[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wróćmy do steków. Jakie są?
- Zrednio wysmażone.
Ali zaburczało w brzuchu, ale się nie poddawała.
- A co masz do steków?
Podrapał się w brodę.
- W tym problem. W delikatesach zabrakło ziemniaków sałatkowych,
więc kupiłem gotową przystawkę, którą podgrzewa się niecałe dziesięć minut
na płycie kuchennej.
- Przecież nie masz prądu.
- No właśnie.
Westchnęła z przesadą.
- Mam ziemniaki. Upiekę kilka w mikrofalówce i będę za dziesięć minut.
Uśmiechnął się niewinnie.
- Masz może śmietanę i szczypiorek?
- Nie przeciągaj struny.
A jednak Luke, zbierając się do odejścia, spytał jeszcze:
74
S
R
- Nie znajdziesz u siebie przypadkiem składników do sałaty z sosem
cezara?
Ali zmrużyła oczy.
- Boże, Banning. A masz przynajmniej talerze, sztućce i serwetki?
Luke zmarszczył czoło.
- Wszystkie pokryte grubą warstwą kurzu. I nie mam wody, żeby je
umyć.
- Zapraszasz mnie na kolację, czy sam próbujesz wprosić się na posiłek?
Uśmiechnął się i zauważył:
- Nie liczę nic za mięso, i mam butelkę naprawdę dobrego beaujolais.
- Ale brak ci kieliszków, jak przypuszczam.
Przekrzywił na bok głowę.
- Owszem, nie mam też korkociągu. Elsie nie była miłośniczką napojów
wyskokowych.
- To może przynieś tutaj te swoje steki i wino, skoro ja muszę załatwić
całą resztę. Tylko pamiętaj, że ja nie sprzątam.
- Czy to znaczy, że nie jesteś już na mnie zła?
Ali potrząsnęła głową.
- Nie. To znaczy, że jestem głodna i mam ochotę na stek, zwłaszcza że
ktoś już go przygotował i za niego zapłacił, i na dodatek posprząta po kolacji.
Jedli przy kuchennym stole, nad którym wisiała lampa, rozpraszając
ponurą szarość nadchodzącej nocy. Na zewnątrz zerwał się wiatr, brudząc
kurzem i pyłem jej świeżo umyte okna. Na niebie wisiały ciężkie chmury.
Wieczór był o wiele ciemniejszy niż zwykle o tej porze.
- Nadchodzi burza - mruknęła Ali, jedząc stek.
Luke nie żartował co do jakości mięsa: rozpływało się w ustach.
Wyjrzał przez okno.
75
S
R
- Nigdy nie lubiłem burzy.
Wiedziała o tym. To właśnie po burzy znaleziono ojca Luke'a na poboczu
drogi. Zresztą Roger Banning nie zmarł tylko na skutek ataku żywiołu. Jego
śmierć miała bezpośredni związek z wypiciem siedmiu szklanek whiskey w ta-
wernie obok przystani.
Uderzył samochodem w drzewo, wyczołgał się z niego i usiłował iść do
domu na piechotę podczas szalonej nawałnicy, która zerwała linie telefoniczne
i większą część wyspy pozbawiła prądu. Nazajutrz znaleziono jego ciało w
rowie. Stracił przytomność i utopił się w sporej kałuży. Luke miał wówczas
dziewięć lat, był małym przestraszonym chłopcem. Burzową noc spędził sam
w ciemności, czekając na ojca, przelękniony, że ojciec opuścił go tak samo, jak
zrobiła to niegdyś matka, która pewnego dnia wyszła z domu i nie wróciła.
Ali miała ochotę uścisnąć dłoń Luke'a, ale on tego nie potrzebował.
Pomyślałby tylko, że się nad nim lituje, a on nie znosił litości. A zatem
powiedziała:
- A ja bardzo lubiłam burze, jak byłam mała. Leżałam w łóżku, słuchałam
fal rozbijających się na brzegu i wiatru szeleszczącego w liściach. I liczyłam
sekundy dzielące błyskawicę od grzmotu.
Wydawało się, że Luke otrząsnął się z melancholii.
- Zawsze byłaś dziwnym dzieckiem - zauważył.
- Za to nie pomogę ci zmywać.
- W porządku. Zostawię brudne naczynia gosposi - zażartował.
- Masz gosposię w Nowym Jorku?
Skinął głową.
- I kucharza pewnie też?
- Tak, i kierowcę.
- Motocyklem też kieruje?
76
S
R
- Nie - zaśmiał się. - Samochodem. Rzadko mam okazję jezdzić
harleyem. W centrum jest za duży ruch i za dużo świateł, to przestaje być
zabawne.
Czytała dziesiątki artykułów na temat jego życia na Manhattanie, które
dzieliłaby z nim wyłącznie pod grozbą tortur. Widziała go też na
towarzyszących artykułom zdjęciach, w szytych na miarę garniturach i
wykrochmalonych koszulach, tak kompletnie innego niż ten nieokrzesany
chłopak z przeszłości.
- Lubisz Nowy Jork?
- Bardzo. Nie wyobrażam sobie życia gdziekolwiek indziej. Czasami
wydaje się, że to miasto to żywy organizm. Nieustannie wrze energią i życiem.
- To męczące.
- No cóż, tam jest inaczej niż na Trillium. Tutaj jest taka cisza. - Zciągnął
brwi, a ona zastanowiła się, czy w końcu zdał sobie sprawę, że na tym właśnie
polega urok wyspy.
- Audra mówiła to samo o Los Angeles. %7ładne z was nie potrafiło
docenić, za co ludzie płacą kupę pieniędzy i pokonują setki kilometrów, żeby
tutaj trafić.
- Co to takiego?
Wydawał się szczerze zainteresowany, a zatem odparła:
- Spokój. A na dodatek mogą podziwiać piękno natury i docenić jej
nieustającą przemianę.
Luke przez chwilę milczał, a potem rzekł:
- Audra sprawia wrażenie szczęśliwej. Widocznie teraz życie na wyspie
jej odpowiada.
- Sądzę, że nasyciła się tym, co oferuje Hollywood. Każdy, kto sięgnie po
tabloid, ma tego dość - stwierdziła cierpko Ali, wracając myślami do czasów,
77
S
R
gdy jej siostra z powodu swoich wybryków była obiektem plotek na całym
świecie. - Oczywiście, chodzi też o Setha. On nie jest stąd, ale nie chce wy-
jechać. Zachwycił się wyspą. Właśnie skończyli budować duży dom na
północno-wschodnim krańcu wyspy. Mówią, że chcą codziennie widzieć
wschód słońca z okna sypialni.
- Miłość daje człowiekowi korzenie.
- Myślałam raczej, że dodaje skrzydeł. - Powoli powiodła palcem wokół
brzegu prawie pustego kieliszka. - A ty zapuściłeś już korzenie w Nowym
Jorku?
Luke uniósł kącik warg.
- Pytasz, czy mam kogoś?
- Nieważne - odburknęła.
- Nie, nie. Chętnie zaspokoję twoją ciekawość.
- Skoro ty wtrącasz się w moje prywatne sprawy, to ja mam chyba prawo
wtykać nos w twoje.
- Tak, to sprawiedliwe. - Sięgnął po butelkę i dolał wina do kieliszków. -
Nie jestem w żadnym poważnym związku.
Ali uniosła swój kieliszek i upiła łyk.
- Co rozumiesz przez poważny?
Nie wahał się, jak gdyby w kwestii płci przeciwnej miał bardzo określone
opinie.
- Zaangażowanie emocjonalne i oczekiwanie tego w przewidywalnej
wspólnej przyszłości.
Te słowa przygnębiły Ali. A równocześnie odnosiła wrażenie, że
przegląda się w lustrze. Czyż jej życie osobiste nie wygląda identycznie? Z
jednym znaczącym wyjątkiem.
- Rozumiem, że to nie powstrzymuje cię przed sypianiem z kobietami?
78
S
R
Luke wypił łyk wina i milczał.
- To dosyć chłodna logika - ciągnęła.
Wzruszył ramionami.
- Wolę myśleć o tych znajomościach jako o przelotnych związkach. Taka
sytuacja mi odpowiada.
Powiedziawszy to, Luke zastanowił się, czy to prawda, tak samo jak
moment wcześniej zastanawiał się, czy Manhattan nie stracił już dla niego
trochę uroku.
Dotrzymał słowa i po kolacji posprzątał ze stołu. I choć od wielu lat
zdarzało mu się co najwyżej opłukać miskę po płatkach śniadaniowych, stanął
przy zlewie Ali, wyrzucił resztki z talerzy do kubła na śmieci, opłukał
wszystkie naczynia i włożył je do zmywarki.
Zajęcie to przypomniało mu, jak w kuchni swojej babki pomagał po
kolacji. Na jego twarz wypłynął lekki uśmiech. Elsie nie posiadała takich
cudów techniki jak zmywarka. Ona zmywała, a Luke wycierał naczynia.
Opowiadała przy tym rozmaite zabawne historyjki z dzieciństwa jego ojca.
Chciała, by Luke zapamiętał Rogera Banninga takiego, jakim był, zanim
alkohol zrujnował mu życie. Wszystkie jej wysiłki nie mogły jednak zmienić
faktu, że sporo mieszkańców wyspy, patrząc na Luke'a, widziało w nim
jedynie syna miejscowego alkoholika. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl