[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chcecie przez to powiedzieć, że mam wysokie mniemanie o tym, co jest ludzkie. To cała moja idea.
Jeśli jesteś więcej niż ludzki, czy potrzebne ci jest do czegoś życie? Jeśli jesteś mniej niż ludzki,
również nie jest ci ono potrzebne.
Zrobił pauzę - nie była to jednak pauza, która za-chęcała do przerwania jego wywodu - po czym
ciągnął
dalej:
-
Ta dziewczyna Livia w Tygrysicy. Co się z nią dzieje? Popełnia morderstwo. Co przy tym czuje?
%7ładnej miłości, żadnej nienawiści, żadnych płuc, żadnego serca. Wstydzę się wspomnieć, czego
jeszcze brakuje. Nic! Biedny mąż. Zabija go nic, coś, co jest mniej niż ludzkie. Zero. I powinno to być
tak straszne, żeby cała widownia wręcz bała się jej spojrzeć w twarz.
Ale ja nie wiem, czy ona jest zbyt ładna, czy co, żeby mieć uczucia. Od razu widać, że nie ma pojęcia
o tym, co jest ludzkie, bo śmierć jej męża nic dla niej nie znaczy. Wszystko jest w opakowaniach i
najpierw opakowanie oddycha, a potem nie oddycha, i ubezpieczyło się opakowanie, żeby poślubić
inne opakowanie i wyjechać na zimę na Florydę. Ktoś może mi odpowie: To brzmi bardzo
interesująco. Mówisz: więcej niż ludzkie, mniej niż ludzkie. Powiedz mi proszę, co jest ludzkie . I
rzeczywiście, badamy teraz ludzi tak bardzo, że po przyjrzeniu się raz, drugi i dziesiąty ludzkiej
naturze - sam pisuję artykuły naukowe
- po przyjrzeniu się jej i zważeniu, i obróceniu na drugą stronę, i umieszczeniu pod mikroskopem
można by powiedzieć: O co cały ten krzyk? Człowiek jest niczym, jego życie jest niczym. Albo
nawet jest nędzne i byle jakie. Ale jeśli to nie odpowiada waszej królewskiej wysokości, to może je
podretuszować. Czym?
Wielkością i pięknem. Piękno i wielkość? Czerń i biel znam; nie wymyśliłem ich. Ale wielkość i
piękno? . Ale ja mówię: Co można wiedzieć? No, powiedz mi, co można wiedzieć? Zamykasz jedno
oko i patrzysz na coś, i wydaje ci się to jakieś. Zamykasz drugie oko i to coś jest inne. Wiem równie
wiele o wielkości i pięknie, co ty o czerni i bieli. Jeśli ludzkie życie jest dla mnie czymś wspaniałym,
to j e s t ono czymś wspaniałym. Czy potrafisz powiedzieć coś mądrzejszego? Mam do tego takie
samo prawo jak ty. I czemu być tak żałośnie małym? Czy to konieczne? Czy ktoś trzyma cię za kark?
Miej godność, rozumiesz mnie? Wybierz godność. Nikt nie wie dostatecznie dużo, by ją odrzucić . No
więc dla kogo powinno to mieć jakieś znaczenie, jeśli nie dla aktora? Jeśli nie opowiada się za
godnością, to mówię wam, że gdzieś tu tkwi wielki błąd.
-
Brawo! - rzekł Harkavy.
-
Amen i jeszcze raz amen! - zaśmiał się Shifcart. Wyciągnął z portfela wizytówkę i rzucił ją w jego
stronę. - Odwiedz mnie kiedyś, załatwię ci zdjęcia próbne.
193
Wizytówka upadła obok Leventhala, który jako 13 - Ofiara jedyny zdawał się nie pochwalać żartu.
Nawet sam Schlossberg się uśmiechnął. Słońce wpadało przez duże okno ponad ich głowami.
Leventhalowi wydawało się, że Shifcart, chociaż się śmiał, patrzył na niego z osobliwą dezaprobatą.
Nie przyłączył się jednak do ogólnej wesołości. Podniósł wizytówkę. Tamci wstawali.
-
Nie zapomnijcie kapeluszy, panowie! - zawołał
Harkavy.
Melodyjny łoskot maszyny do wydawania kwitów wypełniał ich uszy, gdy czekali na swoją kolej przy
połyskliwej kabinie kasjerki.
11
-
Widziałem się wczoraj wieczorem z Willistonem - powiedział Leventhal do Harkavy ego, gdy
znalezli się na zewnątrz.
- Jak się Stan miewa? Ach tak, w tej sprawie, o której mi mówiłeś. - Być może Harkavy powiedziałby
więcej, ale pozostali czekali na niego. - Słuchaj, któregoś dnia musisz mi opowiedzieć, jak sobie z tym
radzisz, dobrze?
-
Pewnie - odparł Leventhal. I Harkavy oddalił
się nieśpiesznie Czternastą Ulicą na wschód, z Goldstone em i swoimi przyjaciółmi. Był z nich
najwyższy.
Jego żółte włosy rozwiewały się leciutko i jedwabiście na łysinie. Leventhal patrzył, jak odchodzi. Nie
chciał
przyznać przed samym sobą, że czuje się opuszczony.
Może to dobrze, że nie jest zainteresowany - pomyślał.
Nie wiem, czy w ogóle potrafiłbym to wytłumaczyć. To się staje zbyt skomplikowane. A on
udzieliłby mi wszelkiego rodzaju bezużytecznych rad - tych, co zwykle. W każdym razie jestem
zadowolony. Nie sądzę, bym naprawdę chciał o tym rozmawiać . Przez chwilę stał niezdecydowany w
miejscu, po czym odszedł, ściskając pod pachą grube niedzielne wydanie gazety.
Nie miał przed sobą żadnego określonego celu i odczuwał niejasny lęk, że jest jedynym człowiekiem
w mieście, który go nie ma.
Przecznicę dalej przypomniał sobie, że nie zadzwonił do Eleny, żeby się upewnić, czy Philip
bezpiecznie dotarł do domu, i porozmawiać o Mickeyu.
Wstąpił do sklepu tytoniowego i wykręcił numer Villaniego. Siedział w kabinie z jedną nogą
wystawioną za drzwi. Nikt nie odpowiadał. Wychylając się, spojrzał
na zegar, którego tarcza osadzona była w ścianie wyłożonej wzorzystą blachą. Było wpół do trzeciej i
Elena prawdopodobnie poszła odwiedzić Mickeya.
Zadzwonił do szpitala, choć dobrze wiedział, że informacje, jakich udzielano o pacjentach, nie są
godne zaufania. Usłyszał, że Mickey czuje się dobrze, czyli to, co spodziewał się usłyszeć. W szpitalu
było ponad trzy tysiące łóżek. Czy można było oczekiwać, że wiedza dziewcząt w centrali
telefonicznej będzie wykraczała poza podstawowe fakty na temat każdego pacjenta - to znaczy, czy
żyje, czy też umarł? Słowo umarł , oddzielone od tego, o czym myślał wcześniej, towarzyszyło mu
złowieszczo po wyjściu ze sklepu i pośpiesznie się od niego uwolnił, jednocześnie uświadamiając
sobie w innej części umysłu, jak bardzo staje się przesądny. Miał na myśli jedynie to, że szpital jest
zbyt wielki, i nagle musiał wymazywać przypadkowe słowo. Przecież każdy, kto się urodził, od czasu
do czasu chorował. Nikt nie dorastał bez chorób.
On sam przeszedł zapalenie płuc i infekcję ucha, a Max również chorował - nie przypominał sobie na
co.
Zaczął się zastanawiać, jak długo Max będzie odwlekał przyjazd do domu. Może obawia się, że jest
podstępem skłaniany do powrotu - pomyślał. Będę mu miał to i owo do powiedzenia, kiedy go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
chcecie przez to powiedzieć, że mam wysokie mniemanie o tym, co jest ludzkie. To cała moja idea.
Jeśli jesteś więcej niż ludzki, czy potrzebne ci jest do czegoś życie? Jeśli jesteś mniej niż ludzki,
również nie jest ci ono potrzebne.
Zrobił pauzę - nie była to jednak pauza, która za-chęcała do przerwania jego wywodu - po czym
ciągnął
dalej:
-
Ta dziewczyna Livia w Tygrysicy. Co się z nią dzieje? Popełnia morderstwo. Co przy tym czuje?
%7ładnej miłości, żadnej nienawiści, żadnych płuc, żadnego serca. Wstydzę się wspomnieć, czego
jeszcze brakuje. Nic! Biedny mąż. Zabija go nic, coś, co jest mniej niż ludzkie. Zero. I powinno to być
tak straszne, żeby cała widownia wręcz bała się jej spojrzeć w twarz.
Ale ja nie wiem, czy ona jest zbyt ładna, czy co, żeby mieć uczucia. Od razu widać, że nie ma pojęcia
o tym, co jest ludzkie, bo śmierć jej męża nic dla niej nie znaczy. Wszystko jest w opakowaniach i
najpierw opakowanie oddycha, a potem nie oddycha, i ubezpieczyło się opakowanie, żeby poślubić
inne opakowanie i wyjechać na zimę na Florydę. Ktoś może mi odpowie: To brzmi bardzo
interesująco. Mówisz: więcej niż ludzkie, mniej niż ludzkie. Powiedz mi proszę, co jest ludzkie . I
rzeczywiście, badamy teraz ludzi tak bardzo, że po przyjrzeniu się raz, drugi i dziesiąty ludzkiej
naturze - sam pisuję artykuły naukowe
- po przyjrzeniu się jej i zważeniu, i obróceniu na drugą stronę, i umieszczeniu pod mikroskopem
można by powiedzieć: O co cały ten krzyk? Człowiek jest niczym, jego życie jest niczym. Albo
nawet jest nędzne i byle jakie. Ale jeśli to nie odpowiada waszej królewskiej wysokości, to może je
podretuszować. Czym?
Wielkością i pięknem. Piękno i wielkość? Czerń i biel znam; nie wymyśliłem ich. Ale wielkość i
piękno? . Ale ja mówię: Co można wiedzieć? No, powiedz mi, co można wiedzieć? Zamykasz jedno
oko i patrzysz na coś, i wydaje ci się to jakieś. Zamykasz drugie oko i to coś jest inne. Wiem równie
wiele o wielkości i pięknie, co ty o czerni i bieli. Jeśli ludzkie życie jest dla mnie czymś wspaniałym,
to j e s t ono czymś wspaniałym. Czy potrafisz powiedzieć coś mądrzejszego? Mam do tego takie
samo prawo jak ty. I czemu być tak żałośnie małym? Czy to konieczne? Czy ktoś trzyma cię za kark?
Miej godność, rozumiesz mnie? Wybierz godność. Nikt nie wie dostatecznie dużo, by ją odrzucić . No
więc dla kogo powinno to mieć jakieś znaczenie, jeśli nie dla aktora? Jeśli nie opowiada się za
godnością, to mówię wam, że gdzieś tu tkwi wielki błąd.
-
Brawo! - rzekł Harkavy.
-
Amen i jeszcze raz amen! - zaśmiał się Shifcart. Wyciągnął z portfela wizytówkę i rzucił ją w jego
stronę. - Odwiedz mnie kiedyś, załatwię ci zdjęcia próbne.
193
Wizytówka upadła obok Leventhala, który jako 13 - Ofiara jedyny zdawał się nie pochwalać żartu.
Nawet sam Schlossberg się uśmiechnął. Słońce wpadało przez duże okno ponad ich głowami.
Leventhalowi wydawało się, że Shifcart, chociaż się śmiał, patrzył na niego z osobliwą dezaprobatą.
Nie przyłączył się jednak do ogólnej wesołości. Podniósł wizytówkę. Tamci wstawali.
-
Nie zapomnijcie kapeluszy, panowie! - zawołał
Harkavy.
Melodyjny łoskot maszyny do wydawania kwitów wypełniał ich uszy, gdy czekali na swoją kolej przy
połyskliwej kabinie kasjerki.
11
-
Widziałem się wczoraj wieczorem z Willistonem - powiedział Leventhal do Harkavy ego, gdy
znalezli się na zewnątrz.
- Jak się Stan miewa? Ach tak, w tej sprawie, o której mi mówiłeś. - Być może Harkavy powiedziałby
więcej, ale pozostali czekali na niego. - Słuchaj, któregoś dnia musisz mi opowiedzieć, jak sobie z tym
radzisz, dobrze?
-
Pewnie - odparł Leventhal. I Harkavy oddalił
się nieśpiesznie Czternastą Ulicą na wschód, z Goldstone em i swoimi przyjaciółmi. Był z nich
najwyższy.
Jego żółte włosy rozwiewały się leciutko i jedwabiście na łysinie. Leventhal patrzył, jak odchodzi. Nie
chciał
przyznać przed samym sobą, że czuje się opuszczony.
Może to dobrze, że nie jest zainteresowany - pomyślał.
Nie wiem, czy w ogóle potrafiłbym to wytłumaczyć. To się staje zbyt skomplikowane. A on
udzieliłby mi wszelkiego rodzaju bezużytecznych rad - tych, co zwykle. W każdym razie jestem
zadowolony. Nie sądzę, bym naprawdę chciał o tym rozmawiać . Przez chwilę stał niezdecydowany w
miejscu, po czym odszedł, ściskając pod pachą grube niedzielne wydanie gazety.
Nie miał przed sobą żadnego określonego celu i odczuwał niejasny lęk, że jest jedynym człowiekiem
w mieście, który go nie ma.
Przecznicę dalej przypomniał sobie, że nie zadzwonił do Eleny, żeby się upewnić, czy Philip
bezpiecznie dotarł do domu, i porozmawiać o Mickeyu.
Wstąpił do sklepu tytoniowego i wykręcił numer Villaniego. Siedział w kabinie z jedną nogą
wystawioną za drzwi. Nikt nie odpowiadał. Wychylając się, spojrzał
na zegar, którego tarcza osadzona była w ścianie wyłożonej wzorzystą blachą. Było wpół do trzeciej i
Elena prawdopodobnie poszła odwiedzić Mickeya.
Zadzwonił do szpitala, choć dobrze wiedział, że informacje, jakich udzielano o pacjentach, nie są
godne zaufania. Usłyszał, że Mickey czuje się dobrze, czyli to, co spodziewał się usłyszeć. W szpitalu
było ponad trzy tysiące łóżek. Czy można było oczekiwać, że wiedza dziewcząt w centrali
telefonicznej będzie wykraczała poza podstawowe fakty na temat każdego pacjenta - to znaczy, czy
żyje, czy też umarł? Słowo umarł , oddzielone od tego, o czym myślał wcześniej, towarzyszyło mu
złowieszczo po wyjściu ze sklepu i pośpiesznie się od niego uwolnił, jednocześnie uświadamiając
sobie w innej części umysłu, jak bardzo staje się przesądny. Miał na myśli jedynie to, że szpital jest
zbyt wielki, i nagle musiał wymazywać przypadkowe słowo. Przecież każdy, kto się urodził, od czasu
do czasu chorował. Nikt nie dorastał bez chorób.
On sam przeszedł zapalenie płuc i infekcję ucha, a Max również chorował - nie przypominał sobie na
co.
Zaczął się zastanawiać, jak długo Max będzie odwlekał przyjazd do domu. Może obawia się, że jest
podstępem skłaniany do powrotu - pomyślał. Będę mu miał to i owo do powiedzenia, kiedy go [ Pobierz całość w formacie PDF ]