[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tknęła. Mogłaś się troszkę ogarnąć... - Słuchałam jej i choć nie miałam pojęcia, o czym mówi, to każde
jej słowo raniło mnie jak cholera.
Wszystko będzie w porządku? Robert miał powody? Teraz się wszystko ułoży? Wrócę do pra-
cy? Jakim cudem? Jakim cudem ma się wszystko ułożyć i być jak dawniej, skoro to jest kompletnie
niemożliwe...
- Gdzie jest Tomek? - wydusiłam z siebie.
- Siedzi na zapleczu, w biurze. Czeka na ciebie. Idz, idz. Pogadamy sobie pózniej, jak ci się
humor poprawi.
- Jasne - powiedziałam i ruszyłam do restauracji.
Weszłam do środka z bardzo dziwnym uczuciem. Pracowałam tutaj jeszcze dwa dni temu, a ja
nie czułam żadnego związku z tym miejscem. Nic a nic. Wyrzucenie mnie z tej pracy za coś, czego nie
zrobiłam, było chyba najlepszą rzeczą, jaka mi się mogła ostatnio przytrafić. Niestety, była nieroze-
rwalną częścią najgorszego wydarzenia w moim życiu, o którym nie chcę myśleć. I nie będę tego ro-
bić, a już na pewno nie teraz, bo by się to zle skończyło. Nie przy Tomku ani przy kimkolwiek innym.
- Madzia! - Tomek szczerze ucieszył się na mój widok, po czym zerwał się z krzesła i od razu
do mnie podszedł, by mnie uściskać. - Nawet nie wiesz, jak mi głupio przez to, co się stało. Siadaj tu
zaraz. Zaraz wszystko cofniemy, wyjaśnimy i zaczniemy od nowa.
- Tomku, ja nie sądzę... - próbowałam powstrzymywać jego entuzjastyczne podejście, ale on
uciszył mnie dużo skuteczniej.
- Posłuchaj, wiem, masz nas dość, ale daj mi szansę wszystko streścić i wyjaśnić. Szkoda, że
Robert jeszcze nie dojechał. Ale zacznę sam tłumaczyć, żebyś jak najszybciej zrozumiała. - Chwycił
mnie za ramiona, popchnął w kierunku krzeseł przy biurku i posadził na jednym z nich, a na drugim
R
L
T
usiadł sam. - No więc, nie przedłużając. Byłem idiotą. Słuchałem tych telefonów od Ewy i nakręcałem
się na was jak głupi. Jestem idiotą, wiem. Ale jeśli kilka razy dziennie słyszysz normalnie brzmiącą
dziewczynę, która opowiada, jak tutaj w restauracjach zle, bo szef ma romans z jedną menedżerką, i
wszystko się kręci wokół ich widzimisię... Sama rozumiesz, mogło mnie coś trafiać... To znaczy nie
było tak, że od razu jej uwierzyłem. Powiedziałem, że ma mi dać konkretne argumenty, to wtedy za-
działam. No i wszystko przez ten konwój. Dzwoni do mnie zapłakana, że ma problem, bo nie ma ko-
perty. Mówi, że się boi dzwonić do Roberta, bo pewnie on też w tym siedzi. No to się wkurzyłem,
dzwonię do Roberta, nawet mu nie dałem dojść do słowa, powiedziałem, że ma ciebie natychmiast
zwolnić i nic mnie nie obchodzi wasz romans. I dowaliłem mu, że jak powie jedno słowo na twoją
obronę, to go wyleję od razu razem z tobą. Byłem tak wściekły, że w ogóle logicznie nie myślałem.
Wiem, wiem, zero profesjonalizmu, nie patrz tak na mnie. Robert oddzwonił obrażonym głosem, że cię
zwolnił i tyle. No więc ja się zająłem swoimi sprawami. A wczoraj dzwoni Robert, iż ma dowody, że
to nie ty. Cały dzień siedział w monitoringu z ochroną, przeszukując płyty, żeby wyłapać cokolwiek,
co by było dowodem, kto wyniósł tę kasę naprawdę. No i gdy tylko mi o wszystkim powiedział, to
przyjechałem. Zwolniłem Ewę, nie obeszło się bez ochrony, ale to już dłuższa historia. Muszę ciebie i
Roberta przeprosić. No, idiota byłem okropny. Madzia! Dociera do ciebie, co mówię? Zero reakcji?
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam!!!
Może wyglądałam dziwnie, gdy się na niego zapatrzyłam, dla mnie to było za dużo informacji
na raz. Robert wyszukał dowód, że to ona? Ale jak ona? Robert faktycznie był pod wielką presją ze
strony Tomka. Trochę to teraz inaczej wygląda. Zakręcona historia i tyle. Teoretycznie można by po-
wiedzieć, że nawet optymistycznie się kończy. Zła suka ukarana, dobra para oczyszczona z zarzutów.
Wszystko ładnie, pięknie. Wszystko w teorii, praktyka wygląda zupełnie inaczej. Nic mnie to wszyst-
ko, do jasnej cholery, nie rusza.
- Jak ona to zrobiła? - zapytałam, żeby oderwać go od wpatrywania się we mnie jak w jakąś wa-
riatkę, która nie kontaktuje.
- Z tego, co mówił Robert, na nagraniu widać, że wchodzi do restauracji i dosłownie po kilku
sekundach wychodzi, trzymając coś mocno pod pachą. A wtedy wy w trójkę byłyście na serwisie.
Pewnie nawet nie wiedziałyście, że ktoś wszedł do restauracji. Jakim cudem nie skojarzyłaś, że nie
wrzucałaś koperty do sejfu, a ona nagle zniknęła? - zapytał Tomek z uśmiechem na twarzy. Jakie to
było dla niego wszystko piękne i zabawne.
Mnie natomiast ścisnęło w gardle. Wiem, dlaczego nie skojarzyłam faktów. Byłam rozkojarzo-
na, wiecznie śpiąca, zmęczona. Myślami krążyłam wtedy wokół zupełnie czegoś innego. Ktoś inny był
wtedy ważny. Myślałam wtedy o tym, że marzę, żeby znalezć się w łóżeczku, żebyśmy w dwójkę mo-
gli odpocząć. Ja i... Siedziałam zamyślona. Tomek wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem, cze-
kając, aż cokolwiek powiem. Bardzo go to, widać, interesowało. W tym momencie drzwi się otworzy-
R
L
T
ły. To musiał być Robert. Gdy mnie zobaczył, to się nawet nie odezwał. Mnie jeszcze bardziej ścisnęło
w gardle. Oczy lekko zapiekły. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że patrzę mu w oczy. On przecież
nawet nie wiedział, że istniał ktoś trzeci. Nie zdążył się z tego ucieszyć. Nie zdążył się nawet wkurzyć.
Nic nie zdążył zrobić. I już nie zdąży. Bo nikogo już nie ma... Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę.
Magdo, przestań myśleć... Nie możesz się tutaj rozpłakać!
- O, Robert - przywitał się Tomek. - Właśnie wypytuję Magdę, jakim cudem nie zauważyła
braku koperty. Gdyby myślała o takich rzeczach, mogłaby od razu wszcząć alarm, że koperta zniknęła.
Może udałoby się uniknąć takiej sytuacji.
- To fakt - Robert odezwał się cicho, jakby bał się żartować z całej sytuacji tak, jak robił to To-
mek. Pewnie dlatego, bo od zwolnienia nie miał ze mną kontaktu.
- No, Madziu - kontynuował Tomek - nie daj się prosić, tylko opowiadaj. Co ty tam masz w tej
główce? Nad czym tak rozmyślałaś, że ci się gdzieś cztery tysiące nagle zapodziały?
Serce mi waliło jak młot. Nie odzywaj się na ten temat. Nie teraz. Nie jesteś gotowa. Nie musi
się teraz o tym dowiedzieć. Najpierw możemy porozmawiać na jakikolwiek inny temat. Nie mów nic...
A może lepiej teraz...? Potem może być ciężej... Serce waliło mi coraz szybciej. W gardle miałam już
kompletnie sucho ze stresu.
- W ciąży byłam... - powiedziałam po cichu, a głos i tak mi się załamał.
Tomek patrzył na mnie tak jak do tej pory, ale uśmiech zniknął z jego twarzy w jednym mo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl