeniu opowiadała mu różne rzeczy. Przed
zaśnięciem zawsze mnie odsyłała, mówiąc, że mężczyzni nie powinni tego oglądać i że nie
potrafiliby tego zrozumieć. A gdy zadawałem jej pytania, wpadała w gniew, chociaż nie
rozumiem dlaczego.
Ponieważ zajmowała się czarostwem wyjaśnił Sokolnik.
A może dlatego, że uważała, jak większość Czarownic Tirtha dopiero dzisiaj
zmieniła własne poglądy w tej materii iż tylko kobiety mają talent władania mocą.
Talent? powtórzył Alon. Kiedy się przeraziłem, wtedy& co ja wtedy
zrobiłem? Powiedzieli, że chcą zapolować, że to doskonały sposób ustrzelenia zająca.
Zadrżał. Podwładny Gerika zrzucił mnie na pole i pobiegłem a potem& potem&
Spojrzał pytająco na Tirthę. Nie wiem, co się stało. Znalazłem się w ciemnym miejscu, ale
wiem, że nie miało ono nic wspólnego ze złymi mocami& Raczej przypominało dom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Dlatego musimy znalezć lepszą kryjówkę oświadczył. Wstał wyciągając
okaleczoną prawicę. Sokół usiadł mu na przegubie.
Alon uwolnił się z objęć Tirthy, ale przytrzymała go za ramię, żeby nie upadł. Nie
mogła uwierzyć, że malec, który niedawno był taki słaby, okazuje tyle energii. Zachwiał się
na nogach, ale pózniej wyprostował, chociaż nie strącił ręki dziewczyny. Tymczasem
Sokolnik przyprowadził wierzchowce.
Chłopiec otworzył szeroko oczy i odtąd nie odrywał wzroku od torgiańczyka.
Następnie z wahaniem podniósł prawą dłoń . Koń parsknął i zrobił krok w jego stronę,
zaintrygowany, a jednocześnie nieufny. Sokolnik spuścił go z postronka. Torgiańczyk
obwąchał rękę dziecka, grzebnął kopytem i sapnął cicho.
On& on jest inny. Alon przeniósł spojrzenie na kuce i znów na osieroconego
wierzchowca.
Tak. W Estcarpie torgiańskie konie są wysoko cenionymi rumakami bojowymi
wyjaśniła Tirtha.
On jest bardzo samotny. Wydawało się, że jej nie usłyszał, albo że jej słowa nic
dla niego nie znaczyły. Jego pan nie żyje. Odtąd jego dni były puste. Ale chce, żebym zajął
jego miejsce! Na twarzy chłopca wykwit! radosny uśmiech, rozjaśnił ją niczym słońce,
które wyobraziła sobie Tirtha wyciągając go z wewnętrznego mroku.
Szarpnął kosmyk grzywy torgiańczyka. On mnie akceptuje! zawołał takim
tonem, jakby coś niewiarygodnie wspaniałego odmieniło jego świat.
Po raz pierwszy Tirtha zobaczyła uśmiech swego towarzysza i przeczuła niejasno,
jakże innym mógł się wydawać wśród swoich współplemieńców. Sokolnik posadził malca w
pustym siodle.
Używaj go dobrze, braciszku. Albowiem, jak ci już powiedziała pani Tirtha,
niełatwo jest znalezć takiego rumaka.
Alon pogładził torgiańczyka po szyi. Koń podniósł głowę rżąc cicho i zrobił jeden lub
dwa kroczki w bok, jakby bardzo zadowolony z siebie i ze swego jezdzca.
Kiedy wszyscy dosiedli koni, a sokół zajął swoje miejsce na łęku siodła, podróżni
powrócili na podgórze. Dziewczyna z niepokojem obserwowała chłopca. Chociaż od wielu lat
walczyła z własnym sercem i nawet w dzieciństwie chroniła przed światem przekonanie, iż
czeka ją niezwykły los, nie chciało się jej wierzyć, że tak małe dziecko mogło szybko
zapomnieć o napaści na swój dom i o ucieczce przed śmiercią.
Być może jej pierwsze przypuszczenie okazało się prawdziwe i przebudzenie
wewnętrznej mocy wyzwoliło w nim zdolność przyjmowania rzeczy takimi, jakimi były. I
dlatego, jak zasugerował to Sokolnik, Alon potrafił patrzeć w przyszłość i nie powracać myślą
do przeszłości; jeszcze jedno zabezpieczenie, które mimo woli uzyskał.
W południe zatrzymali się koło zródła, gdyż podgórze obfitowało w wodę. Podzielili
się z chłopcem resztkami kruszących się już podróżnych sucharów. Wypytując Alona
przekonali się, że znał on leżące na wschodzie ziemie tylko z wyjazdów na jarmark,
odbywający się w jedynym okolicznym miasteczku, bądz też z opowieści nielicznych
wędrowców, którym gospodarz pozwolił przenocować.
Dowiedzieli się również o panu Honnorze, który rościł sobie pretensje do części tej
krainy, ale z relacji chłopca wynikało, iż władzę tego wielmoży często kwestionowano,
chociaż był on dość uczciwym jak na Karsten człowiekiem i robił, co mógł, dla swoich
poddanych. Spalona zagroda należała do niejakiego Parlana, który nie pochodził ze Starej
Rasy, ale nie lubił niebezpiecznego życia na bardziej żyznych równinach, gdzie niemal bez
przerwy toczyła się wojna. Przyprowadził więc swój klan na podgórze, żeby uniknąć
napadów nie ustających od dwunastu, lub więcej, lat.
Dwadzieścia dni temu Parlan zachorował i rządy w zagrodzie przejął jego bratanek
Dion. Stary gospodarz służył jeszcze w armii księcia Pagara i należał do pozostawionego w
kraju garnizonu. Ten doświadczony żołnierz został okaleczony podczas chaosu, który
zapanował w Karstenie po Wielkim Poruszeniu. Przyjął wtedy żonę i ziemie ofiarowane mu
przez dowódcę garnizonu. Opuścił wszakże równiny, kiedy komendanta zdradziecko
zamordowano, a jego siły rozgromiono.
Alona nie łączyły bliskie stosunki ani z Parlanem, ani z jego rodziną. Został członkiem
tego klanu jako małe dziecko już na podgórzu. Powiedziano mu, że jest jedynym potomkiem
krewniaka zabitego wraz z komendantem Parlana i że jego matka zginęła podczas napadu,
który po tym nastąpił.
To Yachne mnie wychowywała oświadczył swoim nowym opiekunom.
Ona& myślę, że wszyscy trochę się jej obawiali. Spochmurniał lekko. Ona także nie
należała do ich klanu. Była jednak uzdrawiaczką i wiele wiedziała. Uczyła dziewczęta tkać i
barwić tkaniny. Parlan uzyskiwał za nie wysoką cenę na jarmarku. Poza tym& Pokręcił
głową. Nie wiem, dlaczego, ale często przychodził do niej, kiedy miał kłopoty, i Yachne
zapadała w sen, albo to tak wyglądało. Po przebudzeniu opowiadała mu różne rzeczy. Przed
zaśnięciem zawsze mnie odsyłała, mówiąc, że mężczyzni nie powinni tego oglądać i że nie
potrafiliby tego zrozumieć. A gdy zadawałem jej pytania, wpadała w gniew, chociaż nie
rozumiem dlaczego.
Ponieważ zajmowała się czarostwem wyjaśnił Sokolnik.
A może dlatego, że uważała, jak większość Czarownic Tirtha dopiero dzisiaj
zmieniła własne poglądy w tej materii iż tylko kobiety mają talent władania mocą.
Talent? powtórzył Alon. Kiedy się przeraziłem, wtedy& co ja wtedy
zrobiłem? Powiedzieli, że chcą zapolować, że to doskonały sposób ustrzelenia zająca.
Zadrżał. Podwładny Gerika zrzucił mnie na pole i pobiegłem a potem& potem&
Spojrzał pytająco na Tirthę. Nie wiem, co się stało. Znalazłem się w ciemnym miejscu, ale
wiem, że nie miało ono nic wspólnego ze złymi mocami& Raczej przypominało dom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]