[ Pobierz całość w formacie PDF ]
psychoterapeutek jest Alina Budeci.
Zdarza się, że policjant przez całe lata próbuje złapać
jakiegoś miejscowego mafiosa opowiada. Wreszcie udaje mu
się zebrać dowody. Facet staje przed sądem i zostaje skazany. A
następnego dnia zjawia się na komisariacie: Proszę bardzo, jestem
wolny. Kosztowało mnie to czterdzieści tysięcy euro . W takiej
sytuacji policjant może się załamać.
Aadny kawałek czasu spędziliśmy, wy i ja, w tym małym,
zapomnianym zakątku świata. Poznaliśmy kobiety dziewczyny
podobne do mnie: oszukane i sprzedane, bite i gwałcone i tych,
którzy próbują im pomagać. A także bogatego, nieokazującego
cienia skruchy handlarza ludzmi. Dlaczego wiem, że o to
zapytacie więc dlaczego musieliśmy przebywać tutaj tak długo?
Co dla nas znaczy Mołdawia? Co znaczy dla ciebie, Sarah
Forsyth? Czemu niedola tutejszych kobiet, choćby i okropna, ma
być taka ważna dla szerszego spojrzenia na międzynarodowe
seksniewolnictwo?
Powiem wam. Jest ważna, bo ci brutalni mężczyzni i te
biedne, prześladowane dziewczyny to problem nie tylko Mołdawii.
O nie, w żadnym wypadku. Pamiętajcie, ten kraj jest największym
dostawcą kobiet dla celów prostytucji na cały świat, od
Dalekiego Wschodu po Bliski Wschód, od południa Europy po
miasta i miasteczka Wielkiej Brytanii. Tak, Mołdawia jest teraz
wolna.
Jest wolna i może eksportować swoje najcenniejsze aktywa.
To smutne.
Z zastosowaniem nauki
Gdzie jest najciemniej? Odpowiedz brzmi: pod latarnią.
Zastanówcie się przez chwilę. Jest coś, co widzimy każdego
dnia. To zapewne najbardziej pospolita i wszechobecna część
naszej codzienności, a jednak rzadko, jeśli w ogóle, ją zauważamy.
Mowa o kodzie kreskowym.
Sam pomysł zrodził się ponad sześćdziesiąt lat temu: prosty
cyfrowy szyfr z niepowtarzalnym wyróżnikiem dla każdego
przedmiotu, pozwalający właścicielowi oceniać wyniki sprzedaży i
wykrywać nawet drobne kradzieże towaru. Pierwszymi dobrami
konsumpcyjnymi z kodem kreskowym były małe paczuszki gumy
do żucia Wrigley. Teraz znajduje się on niemal na wszystkim, co
kupujemy. Nawet ten tomik ma go z tyłu na okładce.
Ale dlaczego w książce o seksualnym niewolnictwie
mówimy o kodach kreskowych? Zaraz do tego dojdziemy.
Handel żywym towarem to biznes. Nie, więcej, cały
przemysł ogromne przedsięwzięcie komercyjne, nierozerwalnie
związane ze współczesną zglobalizowaną gospodarką. Według
szacunków ONZ dochody z tego przemysłu sięgają łącznie około
trzydziestu dwóch miliardów dolarów rocznie.
Oczywiście, rzecz jest nielegalna. Na całym świecie nie ma
państwa, gdzie dozwolona byłaby sprzedaż ludzi. Jednak to teoria,
bo w praktyce bywa raczej przeciwnie. Czarny rynek handlu
żywym towarem kwitnie i okazjonalne sukcesy w przełamywaniu
jego przestępczych układów naprawdę stanowią ledwie kroplę w
ogromnym oceanie.
Ludzie, którzy czerpią zyski z handlu bliznimi, są
biznesmenami. I jak wszyscy rasowi biznesmeni zwracają uwagę
na najnowsze rynkowe trendy. Ich fach może być nikczemny, ale
sprzedawcy niewolników to zwykle osoby bystre i sprytne, a
najsprytniejszą zasadą we wszelkich interesach jest wybór niskiego
ryzyka przy najbardziej opłacalnym przedsięwzięciu. Obrót
kobietami nadal pozwala te cele osiągnąć.
Dlaczego? Bo wszelki handel w przygnębiający sposób
wiąże się z pewnym naukowym prawem. Popyt musi dorównywać
podaży albo ją przekraczać, a podaż musi być stale zasilana.
Zakątki świata w rodzaju Mołdawii oferują prawie niewyczerpane
zapasy nowego, świeżego i (przede wszystkim) młodego mięsa
na sprzedaż, do użytku, do ponownego użytku. Jednak nawet
gdyby tak biedne państwo zdołało zatamować nieustanny upływ
kobiet przez swoją nieszczelną granicę, zawsze zastąpi je jakiś
inny kraj. Pod tym względem handel seksualnymi niewolnicami
nie różni się od pozostałych globalnych interesów. Markowe firmy
odzieżowe przenoszą swoją produkcję z jednego miejsca do
drugiego w ciągłym poszukiwaniu niższych kosztów i tak samo
postępują sprzedawcy ludzi. Skoro więc przyjrzeliśmy się już
aspektowi podaży (jak mawiają ekonomiści), co możemy
powiedzieć o popycie? Właśnie to pytanie mając na uwadze,
wznowimy naszą podróż.
Pamiętacie porywane i sprzedawane dziewczyny, które
poznaliśmy w Mołdawii? Pamiętacie, dokąd je wysyłano?
Zauważyliście coś? Wszystkie te państwa są bogatymi i (w
większym lub mniejszym stopniu) nowoczesnymi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
psychoterapeutek jest Alina Budeci.
Zdarza się, że policjant przez całe lata próbuje złapać
jakiegoś miejscowego mafiosa opowiada. Wreszcie udaje mu
się zebrać dowody. Facet staje przed sądem i zostaje skazany. A
następnego dnia zjawia się na komisariacie: Proszę bardzo, jestem
wolny. Kosztowało mnie to czterdzieści tysięcy euro . W takiej
sytuacji policjant może się załamać.
Aadny kawałek czasu spędziliśmy, wy i ja, w tym małym,
zapomnianym zakątku świata. Poznaliśmy kobiety dziewczyny
podobne do mnie: oszukane i sprzedane, bite i gwałcone i tych,
którzy próbują im pomagać. A także bogatego, nieokazującego
cienia skruchy handlarza ludzmi. Dlaczego wiem, że o to
zapytacie więc dlaczego musieliśmy przebywać tutaj tak długo?
Co dla nas znaczy Mołdawia? Co znaczy dla ciebie, Sarah
Forsyth? Czemu niedola tutejszych kobiet, choćby i okropna, ma
być taka ważna dla szerszego spojrzenia na międzynarodowe
seksniewolnictwo?
Powiem wam. Jest ważna, bo ci brutalni mężczyzni i te
biedne, prześladowane dziewczyny to problem nie tylko Mołdawii.
O nie, w żadnym wypadku. Pamiętajcie, ten kraj jest największym
dostawcą kobiet dla celów prostytucji na cały świat, od
Dalekiego Wschodu po Bliski Wschód, od południa Europy po
miasta i miasteczka Wielkiej Brytanii. Tak, Mołdawia jest teraz
wolna.
Jest wolna i może eksportować swoje najcenniejsze aktywa.
To smutne.
Z zastosowaniem nauki
Gdzie jest najciemniej? Odpowiedz brzmi: pod latarnią.
Zastanówcie się przez chwilę. Jest coś, co widzimy każdego
dnia. To zapewne najbardziej pospolita i wszechobecna część
naszej codzienności, a jednak rzadko, jeśli w ogóle, ją zauważamy.
Mowa o kodzie kreskowym.
Sam pomysł zrodził się ponad sześćdziesiąt lat temu: prosty
cyfrowy szyfr z niepowtarzalnym wyróżnikiem dla każdego
przedmiotu, pozwalający właścicielowi oceniać wyniki sprzedaży i
wykrywać nawet drobne kradzieże towaru. Pierwszymi dobrami
konsumpcyjnymi z kodem kreskowym były małe paczuszki gumy
do żucia Wrigley. Teraz znajduje się on niemal na wszystkim, co
kupujemy. Nawet ten tomik ma go z tyłu na okładce.
Ale dlaczego w książce o seksualnym niewolnictwie
mówimy o kodach kreskowych? Zaraz do tego dojdziemy.
Handel żywym towarem to biznes. Nie, więcej, cały
przemysł ogromne przedsięwzięcie komercyjne, nierozerwalnie
związane ze współczesną zglobalizowaną gospodarką. Według
szacunków ONZ dochody z tego przemysłu sięgają łącznie około
trzydziestu dwóch miliardów dolarów rocznie.
Oczywiście, rzecz jest nielegalna. Na całym świecie nie ma
państwa, gdzie dozwolona byłaby sprzedaż ludzi. Jednak to teoria,
bo w praktyce bywa raczej przeciwnie. Czarny rynek handlu
żywym towarem kwitnie i okazjonalne sukcesy w przełamywaniu
jego przestępczych układów naprawdę stanowią ledwie kroplę w
ogromnym oceanie.
Ludzie, którzy czerpią zyski z handlu bliznimi, są
biznesmenami. I jak wszyscy rasowi biznesmeni zwracają uwagę
na najnowsze rynkowe trendy. Ich fach może być nikczemny, ale
sprzedawcy niewolników to zwykle osoby bystre i sprytne, a
najsprytniejszą zasadą we wszelkich interesach jest wybór niskiego
ryzyka przy najbardziej opłacalnym przedsięwzięciu. Obrót
kobietami nadal pozwala te cele osiągnąć.
Dlaczego? Bo wszelki handel w przygnębiający sposób
wiąże się z pewnym naukowym prawem. Popyt musi dorównywać
podaży albo ją przekraczać, a podaż musi być stale zasilana.
Zakątki świata w rodzaju Mołdawii oferują prawie niewyczerpane
zapasy nowego, świeżego i (przede wszystkim) młodego mięsa
na sprzedaż, do użytku, do ponownego użytku. Jednak nawet
gdyby tak biedne państwo zdołało zatamować nieustanny upływ
kobiet przez swoją nieszczelną granicę, zawsze zastąpi je jakiś
inny kraj. Pod tym względem handel seksualnymi niewolnicami
nie różni się od pozostałych globalnych interesów. Markowe firmy
odzieżowe przenoszą swoją produkcję z jednego miejsca do
drugiego w ciągłym poszukiwaniu niższych kosztów i tak samo
postępują sprzedawcy ludzi. Skoro więc przyjrzeliśmy się już
aspektowi podaży (jak mawiają ekonomiści), co możemy
powiedzieć o popycie? Właśnie to pytanie mając na uwadze,
wznowimy naszą podróż.
Pamiętacie porywane i sprzedawane dziewczyny, które
poznaliśmy w Mołdawii? Pamiętacie, dokąd je wysyłano?
Zauważyliście coś? Wszystkie te państwa są bogatymi i (w
większym lub mniejszym stopniu) nowoczesnymi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]