[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego, co zdawało się nieuchronne. Musi walczyć, nie podda się
tak łatwo. Przecież nawet mrówki potrafią zbudować osłonę
przed nadciągającą nawałnicą. Jeśli tylko przeżyje, odbuduje
zniszczenia po burzy.
J.T. czekał na nią ponad pół godziny. Skóra mu cierpła ze
zdenerwowania na myśl o czekającej go
rozmowie. Sam już nie wiedział, czy chce ją przeprowadzić, czy
nie.
- Nie - uciął krótko. - Nie chodzi mi o mieszkanie. Powiedziałem
już przecież, że mi się bardzo podoba.
Udawała, że nie słyszy jego cierpkiego tonu.
- Prawda. - Sięgnęła do koszyka po kawałek chleba i bezwiednie
zaczęła go skubać. - Czemu więc chciałeś się ze mną zobaczyć^
Nie było wyjścia. Musiał to wreszcie powiedzieć i zamknąć ten
rozdział.
- Chcę odzyskać moje życie.
ROZDZIAA DZIESITY
Zapadła martwa cisza.
Cholera jasna, skąd się wzięło to poczucie winy? Powinien
przecież odczuwać ulgę!
- Chcę odzyskać moje życie - powtórzył.
Maddy złożyła ręce, jak pilna uczennica w klasie, która boi się, że
mogłaby coś stracić z lekcji. Pochyliła się teraz do przodu ze
wzrokiem utkwionym w J.T.
- Czyżby ktoś je wziął do niewoli? Wiedział, że Maddy zna
odpowiedz na swoje
pytanie.
- Tak, ty - odparł. Uniosła gwałtownie głowę.
- Słucham?
Nie chciał wdawać się w dyskusję, ale też nie wiedział, jak to
rozegrać. Do diabła, sam nie był pewien, czy wszystko rozumie.
Uciekły wszystkie starannie przygotowane zwroty. Zresztą teraz i
tak na nic by się nie zdały.
Nabrał powietrza, jakby to mogło mu pomóc zebrać myśli.
- Nie chcę z nikim dzielić swojego życia.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że próbuję cię do tego zmuszać.
Z jej obojętnego tonu wywnioskował, że musiał ją bardzo zranić.
Chyba po raz pierwszy nie słyszał w jej głosie entuzjazmu.
- Nie wiem, czy próbowałaś, ale jednak sprawiłaś, że
przywiązałem się do ciebie. Do niego też.
- Spojrzała na niego zaskoczona. - Do Johnny'ego
- wyjaśnił. Zarówno Maddy, jak i jej syn coraz głębiej zapadali
mu w serce, coraz więcej miejsca zajmowali w jego życiu.
Codziennie budził się z nadzieją, że ich ponownie zobaczy. - Nie
mogę powtórnie przechodzić przez to wszystko.
- Przez co? - Odrętwiała ze zdenerwowania starała się zrozumieć,
co J.T. ma na myśli. - Chodzi ci o to, że zaczynasz wreszcie coś
odczuwać?
- próbowała zgadnąć. Cień, który przemknął po jego twarzy, był
najbardziej wymowną odpowiedzią. - J.T., żywy człowiek nie
może istnieć bez uczuć, może jedynie pozorować życie.
- Mnie to wystarczy. - Podniósł się z krzesła. Nie mógł znieść
myśli, że to z jego winy oczy Maddy posmutniały. Nie ma rady.
Jeśli teraz się
podda, pózniej będzie jeszcze gorzej. - Chcę tylko, żebyś
wiedziała, że to we mnie tkwi błąd, nie w tobie.
- Wiem - odparła cicho. - Ale pragnę to zmienić. - Kiedy ruszył
do wyjścia, podniosła głos. - Nie możesz przejść przez życie
samotnie. Jeśli nie chcesz, żebym to ja ci pomogła, znajdz kogoś
innego.
Słyszał te słowa w drodze do samochodu, przez całe popołudnie,
przez następne dni i noce. Jak bardzo musiało jej na nim zależeć,
skoro się tak martwiła! Pragnęła nawet, żeby znalazł kogoś
innego, byle tylko był szczęśliwy.
Do diabła, skąd się bierze ta jej bezinteresowność? Na świecie nie
ma już takich ludzi! - pomyślał, wyładowując wściekłość na
klapie schowka w swoim aucie.
Będzie jej lepiej z kimś innym, tłumaczył sobie w drodze do
wozu patrolowego. Z mężczyzną, który o nią zadba tak, jak na to
zasługiwała. A on powinien wrócić do stanu wyjściowego. Czyli
prowadzić takie życie, jak wówczas, kiedy jej jeszcze nie znał.
W ciągu dnia J.T. krążył nerwowo po mieszkaniu, które Maddy
tak odmieniła, i za wszelką cenę starał się o niej nie myśleć.
Trzymał się
twardo przez dwa tygodnie. Zgłaszał się na dodatkowe dyżury,
brał zastępstwa za wszystkich nieobecnych, oby tylko odpędzić
natrętne myśli i samotność, która znów zaczęła go nękać.
Nie zdawał sobie nawet sprawy, że to widmo zniknęło z jego
życia, póki nie powróciło teraz, osaczając go jeszcze szczelniej.
Czuł się tak samotny jak dawniej, z tą jednak różnicą, że tym
razem sam wybrał takie życie. Chciał wrócić do swojej skorupy,
lecz okazała się zbyt szczelna i za ciasna. Zaczynał się w niej
dusić, cierpieć na klaustrofobię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
tego, co zdawało się nieuchronne. Musi walczyć, nie podda się
tak łatwo. Przecież nawet mrówki potrafią zbudować osłonę
przed nadciągającą nawałnicą. Jeśli tylko przeżyje, odbuduje
zniszczenia po burzy.
J.T. czekał na nią ponad pół godziny. Skóra mu cierpła ze
zdenerwowania na myśl o czekającej go
rozmowie. Sam już nie wiedział, czy chce ją przeprowadzić, czy
nie.
- Nie - uciął krótko. - Nie chodzi mi o mieszkanie. Powiedziałem
już przecież, że mi się bardzo podoba.
Udawała, że nie słyszy jego cierpkiego tonu.
- Prawda. - Sięgnęła do koszyka po kawałek chleba i bezwiednie
zaczęła go skubać. - Czemu więc chciałeś się ze mną zobaczyć^
Nie było wyjścia. Musiał to wreszcie powiedzieć i zamknąć ten
rozdział.
- Chcę odzyskać moje życie.
ROZDZIAA DZIESITY
Zapadła martwa cisza.
Cholera jasna, skąd się wzięło to poczucie winy? Powinien
przecież odczuwać ulgę!
- Chcę odzyskać moje życie - powtórzył.
Maddy złożyła ręce, jak pilna uczennica w klasie, która boi się, że
mogłaby coś stracić z lekcji. Pochyliła się teraz do przodu ze
wzrokiem utkwionym w J.T.
- Czyżby ktoś je wziął do niewoli? Wiedział, że Maddy zna
odpowiedz na swoje
pytanie.
- Tak, ty - odparł. Uniosła gwałtownie głowę.
- Słucham?
Nie chciał wdawać się w dyskusję, ale też nie wiedział, jak to
rozegrać. Do diabła, sam nie był pewien, czy wszystko rozumie.
Uciekły wszystkie starannie przygotowane zwroty. Zresztą teraz i
tak na nic by się nie zdały.
Nabrał powietrza, jakby to mogło mu pomóc zebrać myśli.
- Nie chcę z nikim dzielić swojego życia.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że próbuję cię do tego zmuszać.
Z jej obojętnego tonu wywnioskował, że musiał ją bardzo zranić.
Chyba po raz pierwszy nie słyszał w jej głosie entuzjazmu.
- Nie wiem, czy próbowałaś, ale jednak sprawiłaś, że
przywiązałem się do ciebie. Do niego też.
- Spojrzała na niego zaskoczona. - Do Johnny'ego
- wyjaśnił. Zarówno Maddy, jak i jej syn coraz głębiej zapadali
mu w serce, coraz więcej miejsca zajmowali w jego życiu.
Codziennie budził się z nadzieją, że ich ponownie zobaczy. - Nie
mogę powtórnie przechodzić przez to wszystko.
- Przez co? - Odrętwiała ze zdenerwowania starała się zrozumieć,
co J.T. ma na myśli. - Chodzi ci o to, że zaczynasz wreszcie coś
odczuwać?
- próbowała zgadnąć. Cień, który przemknął po jego twarzy, był
najbardziej wymowną odpowiedzią. - J.T., żywy człowiek nie
może istnieć bez uczuć, może jedynie pozorować życie.
- Mnie to wystarczy. - Podniósł się z krzesła. Nie mógł znieść
myśli, że to z jego winy oczy Maddy posmutniały. Nie ma rady.
Jeśli teraz się
podda, pózniej będzie jeszcze gorzej. - Chcę tylko, żebyś
wiedziała, że to we mnie tkwi błąd, nie w tobie.
- Wiem - odparła cicho. - Ale pragnę to zmienić. - Kiedy ruszył
do wyjścia, podniosła głos. - Nie możesz przejść przez życie
samotnie. Jeśli nie chcesz, żebym to ja ci pomogła, znajdz kogoś
innego.
Słyszał te słowa w drodze do samochodu, przez całe popołudnie,
przez następne dni i noce. Jak bardzo musiało jej na nim zależeć,
skoro się tak martwiła! Pragnęła nawet, żeby znalazł kogoś
innego, byle tylko był szczęśliwy.
Do diabła, skąd się bierze ta jej bezinteresowność? Na świecie nie
ma już takich ludzi! - pomyślał, wyładowując wściekłość na
klapie schowka w swoim aucie.
Będzie jej lepiej z kimś innym, tłumaczył sobie w drodze do
wozu patrolowego. Z mężczyzną, który o nią zadba tak, jak na to
zasługiwała. A on powinien wrócić do stanu wyjściowego. Czyli
prowadzić takie życie, jak wówczas, kiedy jej jeszcze nie znał.
W ciągu dnia J.T. krążył nerwowo po mieszkaniu, które Maddy
tak odmieniła, i za wszelką cenę starał się o niej nie myśleć.
Trzymał się
twardo przez dwa tygodnie. Zgłaszał się na dodatkowe dyżury,
brał zastępstwa za wszystkich nieobecnych, oby tylko odpędzić
natrętne myśli i samotność, która znów zaczęła go nękać.
Nie zdawał sobie nawet sprawy, że to widmo zniknęło z jego
życia, póki nie powróciło teraz, osaczając go jeszcze szczelniej.
Czuł się tak samotny jak dawniej, z tą jednak różnicą, że tym
razem sam wybrał takie życie. Chciał wrócić do swojej skorupy,
lecz okazała się zbyt szczelna i za ciasna. Zaczynał się w niej
dusić, cierpieć na klaustrofobię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]