[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmierć, ale mój styl literacki, niestety, nie jest w stanie ani jej
oddalić, ani przybli\yć, na tym polega numer).
Termojad - w \argonie naukowym reakcja termojądrowa.
Doskonale znasz tego człowieka. Jego portret od wielu lat
stoi obok zdjęcia twojej mamy. Teraz prawie co drugi dzień mo-
\esz oglądać go na ekranie telewizora albo czytać o nim w gaze-
tach. Stał się tematem powszechnej dyskusji, a ja dobrze zapa-
miętałem tę rozmowę, która odbyła się między nami w zeszłym
roku (jesienią). Domagałeś się, \ebym ci wytłumaczył, jak mo\e
być moim przyj acielem i dobroczyńcą człowiek o tak haniebnych
poglądach, a ja mówiłem, \e poglądy przychodzą i odchodzą,
a człowiek zostaje. Pokłóciliśmy się, obraziłeś się i więcej o nim
ze mną nie rozmawiałeś (chocia\ dobrze słyszałem to, co mówi-
łeś kolegom przez telefon - przyznaj się, chciałeś, \ebym słyszał
te rozmowy?). Có\, sądzę, \e po przeczytaniu tych notatek zro-
zumiesz du\o, je\eli nie wszystko.
Moje badania zaczęły się jednak nie od niego.
Przez parę lat pracowałem w wydziale, dokładnie - w spe-
cjalnej grupie, gdzie zajmowano się zjawiskami paranormalny-
mi. Telepaci, jasnowidze, \ywe trupy, telekinetycy, znachorzy,
mikrozabójcy, wilkołaki, wró\ki, wiedzmy wszyscy byli naszy-
mi klientami. Zjawy, UFO, nekrodynamika, paleoastronautyka...
0 wielu ju\ teraz zapomniałem, ale spis terminów liczył u nas
ponad osiemdziesiąt pozycji. I wszystko było ściśle tajne. Na-
Strona 89
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
sza działalność była tak utajniona, \e meldowaliśmy bezpośred-
nio Jemu, nawet nikt z jego zastępców nie miał nic o tym wie-
dzieć.
Dawno ju\ zauwa\yłem, \e im głupsza sprawa, tym bardziej
jest utajniona. W naszych sprawach było tyle głupot, \e na nic
innego po prostu nie zostawało miejsca. "Same głupoty!" - mel-
dowaliśmy kierownictwu. "No-no, pracujcie, o Bogu nie zapo-
minajcie!" - "Ale to przecie\ głupoty!" - "Myślicie, \e Amery-
kanie są głupsi od was? A jednak szukają i nic, wszyscy są
zadowoleni. Pieniędzy wam podrzucić? Trzeba było mówić..."
Dziewięćdziesiąt procent informacji - to były po prostu bzdu-
ry. Dziewięćdziesiąt koma dziewięćdziesiąt dziewięć - dopro-
wadzało nas w końcu do jakichś oszustów, czasami bardzo inte-
ligentnych, nawet - świetnych. Ale były, były jakieś setne
procenta, które budziły zdziwienie, zmuszały do zastanowienia
1 podjęcia dalszych działań.
Po trzech lub czterech latach doszedłem do dwóch wniosków,
wartych odnotowania.
Pierwszy był zupełnie konkretnym i pragmatycznym wnio-
skiem o tym, \e \adna telepatia nie istnieje. Nie mo\na czytać
w myślach. Zgadywać, namierzać, podglądać - tak, ale nie czy-
tać. Ten wniosek bardzo mnie pocieszył i ułatwił moją egzysten-
cję w tym świecie, który się nazywa "miejscem pracy". (Nigdy
i nikomu o tym wniosku nie wspominałem. Przeciwnie, zawsze
mówiłem coś zupełnie innego. I kierownictwo chętnie dawało
pieniądze na to coś innego. Na świecie wielu głupców myśli, \e
dobrze byłoby nauczyć się czytać w czyichś myślach. Być mo\e
potem opowiem ci jedną historię -jak ocalałem tylko dlatego, \e
głupek i łobuz zwarli się ze sobą i obaj przegrali - z\arli się na-
wzajem, jak wilki z dziecięcego wierszyka).
Po drugie, zrozumiałem, \e badania paranormalne wymaga-
ją specyficznej metodyki. Nie są tutaj potrzebne ani barometry,
ani areometry, ani woltomierze, ani oscylografy. Niepotrzebni są
fizycy, chemicy i nawet lekarze. Potrzebni są profesjonalni sztuk-
mistrze, którzy mogą zdemaskować cwaniaków i naciągaczy. I po-
trzebni są cisi, niewidoczni świadkowie, w rzeczywistości - taj-
ni obserwatorzy, pracujący całym sercem. Wszystkie osoby
paranormalne - mam na myśli naprawdę paranormalne - mogą
być skuteczne tylko w warunkach osobistego spokoju, duchowego
ciepła, w ogóle - komfortu duchowego. Kiedy sadzasz takiego
człowieka w pokoju zapchanym aparaturą, pod jaskrawą lampą
bezcieniową, owijasz w przewody i obklejasz czujnikami, z gó-
ry skazujesz się na niepowodzenie, a osobę paranormalną - na
całkowitą impotencję twórczą. Są ptaki, które nigdy nie śpiewają
w klatce, i zwierzęta (jest ich dość du\o), które nie mogą roz-
mna\ać się w niewoli - stają się impotentami nawet w najwięk-
szej i najwygodniejszej klatce. Czarodziej musi mieć do pracy
czarną izbę (jak tarantula - swoją ziemną norkę), to same ściany
pomagają mu, i to nie w przenośnym, a w dosłownym znacze-
niu. Właściwie współczesny miejski czarodziej tak samo potrze-
buje własnej, obmacanej palcami i wzrokiem, powierzchni miesz-
kalnej, i nie wa\ne, czy to klitka w mieszkaniu wielorodzinnym
czy luksusowy spółdzielczy apartament.
Na bazie tego wniosku sformułowałem praktyczną propozy-
cję- Zaproponowałem zorganizowanie specjalnego pensjonatu,
177
w którym mo\na by zebrać wszystkich nadzorowanych i dać im
mo\liwość przytulnej, beztroskiej, zupełnie swobodnej egzysten-
cji - niech sobie robią norki, wiją pajęczynę,, lepią jaskółcze
gniazdka i tak dalej. A obsada będzie się składała z doświadczo-
nych obserwatorów. Myślę, \e tylko w ten sposób mo\na liczyć
na otrzymanie realnego efektu. Przecie\ śmiesznie przypuszczać,
\e pająk będzie łowił muchy w pustym szklanym słoiku, gdzie
nie ma nic oprócz jasnego światła i much.
Moja propozycja została zaakceptowana, pensjonat zorgani-
zowano, odpracowałem tam ponad rok, udało mi się wyłowić dwie
prawdziwie paranormalne osoby, i wtedy wpadła mi do rąk teczka
z dokumentami, od której wszystko się tak naprawdę zaczęło.
Strona 90
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
Nie udało mi się wyjaśnić, kim był ten mądrala (nie ironi-
zuję, rzeczywiście uwa\am go za wyjątkowo mądrego i spo-
strzegawczego człowieka z wrodzonym wyczuleniem na para-
normalność), który pierwszy wpadł na pomysł, \eby połączyć
w jedną sprawę kilka rozrzuconych w czasie i przestrzeni tra-
gicznych wydarzeń, które w ciągu wielu lat pozostawały bez
wyjaśnienia.
Połączeniu temu sprzyjał fakt, \e ka\de z wydarzeń było wy-
jątkowo podobne do drugiego; przyczyna śmierci w ka\dym przy-
padku była ta sama (nieznany komentator nazwał ją niemal po-
etycko: "pęknięcie mózgu"), ale mechanizm zjawiska nie został
ustalony, przy czym nie udało się ustalić nawet hipotetycznego
mechanizmu - ka\demu nieuprzedzonemu obserwatorowi wszyst-
kie te śmierci wydawały się czymś zupełnie mistycznym (dlate-
go wspomniana teczka znalazła się w końcu w archiwum naszej
grupy).
Pomogło równie\ to, \e wszystkie bez wyjątku ofiary w ja-
kimś stopniu współpracowały z organami, tak \e zało\one sprawy
kryminalne pozostawały w systemie: przechodziły wyłącznie na-
szymi kanałami i były zgromadzone w jednym miejscu.
Na początku w teczce znajdowało się pięć spraw. Przedstawię
jak najkrócej istotę ka\dej z nich, w porządku chronologicznym.
Pazdziernik tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego
roku. Mikołaj Ostapowicz Gugniuk, trzydzieści jeden lat, starszy
lejtnant NKWD, śledczy. Pracował w dobrze wszystkim znanym
Du\ym Domu. Wyró\niał się nieustępliwością, twardością, na-
wet okrucieństwem, był "bezlitosny dla wrogów ludu pracujące-
go". Znaleziony w swoim gabinecie, za biurkiem: le\ał piersią
na teczkach ze sprawami, głowa faktycznie nie istniała - jakby
wybuchła od środka; odłamki czaszki i strzępy mózgu były po-
rozrzucane po całym gabinecie. Uznano wtedy, \e to, oczywi-
ście, dywersja faszystowska, strzał zdrajcy-dywersanta, jednak
nie udało się znalezć kuli, no i nie ma kuł, zdolnych do takich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl