[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyszłego dramatu i pokazać im światło.
Przygryzła wargi, dumając, z kim odbyć rozmowę jeszcze tego
wieczoru. A może lepiej wziąć na wstrzymanie i poczekać, co przyniesie
ranek?
Zostawianie spraw ich własnemu biegowi nie leżało co prawda w
naturze Beth, ale też nigdy nie ulegała bezkrytycznie emocjom. Była
świadoma ryzyka, jakie niesie ze sobą zbyt stanowcze popychanie
czegokolwiek do przodu.
Jej rozważania przerwało raptem skrzypienie otwieranych w głębi
korytarza drzwi. Po chwili zobaczyła Matta, który wyłonił się z cienia.
Niósł w ręce walizkę.
Wyglądało to poważnie. Beth natychmiast znalazła się przy nim.
Objęła go długim, bacznym spojrzeniem, zawieszając wzrok na walizce.
- Rozumiem, że należysz do tych ekscentryków, którzy nawet
wybierając się na krótki spacer, nie potrafią rozstać się ze swoimi
rzeczami.
Matt był zaskoczony, nie spodziewał się spotkać jej na nogach o tej
porze. Sądził, że wszyscy domownicy już śpią. Zapomniał, że jest w
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
mieście, które nigdy nie śpi. Niechybnie dotyczy to także niektórych jego
mieszkańców, pomyślał.
Nie znał wszystkich nazwisk, jakie Beth odziedziczyła po swoich
licznych mężach, nie wiedział też, które z nich nosi obecnie. Zwracał się
zatem do niej jej nazwiskiem panieńskim.
- Wracam do domu, pani Wainwright.
Ale nie bez mojej bratanicy, powiedziała sobie w myśli Beth.
Położyła rękę na walizce Matta z oczywistym zamiarem.
- Daj mi ją, chłopcze. - W jego oczach widziała protest. - Nie
chciałabym o nią walczyć, ale zrobię to, jeśli mnie do tego zmusisz. I nie
patrz na mnie takim wzrokiem, nie jestem starą wariatką. Jestem za to o
wiele silniejsza, niż ci się wydaje.
Matt roześmiał się.
- Nie uważam pani za wariatkę. Ani za starą - do- dał szybko.
Potrafił na pierwszy rzut oka poznać próżność. Co prawda próżność Beth
była ujmująca, ale i tak przeczuwał, że w kwestii wieku mógłby łatwo
zranić jej uczucia.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, klepiąc go w policzek. Kochany
chłopiec.
- Wiedziałam, że nie bez powodu od razu cię polubiłam. Odstaw
walizkę, chłopcze, i usiądz na minutkę.
Nie chciał jej odmawiać. Z drugiej strony nie widział sensu w
pozostawaniu tam choćby minutę dłużej. Rose życzy sobie, by się
wyniósł. Nie zamierzał błagać jej, żeby to ponownie rozważyła.
Mężczyzna ma w końcu swoją dumę.
- Będzie najlepiej, jak sobie pójdę.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Beth nie przyjmowała do wiadomości takiej odpowiedzi.
- Wy młodzi tak się wszyscy gdzieś spieszycie, a jak już docieracie
na miejsce, nigdy wam się nie podoba. Zostań trochę. Daj sobie szansę.
Już dał sobie szansę i pofatygował się aż tutaj, żeby nakłonić Rose
do powrotu. Gdyby żywiła do niego prawdziwie ciepłe uczucia, nie trzeba
by jej było w ogóle namawiać. Wystarczyłby pocałunek na tarasie. Dla
niego był zadowalającym dowodem. Może jednak Rose ma rację. Może to
wyłącznie fizyczny pociąg. Pożądanie, które mija z czasem.
- Popełniłem już błąd, że tu w ogóle przyjechałem. Beth potrząsnęła
stanowczo głową.- Nie, robisz błąd, poddając się.
To brzmi tak przekonywająco. Czy Rose coś ciotce mówiła?
- Skąd ma pani tę pewność?
Siadając na sofie w salonie, Beth gestem poprosiła go o zajęcie
miejsca. Dosiadł się, nie miał wyjścia. Audził się, że usłyszy coś, co
rzeczywiście do niego przemówi.
- Jestem już stara. W każdym razie starsza - poprawiła się Beth. -
Przeżywałam to więcej razy, niż ty masz palców u rąk i nóg. No i
doskonale znam się na ludziach. Nawet minuty wam się nie przyglądałam,
a już mnie uderzyło, jak bardzo się kochacie.
To aktorka, dramatyzuje i przesadza, myślał Matt. Nie da się na to
nabrać, nie odzyska nadziei bez jakiegoś namacalnego dowodu. Siedział
cicho, bo nie potrafił powiedzieć jej tego w jakiś grzeczny sposób.
- Ona sama oświadczyła mi, że to koniec, pani Wainwright.
- Beth - poprawiła go. - Jak słyszę  pani Wainwright", to od razu
widzę swoją matkę. A wierz mi, że w niczym jej nie przypominam -
zapewniła go.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Jej matka była purytańska i konserwatywna. Całe życie spędziła u
boku jednego mężczyzny. Stała przy nim, rodziła mu dzieci i znosiła ze
stoickim spokojem jego obrazliwe słowa. Pomimo to Beth nigdy nie była
pewna, czy matka kochała jej ojca. Przy jej łożu śmierci przysięgła sobie,
że rękami i nogami będzie się bronić przed takim życiem.
- Mów dalej, nie chciałam ci przerywać. - Uśmiechnęła się do niego
zachęcająco.
Matt zacytował jej dowód, który z tuzin razy roztrząsał wte i wewte.
- Rose stwierdziła, że to koniec. Powiedziała to tutaj, powiedziała to
w Mission Creek. Muszę jej uwierzyć, nie widzę innego rozwiązania.
Beth wystąpiła z natychmiastową ripostą.
- A co mówią ci jej oczy?
Spojrzał na nią zmieszany. Spodziewał się z jej strony płomiennej
przemowy na rzecz ich romansu, ale nie czegoś takiego.
- Jej oczy?
- No tak, jej oczy. Ciało podporządkowuje się umysłowi. Słowa są
bez znaczenia, chłopcze. Przekonasz się o tym, jeśli jeszcze tego nie
wiesz. Uczucia kryją się w oczach. Chyba że masz do czynienia z
agentem CIA. Clarence był w CIA.
Ta kobieta zmienia kierunek szybciej niż piłeczka pingpongowa
podczas mistrzowskich rozgrywek.
- Clarence?
Z ust Beth wymknęło się tęskne i niewiarygodnie młodzieńcze
westchnienie. W jednej chwili przeniosła się do czasu, gdy nie śniło jej się
jeszcze o trzydziestce, a jej doświadczenie życiowe nie było tak bogate.
- Clarence Montgomery. - Mrugnęła lubieżnie. - James Bond
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
mógłby się od niego niejednej rzeczy nauczyć. Ja się nauczyłam. - Zdała
sobie sprawę, że zbacza z tematu. - Wybacz tę mimowolną dygresję. Na
czym skończyłam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl