[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jamie prosto do frontowych drzwi. Wymruczał kilka słów i
uścisnął rękę bramkarzowi, który wpuścił ich oboje.
- Co mu powiedziałeś? - spytała Jamie. - Słyszałam głosy,
\e wszyscy z kolejki mają rezerwację.
- Po co martwić się o rezerwację - uśmiechnął się Rand.
- Pewniejsze jest posmarowanie ręki paroma banknotami.
- Dałeś mu łapówkę, \eby nas wpuścił? - Jamie
zmarszczyła brwi. - To mi się nie podoba, Rand. To
nieuczciwe.
- Traktuję łapówki jako dzielenie się bogactwem. Obie
strony odnoszą korzyści. - Rand chwycił ją pod ramię.
- Chodz, widzę stolik na dwie osoby. Zajmijmy go.
Jamie nie ruszyła się. Ogarnęły ją podejrzenia. Zmierzyła
go groznym wzrokiem.
- W ten sposób przekonałeś Saran, by podała ci mój
numer telefonu, tak? Przekupiłeś ją!
- Jamie, nie ma nic złego w płaceniu za pewne przysługi
czy przywileje. Taki jest ten świat, tak się załatwia pewne
sprawy.
- Chcesz powiedzieć, \e tak załatwiają pewne sprawy
zepsuci, rozpieszczeni, bogaci chłopcy.
- Trudno napiwki zakwalifikować jako...
- Napiwki? - przerwała mu Jamie. - Wszystko potrafisz
wytłumaczyć jednym zręcznym słowem. Rozumiem, \e dałeś
Saran suty napiwek, kiedy podała ci mój numer telefonu?
Zmarszczył brwi.
- Czy zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
- Tylko wtedy, kiedy mam rację.
- O to bym się spierał. Jeśli o ciebie chodzi, jeszcze się
nie zdarzyło, \ebyś nie miała racji!
śałowała, \e nie potrafi wymyślić riposty. Niestety, nic jej
nie przychodziło do głowy. Splotła ręce na piersi i przyjrzała
się roześmianemu, roztańczonemu i rozśpiewanemu tłumowi.
Wszyscy nosili ró\ne odcienie zieleni. Jamie rozglądała się,
czekając na natchnienie. Nie przyszło, ale za to zauwa\yła
znajomą, wyjątkowo przystojną twarz. To jej brat, Steve.
Poczuła rozbawienie. Powinna się domyślić, \e Steve
Saraceni będzie tutaj dziś wieczorem. Je\eli Blarney Stone
było tym miejscem, które nale\ało odwiedzić w Dniu
Zwiętego Patryka, to oczywiście Steve musiał się tu zjawić.
Steve dostrzegł ją w tej samej chwili. Natychmiast
przecisnął się do niej przez tłum.
- Cześć, mała. Co ty tu robisz? - zapytał i podniósł ją do
góry, obracając się dokoła.
Rand obserwował to, walcząc z mdlącą falą zazdrości. Ten
facet z twarzą filmowego gwiazdora obejmował Jamie z
poufałością uzasadnioną tylko u długoletnich przyjaciół lub
kochanków. Od pierwszego rzutu oka Rand domyślił się, \e
taki mę\czyzna nie miewa przyjaciół wśród kobiet.
O tak, z tym mę\czyzną coś Jamie łączyło. Stąd ta jej
ostro\ność i podejrzliwość w stosunku do podrywaczy.
Powinien się domyślić, \e kiedyś sparzyła się na jednym z
nich. A ten facet, ubrany od stóp do głów w kosztowne zielone
ciuchy, poruszał' się z aroganckim wdziękiem i pewnością
siebie. Wyglądał jak kandydat do tytułu podrywacza roku.
- Chodz, poszalejemy. Zatańcz ze mną. . - Steve chwycił
Jamie za rękę i pociągnął za sobą na parkiet.
Jamie zerknęła na Randa. Przyglądał się im posępnie.
Zatrzymała się i nie ruszyła nawet o krok.
- Zaczekaj moment, Steve. Chcę ci kogoś przedstawić. -
Pociągnęła Steve'a za ramię. - Chcę cię przedstawić mojemu
chłopakowi. Rand Marshall. Stoi tam.
Steve przyjrzał się Randowi, który zmierzył go groznym
spojrzeniem. A potem uśmiechnął się do siostry.
- Widzę, \e leci na ciebie, Jamie. Powiedzieć ci coś
zabawnego? Myśli, \e coś jest między nami. Wygląda, jakby
miał ochotę porąbać mnie na kawałki i wykorzystać jako
przynętę na ryby! - Steve wybuchnął śmiechem.
Rand zacisnął wargi. Zuchwały śmiech tego mę\czyzny
był ostatnią kroplą przepełniającą kielich. Nie zostawi Jamie
na łasce tego zarozumiałego, zielonego pawia!
- Rand, to mój brat Steve - zawołała Jamie, gdy tylko się
zbli\ył. Grozny wyraz jego twarzy trochę ją przestraszył. -
Steve, poznaj Randa Marshalla.
- Twój brat? - powtórzył Rand i jego bojowy nastrój
złagodniał nagle, pozostawiając go w lekkim oszołomieniu.
- Jeden, jedyny. - Steve uśmiechnął się i wyciągnął rękę. -
Więc jesteś nowym chłopakiem Jamie? - Przyjrzał mu się z
uwagą. - Nie wyglądasz tak jak jej poprzedni faceci.
- Ani słowa więcej, Steve - ostrzegała go Jamie.
- A jak wyglądali ci poprzedni? - zapytał Rand.
Steve roześmiał się.
- Tacy bardzo dobrze wychowani, lalusiowaci. I zawsze
zanudzali ją na śmierć, bo ona te\ jest taka dobrze wychowana
i chłodna.
Rand wybuchnął śmiechem.
- Poniewa\ tak świetnie się wam rozmawia, to mo\e was
zostawię - wtrąciła zimno Jamie. - Jestem pewna, \e je\eli nie
będzie mnie w pobli\u, lepiej uda wam się polowanie na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Jamie prosto do frontowych drzwi. Wymruczał kilka słów i
uścisnął rękę bramkarzowi, który wpuścił ich oboje.
- Co mu powiedziałeś? - spytała Jamie. - Słyszałam głosy,
\e wszyscy z kolejki mają rezerwację.
- Po co martwić się o rezerwację - uśmiechnął się Rand.
- Pewniejsze jest posmarowanie ręki paroma banknotami.
- Dałeś mu łapówkę, \eby nas wpuścił? - Jamie
zmarszczyła brwi. - To mi się nie podoba, Rand. To
nieuczciwe.
- Traktuję łapówki jako dzielenie się bogactwem. Obie
strony odnoszą korzyści. - Rand chwycił ją pod ramię.
- Chodz, widzę stolik na dwie osoby. Zajmijmy go.
Jamie nie ruszyła się. Ogarnęły ją podejrzenia. Zmierzyła
go groznym wzrokiem.
- W ten sposób przekonałeś Saran, by podała ci mój
numer telefonu, tak? Przekupiłeś ją!
- Jamie, nie ma nic złego w płaceniu za pewne przysługi
czy przywileje. Taki jest ten świat, tak się załatwia pewne
sprawy.
- Chcesz powiedzieć, \e tak załatwiają pewne sprawy
zepsuci, rozpieszczeni, bogaci chłopcy.
- Trudno napiwki zakwalifikować jako...
- Napiwki? - przerwała mu Jamie. - Wszystko potrafisz
wytłumaczyć jednym zręcznym słowem. Rozumiem, \e dałeś
Saran suty napiwek, kiedy podała ci mój numer telefonu?
Zmarszczył brwi.
- Czy zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
- Tylko wtedy, kiedy mam rację.
- O to bym się spierał. Jeśli o ciebie chodzi, jeszcze się
nie zdarzyło, \ebyś nie miała racji!
śałowała, \e nie potrafi wymyślić riposty. Niestety, nic jej
nie przychodziło do głowy. Splotła ręce na piersi i przyjrzała
się roześmianemu, roztańczonemu i rozśpiewanemu tłumowi.
Wszyscy nosili ró\ne odcienie zieleni. Jamie rozglądała się,
czekając na natchnienie. Nie przyszło, ale za to zauwa\yła
znajomą, wyjątkowo przystojną twarz. To jej brat, Steve.
Poczuła rozbawienie. Powinna się domyślić, \e Steve
Saraceni będzie tutaj dziś wieczorem. Je\eli Blarney Stone
było tym miejscem, które nale\ało odwiedzić w Dniu
Zwiętego Patryka, to oczywiście Steve musiał się tu zjawić.
Steve dostrzegł ją w tej samej chwili. Natychmiast
przecisnął się do niej przez tłum.
- Cześć, mała. Co ty tu robisz? - zapytał i podniósł ją do
góry, obracając się dokoła.
Rand obserwował to, walcząc z mdlącą falą zazdrości. Ten
facet z twarzą filmowego gwiazdora obejmował Jamie z
poufałością uzasadnioną tylko u długoletnich przyjaciół lub
kochanków. Od pierwszego rzutu oka Rand domyślił się, \e
taki mę\czyzna nie miewa przyjaciół wśród kobiet.
O tak, z tym mę\czyzną coś Jamie łączyło. Stąd ta jej
ostro\ność i podejrzliwość w stosunku do podrywaczy.
Powinien się domyślić, \e kiedyś sparzyła się na jednym z
nich. A ten facet, ubrany od stóp do głów w kosztowne zielone
ciuchy, poruszał' się z aroganckim wdziękiem i pewnością
siebie. Wyglądał jak kandydat do tytułu podrywacza roku.
- Chodz, poszalejemy. Zatańcz ze mną. . - Steve chwycił
Jamie za rękę i pociągnął za sobą na parkiet.
Jamie zerknęła na Randa. Przyglądał się im posępnie.
Zatrzymała się i nie ruszyła nawet o krok.
- Zaczekaj moment, Steve. Chcę ci kogoś przedstawić. -
Pociągnęła Steve'a za ramię. - Chcę cię przedstawić mojemu
chłopakowi. Rand Marshall. Stoi tam.
Steve przyjrzał się Randowi, który zmierzył go groznym
spojrzeniem. A potem uśmiechnął się do siostry.
- Widzę, \e leci na ciebie, Jamie. Powiedzieć ci coś
zabawnego? Myśli, \e coś jest między nami. Wygląda, jakby
miał ochotę porąbać mnie na kawałki i wykorzystać jako
przynętę na ryby! - Steve wybuchnął śmiechem.
Rand zacisnął wargi. Zuchwały śmiech tego mę\czyzny
był ostatnią kroplą przepełniającą kielich. Nie zostawi Jamie
na łasce tego zarozumiałego, zielonego pawia!
- Rand, to mój brat Steve - zawołała Jamie, gdy tylko się
zbli\ył. Grozny wyraz jego twarzy trochę ją przestraszył. -
Steve, poznaj Randa Marshalla.
- Twój brat? - powtórzył Rand i jego bojowy nastrój
złagodniał nagle, pozostawiając go w lekkim oszołomieniu.
- Jeden, jedyny. - Steve uśmiechnął się i wyciągnął rękę. -
Więc jesteś nowym chłopakiem Jamie? - Przyjrzał mu się z
uwagą. - Nie wyglądasz tak jak jej poprzedni faceci.
- Ani słowa więcej, Steve - ostrzegała go Jamie.
- A jak wyglądali ci poprzedni? - zapytał Rand.
Steve roześmiał się.
- Tacy bardzo dobrze wychowani, lalusiowaci. I zawsze
zanudzali ją na śmierć, bo ona te\ jest taka dobrze wychowana
i chłodna.
Rand wybuchnął śmiechem.
- Poniewa\ tak świetnie się wam rozmawia, to mo\e was
zostawię - wtrąciła zimno Jamie. - Jestem pewna, \e je\eli nie
będzie mnie w pobli\u, lepiej uda wam się polowanie na [ Pobierz całość w formacie PDF ]