[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nie bałam się mieszkać z Benem. Ale ogarniało mnie
przerażenie na myśl, że chyba nie przeżyję, jeśli po pewnym
czasie okaże się, że dłużej nie możemy być razem.
W oczach Cassie pojawiło się współczucie.
- Rozumiem. Uważałaś, że to nie może trwać i prędzej czy
pózniej się skończy?
- Tak. Spojrzyj na tę sytuację moimi oczyma. Przyznasz,
że daleko mi do Heleny Trojańskiej, natomiast Ben... -
Westchnęła. - Byłam pewna, że po rozstaniu z nim nie będę
mogła zainteresować się żadnym innym mężczyzną. Dlatego
tak długo rozważałam, czy krótkie szczęście przy nim będzie
warte długiej depresji po rozstaniu.
- Pierścionek powinien był cię przekonać, że Ben pragnie
związać się z tobą na stałe.
- Ja tego tak nie odebrałam - przyznała Kate z bardzo
nieszczęśliwą miną. - Byłam tak przejęta faktem, że wreszcie
podjęłam decyzję... Zapewniam cię, że ta decyzja oznaczała
nie tylko przeprowadzkę. I wtedy okazało się, że według
Bena moja zgoda ma jakąś cenę.
- Nadal jesteś o tym przekonana?
RS
120
- Nie. Zresztą teraz to obojętne. Ważne jest tylko to, że go
straciłam i nigdy nie odzyskam.
Kate ukryła twarz w dłoniach i znowu zaczęła
rozpaczliwie szlochać.
Cassie objęła ją i przytuliła.
- Pewnie moje zdanie cię nie interesuje, ale jednak powiem
ci, co myślę. Otóż wydaje mi się, że Benowi wystarczy jedno
twoje słowo. On też jest nieszczęśliwy.
Kate uniosła głowę. W jej zaczerwienionych oczach
pojawiła się najpierw nadzieja, potem zwątpienie.
- Nie, to niemożliwe. Bo powiedziałam coś
niewybaczalnego. Cassie z trudem zachowała powagę, gdy
usłyszała, o co
chodzi.
- No tak... Takich insynuacji na ogół nikt nie puszcza
płazem.
- W dodatku miałam dowody, że to nieprawda. - Kate
oblała się rumieńcem. - Lepiej przestańmy już mówić o
mnie. Powiedz mi, co Ben postanowił w sprawie pracy.
- Jutro jedzie do Londynu na rozmowę w nowej firmie.
Całe szczęście, że już coś się kroi, bo ostatnio los mu nie
sprzyjał.
Kate nagle osaczyły wyrzuty sumienia. Poderwała się,
mówiąc urywanym głosem:
- Muszę zaraz się z nim zobaczyć. Czy możesz mnie
podwiezć?
Cassie wstała powoli, z ociąganiem.
- Czy aby mądrze robisz? Może lepiej poczekać, aż on
będzie pewien, co z pracą i wtedy...
- Nie! - gwałtownie przerwała Kate. - Chcę go natychmiast
przeprosić. Muszę to zrobić! Nie mogę dłużej zwlekać.
Gotowa jestem zaryzykować, nawet jeśli narażę się na to, że
mi zamknie drzwi przed nosem.
RS
121
- Skoro się upierasz... Ale jeżeli on cię wyrzuci, musisz
przyjść do nas. Obiecujesz?
- Obiecuję.
Wysiadła na zakręcie i ciężkim krokiem ruszyła w stronę
domu Bena. To, co pół godziny wcześniej zdawało się proste,
teraz jawiło się jako szaleństwo. Bała się, że Ben nie zechce
nawet na nią spojrzeć.
Zanosiło się na deszcz, więc było parno. Zanim doszła do
domu Bena, była zlana potem - z gorąca i z emocji.
Zadzwoniła, lecz odpowiedziała jej głucha cisza. Poczuła
ogarniającą ją rozpacz. Wątpiła, czy drugi raz zdobędzie się
na to, aby przyjść.
Nagle pomyślała, że Ben wyszedł z psem. Odetchnęła z
ulgą i poszła sprawdzić, czy jest samochód. Niestety, rangę
rovera nie było. To jednak mogło oznaczać, że pojechali za
miasto i niebawem wrócą.
Postanowiła zaczekać. Wiedziała, że skoro zebrała w sobie
tyle odwagi, żeby przyjechać, nie powinna od razu się
wycofywać. Poza tym czuła, że dopóty nie zazna spokoju,
dopóki nie przeprosi Bena. Musiała to zrobić, chociaż liczyła
się z tym, że Ben nie wpuści jej do domu i nie zechce więcej
widzieć. Czuła się zmęczona, więc usiadła na trawie, pod
bukiem rosnącym przy bramie.
Minuty ciągnęły się niby godziny. Nagle zerwał się wiatr i
spadły pierwsze krople deszczu. Ochłodziło się i niebawem
rozpadało na dobre. Kate stała, drżąc z zimna. Wkrótce była
przemoczona do suchej nitki. W chwili gdy postanowiła
wracać do domu, usłyszała grzmot. Wbiegła pod daszek,
szczękając zębami. Zaczynała żałować, że postąpiła
impulsywnie, bez zastanowienia.
Zauważyła, że burza przycicha, więc chciała iść do domu.
Zdążyła postąpić dwa kroki, gdy zza rogu wyjechał range
rover. Uskoczyła w bok, aby Ben jej nie zauważył.
RS
122
Stała bez ruchu i nawet wstrzymała oddech. Ben jej nie
dostrzegł, lecz pies rzucił się ku niej, groznie warcząc.
Zatrzymał się niezdecydowany, a następnie skoczył, radośnie
ujadając.
- Griff! Do nogi!
Pies posłusznie usiadł przy nodze Kate. Ben obszedł
samochód i krzyknął:
- Kto tu...? - Urwał zaskoczony. - Kate? Co ty
wyprawiasz? Nigdzie nie mogłem cię znalezć!
Kate nie zdołała wykrztusić ani słowa.
- Gdzie się podziewałaś?
- Byłam w Guildford - szepnęła.
- Pytałem, gdzie byłaś przez ostatnią godzinę. - Prychnął
niecierpliwie. - Wstąpiłem do Cassie i dowiedziałem się, że
po-szłaś do mnie. Nie było cię, kiedy wróciłem, więc
pojechałem do ciebie. Pani Beaumont powiedziała, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
że nie bałam się mieszkać z Benem. Ale ogarniało mnie
przerażenie na myśl, że chyba nie przeżyję, jeśli po pewnym
czasie okaże się, że dłużej nie możemy być razem.
W oczach Cassie pojawiło się współczucie.
- Rozumiem. Uważałaś, że to nie może trwać i prędzej czy
pózniej się skończy?
- Tak. Spojrzyj na tę sytuację moimi oczyma. Przyznasz,
że daleko mi do Heleny Trojańskiej, natomiast Ben... -
Westchnęła. - Byłam pewna, że po rozstaniu z nim nie będę
mogła zainteresować się żadnym innym mężczyzną. Dlatego
tak długo rozważałam, czy krótkie szczęście przy nim będzie
warte długiej depresji po rozstaniu.
- Pierścionek powinien był cię przekonać, że Ben pragnie
związać się z tobą na stałe.
- Ja tego tak nie odebrałam - przyznała Kate z bardzo
nieszczęśliwą miną. - Byłam tak przejęta faktem, że wreszcie
podjęłam decyzję... Zapewniam cię, że ta decyzja oznaczała
nie tylko przeprowadzkę. I wtedy okazało się, że według
Bena moja zgoda ma jakąś cenę.
- Nadal jesteś o tym przekonana?
RS
120
- Nie. Zresztą teraz to obojętne. Ważne jest tylko to, że go
straciłam i nigdy nie odzyskam.
Kate ukryła twarz w dłoniach i znowu zaczęła
rozpaczliwie szlochać.
Cassie objęła ją i przytuliła.
- Pewnie moje zdanie cię nie interesuje, ale jednak powiem
ci, co myślę. Otóż wydaje mi się, że Benowi wystarczy jedno
twoje słowo. On też jest nieszczęśliwy.
Kate uniosła głowę. W jej zaczerwienionych oczach
pojawiła się najpierw nadzieja, potem zwątpienie.
- Nie, to niemożliwe. Bo powiedziałam coś
niewybaczalnego. Cassie z trudem zachowała powagę, gdy
usłyszała, o co
chodzi.
- No tak... Takich insynuacji na ogół nikt nie puszcza
płazem.
- W dodatku miałam dowody, że to nieprawda. - Kate
oblała się rumieńcem. - Lepiej przestańmy już mówić o
mnie. Powiedz mi, co Ben postanowił w sprawie pracy.
- Jutro jedzie do Londynu na rozmowę w nowej firmie.
Całe szczęście, że już coś się kroi, bo ostatnio los mu nie
sprzyjał.
Kate nagle osaczyły wyrzuty sumienia. Poderwała się,
mówiąc urywanym głosem:
- Muszę zaraz się z nim zobaczyć. Czy możesz mnie
podwiezć?
Cassie wstała powoli, z ociąganiem.
- Czy aby mądrze robisz? Może lepiej poczekać, aż on
będzie pewien, co z pracą i wtedy...
- Nie! - gwałtownie przerwała Kate. - Chcę go natychmiast
przeprosić. Muszę to zrobić! Nie mogę dłużej zwlekać.
Gotowa jestem zaryzykować, nawet jeśli narażę się na to, że
mi zamknie drzwi przed nosem.
RS
121
- Skoro się upierasz... Ale jeżeli on cię wyrzuci, musisz
przyjść do nas. Obiecujesz?
- Obiecuję.
Wysiadła na zakręcie i ciężkim krokiem ruszyła w stronę
domu Bena. To, co pół godziny wcześniej zdawało się proste,
teraz jawiło się jako szaleństwo. Bała się, że Ben nie zechce
nawet na nią spojrzeć.
Zanosiło się na deszcz, więc było parno. Zanim doszła do
domu Bena, była zlana potem - z gorąca i z emocji.
Zadzwoniła, lecz odpowiedziała jej głucha cisza. Poczuła
ogarniającą ją rozpacz. Wątpiła, czy drugi raz zdobędzie się
na to, aby przyjść.
Nagle pomyślała, że Ben wyszedł z psem. Odetchnęła z
ulgą i poszła sprawdzić, czy jest samochód. Niestety, rangę
rovera nie było. To jednak mogło oznaczać, że pojechali za
miasto i niebawem wrócą.
Postanowiła zaczekać. Wiedziała, że skoro zebrała w sobie
tyle odwagi, żeby przyjechać, nie powinna od razu się
wycofywać. Poza tym czuła, że dopóty nie zazna spokoju,
dopóki nie przeprosi Bena. Musiała to zrobić, chociaż liczyła
się z tym, że Ben nie wpuści jej do domu i nie zechce więcej
widzieć. Czuła się zmęczona, więc usiadła na trawie, pod
bukiem rosnącym przy bramie.
Minuty ciągnęły się niby godziny. Nagle zerwał się wiatr i
spadły pierwsze krople deszczu. Ochłodziło się i niebawem
rozpadało na dobre. Kate stała, drżąc z zimna. Wkrótce była
przemoczona do suchej nitki. W chwili gdy postanowiła
wracać do domu, usłyszała grzmot. Wbiegła pod daszek,
szczękając zębami. Zaczynała żałować, że postąpiła
impulsywnie, bez zastanowienia.
Zauważyła, że burza przycicha, więc chciała iść do domu.
Zdążyła postąpić dwa kroki, gdy zza rogu wyjechał range
rover. Uskoczyła w bok, aby Ben jej nie zauważył.
RS
122
Stała bez ruchu i nawet wstrzymała oddech. Ben jej nie
dostrzegł, lecz pies rzucił się ku niej, groznie warcząc.
Zatrzymał się niezdecydowany, a następnie skoczył, radośnie
ujadając.
- Griff! Do nogi!
Pies posłusznie usiadł przy nodze Kate. Ben obszedł
samochód i krzyknął:
- Kto tu...? - Urwał zaskoczony. - Kate? Co ty
wyprawiasz? Nigdzie nie mogłem cię znalezć!
Kate nie zdołała wykrztusić ani słowa.
- Gdzie się podziewałaś?
- Byłam w Guildford - szepnęła.
- Pytałem, gdzie byłaś przez ostatnią godzinę. - Prychnął
niecierpliwie. - Wstąpiłem do Cassie i dowiedziałem się, że
po-szłaś do mnie. Nie było cię, kiedy wróciłem, więc
pojechałem do ciebie. Pani Beaumont powiedziała, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]