[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyskutujących z zapałem. Stalowy obserwował to zbiegowisko zza węgła. Lord
Palgir już czekał, niecierpliwie tupiąc czubkiem buta. Z pewnych względów ko-
jarzył się Stalowemu z podenerwowanym kogutem. Obok wielmoży stał znajomy
sługa dzierżący dwa rapiery. Uczucia widzów przypominały wielogatunkowy bu-
kiet, w którym zgromadziła się ciekawość, podekscytowanie, okrucieństwo, nie-
chęć oraz inne podobne zielska . Stalowy zauważył pośród obserwatorów kilka
259
kobiet i prawie go zemdliło wszystkie pożądały widoku krwi tak bardzo, że
popadały w niemal erotyczne uniesienie.
Ciekawe. Czy jak ktoś zostanie ranny, to rzucą się i zaczną chłeptać
krew? szepnął z niesmakiem Gryf stojący tuż za Stworzycielem. Mówi-
łem ci. . . Chyba nie zależy ci na ich wiwatach? Skończ sprawę szybko i chodzmy
stąd. Królowa wygląda przez okno. Jest zmartwiona dodał.
Chodzmy westchnął Stalowy, ruszając naprzód. Za nim postąpiła reszta
magów.
Na widok przeciwnika lord pospiesznie wziął broń i oddał salut ostrzem. Wy-
dawało się, że jest również niezadowolony ze zbiegowiska. Stalowy odepchnął
podsuniętą mu rękojeść.
Nie potrzebuję broni. Sam nią jestem. Nadal czujesz się obrażony, lordzie?!
Tak! odkrzyknął tamten, stając w pozycji szermierczej. Wez ostrze!
Chcesz mnie zabić?
Tak!
Jesteś głupcem rzekł Stalowy z pogardą. Ryzykujesz życie własne
i cudze dla nieistotnego drobiazgu, o którym za tydzień nikt nie będzie pamiętał.
Stawaj, tchórzu! Twarz Palgira posiniała.
Nigdzie nie stanę. Powtarzam: jesteś idiotą. Czułbym się, jakbym zamor-
dował dziecko. Masz tu swój honor. Nie mam czasu ani ochoty na takie bzdury!
Rzucona przez Stworzyciela rękawica upadła na żwir przed lordem. Stalo-
wy odwrócił się do przeciwnika plecami. To był błąd. Znieważony Palgir stracił
panowanie nad sobą i zaatakował. Ostrzegawczy krzyk stopił się w jedno z głu-
chym westchnieniem widzów, które zabrzmiało jak pomruk głodnego stada dra-
pieżników. Sztych trafił Stalowego w plecy, dokładnie na wysokości serca. Mag
zachwiał się, z twarzą wykrzywioną nagłym bólem, po czym upadł na kolana, się-
gając ręką do tyłu, ku rozszerzającej się na opończy krwawej plamie. Otoczyli go
przerażeni towarzysze.
Kredowoblady Palgir cofał się tymczasem, popatrując z rozpaczą i osłupie-
niem to na maga, to na złamaną klingę własnej broni kończyła się na cztery
palce od jelca. Wśród świadków podnosiły się głosy niezadowolenia i wzgardy.
Zabić bezbronnego ciosem w plecy? Lord upuścił szczątek rapiera i zakrył twarz
dłońmi.
Ponad wrzawę wybił się nagle głos wrzeszczący energicznie w lengore:
Na Miłosierdzie, dajcie mi spokój! Zostawcie mnie! Nic mi nie jest, do
nędzy zasranej! Nie szarp mnie!
To Stalowy, jak najbardziej żywy, z furią wydzierał się z troskliwych rąk przy-
jaciół.
Zdążyłem?! Zdążyłem! krzyczał Myszka niemal równie głośno. Jak
tylko zobaczyłem, co on. . . ale zdążyłem!
260
Podniósł i pokazał wszystkim skrócony rapier Palgira. Stalowy pomacał się po
plecach. Na dłoni została mu krew, bolała go skóra przecięta ułomkiem rapiera,
lecz oddychał normalnie. Widać metal nie sięgnął płuca. Uściskał mocno małego
Wędrowca.
Dzięki, Myszo. Mam u ciebie spory dług.
Sprawy jednak nie były zakończone. Stalowy wyciągnął w stronę Palgira za-
krwawioną dłoń.
Po to przyszedłeś!? Masz, oto krew Stworzyciela! Rzadki widok, napatrz
się! Jak chcesz zabijać, to idz na wojnę! Przydaj się na coś swojemu królowi,
a nie morduj mu sojuszników! Chcesz umierać dla honoru? Głupcze, lepiej żyj
dla swojego władcy!
Szedł wzdłuż cofającej się z lękiem bezładnej gromady widzów. Unosił za-
krwawioną rękę, jakby było to jakieś godło i wylewał im w umysły całą swą na-
gromadzoną gorycz i wstręt.
To i was dotyczy, wy bestie nienasycone! ciągnął mag. Wy, psy!
Bijecie się o ochłapy, przegryzacie gardła nawzajem, a wasz pan musi szukać
pomocy u obcych! Leniwe zwierzęta! Precz stąd! Wracajcie do nor!
Zaniepokojeni ludzie czuli przez podeszwy leciutkie drżenie gruntu. Włosy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
dyskutujących z zapałem. Stalowy obserwował to zbiegowisko zza węgła. Lord
Palgir już czekał, niecierpliwie tupiąc czubkiem buta. Z pewnych względów ko-
jarzył się Stalowemu z podenerwowanym kogutem. Obok wielmoży stał znajomy
sługa dzierżący dwa rapiery. Uczucia widzów przypominały wielogatunkowy bu-
kiet, w którym zgromadziła się ciekawość, podekscytowanie, okrucieństwo, nie-
chęć oraz inne podobne zielska . Stalowy zauważył pośród obserwatorów kilka
259
kobiet i prawie go zemdliło wszystkie pożądały widoku krwi tak bardzo, że
popadały w niemal erotyczne uniesienie.
Ciekawe. Czy jak ktoś zostanie ranny, to rzucą się i zaczną chłeptać
krew? szepnął z niesmakiem Gryf stojący tuż za Stworzycielem. Mówi-
łem ci. . . Chyba nie zależy ci na ich wiwatach? Skończ sprawę szybko i chodzmy
stąd. Królowa wygląda przez okno. Jest zmartwiona dodał.
Chodzmy westchnął Stalowy, ruszając naprzód. Za nim postąpiła reszta
magów.
Na widok przeciwnika lord pospiesznie wziął broń i oddał salut ostrzem. Wy-
dawało się, że jest również niezadowolony ze zbiegowiska. Stalowy odepchnął
podsuniętą mu rękojeść.
Nie potrzebuję broni. Sam nią jestem. Nadal czujesz się obrażony, lordzie?!
Tak! odkrzyknął tamten, stając w pozycji szermierczej. Wez ostrze!
Chcesz mnie zabić?
Tak!
Jesteś głupcem rzekł Stalowy z pogardą. Ryzykujesz życie własne
i cudze dla nieistotnego drobiazgu, o którym za tydzień nikt nie będzie pamiętał.
Stawaj, tchórzu! Twarz Palgira posiniała.
Nigdzie nie stanę. Powtarzam: jesteś idiotą. Czułbym się, jakbym zamor-
dował dziecko. Masz tu swój honor. Nie mam czasu ani ochoty na takie bzdury!
Rzucona przez Stworzyciela rękawica upadła na żwir przed lordem. Stalo-
wy odwrócił się do przeciwnika plecami. To był błąd. Znieważony Palgir stracił
panowanie nad sobą i zaatakował. Ostrzegawczy krzyk stopił się w jedno z głu-
chym westchnieniem widzów, które zabrzmiało jak pomruk głodnego stada dra-
pieżników. Sztych trafił Stalowego w plecy, dokładnie na wysokości serca. Mag
zachwiał się, z twarzą wykrzywioną nagłym bólem, po czym upadł na kolana, się-
gając ręką do tyłu, ku rozszerzającej się na opończy krwawej plamie. Otoczyli go
przerażeni towarzysze.
Kredowoblady Palgir cofał się tymczasem, popatrując z rozpaczą i osłupie-
niem to na maga, to na złamaną klingę własnej broni kończyła się na cztery
palce od jelca. Wśród świadków podnosiły się głosy niezadowolenia i wzgardy.
Zabić bezbronnego ciosem w plecy? Lord upuścił szczątek rapiera i zakrył twarz
dłońmi.
Ponad wrzawę wybił się nagle głos wrzeszczący energicznie w lengore:
Na Miłosierdzie, dajcie mi spokój! Zostawcie mnie! Nic mi nie jest, do
nędzy zasranej! Nie szarp mnie!
To Stalowy, jak najbardziej żywy, z furią wydzierał się z troskliwych rąk przy-
jaciół.
Zdążyłem?! Zdążyłem! krzyczał Myszka niemal równie głośno. Jak
tylko zobaczyłem, co on. . . ale zdążyłem!
260
Podniósł i pokazał wszystkim skrócony rapier Palgira. Stalowy pomacał się po
plecach. Na dłoni została mu krew, bolała go skóra przecięta ułomkiem rapiera,
lecz oddychał normalnie. Widać metal nie sięgnął płuca. Uściskał mocno małego
Wędrowca.
Dzięki, Myszo. Mam u ciebie spory dług.
Sprawy jednak nie były zakończone. Stalowy wyciągnął w stronę Palgira za-
krwawioną dłoń.
Po to przyszedłeś!? Masz, oto krew Stworzyciela! Rzadki widok, napatrz
się! Jak chcesz zabijać, to idz na wojnę! Przydaj się na coś swojemu królowi,
a nie morduj mu sojuszników! Chcesz umierać dla honoru? Głupcze, lepiej żyj
dla swojego władcy!
Szedł wzdłuż cofającej się z lękiem bezładnej gromady widzów. Unosił za-
krwawioną rękę, jakby było to jakieś godło i wylewał im w umysły całą swą na-
gromadzoną gorycz i wstręt.
To i was dotyczy, wy bestie nienasycone! ciągnął mag. Wy, psy!
Bijecie się o ochłapy, przegryzacie gardła nawzajem, a wasz pan musi szukać
pomocy u obcych! Leniwe zwierzęta! Precz stąd! Wracajcie do nor!
Zaniepokojeni ludzie czuli przez podeszwy leciutkie drżenie gruntu. Włosy [ Pobierz całość w formacie PDF ]