[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, Jonas, nigdzie z tobą nie pójdę - oświadczyła z całą mocą.
Natychmiast ogarnęło ją tak przytłaczające poczucie osamotnienia, że pożałowała
swojej decyzji. Przygryzła wargę, żeby nie odwołać ostatniego zdania.
Jonas obserwował ją przymrużonymi oczami. Podziwiał szczupłą zgrabną sylwet-
kę, długie czarne włosy, ciepłe szare oczy, lekko zadarty nosek, gładkie policzki i pełne
wargi. Nie umknęło jego uwadze, że przygryzła dolną. Czyżby żałowała, że odrzuciła za-
proszenie?
- Nie wyciągam cię do restauracji, żeby się tobą chełpić jako atrakcyjną zdobyczą -
przekonywał. - Jeśli nie chcesz, kupię coś gotowego na wynos i przyniosę o ósmej razem
z butelką wina. Wolisz kuchnię chińską czy indyjską?
- Przecież mówiłam...
- %7łe nigdzie nie pójdziesz - dokończył za nią.
- Nie o to chodziło.
- Wiem. Oboje wolelibyśmy uniknąć wspólnego spędzania czasu. Cały kłopot w
tym, że nie potrafię sobie odmówić przyjemności przebywania w twoim towarzystwie. A
ty? - spytał z pozornym spokojem, choć oczy mu błyszczały z emocji.
Niepewny ton jego głosu powiedział Mac, że to wyznanie nie przyszło mu łatwo.
Najwyrazniej przeszkadzało mu, że nie potrafi pokonać siły wzajemnego przyciągania.
Prawdopodobnie tak samo jak ona nie wierzył, że niedoświadczona kobieta potrafiłaby
zachować uczuciowy dystans wobec pierwszego mężczyzny, którego zapragnęła. Zdawa-
li sobie sprawę, że powinni ograniczyć dalsze kontakty do niezbędnego minimum. Gdy
decyzja zapadła, wyprostowała plecy.
- Przyjmij wreszcie do wiadomości, że stanowczo odmawiam.
Jonas zacisnął zęby.
- W porządku. W takim razie życzę miłego wieczoru.
R
L
T
Skinął jej głową na pożegnanie i wyszedł, cichutko zamykając za sobą drzwi.
Mac z żalem odprowadziła go wzrokiem.
Nie czekał jej miły wieczór.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Panna McGuire do pana, szefie - poinformowała sekretarka, Mandy, gdy Jonas
podniósł słuchawkę.
Jonas nieprędko skojarzył, o kogo chodzi. Dawno przestał myśleć o Mac jako o
irytującej pannie McGuire".
Rozstali się zaledwie kilka godzin temu, w dość podłym nastroju. Po co więc za-
wracała mu głowę w pracy, o ile nikt znowu nie zdewastował jej domu?
Jonas zasłonił słuchawkę ręką. Zerknął przez biurko na Yvonne, która razem z nim
opracowywała dokumentację.
- Czy byłabyś uprzejma wrócić za kwadrans, żeby dokończyć robotę? - poprosił.
- Oczywiście. - Asystentka natychmiast wstała z miejsca. - Czyżby udało ci się
przekonać pannę McGuire do sprzedaży nieruchomości? - spytała po chwili wahania.
Jonas posłał jej zniecierpliwione spojrzenie.
- Ostatnio nie poruszaliśmy tego tematu - odpowiedział zgodnie z prawdą. Prawie
zapomniał, w jakim celu złożył jej pierwszą wizytę, której po cichu żałował.
- Naprawdę? - Yvonne wyglądała na zaskoczoną. - Myślałam, że właśnie po to na-
wiązałeś z nią kontakt.
Cierpka uwaga wyprowadziła go z równowagi. Wysoko cenił jej umiejętności, co
nie oznaczało, że przyznał jej prawo do komentowania swoich poczynań.
- Wybacz, to prywatna rozmowa - ponaglił ją do wyjścia.
Yvonne poczerwieniała. Rumieniec na policzkach asystentki nieco go zawstydził,
ale nie widział powodu, by przepraszać za swoje zachowanie. Odczekał, aż opuści gabi-
net, zanim poprosił sekretarkę o połączenie z Mac.
- Słucham? - warknął w słuchawkę, wściekły, właściwie nie bardzo wiedząc na ko-
go.
R
L
T
Mac dłużyła się każda sekunda oczekiwania. Trzymając jedną ręką telefon komór-
kowy przy uchu, drugą zaparzyła kawę w dwóch kubkach. Czemu kazał jej tak długo
czekać? Czyżby nie był pewien, czy w ogóle powinien odebrać telefon?
- Zadzwoniłam nie w porę? - spytała, gdy wreszcie usłyszała w słuchawce znie-
cierpliwiony głos Jonasa.
- Nie.
Wiedziała, że nie powinna do niego dzwonić. Walczyła ze sobą, żeby tego nie ro-
bić, ale w końcu przegrała. Teraz żałowała, że zabrakło jej siły woli. Właściwie nie wie-
działa, co powiedzieć.
- Dopiero po twoim wyjściu uświadomiłam sobie, że nie podziękowałam ci... za
wszystko - mamrotała niezręcznie. - Za wezwanie policji, przysłanie robotników i w ogó-
le...
- Czy Ben i Jerry skończyli zamalowywanie graffiti?
- Tak, przed chwilą. Właśnie zaparzyłam im kawę.
- Bardzo miło... z twojej strony.
- Dziwi cię to?
- Znowu zaczynasz?
- Nie. Przepraszam.
- Czy to jedyny powód, dla którego zadzwoniłaś? - spytał.
Zanim sięgnęła po telefon, Mac wmawiała sobie, że wypada wyrazić wdzięczność.
Lecz teraz nie była pewna, czy skłoniły ją do tego wyłącznie względy uprzejmości. Po
wyjściu Jonasa ogarnął ją smutek, że odrzucając zaproszenie, zamknęła sobie drogę do
dalszych kontaktów.
- Chyba tak - mruknęła niepewnie.
- Chyba czy na pewno?
- W każdym razie doceniam twoją pomoc.
- Drobiazg. Ale może zmieniłaś zdanie w sprawie wspólnej kolacji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
- Nie, Jonas, nigdzie z tobą nie pójdę - oświadczyła z całą mocą.
Natychmiast ogarnęło ją tak przytłaczające poczucie osamotnienia, że pożałowała
swojej decyzji. Przygryzła wargę, żeby nie odwołać ostatniego zdania.
Jonas obserwował ją przymrużonymi oczami. Podziwiał szczupłą zgrabną sylwet-
kę, długie czarne włosy, ciepłe szare oczy, lekko zadarty nosek, gładkie policzki i pełne
wargi. Nie umknęło jego uwadze, że przygryzła dolną. Czyżby żałowała, że odrzuciła za-
proszenie?
- Nie wyciągam cię do restauracji, żeby się tobą chełpić jako atrakcyjną zdobyczą -
przekonywał. - Jeśli nie chcesz, kupię coś gotowego na wynos i przyniosę o ósmej razem
z butelką wina. Wolisz kuchnię chińską czy indyjską?
- Przecież mówiłam...
- %7łe nigdzie nie pójdziesz - dokończył za nią.
- Nie o to chodziło.
- Wiem. Oboje wolelibyśmy uniknąć wspólnego spędzania czasu. Cały kłopot w
tym, że nie potrafię sobie odmówić przyjemności przebywania w twoim towarzystwie. A
ty? - spytał z pozornym spokojem, choć oczy mu błyszczały z emocji.
Niepewny ton jego głosu powiedział Mac, że to wyznanie nie przyszło mu łatwo.
Najwyrazniej przeszkadzało mu, że nie potrafi pokonać siły wzajemnego przyciągania.
Prawdopodobnie tak samo jak ona nie wierzył, że niedoświadczona kobieta potrafiłaby
zachować uczuciowy dystans wobec pierwszego mężczyzny, którego zapragnęła. Zdawa-
li sobie sprawę, że powinni ograniczyć dalsze kontakty do niezbędnego minimum. Gdy
decyzja zapadła, wyprostowała plecy.
- Przyjmij wreszcie do wiadomości, że stanowczo odmawiam.
Jonas zacisnął zęby.
- W porządku. W takim razie życzę miłego wieczoru.
R
L
T
Skinął jej głową na pożegnanie i wyszedł, cichutko zamykając za sobą drzwi.
Mac z żalem odprowadziła go wzrokiem.
Nie czekał jej miły wieczór.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Panna McGuire do pana, szefie - poinformowała sekretarka, Mandy, gdy Jonas
podniósł słuchawkę.
Jonas nieprędko skojarzył, o kogo chodzi. Dawno przestał myśleć o Mac jako o
irytującej pannie McGuire".
Rozstali się zaledwie kilka godzin temu, w dość podłym nastroju. Po co więc za-
wracała mu głowę w pracy, o ile nikt znowu nie zdewastował jej domu?
Jonas zasłonił słuchawkę ręką. Zerknął przez biurko na Yvonne, która razem z nim
opracowywała dokumentację.
- Czy byłabyś uprzejma wrócić za kwadrans, żeby dokończyć robotę? - poprosił.
- Oczywiście. - Asystentka natychmiast wstała z miejsca. - Czyżby udało ci się
przekonać pannę McGuire do sprzedaży nieruchomości? - spytała po chwili wahania.
Jonas posłał jej zniecierpliwione spojrzenie.
- Ostatnio nie poruszaliśmy tego tematu - odpowiedział zgodnie z prawdą. Prawie
zapomniał, w jakim celu złożył jej pierwszą wizytę, której po cichu żałował.
- Naprawdę? - Yvonne wyglądała na zaskoczoną. - Myślałam, że właśnie po to na-
wiązałeś z nią kontakt.
Cierpka uwaga wyprowadziła go z równowagi. Wysoko cenił jej umiejętności, co
nie oznaczało, że przyznał jej prawo do komentowania swoich poczynań.
- Wybacz, to prywatna rozmowa - ponaglił ją do wyjścia.
Yvonne poczerwieniała. Rumieniec na policzkach asystentki nieco go zawstydził,
ale nie widział powodu, by przepraszać za swoje zachowanie. Odczekał, aż opuści gabi-
net, zanim poprosił sekretarkę o połączenie z Mac.
- Słucham? - warknął w słuchawkę, wściekły, właściwie nie bardzo wiedząc na ko-
go.
R
L
T
Mac dłużyła się każda sekunda oczekiwania. Trzymając jedną ręką telefon komór-
kowy przy uchu, drugą zaparzyła kawę w dwóch kubkach. Czemu kazał jej tak długo
czekać? Czyżby nie był pewien, czy w ogóle powinien odebrać telefon?
- Zadzwoniłam nie w porę? - spytała, gdy wreszcie usłyszała w słuchawce znie-
cierpliwiony głos Jonasa.
- Nie.
Wiedziała, że nie powinna do niego dzwonić. Walczyła ze sobą, żeby tego nie ro-
bić, ale w końcu przegrała. Teraz żałowała, że zabrakło jej siły woli. Właściwie nie wie-
działa, co powiedzieć.
- Dopiero po twoim wyjściu uświadomiłam sobie, że nie podziękowałam ci... za
wszystko - mamrotała niezręcznie. - Za wezwanie policji, przysłanie robotników i w ogó-
le...
- Czy Ben i Jerry skończyli zamalowywanie graffiti?
- Tak, przed chwilą. Właśnie zaparzyłam im kawę.
- Bardzo miło... z twojej strony.
- Dziwi cię to?
- Znowu zaczynasz?
- Nie. Przepraszam.
- Czy to jedyny powód, dla którego zadzwoniłaś? - spytał.
Zanim sięgnęła po telefon, Mac wmawiała sobie, że wypada wyrazić wdzięczność.
Lecz teraz nie była pewna, czy skłoniły ją do tego wyłącznie względy uprzejmości. Po
wyjściu Jonasa ogarnął ją smutek, że odrzucając zaproszenie, zamknęła sobie drogę do
dalszych kontaktów.
- Chyba tak - mruknęła niepewnie.
- Chyba czy na pewno?
- W każdym razie doceniam twoją pomoc.
- Drobiazg. Ale może zmieniłaś zdanie w sprawie wspólnej kolacji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]