[ Pobierz całość w formacie PDF ]

funkcje matki łącznie z prowadzeniem gospodarstwa, znosząc zmienne humory ojca, który wo-
lałby może widywać ją rzadziej w domu, ceniąc nobliwy wygląd i kulturę matki, jej znajomość
trzech języków, pracę nad przekładami książek. Matka odsuwając się coraz bardziej w stronę
Tomasza traktowała Dzidkę z pogardliwą obojętnością. W przekonaniu, że jest jednak z ojcem
nieco zżyta, upewniałem się podczas wspólnych spotkań, kiedy zgodnie zajmowali się próbami
wyprowadzenia Dzidki z równowagi. Myślę, że ojciec w gruncie rzeczy troskliwie utwierdzał
się w przekonaniu, iż matka opuszcza go głównie ze względu na Dzidkę. Było to oczywiście zu-
pełnie nieprawdziwe, ale jedyne dla niego do przyjęcia racjonalne uzasadnienie zmiany w uczu-
ciach matki. Posiadał jednak przy tym na tyle zdrowego rozsądku, że Dzidki pozbywać się nie
zamierzał, jakkolwiek sprawa rozwodu i ewentualnego małżeństwa była przez niego poruszana
w sposób raczej mglisty.
 Może jeszcze zupy?  Znów ciepły uśmiech Dzidki w moją stronę.
 Co z matką?  odpowiedziałem jej uśmiechem.
 Nie przyjdzie  powiedziała szybko  jest u Tomasza.
 Co cię obchodzi, gdzie jest?  ojciec podniósł szeroką twarz znad zupy.  Nie przyjdzie, to
nie przyjdzie.
 U pana Tomasza  poprawiłem Dzidkę i patrząc na jej twarz zaczerwienioną nagle, powtó-
rzyłam:  pana Tomasza.  Poczułem na moment odprężenie i nawet było mi przez chwilę tro-
chę jej żal, ale dodałem:  O ile wiem, nie jesteś z nim jeszcze w bardzo bliskich stosunkach.
Teraz poczerwieniał ojciec, ale zaraz opanował się, odprężył i roześmiał głośno. Ja patrzyłem
dalej na Dzidkę, czekałem na jej wybuch i wiedziałem, że nie nastąpi. Oczywiście, opanowała
się wiedząc, że na żadne poparcie ze strony ojca liczyć nie może, a czuła się jeszcze za słaba na
prowadzenie dodatkowych rozgrywek ze mną. Uśmiechnęła się więc znów o wiele za serdecznie
i podsunęła mi półmisek z mięsem.  Przecież to lubisz, a jesteś mizerny.
Zastanawiałem się, czy w ogóle można przełamać jej opanowanie, interesowało mnie to wła-
ściwie tylko teoretycznie, bo jej obecność w domu nie przeszkadzała mi, nawet ciekaw byłem
końcowej rozgrywki, w którą wciągała się z takim uporem.
 No i cóż u ciebie?  Już przy herbacie rozparł się wygodnie w fotelu ojciec. Rozpinając
kolejny guzik koszuli odsłonił rudawy zarost, wyglądający spod gimnastycznej koszulki.  No,
opowiadaj. Pracujesz ostatnio; piszesz coś? Do domu często nie wracasz, a to niedobrze. Czy
utrzymujesz znajomość z tą magister architektury, Ewą? Owszem, ładna, oryginalna, tylko ner-
wowa. Ale pracowita  zastanowił się.  Nawet może ma na ciebie dobry wpływ, tylko że dużo
tam ona nie wyciągnie. To nie przemysł. I męża już miała  pokiwał głową.
 Przeszkadza ci to?
 Nie, nie przeszkadza. Przynieś mi jeszcze, Dzidziu, herbaty.
Zastanowiłem się, co może teraz robić Ewa i czy zadzwoni. Przypuszczałem prawie na pew-
no, że Ewa nie poszła dziś do tej prywatnej firmy kończyć urządzanie wnętrza, za co spodzie-
wała się sporej sumy pieniędzy. Leżała pewno na tapczanie; a ja nie miałem sił do niej dzwonić,
nie miałem sił na rozważanie wszystkiego jeszcze raz i nie czułem do siebie żadnego żalu, może
tylko o to, że w końcu dałem się wciągnąć, ale nawet te myśli nie były nowe. Wolałem pocze-
kać.
 Ale, ale, wyobraz sobie, załatwiałem dzisiaj w Ministerstwie pewną sprawę Instytucji, i ko-
go spotykam? Miałeś kiedyś kolegę Edwarda, pamiętasz?
Kiwnąłem głową, że pamiętam Edwarda L. Był ze trzy lata starszy ode mnie i właściwie
wcale nie był moim kolegą. Studiował ekonomię, potem przeniósł się na politechnikę, potem
pracował zawodowo w zrzeszeniu studentów.
33
 Otóż kogo spotykam dziś w Ministerstwie? Właśnie jego. I proszę, jest wicedyrektorem de-
partamentu. Przypomniałem mu się, powiedziałem, że jestem twoim ojcem, porozmawialiśmy.
Przyjemny człowiek. Mówił mi, że byłeś zdolny, inteligentny i szkoda, że się marnujesz i wy-
kolejasz. Powiedział nawet, żebyś wpadł do niego do resortu, to może ci coś stałego gdzieś za-
łatwi.
 To ładnie z twojej strony, żeś z nim pogadał o mnie.
 A ładnie. Czas , żebyś coś zaczął. Owszem, rozumiem, że trzeba wolno i cierpliwie, to bar-
dzo ważne, ale należy gdzieś się zaczepić konkretnie, nie żadne ryczałty. Zaczepić i potem też
cierpliwie, inteligentnie. Na nerwowo i bez planu do niczego nie dojdziesz, jak na froncie.  Za-
ciągnął się papierosem i sprawdził, czy Dzidka, która już sprzątnęła ze stołu i usiadła w fotelu
bliżej okna, zachowując dystans, nie narzucając się, ale jednocześnie podkreślając celowość
swojej obecności manipulacjami przy doniczce z kwiatami, słucha uważnie.  Wtedy na froncie
 ciągnął zadowolony z jej uważnej, zasłuchanej twarzy  kiedy dostawałem krzyż, trzeba było
też leżeć cierpliwie, podczołgać się patem i wyskoczyć naprzód. Zamachał rękami.
 No i wyskoczyłeś na czas.
 Wyskoczyłem. Może cię to bawi, ale wyskoczyłem. Pewno  zastanowił się  powinienem
w życiu zajść dalej, ale i tak nie było mi łatwo. W pokoju w biurze, gdzie pracowałem po woj-
nie, stały cztery szafy, a nas było trzech. Zawsze zaczynało się dzień od otwierania szaf. Naj-
pierw ja otwierałem wszystkie, potem już tylko jedną, a patem ja mówiłem codziennie o ósmej:
 Otworzymy szafy.
 A tamtych dwóch jak podmieniłeś?
 Gorzej pracowali, wolniej. Wiesz, Dzidziu? Czytałem wczoraj w gazecie, że ktoś zbił ko-
bietę po twarzy. Młody człowiek  spojrzał na mnie  w twoim wieku albo i młodszy. Ja rozu-
miem, wiele się zmienia, ale ja nigdy nie uderzyłem żadnej kobiety w twarz. A wiecie dlaczego?
Nie widziałem powodu. A poza tym  popatrzył dumnie nigdy nie musiałem. Ten kolega twój,
Edward, ma wóz służbowy.
 Ty też będziesz miał  pocieszyłem go  jak zostaniesz dyrektorem.
 Może będę  rozjaśnił się.  Ale ty nie.
 Pewno nie  Wstałem od stołu. Nie miałem dziś szans na skończenie recenzji, ale nie
chciałem też wychodzić z domu. Podszedłem do okna. Teraz uważne spojrzenie Dzidki, i znowu
uśmiech. Jest ładna i zgrabna i wie o tym. Ciekaw byłem, ile musi kosztować ją to, żeby żyć z
moim ojcem, znosić spotkania z matką i nie wycofać się. Właściwie miałem dla niej sporo
uznania  postawiła na ojca i była konsekwentna, mając pełną akceptację swojej rodziny, miesz-
kającej w pięć osób w dwóch małych pokojach na Pradze. Na ulicy oglądali się za nią różni
mężczyzni, ale ona nie interesowała się nikim. Nie interesowała się także zupełnie mną, chociaż
w pierwszym okresie robiłem, w celach raczej doświadczalnych, pewnie posunięcia. Była jesz-
cze jedna możliwość, że to wszystko nie sprawiało jej tak dużej przykrości. Zresztą, rozgrywała
bardzo dobrze i coraz częściej ojciec odczuwał jej niezbędność. Widziała coraz bardziej ostenta-
cyjne lekceważenie i niechęć matki w stosunku do ojca i miała pewność, że to nie pozostanie
bez wpływu na jej pozycję. Na początku historii z Tomaszem, kiedy matka powoli zaczynała się
przeprowadzać i parę razy nie nocowała w domu, nie ukrywając zresztą niczego przed ojcem,
pozostawiając mu swobodę decyzji w sprawie rozwodu (notabene Dzidka już wtedy kilkakrotnie
pojawiała się w naszym domu), ojciec odbył telefoniczną rozmowę z Tomaszem. Długo krzy-
czał przy telefonie, poczerwieniał, był bardzo godny i oskarżycielski. Mówił o podstawowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl