[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o tym zapominać. I sądzę, że byłoby rozsądnie, żebyś nie oczekiwał, że ktoś w tym dworze
będzie stawał na głowie, żeby ci dogodzić. My w Stornes przywykliśmy sobie nawzajem
pomagać, ale obsługiwać się to nie. I tak właśnie wychowaliśmy nasze dzieci.
- Ruth zna swoje miejsce - odparł ponuro. - I my we wszystkim się zgadzamy.
- Pierwsze słyszę - powiedziała Mali. - Jesteś pewien, że to nie ty żądasz, aby...
- Z całym szacunkiem, Mali Stornes - przerwał jej Samuel z lodowatym spojrzeniem. -
Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyśmy mogli z Ruth żyć tak, jak uznamy za stosowne.
- Będziecie mogli, oczywiście - zgodziła się Mali. - Pod warunkiem jednak, że oboje to
uzgodnicie, a nie tylko ty będziesz decydował.
Samuel milczał.
- Przyjechałeś właściwie z pustymi rękami - stwierdziła Mali.
- Przez wiele lat nie miałem stałego mieszkania - odparł Samuel. - W takiej sytuacji
człowiek nie gromadzi wielu rzeczy.
- Ale chyba będziesz mógł utrzymać Ruth?
Po jego twarzy przebiegł grymas przypominający uśmiech.
- Oczywiście, że będę mógł - zapewnił. - Nigdy jednak nie próbowałem wmawiać Ruth,
że jestem bogaty. Wszystko, co mam, należy też do niej, i sądzę, że wszystko, co jest jej,
należy też do mnie - dodał. - Tak powinno być, a że nie posiadam ani złota, ani innych
ziemskich dóbr, nie powinno stanowić problemu. W końcu Ruth jest dziedziczką wielkiego
dworu.
W jego wzroku pojawił się jakiś nieprzyjemny wyraz. Mali poczuła, że w gruncie rzeczy
coraz bardziej nie lubi tego człowieka. Przede wszystkim jest nieszczery. Za fasadą
pobożnego, pokornego sługi bożego manipuluje ludzmi, jak mu się podoba i jak mu
wygodnie.
- Ruth nie jest dziedziczką Stornes - oznajmiła spokojnie, patrząc mu uporczywie w oczy.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
Przez chwilę gapił się na nią zaskoczony, nerwowo stukał palcami w leżące przed nim
papiery.
- Przecież ona jest córką...
- Ty pewnie wiele wiesz o Biblii, ale o sprawach spadków i dziedziczenia chyba znacznie
mniej - stwierdziła Mali.
- Nic nie rozumiem...
- No to ja ci wytłumaczę. Widzisz, ja wyszłam za mąż za dziedzica tego dworu, Johana
Stornesa - zaczęła Mali z wielką cierpliwością. - Mój pierwszy mąż umarł wiele lat temu, ale
mieliśmy razem dwóch synów. Najstarszy jest Sivert, który przyjedzie na wasze wesele, a
drugi to Oja, którego zdążyłeś poznać. Jako wdowa po Johanie ja zostałam właścicielką
Stornes, tak mówi prawo. A skoro nasz pierworodny syn i dziedzic dworu, Sivert, poświęcił
życie muzyce i zrezygnował z prawa dziedziczenia, to jego następcą został Oja, który
przejmie wszystko, gdy pewnego dnia ja się zdecyduję oddać mu majątek. Do tej chwili dwór
jest mój. I tylko mój - podkreśliła chłodno.
- Ale Havard... On się przecież nazywa Havard Stornes?
- Bo to też jest taki zwyczaj - odparła Mali. - Kiedy wyszłam z mąż za Havarda, on przyjął
nasze rodowe nazwisko, od nazwy dworu. Nie uzyskał przez to żadnych praw do majątku. I
nasze obie córki, Ruth i Dorbet, też żadnych praw nie mają. Dziedzicem jest Oja. Tylko on.
- Ale przecież dziedzic ma obowiązek spłacenia rodzeństwa, czyż nie?
- Zdarza się, że tak - potwierdziła Mali. - Zwykle jednak jest to absolutnie symboliczna
suma, bo prowadzenie takiego dworu jest kosztowne, zbyt wielkie obciążenia mogłyby
doprowadzić do ruiny. Dwór ma oczywiście znaczną wartość, ale prawo powiada, że to
dziedzic bierze wszystko. Zresztą Ruth i Dorbet nie są spadkobierczyniami Johana Stornesa,
nie są z nim przecież spokrewnione.
Samuel nie był dłużej w stanie ukrywać, jak bardzo jest poruszony tym, co usłyszał. I to
on, który jakoby nie przywiązuje wagi do ziemskich dóbr, pomyślała Mali z niechęcią.
Najwyrazniej oczekiwał, że dostanie razem z Ruth znaczny posag. Przeżywa wielkie
rozczarowanie.
Nagle poczuła bolesny skurcz w sercu. %7łeby tylko ten drań nie mścił się na Ruth za
niespełnione oczekiwania co do pieniędzy, myślała zrozpaczona. A może nawet nie będzie się
chciał żenić, skoro tak się przeliczył? Bo niezależnie od tego, jakie wrażenie chciał na
ludziach wywierać, to Mali nie wątpiła, że pieniądze mają dla Samuela Langmo bardzo
wielkie znaczenie. Dużo większe, niż przypuszczała.
- Co to wszystko oznacza? - spytał po chwili ochrypłym głosem, próbując nadać swojej
twarzy zwykły, pobożny wyraz.
- To znaczy, że Ruth odziedziczy czwartą część tego, co ja osobiście posiadam i co w
końcu po sobie zostawię - oznajmiła Mali. - Poza tym ma też prawo do dziedziczenia po ojcu.
Ona i Dorbet dostaną po połowie tego, co zostawi ich ojciec.
Mali spostrzegła, że Samuela aż swędzi, żeby zapytać, jak duży jest to majątek, ale jakoś
się powstrzymał. A ona nie miała zamiaru niczego mu wyjaśniać. Przez chwilę patrzyli na
siebie w milczeniu. Potem Mali odwróciła się i ruszyła ku drzwiom.
- Dzisiaj będziecie jedli z nami - powiedziała. - A zatem do zobaczenia przy obiedzie.
Na dworze stała długo, opierając się o ścianę. To nie jest dobry człowiek, myślała. Trzeba
będzie nie spuszczać oka z Ruth.
Ruth domyśliła się, że coś jest nie tak. Kiedy zostawali tylko we dwoje, Samuel był
chłodny, odpowiadał półsłówkami. W obecności innych uśmiechał się, obejmował ją i
przytulał, ona jednak rozumiała, że to tylko gra, nie potrafiła tylko pojąć, o co chodzi. To
powinien być przecież radosny dzień. Samuel przyjechał, a za tydzień złożą sobie przysięgę w
kościele, wobec Boga i wobec innych ludzi. Oboje tego pragnęli. Tylko że to było kilka
miesięcy temu, myślała Ruth. Chyba nie wyłącznie ją dręczą wątpliwości. Samuel też nie jest
ten sam, co dawniej. On też...
Ruth uważała, że przed ślubem powinna nadal sypiać w swoim dawnym pokoju. Jej
zdaniem to właściwe. Kiedy jednak wspomniała o tym Samuelowi, jemu pociemniał wzrok.
- Będziesz spała przy moim boku! - warknął krótko.
- Ale tak nie powinno być, Samuelu. To się nie godzi - protestowała cicho. - Inni ludzie...
co oni powiedzą? Mama też uważa, że dzielić sypialnię możemy dopiero po ślubie. Ona jest
pewna, że ty również tak na to patrzysz, jesteś przecież misjonarzem i w ogóle...
Nie natychmiast jej odpowiedział.
- W każdym razie pójdziesz ze mną do sypialni i zostaniesz tam tak długo, jak ja zechcę -
oznajmił po chwili. - Skoro jednak w tym domu jest takie ważne, żebyś sypiała sama, to
proszę bardzo.
Kiedy zbliżała się pora snu, Ruth siedziała jak na szpilkach. Najchętniej nie poszłaby z
Samuelem do jego sypialni. Gdy jednak on zdmuchnął świece w dużej izbie domu dziadków i
ujął ją za nadgarstki, poszła za nim bez słowa, uważała bowiem, że nie ma wyboru.
- Słyszałem, że ty wcale nie jesteś dziedziczką Stornes - powiedział, zamykając drzwi.
Ruth patrzyła na niego zdezorientowana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
o tym zapominać. I sądzę, że byłoby rozsądnie, żebyś nie oczekiwał, że ktoś w tym dworze
będzie stawał na głowie, żeby ci dogodzić. My w Stornes przywykliśmy sobie nawzajem
pomagać, ale obsługiwać się to nie. I tak właśnie wychowaliśmy nasze dzieci.
- Ruth zna swoje miejsce - odparł ponuro. - I my we wszystkim się zgadzamy.
- Pierwsze słyszę - powiedziała Mali. - Jesteś pewien, że to nie ty żądasz, aby...
- Z całym szacunkiem, Mali Stornes - przerwał jej Samuel z lodowatym spojrzeniem. -
Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyśmy mogli z Ruth żyć tak, jak uznamy za stosowne.
- Będziecie mogli, oczywiście - zgodziła się Mali. - Pod warunkiem jednak, że oboje to
uzgodnicie, a nie tylko ty będziesz decydował.
Samuel milczał.
- Przyjechałeś właściwie z pustymi rękami - stwierdziła Mali.
- Przez wiele lat nie miałem stałego mieszkania - odparł Samuel. - W takiej sytuacji
człowiek nie gromadzi wielu rzeczy.
- Ale chyba będziesz mógł utrzymać Ruth?
Po jego twarzy przebiegł grymas przypominający uśmiech.
- Oczywiście, że będę mógł - zapewnił. - Nigdy jednak nie próbowałem wmawiać Ruth,
że jestem bogaty. Wszystko, co mam, należy też do niej, i sądzę, że wszystko, co jest jej,
należy też do mnie - dodał. - Tak powinno być, a że nie posiadam ani złota, ani innych
ziemskich dóbr, nie powinno stanowić problemu. W końcu Ruth jest dziedziczką wielkiego
dworu.
W jego wzroku pojawił się jakiś nieprzyjemny wyraz. Mali poczuła, że w gruncie rzeczy
coraz bardziej nie lubi tego człowieka. Przede wszystkim jest nieszczery. Za fasadą
pobożnego, pokornego sługi bożego manipuluje ludzmi, jak mu się podoba i jak mu
wygodnie.
- Ruth nie jest dziedziczką Stornes - oznajmiła spokojnie, patrząc mu uporczywie w oczy.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
Przez chwilę gapił się na nią zaskoczony, nerwowo stukał palcami w leżące przed nim
papiery.
- Przecież ona jest córką...
- Ty pewnie wiele wiesz o Biblii, ale o sprawach spadków i dziedziczenia chyba znacznie
mniej - stwierdziła Mali.
- Nic nie rozumiem...
- No to ja ci wytłumaczę. Widzisz, ja wyszłam za mąż za dziedzica tego dworu, Johana
Stornesa - zaczęła Mali z wielką cierpliwością. - Mój pierwszy mąż umarł wiele lat temu, ale
mieliśmy razem dwóch synów. Najstarszy jest Sivert, który przyjedzie na wasze wesele, a
drugi to Oja, którego zdążyłeś poznać. Jako wdowa po Johanie ja zostałam właścicielką
Stornes, tak mówi prawo. A skoro nasz pierworodny syn i dziedzic dworu, Sivert, poświęcił
życie muzyce i zrezygnował z prawa dziedziczenia, to jego następcą został Oja, który
przejmie wszystko, gdy pewnego dnia ja się zdecyduję oddać mu majątek. Do tej chwili dwór
jest mój. I tylko mój - podkreśliła chłodno.
- Ale Havard... On się przecież nazywa Havard Stornes?
- Bo to też jest taki zwyczaj - odparła Mali. - Kiedy wyszłam z mąż za Havarda, on przyjął
nasze rodowe nazwisko, od nazwy dworu. Nie uzyskał przez to żadnych praw do majątku. I
nasze obie córki, Ruth i Dorbet, też żadnych praw nie mają. Dziedzicem jest Oja. Tylko on.
- Ale przecież dziedzic ma obowiązek spłacenia rodzeństwa, czyż nie?
- Zdarza się, że tak - potwierdziła Mali. - Zwykle jednak jest to absolutnie symboliczna
suma, bo prowadzenie takiego dworu jest kosztowne, zbyt wielkie obciążenia mogłyby
doprowadzić do ruiny. Dwór ma oczywiście znaczną wartość, ale prawo powiada, że to
dziedzic bierze wszystko. Zresztą Ruth i Dorbet nie są spadkobierczyniami Johana Stornesa,
nie są z nim przecież spokrewnione.
Samuel nie był dłużej w stanie ukrywać, jak bardzo jest poruszony tym, co usłyszał. I to
on, który jakoby nie przywiązuje wagi do ziemskich dóbr, pomyślała Mali z niechęcią.
Najwyrazniej oczekiwał, że dostanie razem z Ruth znaczny posag. Przeżywa wielkie
rozczarowanie.
Nagle poczuła bolesny skurcz w sercu. %7łeby tylko ten drań nie mścił się na Ruth za
niespełnione oczekiwania co do pieniędzy, myślała zrozpaczona. A może nawet nie będzie się
chciał żenić, skoro tak się przeliczył? Bo niezależnie od tego, jakie wrażenie chciał na
ludziach wywierać, to Mali nie wątpiła, że pieniądze mają dla Samuela Langmo bardzo
wielkie znaczenie. Dużo większe, niż przypuszczała.
- Co to wszystko oznacza? - spytał po chwili ochrypłym głosem, próbując nadać swojej
twarzy zwykły, pobożny wyraz.
- To znaczy, że Ruth odziedziczy czwartą część tego, co ja osobiście posiadam i co w
końcu po sobie zostawię - oznajmiła Mali. - Poza tym ma też prawo do dziedziczenia po ojcu.
Ona i Dorbet dostaną po połowie tego, co zostawi ich ojciec.
Mali spostrzegła, że Samuela aż swędzi, żeby zapytać, jak duży jest to majątek, ale jakoś
się powstrzymał. A ona nie miała zamiaru niczego mu wyjaśniać. Przez chwilę patrzyli na
siebie w milczeniu. Potem Mali odwróciła się i ruszyła ku drzwiom.
- Dzisiaj będziecie jedli z nami - powiedziała. - A zatem do zobaczenia przy obiedzie.
Na dworze stała długo, opierając się o ścianę. To nie jest dobry człowiek, myślała. Trzeba
będzie nie spuszczać oka z Ruth.
Ruth domyśliła się, że coś jest nie tak. Kiedy zostawali tylko we dwoje, Samuel był
chłodny, odpowiadał półsłówkami. W obecności innych uśmiechał się, obejmował ją i
przytulał, ona jednak rozumiała, że to tylko gra, nie potrafiła tylko pojąć, o co chodzi. To
powinien być przecież radosny dzień. Samuel przyjechał, a za tydzień złożą sobie przysięgę w
kościele, wobec Boga i wobec innych ludzi. Oboje tego pragnęli. Tylko że to było kilka
miesięcy temu, myślała Ruth. Chyba nie wyłącznie ją dręczą wątpliwości. Samuel też nie jest
ten sam, co dawniej. On też...
Ruth uważała, że przed ślubem powinna nadal sypiać w swoim dawnym pokoju. Jej
zdaniem to właściwe. Kiedy jednak wspomniała o tym Samuelowi, jemu pociemniał wzrok.
- Będziesz spała przy moim boku! - warknął krótko.
- Ale tak nie powinno być, Samuelu. To się nie godzi - protestowała cicho. - Inni ludzie...
co oni powiedzą? Mama też uważa, że dzielić sypialnię możemy dopiero po ślubie. Ona jest
pewna, że ty również tak na to patrzysz, jesteś przecież misjonarzem i w ogóle...
Nie natychmiast jej odpowiedział.
- W każdym razie pójdziesz ze mną do sypialni i zostaniesz tam tak długo, jak ja zechcę -
oznajmił po chwili. - Skoro jednak w tym domu jest takie ważne, żebyś sypiała sama, to
proszę bardzo.
Kiedy zbliżała się pora snu, Ruth siedziała jak na szpilkach. Najchętniej nie poszłaby z
Samuelem do jego sypialni. Gdy jednak on zdmuchnął świece w dużej izbie domu dziadków i
ujął ją za nadgarstki, poszła za nim bez słowa, uważała bowiem, że nie ma wyboru.
- Słyszałem, że ty wcale nie jesteś dziedziczką Stornes - powiedział, zamykając drzwi.
Ruth patrzyła na niego zdezorientowana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]