[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strowane numery telefonów, a większość numerów faksów nie jest rejestrowana.
Przez jakiś czas gapiłem się w monitor, szukając jakiegoś innego wyjścia. Mo-
głem pod jakimś pretekstem wysłać faks na ten numer i mieć nadzieję, że ktoś odpo-
wie. Nie potrafiłem jednak znalezć dobrego pretekstu. Może powinienem zachować
się uczciwie, wysłać faks z naszym nagłówkiem firmowym i spróbować zastraszenia?
Kiedy ludzie są zastraszani przez detektywów, z reguły zamykają się, zamiast dostar-
czać informacji. Ponownie przyjrzałem się numerowi faksu i przeszedłem do innej ba-
zy danych. W ostateczności sprawdzę, które miasto pasuje do numeru kierunkowego.
Wprowadziłem do maszyny wyszukującej pierwsze trzy cyfry i już wiedziałem: numer
kierunkowy należał do tej części Karoliny Południowej, gdzie leżało Myrtle Beach.
Hej, Joseph powiedziałem. Odmruknął w odpowiedzi. Weston poprosił
Sortigan, żeby po sprawdzeniu Rosjan przesłała mu informację faksem gdzieś daleko.
Nie mogę zidentyfikować właściciela numeru, ale sprawdziłem numer kierunkowy i
zgadnij, jakie miasto leży na terytorium, które on obejmuje?
Myrtle Beach.
Popatrzyłem na niego gniewnie.
Czy ty musisz być taki cholernie inteligentny? Miałem nadzieję na drama-
tyczny efekt.
Nachylił się, żeby popatrzeć na ekran komputera.
Całkiem interesujące. Może Cody nie kłamał, że tam skradziono tablice.
Co Weston robiłby w Myrtle Beach na parę dni przed śmiercią?
Może znał tam kogoś?
Nic o tym nie wiem.
Joe popatrzył na monitor i podrapał się po brodzie.
Zadzwoń do Johna i zapytaj go.
Podniosłem słuchawkę i zatelefonowałem do Johna Westona. Odebrał po dru-
gim dzwonku, a kiedy się przedstawiłem, powiedział:
Tak, o co chodzi? Gorliwe oczekiwanie, które w tym wyczułem, sprawiło, że
aż zsunąłem się niżej na siedzeniu krzesła. Te dni zdawały się płynąć szybko dla Joego
i dla mnie, ale dla Johna Westona mijały z dręczącą powolnością.
Poinformowałem go, że posunęliśmy sprawę trochę do przodu, dodałem jed-
nak, iż nie będziemy omawiać szczegółów, dopóki nie skonfrontujemy teorii z fakta-
mi. Gderał, ale nie ustąpiłem. Ostatnią rzeczą, jaką bym mu powiedział, to że jego syn
był szantażystą, który wkurzył rosyjską mafię. Zapewne wcześniej czy pózniej będzie-
my musieli mu o tym powiedzieć, ale nie miałem ochoty w to się wdawać, dopóki się
nie upewnię, że tak było.
Odkryliśmy jakieś związki z Myrtle Beach w Karolinie Południowej mówiłem.
Wygląda na to, że Wayne wybrał się tam na krótko przed śmiercią. Zna pan tam ja-
kichś jego przyjaciół lub znajomych?
Wybrał się do Karoliny Południowej? Weston był zdumiony. Hm, nigdy mi
o tym nie mówił. Jest pan pewien?
Miał tam jakichś przyjaciół albo znajomych? powtórzyłem cierpliwie. Wątpi-
łem, żeby Wayne Weston zwierzał się ze wszystkiego ojcu, ale najwyrazniej ta infor-
macja zaskoczyła starego.
Hm, jasne mruknął John Weston. Randy Hartwick. Mówiłem wam prze-
cież.
Mówił pan?
Jest o nim w tym cholernym notatniku rzucił ze złością. Po to spędziłem
tyle godzin na spisywaniu wszystkiego, żebyście mieli informacje pod ręką i nie mar-
nowali czasu na wydzwanianie do mnie z każdym cholernym pytaniem, które wam
przyjdzie do głowy.
Chwyciłem notatnik i szybko przerzuciłem kartki. Randy Hartwick zapisany zo-
stał pod przyjaciele . Był starym kumplem Wayne'a Westona z korpusu marines, ale
w notatniku ojciec podał, że mieszka na Florydzie.
Widzę nazwisko powiedziałem ale jest napisane, że mieszka na Florydzie.
To Myrtle Beach burknął poirytowany Weston, pewnie bardziej wkurzony
własną pomyłką niż moim komentarzem. Wszystkie te zasrane pułapki na turystów
na plażach są dla mnie takie same.
Zrozumiałe. Miał pan ostatnio jakieś wiadomości od pana Hartwicka?
Nie. Zadzwoniłem i zostawiłem mu wiadomość o pogrzebie, bo... hm, bo nie
wyglądałoby dobrze chować Wayne'a pod nieobecność Randy'ego. Ale nie oddzwo-
nił.
Powiedział to ostrożnie, starając się ukryć gorycz w głosie, ale niezupełnie mu
się udało.
Rozumiem. Czy pan Hartwick i pański syn utrzymywali ścisły kontakt po wyj-
ściu z wojska?
Bardzo bliski. Co roku razem wyruszali na wyprawy wędkarskie. Wayne po-
wiedział mi, że poza rodziną, oczywiście, jedynym człowiekiem na świecie, do którego
ma całkowite zaufanie, jest Randy Hartwick. Mówił, że powierzyłby życie temu sukin-
synowi bez wahania i bez żalu. Wie pan, tak to jest, kiedy się razem wojowało. Zacho-
wuje się lojalność.
Przytaknąłem, niezbyt chętny do wysłuchiwania kolejnej mowy Johna Westona
na temat lojalności. Powinien zostać w wojsku. Byłby z niego piekielnie dobry generał.
W notatniku napisał pan, że pan Hartwick pracował dla hotelu w miejscowo-
ści wypoczynkowej. Czy pan wie, co on tam robił?
Miał umowę na działalność ochroniarską dla jednego z tych dużych hoteli.
Zakładał alarmy i kamery, wynajmował strażników i robił całą resztę tego gówna. To
była jedna z tych modnych miejscowości wypoczynkowych.
Pamięta pan nazwę hotelu?
Cholera. Odchrząknął i na linii zapadła na jakiś czas cisza, gdy sobie przy-
pominał. Może Golden Palms? Nie, nie to. Nie Palms. Psiakrew. Jak, do diabła, to się
nazywało? Golden Beaches, Golden Palms. Coś jakby tak.
Postaramy się to uściślić powiedziałem.
Dobrze.
Cóż, to wszystko, o co chciałem pana zapytać. Teraz spróbuję namierzyć pana
Hartwicka. Wkrótce się skontaktujemy.
Mam nadzieję odparł ledwie słyszalnym głosem, w którym brakowało ty-
powej dla niego szorstkości i rozkazującego tonu. Mam nadzieję.
Odłożyłem słuchawkę i spojrzałem na Joego.
Wyjaśniło się powiązanie z Myrtle Beach.
Kto to jest?
Randy Hartwick. Przyjaciel Wayne'a z wojska. Byli w jednym batalionie. Naj-
wyrazniej razem przeszli szkolenie unitarne, trening żołnierzy rozpoznania, a potem
poszli do tej samej jednostki. Przynajmniej tak wynika z zapisu w notatniku. Przez te-
lefon John Weston powiedział mi, iż Hartwick był jedynym człowiekiem, któremu jego
syn naprawdę ufał. Ponoć Wayne twierdził, że powierzyłby mu życie bez wahania.
Joe słuchał z zainteresowaniem.
A Weston odwiedził Hartwicka tuż przed śmiercią przypomniał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
strowane numery telefonów, a większość numerów faksów nie jest rejestrowana.
Przez jakiś czas gapiłem się w monitor, szukając jakiegoś innego wyjścia. Mo-
głem pod jakimś pretekstem wysłać faks na ten numer i mieć nadzieję, że ktoś odpo-
wie. Nie potrafiłem jednak znalezć dobrego pretekstu. Może powinienem zachować
się uczciwie, wysłać faks z naszym nagłówkiem firmowym i spróbować zastraszenia?
Kiedy ludzie są zastraszani przez detektywów, z reguły zamykają się, zamiast dostar-
czać informacji. Ponownie przyjrzałem się numerowi faksu i przeszedłem do innej ba-
zy danych. W ostateczności sprawdzę, które miasto pasuje do numeru kierunkowego.
Wprowadziłem do maszyny wyszukującej pierwsze trzy cyfry i już wiedziałem: numer
kierunkowy należał do tej części Karoliny Południowej, gdzie leżało Myrtle Beach.
Hej, Joseph powiedziałem. Odmruknął w odpowiedzi. Weston poprosił
Sortigan, żeby po sprawdzeniu Rosjan przesłała mu informację faksem gdzieś daleko.
Nie mogę zidentyfikować właściciela numeru, ale sprawdziłem numer kierunkowy i
zgadnij, jakie miasto leży na terytorium, które on obejmuje?
Myrtle Beach.
Popatrzyłem na niego gniewnie.
Czy ty musisz być taki cholernie inteligentny? Miałem nadzieję na drama-
tyczny efekt.
Nachylił się, żeby popatrzeć na ekran komputera.
Całkiem interesujące. Może Cody nie kłamał, że tam skradziono tablice.
Co Weston robiłby w Myrtle Beach na parę dni przed śmiercią?
Może znał tam kogoś?
Nic o tym nie wiem.
Joe popatrzył na monitor i podrapał się po brodzie.
Zadzwoń do Johna i zapytaj go.
Podniosłem słuchawkę i zatelefonowałem do Johna Westona. Odebrał po dru-
gim dzwonku, a kiedy się przedstawiłem, powiedział:
Tak, o co chodzi? Gorliwe oczekiwanie, które w tym wyczułem, sprawiło, że
aż zsunąłem się niżej na siedzeniu krzesła. Te dni zdawały się płynąć szybko dla Joego
i dla mnie, ale dla Johna Westona mijały z dręczącą powolnością.
Poinformowałem go, że posunęliśmy sprawę trochę do przodu, dodałem jed-
nak, iż nie będziemy omawiać szczegółów, dopóki nie skonfrontujemy teorii z fakta-
mi. Gderał, ale nie ustąpiłem. Ostatnią rzeczą, jaką bym mu powiedział, to że jego syn
był szantażystą, który wkurzył rosyjską mafię. Zapewne wcześniej czy pózniej będzie-
my musieli mu o tym powiedzieć, ale nie miałem ochoty w to się wdawać, dopóki się
nie upewnię, że tak było.
Odkryliśmy jakieś związki z Myrtle Beach w Karolinie Południowej mówiłem.
Wygląda na to, że Wayne wybrał się tam na krótko przed śmiercią. Zna pan tam ja-
kichś jego przyjaciół lub znajomych?
Wybrał się do Karoliny Południowej? Weston był zdumiony. Hm, nigdy mi
o tym nie mówił. Jest pan pewien?
Miał tam jakichś przyjaciół albo znajomych? powtórzyłem cierpliwie. Wątpi-
łem, żeby Wayne Weston zwierzał się ze wszystkiego ojcu, ale najwyrazniej ta infor-
macja zaskoczyła starego.
Hm, jasne mruknął John Weston. Randy Hartwick. Mówiłem wam prze-
cież.
Mówił pan?
Jest o nim w tym cholernym notatniku rzucił ze złością. Po to spędziłem
tyle godzin na spisywaniu wszystkiego, żebyście mieli informacje pod ręką i nie mar-
nowali czasu na wydzwanianie do mnie z każdym cholernym pytaniem, które wam
przyjdzie do głowy.
Chwyciłem notatnik i szybko przerzuciłem kartki. Randy Hartwick zapisany zo-
stał pod przyjaciele . Był starym kumplem Wayne'a Westona z korpusu marines, ale
w notatniku ojciec podał, że mieszka na Florydzie.
Widzę nazwisko powiedziałem ale jest napisane, że mieszka na Florydzie.
To Myrtle Beach burknął poirytowany Weston, pewnie bardziej wkurzony
własną pomyłką niż moim komentarzem. Wszystkie te zasrane pułapki na turystów
na plażach są dla mnie takie same.
Zrozumiałe. Miał pan ostatnio jakieś wiadomości od pana Hartwicka?
Nie. Zadzwoniłem i zostawiłem mu wiadomość o pogrzebie, bo... hm, bo nie
wyglądałoby dobrze chować Wayne'a pod nieobecność Randy'ego. Ale nie oddzwo-
nił.
Powiedział to ostrożnie, starając się ukryć gorycz w głosie, ale niezupełnie mu
się udało.
Rozumiem. Czy pan Hartwick i pański syn utrzymywali ścisły kontakt po wyj-
ściu z wojska?
Bardzo bliski. Co roku razem wyruszali na wyprawy wędkarskie. Wayne po-
wiedział mi, że poza rodziną, oczywiście, jedynym człowiekiem na świecie, do którego
ma całkowite zaufanie, jest Randy Hartwick. Mówił, że powierzyłby życie temu sukin-
synowi bez wahania i bez żalu. Wie pan, tak to jest, kiedy się razem wojowało. Zacho-
wuje się lojalność.
Przytaknąłem, niezbyt chętny do wysłuchiwania kolejnej mowy Johna Westona
na temat lojalności. Powinien zostać w wojsku. Byłby z niego piekielnie dobry generał.
W notatniku napisał pan, że pan Hartwick pracował dla hotelu w miejscowo-
ści wypoczynkowej. Czy pan wie, co on tam robił?
Miał umowę na działalność ochroniarską dla jednego z tych dużych hoteli.
Zakładał alarmy i kamery, wynajmował strażników i robił całą resztę tego gówna. To
była jedna z tych modnych miejscowości wypoczynkowych.
Pamięta pan nazwę hotelu?
Cholera. Odchrząknął i na linii zapadła na jakiś czas cisza, gdy sobie przy-
pominał. Może Golden Palms? Nie, nie to. Nie Palms. Psiakrew. Jak, do diabła, to się
nazywało? Golden Beaches, Golden Palms. Coś jakby tak.
Postaramy się to uściślić powiedziałem.
Dobrze.
Cóż, to wszystko, o co chciałem pana zapytać. Teraz spróbuję namierzyć pana
Hartwicka. Wkrótce się skontaktujemy.
Mam nadzieję odparł ledwie słyszalnym głosem, w którym brakowało ty-
powej dla niego szorstkości i rozkazującego tonu. Mam nadzieję.
Odłożyłem słuchawkę i spojrzałem na Joego.
Wyjaśniło się powiązanie z Myrtle Beach.
Kto to jest?
Randy Hartwick. Przyjaciel Wayne'a z wojska. Byli w jednym batalionie. Naj-
wyrazniej razem przeszli szkolenie unitarne, trening żołnierzy rozpoznania, a potem
poszli do tej samej jednostki. Przynajmniej tak wynika z zapisu w notatniku. Przez te-
lefon John Weston powiedział mi, iż Hartwick był jedynym człowiekiem, któremu jego
syn naprawdę ufał. Ponoć Wayne twierdził, że powierzyłby mu życie bez wahania.
Joe słuchał z zainteresowaniem.
A Weston odwiedził Hartwicka tuż przed śmiercią przypomniał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]