[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A do tych Rąpałek nie możesz zadzwonić?
R
L
T
- Ciekawe czym! Dzwonkiem chyba! U nich tam jak za króla wieczka, ja nie wiem, czy elek-
tryka jest chociaż.
- No to rzeczywiście masz kłopot - zadumała się Kałdowa. - A ta jego Ewa, to gdzie?
- Do swoich pojechała, nie ma jej. Pani Malwina zamyśliła się głęboko.
- Wiesz co? - powiedziała po dłuższej chwili. - Chodzmy tam, do tej Ewy. Może już wróciła? A
może jej Fryderyk jakąś wiadomość zostawił? Albo wcale nigdzie nie wyjechał, tylko nie daj Boże
chory leży...
Gomorowa uznała, że pomysł jest niezły. W końcu wszystko jest lepsze, od bezczynności.
- Ziąb taki na polu - pani Jadzia spojrzała wymownie na butelkę z resztką wiśniówki. - Nalej no
jeszcze po jednym i możemy iść!
Na klatce schodowej bloku, w którym mieszkała Ewa panował półmrok.
- Zaświeć! - zażądała Gomorowa.
- Sama zaświeć! - obruszyła się Kałdowa. - Ja nie wiem, gdzie tu się świeci, nigdy tu nie byłam.
- Słucham panie? - w drzwiach drzwi mieszkania po prawej stronie stanął nagle młody, sympa-
tyczny mężczyzna.
- My nie do pana - powiedziała mało uprzejmie pani Jadzia.
- Nie do mnie? - zdziwił się. - To dlaczego panie do mnie dzwoniły?
- Nikt do pana nie dzwonił, omamy pan masz jakieś!
- Przepraszamy najmocniej, koleżanka chciała zaświecić... Chyba niechcący nacisnęła dzwonek
- Kałdowa przytomnie zorientowała się w sytuacji.
- Nic nie szkodzi - młody człowiek nacisnął włącznik - światło jest tutaj.
Kiedy kobiety dotarły na trzecie piętro, okazało się - jak zresztą przypuszczały - że w mieszka-
niu nikogo nie ma.
- No to tyle wiemy, cośmy wiedziały i bez wyłażenia na ten Babel! - oznajmiła Gomorowa z
pretensją w głosie.
- A gdzie skrzynka na listy? - zignorowała wyrzuty koleżanki Kałdowa. - Może tam coś jest?
- No i co z tego, że jest, kiedy nie wyjmiesz, bo zamknięte!
- Zobaczymy. To gdzie ta skrzynka?
- Na pierwszym piętrze są.
W boksie z numerem jedenaście rzeczywiście dało się dostrzec jakąś kopertę. Gomorowa wło-
żyła palec przez niewielki otworek i bezskutecznie próbowała przysunąć ją bliżej drzwiczek.
- Czekaj no - Kałdowa włożyła rękę do torebki i pogmerała w niej chwilę - mam tu obcęgi.
Odegniemy blachę i wyjmiemy to.
- Tak na oczach? - zaniepokoiła się pani Jadzia. - Jeszcze kto zobaczy i pomyśli, że się włamu-
jemy...
R
L
T
- To idz na dół i zgaś światło. Ja to jakoś po omacku oderwę.
Gomorowa posłusznie zaczęła schodzić ze schodów, po chwili jednak wróciła.
- A ty po co nosisz w torebce te kleszcze? - zapytała.
- Pózniej się będziesz głupio pytała. Zgaś w końcu to światło, zanim ludzie się zlecą!
Po chwili Kałdowa usłyszała jakąś rozmowę. Na wszelki wypadek schowała obcęgi i zaczęła
nasłuchiwać.
- Pani do mnie? A, to pani...
- Nie do pana. Niechcący mi się nacisnęło.
- Wyłącznik jest tutaj, z drugiej strony drzwi - wyjaśnił młody człowiek - ale... przecież się
świeci.
- Ja teraz zgasić przyszłam.
Czy tobie na mózg Jadzka padło? - denerwowała się w duchu Kałdowa. - Jeszcze mu powiedz,
że zamierzamy obrabować skrzynkę!
Po chwili jednak na klatce zapadła ciemność. Malwina Kałdowa jednym mocnym szarpnięciem
wyrwała metalową klapkę, złapała list i po omacku rzuciła się do ucieczki. Chrzęst i łoskot towarzy-
szący tej czynności mógł bowiem wywabić z mieszkań wszystkich lokatorów.
- To ja! - szepnęła, przyciskając do ściany zmierzającą w przeciwnym kierunku Gomorową. -
Mam list, uciekajmy, póki nikogo nie ma!
Zaniepokojony hałasem lokator mieszkania na parterze wyjrzał na korytarz i zaświecił światło.
Nie dostrzegł nikogo. Podszedł do drzwi wyjściowych.
Ani śladu blokowych chuliganów. Jedyną, niecodzienną rzeczą, jaka ukazała się jego oczom by-
ły, dwie pędzące na oślep korpulentne starsze kobiety.
- Nie leć tak, Malwina, nikt nas nie goni - wycharczała Gomorowa.
- Rzeczywiście - sapała Kałdowa, oglądając się za siebie. - Możemy zwolnić.
- Pokaż teraz ten list, może to coś ważnego! Kobiety usiadły na przystanku tramwajowym i pani
Malwina wyjęła zza pazuchy sfatygowaną kopertę. - Masz!
- To do Fryderyka - oznajmiła Gomorowa, oglądając przesyłkę - od Ewy.
- Przeczytaj! - domagała się Kałdowa. Skoro dokonała już tej desperackiej kradzieży, uważała
się teraz za jej współwłaścicielkę.
Kochany Fredziu! - czytała pani Jadzia na tyle głośno, że stojący na przystanku ludzie zaczęli
przysłuchiwać się z zainteresowaniem. - Będąc u rodziców, a w szczególności na cmentarzu, wiele
rozmyślałam o życiu i o nas. Doszłam do wniosku, że nie mogę być z tobą za wszelką cenę i po tak
zwanych trupach. Fryderyku! Jeśli kogoś kocha się tak bardzo, jak ja kocham ciebie, to trzeba czasem
dokonać tego strasznego wyboru i odejść w cierpieniu dla dobra drogiej sercu osoby. Tak też ja wła-
śnie powyższym czynię, tylko po to, byś mógł żyć spokojnie bez tego ciężaru, jakim byłam dla ciebie.
R
L
T
Nie zaprzeczaj! Teraz z oddali uświadomiłam to sobie, jak wiele wyrzeczeń i samozaparć kosztował cię
ten nasz związek! Kiedy zrozumiałam, że wydałeś na moje futerko ostatnie oszczędności, serce zaczęło
krwawić mi z żalu. Byłabym potworem, gdybym w obecnej sytuacji nadal obciążała twój skromny bu-
dżet. Jako kobieta wrażliwa i czuła postanawiam więc poświęcić się i odejść. %7łegnaj Fryderyku i pa-
miętaj, że zawsze będę cię kochała!
Twoja Ewa.
PS Zwrotem klucza od mojego mieszkania nie przejmuj się. Po powrocie zmienię zamki.
- No to mnie już coś świta - powiedziała w zamyśleniu pani Malwina. - Twój syn nabawił się po
prostu kłopotów finansowych, a jeszcze do tego opuściła go narzeczona! A swoją drogą, dobre z niej
dziecko. Tak się poświęcić!
- Co ty mi tu inscenizujesz! - obruszyła się Gomorowa. - Fredziu mógł się nabawić wszystkich
kłopotów, ino nie finansowych. On w szacunku do pieniądza wychowany był i już taki skory do wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl