[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zastanawiała się, czy zapuka do jej drzwi. Nie zapukał. Poza gwizdem
wiatru i odgłosu niesionego przezeń pustynnego piasku, nie było słychać nic
więcej.
Rano burza skończyła się. Przy śniadaniu nastroje wszystkich jakby
złagodniały, choć wciąż panował pewien nastrój przygnębienia. Fabrice
mówił niewiele, a kiedy Marie i inni odeszli od stołu, Sherry zapytała go:
Czy mogę ci pomóc, Fabrice?
RS
57
Spojrzał na nią z rozmysłem. Tak odparł. Kiedy będziemy
pracowali, czy ty mogłabyś zostać w moim pokoju i czekać na telefon? Po
dzisiejszym dniu jutro robimy przerwę.
Oczywiście. Kto ma dzwonić?
Pierre Carpentier. W sprawie tej roli. Godzina nie jest ważna, może
dzwonić o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko będzie miał na to ochotę.
Dużo od tego zależy, prawda? powiedziała.
Od tego, czy dostaniesz tę rolę.
Uśmiechnął się do niej nagle, czym jednak nie zatuszował napięcia.
Bardzo dużo, moja droga.
Masz nadzieję?
Rozważał swoją odpowiedz. Do tej roli potrzebna jest osobowość.
Pierre, jak wielu innych, uważa mnie za amanta. Dlatego też nie bardzo mu
odpowiada moja propozycja.
Rozumiem. Chciała go zapytać, co zrobi, jeśli jej nie dostanie...
jednak powiedziała tylko: Będę czekała.
Skinął głową i odszedł.
Siedziała w swoim pokoju, otworzywszy wcześniej drzwi do
apartamentu Dumonta. Czy jest coś gorszego na świecie, myślała, niż
czekanie na telefon? Poprosiła, ażeby lunch przyniesiono jej na górę.
Chciała odebrać telefon sama, krzyczeć do słuchawki: Pierre, nie może
pan mu tego zrobić... on musi dostać tę rolę... tak dużo dla niego znaczy...
dla nas wszystkich... To jednak niewiele by pomogło. Nie dawano ról w
filmie, by komukolwiek pomagać.
Przesiedziała całe popołudnie, walcząc z usypiającym upałem. Zbliżał się
wieczór. Telefon wciąż nie dzwonił.
Fabrice wrócił wcześnie. Wszedł i zapytał ją swoimi oczami, bez jednego
słowa. Potrząsnęła głową. Nic.
No cóż. - Wzruszył ramionami. Idz na przyjęcie do namiotu. Ja
poczekam.
Chciała z nim zostać, zapytać go, czy może pomóc. Być tą, która
zadecyduje. Wahała się przez moment. Był chłodny, i jakiś odległy.
Poszła na przyjęcie.
Weszła do namiotu i posadzono ją przy stoliku obok Jeanne. Stolik był
niski. Na podłodze leżały poduszki, gdzie usiadła, próbując się uśmiechać.
Inni zdawali się dobrze bawić, w namiocie rozbrzmiewał ich śmiech. Przez
RS
58
odsłoniętą w dachu klapkę widziała księżyc, duży w swojej pełni, tak jakby
burza w ogóle się nie zdarzyła.
Kelnerzy roznosili jedzenie.
Brik powiedziała Jeanne. Uwielbiam to.
Sherry spojrzała bez zainteresowania na coś, co wyglądało jak jajko w
cieście.
Ktoś z entuzjazmem opowiadał o następnych smakołykach. Cielęcina z
rożna, granaty...
Jak oni mogą rozmawiać o jedzeniu? W drugim końcu namiotu
zgromadzeni byli muzycy; ciemnoskórzy, z turbanami na głowach,
specjalnie zaproszeni z południa. Kiedy rozległa się ich dziwnie zawodząca
muzyka, demonstrowali starożytne tańce Sahary, tańce miecza i strzelby.
Dla Sherry wszystko to było bez znaczenia.
Pózniej muzycy zaprosili do tańca gości, tak jak kiedyś przed hotelem.
Jeanne z uśmiechem przyłączyła się do tańczących, ale Sherry odmówiła.
Była zbyt napięta i zdenerwowana.
Pomyślała o Dumoncie. Czy telefonował Pierre? Zanim wróciła Jeanne,
wymknęła się z namiotu.
Do pokoju weszła po cichu. Wzięła prysznic i czekała. Zza ściany nie
dochodził żaden dzwięk.
Podeszła do drzwi i zapukała. Usłyszała głos: Entrezl
Siedział na łóżku. Chciała do niego podejść i pocieszyć go.
Jakie wieści? zapytała.
%7ładnych.
Stała przez chwilę niezdecydowana, potem bezszelestnie wróciła do
swojego pokoju. Położyła się. Przewracając się na boki, wciąż nasłuchiwała,
czy zadzwoni telefon.
W końcu zasnęła. Obudziła się pózno, zadowolona z wolnego dnia.
Zastanawiała się, czy dzwonił Pierre, i co u licha robił, jeżeli do tej pory się
nie odezwał. Zmęczona weszła pod prysznic. Stała chwilę pod strumieniem
letniej wody, a potem zaczęła namydlać swe ciało.
Wtedy zadzwonił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Zastanawiała się, czy zapuka do jej drzwi. Nie zapukał. Poza gwizdem
wiatru i odgłosu niesionego przezeń pustynnego piasku, nie było słychać nic
więcej.
Rano burza skończyła się. Przy śniadaniu nastroje wszystkich jakby
złagodniały, choć wciąż panował pewien nastrój przygnębienia. Fabrice
mówił niewiele, a kiedy Marie i inni odeszli od stołu, Sherry zapytała go:
Czy mogę ci pomóc, Fabrice?
RS
57
Spojrzał na nią z rozmysłem. Tak odparł. Kiedy będziemy
pracowali, czy ty mogłabyś zostać w moim pokoju i czekać na telefon? Po
dzisiejszym dniu jutro robimy przerwę.
Oczywiście. Kto ma dzwonić?
Pierre Carpentier. W sprawie tej roli. Godzina nie jest ważna, może
dzwonić o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko będzie miał na to ochotę.
Dużo od tego zależy, prawda? powiedziała.
Od tego, czy dostaniesz tę rolę.
Uśmiechnął się do niej nagle, czym jednak nie zatuszował napięcia.
Bardzo dużo, moja droga.
Masz nadzieję?
Rozważał swoją odpowiedz. Do tej roli potrzebna jest osobowość.
Pierre, jak wielu innych, uważa mnie za amanta. Dlatego też nie bardzo mu
odpowiada moja propozycja.
Rozumiem. Chciała go zapytać, co zrobi, jeśli jej nie dostanie...
jednak powiedziała tylko: Będę czekała.
Skinął głową i odszedł.
Siedziała w swoim pokoju, otworzywszy wcześniej drzwi do
apartamentu Dumonta. Czy jest coś gorszego na świecie, myślała, niż
czekanie na telefon? Poprosiła, ażeby lunch przyniesiono jej na górę.
Chciała odebrać telefon sama, krzyczeć do słuchawki: Pierre, nie może
pan mu tego zrobić... on musi dostać tę rolę... tak dużo dla niego znaczy...
dla nas wszystkich... To jednak niewiele by pomogło. Nie dawano ról w
filmie, by komukolwiek pomagać.
Przesiedziała całe popołudnie, walcząc z usypiającym upałem. Zbliżał się
wieczór. Telefon wciąż nie dzwonił.
Fabrice wrócił wcześnie. Wszedł i zapytał ją swoimi oczami, bez jednego
słowa. Potrząsnęła głową. Nic.
No cóż. - Wzruszył ramionami. Idz na przyjęcie do namiotu. Ja
poczekam.
Chciała z nim zostać, zapytać go, czy może pomóc. Być tą, która
zadecyduje. Wahała się przez moment. Był chłodny, i jakiś odległy.
Poszła na przyjęcie.
Weszła do namiotu i posadzono ją przy stoliku obok Jeanne. Stolik był
niski. Na podłodze leżały poduszki, gdzie usiadła, próbując się uśmiechać.
Inni zdawali się dobrze bawić, w namiocie rozbrzmiewał ich śmiech. Przez
RS
58
odsłoniętą w dachu klapkę widziała księżyc, duży w swojej pełni, tak jakby
burza w ogóle się nie zdarzyła.
Kelnerzy roznosili jedzenie.
Brik powiedziała Jeanne. Uwielbiam to.
Sherry spojrzała bez zainteresowania na coś, co wyglądało jak jajko w
cieście.
Ktoś z entuzjazmem opowiadał o następnych smakołykach. Cielęcina z
rożna, granaty...
Jak oni mogą rozmawiać o jedzeniu? W drugim końcu namiotu
zgromadzeni byli muzycy; ciemnoskórzy, z turbanami na głowach,
specjalnie zaproszeni z południa. Kiedy rozległa się ich dziwnie zawodząca
muzyka, demonstrowali starożytne tańce Sahary, tańce miecza i strzelby.
Dla Sherry wszystko to było bez znaczenia.
Pózniej muzycy zaprosili do tańca gości, tak jak kiedyś przed hotelem.
Jeanne z uśmiechem przyłączyła się do tańczących, ale Sherry odmówiła.
Była zbyt napięta i zdenerwowana.
Pomyślała o Dumoncie. Czy telefonował Pierre? Zanim wróciła Jeanne,
wymknęła się z namiotu.
Do pokoju weszła po cichu. Wzięła prysznic i czekała. Zza ściany nie
dochodził żaden dzwięk.
Podeszła do drzwi i zapukała. Usłyszała głos: Entrezl
Siedział na łóżku. Chciała do niego podejść i pocieszyć go.
Jakie wieści? zapytała.
%7ładnych.
Stała przez chwilę niezdecydowana, potem bezszelestnie wróciła do
swojego pokoju. Położyła się. Przewracając się na boki, wciąż nasłuchiwała,
czy zadzwoni telefon.
W końcu zasnęła. Obudziła się pózno, zadowolona z wolnego dnia.
Zastanawiała się, czy dzwonił Pierre, i co u licha robił, jeżeli do tej pory się
nie odezwał. Zmęczona weszła pod prysznic. Stała chwilę pod strumieniem
letniej wody, a potem zaczęła namydlać swe ciało.
Wtedy zadzwonił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]