[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tro - dodaÅ‚a z wahaniem. Omal nie wyrwaÅ‚o siÄ™ jej:  Do zo­
baczenia. .. pózniej".
- Niech i tak bÄ™dzie, Tildo... - PogÅ‚adziÅ‚ jÄ… leciutko po po­
liczku, pocałował w usta. - Dobranoc, kochanie. - Oddalił się
szybkim krokiem.
WeszÅ‚a do siebie, żeby nie zawoÅ‚ać go z powrotem. Potrze­
bowaÅ‚a czasu. MusiaÅ‚a odzyskać panowanie nad swoimi uczu­
ciami, musiała utrzymać w ukryciu prawdziwe emocje, choć
jej ciało tak otwarcie reagowało na jego bliskość. Odrzucała
myśl, że mogłoby to okazać się niemożliwe, zwłaszcza gdyby
zachowaÅ‚ zwyczaj zwracania siÄ™ do niej  kochanie" takim to­
nem głosu jak przed chwilą.
242
Crispin udał się do siebie wbrew pokusie, by zawrócić do
pokoju Tildy, odprawić pokojówkÄ™ i postÄ…pić z narzeczo­
ną w sposób, który spotkałby się z aprobatą jego feudalnych
przodków. MiaÅ‚oby to polegać na zaciÄ…gniÄ™ciu jej siÅ‚Ä… do sy­
pialni i pofolgowaniu żądzy. Przez caÅ‚Ä… noc. I przez caÅ‚y na­
stępny dzień.
TrzasnÄ…Å‚ za sobÄ… drzwiami, wywoÅ‚ujÄ…c zdziwienie oczeku­
jącego go lokaja. Wyobraził sobie minę Stubbsa, gdyby ujrzał
swego pana, jak ciągnie do sypialni Tildę. Wizja ta wywołała
ból w jego lędzwiach. Frustracja go zabije. Nigdy jeszcze nie
doÅ›wiadczaÅ‚ czegoÅ› podobnego. Dawniej bez trudu rozÅ‚ado­
wywaÅ‚ pożądanie. SpotykaÅ‚ kobietÄ™, wzbudzaÅ‚a w nim prag­
nienie, noc pełna wrażeń, rano spokój, obojętność. A Tildy
wciąż pragnął, bardziej niż kiedykolwiek dotychczas.
Odprawił obserwującego go z troską Stubbsa.
- Sam siÄ™ rozbiorÄ™. Idz spać i nie wstawaj wczeÅ›nie. Nie bÄ™­
dę cię potrzebował, z samego rana pójdę pojezdzić konno.
Czekała go okropna noc, więc dobrze by było skrócić tę
torturÄ™ do minimum.
Po wyjściu służącego opadł na fotel przy kominku. Co za
paradoks! Wkrótce miał poślubić ukochaną kobietę, a nie
wiedzieć czemu był załamany...
Czy zdoÅ‚a uszczęśliwić TildÄ™? Czy ona go pokocha? Mo­
że lepiej byłoby pozwolić jej odejść? Jego serce burzyło się na
taką myśl. Z rezygnacją wzruszył ramionami. Na to było już
za pózno.
UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z goryczÄ…. Lady Winter byÅ‚a niezwykÅ‚Ä… ko­
bietÄ…. MÄ…drÄ…, dumnÄ…, samodzielnÄ…, nadzwyczaj upartÄ…, a si­
ły jej charakteru mogłoby jej pozazdrościć wielu tak zwanych
twardych mężczyzn. Ani przemocą, ani podstępem nie zdoła
na niej nic wymóc. W każdym razie nic, co ma jakąkolwiek
243
wartość. Ani jej zaufania, ani tym bardziej miłości. Chciał, aby
oddała mu się dobrowolnie, jak owej pamiętnej nocy. Tylko
wtedy będzie prawdziwie do niego należała.
-Tildo?
Uniosła wzrok znad listy gości. Litery skakały jej przed
oczami po zle przespanej nocy.
- Guy? Cieszę się, że pana widzę. Czy ma pan jakąś
prośbę?
Obrzucił wzrokiem leżące przed nią papiery.
- Nie, i tak już dużo pani robi. NastÄ™pnym razem, gdy bÄ™­
dę się żenił, muszę zadbać, by kuzynka mojej narzeczonej też
braÅ‚a udziaÅ‚ w uroczystoÅ›ci i wzięła na siebie ciężar przygo­
towań.
Rozbawił ją.
- Muszę pana poinformować, że Milly jest zajęta szyciem
sukienki dla Anthei, a ponieważ moja córka nie potrafi spo­
kojnie ustać do przymiarki, nie zazdroszczę jej tego zadania.
- ChciaÅ‚bym z paniÄ… porozmawiać na osobnoÅ›ci. - Ton je­
go głosu zdradzał zażenowanie.
- Stało się coś złego, Guy?
- Nie... ale chciałbym...
Nie zdążył powiedzieć, o co mu chodzi, gdy w otwartych
drzwiach salonu pojawiły się lady St. Ormond i Georgie.
- DzieÅ„ dobry, ciociu Marianne, witaj, Georgie. - ByÅ‚ wy­
raznie zmieszany. - Widzę, że jest pani zajęta, Tildo, nie będę
przeszkadzał.
- Nie szkodzi, Guy. Twoja ciotka i Georgie nie będą miały
nic przeciwko temu, jeÅ›li je opuÅ›cimy i powie mi pan wresz­
cie, o co chodzi.
- Oczywiście - uśmiechnęła się lady St. Ormond. - W bi-
244
bliotece nie ma nikogo. Szukałam tam przed chwilą Crisa, ale
go nie było. Chyba poszedł pojezdzić konno. Przy śniadaniu
wspominał, że musi sprawdzić te okropne wnyki zakładane
przez kłusowników.
Tilda rozejrzała się po bibliotece, spodziewając się zastać
Crispina przy biurku. Poświęcał dużo czasu na zarządzanie
majątkiem, choć miał rządcę i ekonomów. Poza tym sporo
czytał na fachowe tematy.
Biurko zajmowaÅ‚o caÅ‚e wgÅ‚Ä™bienie pod wykuszowym ok­
nem i było zasłane stertami papierów i książek. Fotel przy
biurku był pusty.
- Dziwne, że wybrał się konno o tej porze - stwierdził Guy.
- Przed południem prawie zawsze pracuje w bibliotece, chyba
że ma jakieś zmartwienie. Wtedy lubi gnać przez pola i lasy
i  rozpÄ™dzać pajÄ™czyny", jak zwykÅ‚ mawiać. Może rzeczywi­
ście chodzi o te przeklęte sidła.
Tilda zagryzła wargi. Znała przyczynę zmartwienia Crispina.
Nie chodziÅ‚o o sidÅ‚a. WyobrażaÅ‚a sobie jego frustracjÄ™. Wiedzia­
Å‚a, że pragnÄ…Å‚ jej ostatniej nocy. Ona też go pragnęła. Na wspo­
mnienie wieczornych pocałunków doznawała przyspieszonego
bicia serca... Jeśli Crispin spędził noc równie koszmarnie jak
ona, to nic dziwnego, że wybraÅ‚ siÄ™ na porannÄ… przejażdżkÄ™, że­
by ukoić wzburzone nerwy. ByÅ‚am gÅ‚upia, jÄ™knęła w duchu. BÄ™­
dzie musiała coś z tym zrobić w przyszłości.
Wyrwał ją z tych rozmyślań zawstydzony głos Guya.
- Tildo, chciałbym panią przeprosić.
- Za co?
- Nie podejrzewałem, że Milly mogłaby pomyśleć... że ktoś
mógłby zle zrozumieć naszą przyjazń. Milly powiedziała mi,
o czym z panią rozmawiała. %7łe myślała, że pani mogłaby...
245
Powstrzymała śmiech, bo Guy rzeczywiście wyglądał na
kogoś, kogo dręczy poczucie winy.
- Mój drogi, przecież nie taił pan od początku, że kocha się
w Milly. Nawet pytaÅ‚ mnie pan o radÄ™. Nie jestem taka gÅ‚u­
pia. - Delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
Przykrył jej dłoń swoją i uśmiechnął się.
- Wiem, ale Milly uważała, że mnie pani uwodzi. Nigdy
przedtem nie widziała u pani podobnego zachowania.
Tilda zarumieniała się. Cóż, nie miała czystego sumienia.
Ostentacyjnie z nim flirtowała, mając w tym ukryty cel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl