[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moim domu". Nie w naszym domu"... Gina zamknęła oczy.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale ja mam psa.
- Nie zachowuj się jak idiotka.
- Nie jestem idiotką, Wayne - odparła z gniewem.
- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem...
- Wayne, jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, ale
myślę... że wdzięczność nie jest dobrym fundamentem
małżeństwa.
- Zwłaszcza jeśli zamierzasz trzymać w domu psy. Posłuchaj,
oddajmy to zwierzę do schroniska i realizujmy nasze plany. To
jest groteskowe.
- Tak - szepnęła. - To jest groteskowe. - Wstała z trudem,
przyciskając szczeniaka do piersi. - Cały nasz związek jest
groteskowy. Gdybyś kupił mi pierścionek, mogłabym ci go teraz
oddać. Skoro nie zrobiłeś tego, więc mogę tylko powiedzieć:
żegnaj.
RS
101
Znów zapadła cisza. W końcu Wayne, potrącony przez
przechodzącą staruszkę, odzyskał kontakt z rzeczywistością.
- Czy to twoja ostateczna decyzja? - spytał cicho.
- Tak.
- W takim razie między nami wszystko skończone. Nigdy nie
podejrzewałem, że będziesz taka głupia, żeby rezygnować z
poczucia bezpieczeństwa dla jakiegoś psa! - Odwrócił się i
ruszył szybkim krokiem w kierunku parkingu.
- I tak skończył się okres zaręczyn.
Gina odwróciła głowę i ujrzała stojącego o kilka kroków od
niej Struana. Nie miała pojęcia, od jak dawna ją obserwował.
- Skrzywdził mojego psa - powiedziała drewnianym głosem. -
Mojego szczeniaka. Idę po taksówkę.
- Taksówkarzom wolno wozić psy tylko w bagażniku, w
specjalnym kartonowym pudle.
- Mój pies nie będzie jezdził w żadnym bagażniku.
- Nic mu się nie stanie. Psy są odporne. Jak dzieci.
- Gdyby ktoś kopnął moje dziecko, też nie pozwoliłabym go
wsadzić do bagażnika. - Westchnęła. - Muszę iść piechotą.
- Do miasta jest półtora kilometra, a ty kulejesz. Podwiozę
cię. Gina postanowiła zachować rezerwę wobec Struana, ale
wytrwała w tym postanowieniu tylko dwie minuty.
- Będę ci bardzo wdzięczna - powiedziała chłodno.
- I słusznie - rzucił z uśmiechem i jakby wyczuwając jej
opory, poprowadził ją pod rękę w stronę parkingu.
- Gdzie są nasze walizki?
- Wysłałem je taksówką. Jadąc na lotnisko, przywiozłem mój
bagaż w przyczepie, ale teraz nie zmieszczę na motocyklu
dwóch walizek, dwóch osób i jednego szczeniaka.
- Więc myślisz, że pojadę do miasta na motocyklu? Co
zrobimy z psem?
- Jeśli będziesz go trzymać, może jechać w przyczepie.
- Struan, ja nie pojadę. - Ogarnął ją nagły lęk. Nie chciała
wsiadać na motocykl z tym mężczyzną.
RS
102
- Nie mam zamiaru cię zgwałcić - powiedział z
rozdrażnieniem. - Chcę cię odwiezć do domu.
- Ja nigdy...
- Wiem - przerwał jej. - Nigdy nie robiłaś niczego, co wiązało
się z odrobiną ryzyka. Całe twoje życie polegało na
poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo ma
wiele aspektów, moja droga. To, że pozbyłaś się Wayne'a i że
pojedziesz do miasta na motocyklu, nie oznacza rezygnacji z
bezpieczeństwa. - Gina milczała, patrząc na lśniący pojazd. -
Nie mogę zabrać psa, jeśli ktoś nie będzie go trzymał. Tym kimś
musisz być ty. Masz tu kask. Włóż go i przestań się bać.
Motocykl daje poczucie wolności.
Jakże mogła cieszyć się poczuciem wolności, tym, że wiatr
rozwiewa jej włosy, a szczeniak tuli się do kolan? Była
przerażona, choć nie bała się wypadku ani śmierci.
Była przerażona tym, co się z nią dzieje.
RS
103
ROZDZIAA DZIEWITY
Zamykając drzwi swego mieszkania za Struanem, poczuła
wielką ulgę. Tak wiele wydarzyło się w ciągu tak krótkiego
czasu. Choć zgodnie z obietnicą odwiózł ją bezpiecznie do
domu, czuła lęk.
Czego właściwie się bała? W gruncie rzeczy nie miała
pojęcia. Inni ludzie nie poddawali się tak łatwo lękowi. Być
może nie czuli się zagrożeni, bo nie wiedzieli, co oznacza utrata
kogoś bliskiego. Ona to przeżyła. Ona i Lisa.
Struan robił teraz obchód szpitala, ale Lisa była pacjentką
Giny. Jej jedyną pacjentką.
Wacky odzyskał już humor. Biegał po całym mieszkaniu i
obwąchiwał z żywym zainteresowaniem swój nowy dom. Pod
wpływem impulsu wzięła go na ręce i poszła na oddział
pediatrii.
- Cieszę się, że pani już wróciła, doktor Buchanan - powitała
ją w drzwiach pielęgniarka. Potem urwała nagle, widząc Wa-
cky'ego. - Pies...
- Szczeniak. Tak mały, że prawie go nie widać. Jeśli ktoś
oskarży siostrę o wpuszczanie zwierząt na teren szpitala, proszę
powiedzieć, że wzięła go siostra za mufkę.
- Mufka z mokrym nosem merdająca ogonem? - Pielęgniarka
bezradnie rozłożyła ręce. - Ja z pewnością pani nie zatrzymam.
Lisa jest naszą jedyną pacjentką, a kontakt z psem może jej
dobrze zrobić.
- Czy są jakieś problemy?
- Od pani wyjazdu wcale się nie odzywa. Chodzi sama do
toalety, ale nie otwiera ust.
- Nie rozmawia nawet z ciotką?
- Sandra nie przyszła. Powiedziała nam przez telefon, że
podczas tego weekendu jest zajęta.
- Niech diabli wezmą tę kobietę.
RS
104
- Myślę, że bez względu na to, co postanowimy w sprawie
Lisy, nie możemy liczyć na pomoc ciotki - powiedziała ze
smutkiem pielęgniarka. - Nic z tego nie będzie.
Gina przyznała jej rację i podeszła do łóżka Lisy.
Dziewczynka leżała ukryta pod kołdrą.
- Cześć. %7ładnej reakcji.
- Lisa, chciałabym, żebyś poznała Wacky'ego.
Cisza wydawała się ogłuszająca. Gina zawahała się, a potem
postawiła psa na łóżku.
Lisa nadal nie wysuwała głowy, ale Wacky nie był
szczeniakiem, którego można zignorować. Wyczuł czyjąś
obecność, pomachał ogonem i zniknął pod kołdrą, szukając
zdobyczy.
Po chwili wynurzył się spod niej, trzymając w pyszczku
tygrysa, ale najwyrazniej uznał, że prawdziwa zdobycz ukryta
jest głębiej, bo ponownie wsunął się do pościeli. Teraz widać
było tylko jego ogon.
Nagle w łóżku coś się zakotłowało i nakrycie spadło. Oczy
Lisy, choć zaczerwienione od płaczu, były szeroko otwarte. Pies
lizał ją z zapałem po twarzy i rękach.
- Och! - krzyknęła z zachwytem Lisa, a Gina, widząc jej
radość, uśmiechnęła się z nadzieją. Potem przygarnęła psa, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
moim domu". Nie w naszym domu"... Gina zamknęła oczy.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale ja mam psa.
- Nie zachowuj się jak idiotka.
- Nie jestem idiotką, Wayne - odparła z gniewem.
- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem...
- Wayne, jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, ale
myślę... że wdzięczność nie jest dobrym fundamentem
małżeństwa.
- Zwłaszcza jeśli zamierzasz trzymać w domu psy. Posłuchaj,
oddajmy to zwierzę do schroniska i realizujmy nasze plany. To
jest groteskowe.
- Tak - szepnęła. - To jest groteskowe. - Wstała z trudem,
przyciskając szczeniaka do piersi. - Cały nasz związek jest
groteskowy. Gdybyś kupił mi pierścionek, mogłabym ci go teraz
oddać. Skoro nie zrobiłeś tego, więc mogę tylko powiedzieć:
żegnaj.
RS
101
Znów zapadła cisza. W końcu Wayne, potrącony przez
przechodzącą staruszkę, odzyskał kontakt z rzeczywistością.
- Czy to twoja ostateczna decyzja? - spytał cicho.
- Tak.
- W takim razie między nami wszystko skończone. Nigdy nie
podejrzewałem, że będziesz taka głupia, żeby rezygnować z
poczucia bezpieczeństwa dla jakiegoś psa! - Odwrócił się i
ruszył szybkim krokiem w kierunku parkingu.
- I tak skończył się okres zaręczyn.
Gina odwróciła głowę i ujrzała stojącego o kilka kroków od
niej Struana. Nie miała pojęcia, od jak dawna ją obserwował.
- Skrzywdził mojego psa - powiedziała drewnianym głosem. -
Mojego szczeniaka. Idę po taksówkę.
- Taksówkarzom wolno wozić psy tylko w bagażniku, w
specjalnym kartonowym pudle.
- Mój pies nie będzie jezdził w żadnym bagażniku.
- Nic mu się nie stanie. Psy są odporne. Jak dzieci.
- Gdyby ktoś kopnął moje dziecko, też nie pozwoliłabym go
wsadzić do bagażnika. - Westchnęła. - Muszę iść piechotą.
- Do miasta jest półtora kilometra, a ty kulejesz. Podwiozę
cię. Gina postanowiła zachować rezerwę wobec Struana, ale
wytrwała w tym postanowieniu tylko dwie minuty.
- Będę ci bardzo wdzięczna - powiedziała chłodno.
- I słusznie - rzucił z uśmiechem i jakby wyczuwając jej
opory, poprowadził ją pod rękę w stronę parkingu.
- Gdzie są nasze walizki?
- Wysłałem je taksówką. Jadąc na lotnisko, przywiozłem mój
bagaż w przyczepie, ale teraz nie zmieszczę na motocyklu
dwóch walizek, dwóch osób i jednego szczeniaka.
- Więc myślisz, że pojadę do miasta na motocyklu? Co
zrobimy z psem?
- Jeśli będziesz go trzymać, może jechać w przyczepie.
- Struan, ja nie pojadę. - Ogarnął ją nagły lęk. Nie chciała
wsiadać na motocykl z tym mężczyzną.
RS
102
- Nie mam zamiaru cię zgwałcić - powiedział z
rozdrażnieniem. - Chcę cię odwiezć do domu.
- Ja nigdy...
- Wiem - przerwał jej. - Nigdy nie robiłaś niczego, co wiązało
się z odrobiną ryzyka. Całe twoje życie polegało na
poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo ma
wiele aspektów, moja droga. To, że pozbyłaś się Wayne'a i że
pojedziesz do miasta na motocyklu, nie oznacza rezygnacji z
bezpieczeństwa. - Gina milczała, patrząc na lśniący pojazd. -
Nie mogę zabrać psa, jeśli ktoś nie będzie go trzymał. Tym kimś
musisz być ty. Masz tu kask. Włóż go i przestań się bać.
Motocykl daje poczucie wolności.
Jakże mogła cieszyć się poczuciem wolności, tym, że wiatr
rozwiewa jej włosy, a szczeniak tuli się do kolan? Była
przerażona, choć nie bała się wypadku ani śmierci.
Była przerażona tym, co się z nią dzieje.
RS
103
ROZDZIAA DZIEWITY
Zamykając drzwi swego mieszkania za Struanem, poczuła
wielką ulgę. Tak wiele wydarzyło się w ciągu tak krótkiego
czasu. Choć zgodnie z obietnicą odwiózł ją bezpiecznie do
domu, czuła lęk.
Czego właściwie się bała? W gruncie rzeczy nie miała
pojęcia. Inni ludzie nie poddawali się tak łatwo lękowi. Być
może nie czuli się zagrożeni, bo nie wiedzieli, co oznacza utrata
kogoś bliskiego. Ona to przeżyła. Ona i Lisa.
Struan robił teraz obchód szpitala, ale Lisa była pacjentką
Giny. Jej jedyną pacjentką.
Wacky odzyskał już humor. Biegał po całym mieszkaniu i
obwąchiwał z żywym zainteresowaniem swój nowy dom. Pod
wpływem impulsu wzięła go na ręce i poszła na oddział
pediatrii.
- Cieszę się, że pani już wróciła, doktor Buchanan - powitała
ją w drzwiach pielęgniarka. Potem urwała nagle, widząc Wa-
cky'ego. - Pies...
- Szczeniak. Tak mały, że prawie go nie widać. Jeśli ktoś
oskarży siostrę o wpuszczanie zwierząt na teren szpitala, proszę
powiedzieć, że wzięła go siostra za mufkę.
- Mufka z mokrym nosem merdająca ogonem? - Pielęgniarka
bezradnie rozłożyła ręce. - Ja z pewnością pani nie zatrzymam.
Lisa jest naszą jedyną pacjentką, a kontakt z psem może jej
dobrze zrobić.
- Czy są jakieś problemy?
- Od pani wyjazdu wcale się nie odzywa. Chodzi sama do
toalety, ale nie otwiera ust.
- Nie rozmawia nawet z ciotką?
- Sandra nie przyszła. Powiedziała nam przez telefon, że
podczas tego weekendu jest zajęta.
- Niech diabli wezmą tę kobietę.
RS
104
- Myślę, że bez względu na to, co postanowimy w sprawie
Lisy, nie możemy liczyć na pomoc ciotki - powiedziała ze
smutkiem pielęgniarka. - Nic z tego nie będzie.
Gina przyznała jej rację i podeszła do łóżka Lisy.
Dziewczynka leżała ukryta pod kołdrą.
- Cześć. %7ładnej reakcji.
- Lisa, chciałabym, żebyś poznała Wacky'ego.
Cisza wydawała się ogłuszająca. Gina zawahała się, a potem
postawiła psa na łóżku.
Lisa nadal nie wysuwała głowy, ale Wacky nie był
szczeniakiem, którego można zignorować. Wyczuł czyjąś
obecność, pomachał ogonem i zniknął pod kołdrą, szukając
zdobyczy.
Po chwili wynurzył się spod niej, trzymając w pyszczku
tygrysa, ale najwyrazniej uznał, że prawdziwa zdobycz ukryta
jest głębiej, bo ponownie wsunął się do pościeli. Teraz widać
było tylko jego ogon.
Nagle w łóżku coś się zakotłowało i nakrycie spadło. Oczy
Lisy, choć zaczerwienione od płaczu, były szeroko otwarte. Pies
lizał ją z zapałem po twarzy i rękach.
- Och! - krzyknęła z zachwytem Lisa, a Gina, widząc jej
radość, uśmiechnęła się z nadzieją. Potem przygarnęła psa, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]