[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gorzej, że zniszczono mi całe życie, pomyślała Noelle z goryczą.
Serce się jej ścisnęło, gdy przypomniała sobie niedawne marzenia.
Utraciła nie tylko aspiracje zawodowe, ale coś znacznie ważniejszego.
Rozwiała się jej nadzieja na małżeństwo.
- Molly, co dzieci teraz robią? Nie powinnaś do nich zajrzeć?
- Nie, ale zrozumiałam aluzję. Więc kończę. Zadzwoń, jeśli
będziesz czegoś potrzebować. Dobrze?
Noelle wiedziała, że potrzebny jest jej tylko Matt. I Jason.
- Dziękuję ci, ale na razie mam wszystko.
- Jesteś pewna? Bo ja w każdej chwili mogę podrzucić dzieci
mamie i przyjechać do ciebie.
- Jeszcze raz ci dziękuję, ale teraz muszę już kończyć. Do
usłyszenia, Molly.
Odłożyła słuchawkę i zasiadła do pracy nad scenariuszem
najbliższego programu. Godzinę pózniej nadal męczyła się nad
pierwszą stroną. Zniechęcona tym, że wcale nie potrafi się skupić,
wyłączyła komputer.
Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Poszła otworzyć,
przekonana, że to ktoś z sąsiadów przychodzi skomentować artykuł w
gazecie. Wyjrzała przez judasza i z wrażenia zabrakło jej tchu.
Natychmiast szeroko otworzyła drzwi.
- Dzień dobry, Noelle.
- Matt... Alex mówił, że się do mnie wybierasz... - Czuła się
zakłopotana i nie bardzo wiedziała, co mówić dalej. W dodatku
zauważyła drugą osobę, której nie objął wizjer. - Jason! Ach, jak się
cieszę, że przyszedłeś! Tak długo cię nie widziałam.
Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
- Czy możemy wejść? - zapytał Matt.
- Oczywiście. Proszę.
Matt stanął przy oknie, a Noelle i Jason usiedli na kanapie.
Wszyscy czuli się bardzo skrępowani. Wreszcie, gdy milczenie stało
się nie do zniesienia, Noelle spytała:
- Z czym do mnie przyszliście?
Matt najwyrazniej czuł się tak nieszczęśliwy jak i ona. Miał
ściągniętą twarz i podkrążone oczy.
- Najpierw chciałbym ci podziękować za to, że podczas wywiadu
wspomniałaś o moim ośrodku. Tyle osób wykazało zainteresowanie
tym, co robię, że telefon wprost się urywa. Będziemy mogli przyjąć
jeszcze ośmiu pacjentów.
- Bardzo się cieszę. Beverly Estrada obiecała, że tę część o
ośrodku nada jeszcze raz wieczorem.
- Poza tym muszę cię przeprosić za to, że ośmieliłem się wątpić w
ciebie.
Noelle chciała coś wtrącić, lecz Matt szybko dodał:
- Teraz Jason ma ci coś do powiedzenia.
Chłopiec był śmiertelnie blady i przez kilka minut uporczywie
wpatrywał się w podłogę. Wreszcie przełknął z trudem ślinę, podniósł
głowę i spojrzał Noelle prosto w oczy.
- Doktor Forrest, ja też bardzo panią przepraszam.
Słysząc, że ulubieniec zwraca się do niej tak oficjalnie, Noelle
zmartwiła się nie na żarty.
- Ty? Za co?
- Ja... to ja zadzwoniłem do gazety i powiedziałem o szczęce
znalezionej u pana Matta.
- Ty?
- Tak.
Jason miał minę prawdziwego winowajcy. Zdumiona Noelle
wpatrywała się w niego bez słowa.
- Wytłumacz, dlaczego - odezwał się Matt.
Chłopiec zwiesił głowę.
- Bo chciałem odkrywać następne skamieniałości, a pan Matt
zabronił nam kopać. Myślałem, że jak wszyscy się o tym dowiedzą,
pan Matt zmieni zdanie.
- Jasonie! Jak mogłeś!... Przecież wiedziałeś, że nam zależy na
utrzymaniu tej sprawy w tajemnicy. Szkoda, że nie zwróciłeś się z
tym do nas. Gdybyś...
- Tobyśmy nadal mieli tę szczękę, prawda?
- Możliwe. Ale nie jest to takie pewne.
- Na pewno byśmy mieli. Ja panią bardzo przepraszam.
Jason mężnie walczył ze łzami cisnącymi się do oczu. Noelle
objęła go, lecz Matt nie miał zamiaru mu pobłażać.
- Wiedziałeś, że chcąc na mnie wymusić zmianę decyzji,
postępujesz zle, a jednak postawiłeś na swoim. Wiem, że wpajano ci
inne zasady.
Chłopiec bynajmniej nie przyjął tych krytycznych słów pokornie.
Noelle zauważyła, że żachnął się i burknął coś pod nosem.
- Co tam mruczysz? - ostro spytał Matt.
Jason hardo podniósł głowę. W jego oczach malował się bunt.
- Powiedziałem, że pan też jest winien.
- Ja?
- Lepiej powiedz to najpierw mnie - wtrąciła Noelle.
Chłopiec, nie panując już nad sobą, rzucił gniewnie:
- Pan Matt myśli, że ja jestem małym dzieckiem.
- Jestem pewna, że wcale tak nie uważa.
- A właśnie, że tak - rzekł Jason podniesionym tonem. - Jestem
już bardzo dobrym jezdzcem, więc mógłbym korzystać ze wszystkich
tras. Ale pan Matt wciąż jest innego zdania.
- Niczego na ten temat nie mówiłem - wtrącił Matt na swoją
Obronę. - Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.
- Przecież już sam mogę na siebie uważać. Nie potrzebuję niańki!
Widać było, że chcąc odpowiedzieć na zarzuty, Matt starannie
dobiera słowa.
- To nie jest żaden wstyd, że jezdzisz na łatwiejszych trasach.
Przeniosę cię na trudniejsze, kiedy uznam, że już można.
- Dawno już można. - Chłopiec patrzył z wyrzutem. - Pan mnie
traktuje tak jak państwo Swansonowie, kiedy wyszedłem ze szpitala.
Jakbym był zupełnie bezradny.
- Wcale tak nie postępuję.
- Właśnie, że tak. Pan w ten sposób traktuje swojego brata. I mnie
też. A ja tego nie cierpię. Więc zadzwoniłem do tej gazety.
- Kochanie, wiesz przecież, że dziennikarze rzadko przejmują się
historiami opowiadanymi przez dzieci.
- Ale mnie wysłuchali. Przedstawiłem się i powiedziałem im o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl