[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak szukał zatopionych statków.
Podniosła oprawione w skórę wydanie Przygód Huckleberry
Finna" i przypomniała sobie, jak po raz pierwszy wuj czytał jej tę
książkę i, jak pod wpływem tej lektury, planowała uciec z domu tak
jak Huck.
- On wierzył, że pierwsze wydania, które były drukowane zaraz
po napisaniu książki, nosiły ślady ducha autora. Nie chciał ich nigdzie
chować, pragnął mieć je zawsze pod ręką, ile razy przyjdzie mu
ochota do nich zajrzeć.
Dash zobaczył, jak oczy Claren napełniają się łzami.
- Jesteś bardzo blada. Dopiero teraz zauważył delikatne piegi
na jej policzkach. - Przyniosę ci wody, zanim zemdlejesz.
Spojrzała na niego tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy.
- Mówiłam już, że nigdy nie mdleję.
Chociaż starała się opanować, widział niebieskie cienie wokół
jej szeroko otwartych zielonych oczu i zszarzałą nagle cerę. Mimo to
doskonałe rozumiał jej dumę i upór. Podobne cechy już od
dzieciństwa odnajdywał w sobie. Byli podobni. Szczerze mówiąc,
wybuchy jej gniewu fascynowały go, a nawet podniecały. Ale kiedy
ujrzał ją, klęczącą na podłodze, drobną, kruchą, jej rozpacz i
bezradność wzbudziły nie znane mu dotąd uczucie czułości.
91
RS
- A ja mówiłem, że zawsze jest ten pierwszy raz - odparł
szorstko, aby nie okazać wzruszenia. - Zaraz wrócę.
Nie zdziwił się, gdy okazało się, że włamywacze nie oszczędzili
kuchni. Spiżarnia była otwarta, jedzenie z lodówki wrzucone do
zlewu, a rozbite naczynia znajdowały się na posadzce. Dash zbliżył
się do stołu, depcząc po okruchach szkła jak po trzaskającym lodzie.
Na marmurowym blacie leżał ocalały jakimś cudem plastikowy
kubek. Umył go i napełnił zimną wodą. Zanim wrócił do biblioteki,
sięgnął po słuchawkę wiszącego na ścianie telefonu, Z zaskoczeniem
stwierdził, że aparat działa. Durnie, pomyślał i ze znużeniem wykręcił
znany sobie numer.
- Jest problem - powiedział, kiedy podniesiono słuchawkę zaraz
po pierwszym sygnale - Tak. Jest ze mną. Ktoś był w domu.
Kompletnie zdewastowany. Stan żywności, którą zostawili w zlewie
wskazuje, że byli parę godzin przed nami. Zabiorę Claren do hotelu.
Na wypadek gdyby mieli wrócić.
Jego rozmówca gwałtownie zaprotestował, co go wcale nie
zaskoczyło.
- Słuchaj, St. John - przerwał w końcu Dash - ona jest niewinna,
wiem to na pewno. Dawniej ufałeś mojej intuicji - przypomniał z
wyrzutem.
Rozmówca odpowiadał podniesionym głosem.
- Nie mam zamiaru używać jej na wabia! - krzyknął Dash, ale
natychmiast zniżył głos w obawie, że Claren mogłaby go usłyszeć. -
Sam wiem jak to rozgryzć i, proszę cię, odczep się i pozwól mi wrócić
do pracy. - Dash odwiesił słuchawkę, nie czekając na odpowiedz.
92
RS
Zastał Claren w tym samym miejscu, w którym ją zostawił.
Klęczała na dywanie na środku biblioteki i usiłowała poskładać w
całość to, co zostało z księgozbioru Darcy'ego. I znowu na widok
dziewczyny ogarnęła go fala czułości. Pomyślał, że wrażliwość i
kruchość Claren mogą zniweczyć jego najbardziej stanowcze decyzje.
- Wypij. - Zacisnął na kubku jej drobne palce. -Może ci to
pomoże.
Jemu też przydałaby się szklaneczka, ale raczej czegoś
mocniejszego.
- Tam jest skrytka - odezwała się Claren, jakby posiadła dar
czytania w myślach. - Wśród półek z książkami. Darcy używał jej
jako barku.
- Widać, że nie lubił niczego, co proste i oczywiste - rzekł Dash,
szukając ukrytego przycisku i zastanawiając się, ile razy jeszcze
Darcy go zaskoczy. Półka z książkami odsunęła się wreszcie,
ukazując wnętrze zastawione butelkami. Chociaż było ich bardzo
dużo, wybór był niewielki.
- Czy Darcy nigdy nie pił niczego poza irlandzką whisky?...
Zaraz. Zdaje się, że coś znalazłem. - Butelka była owinięta w
specjalny papier. Do czerwonej wstążki przyczepiona była kartka z
świątecznymi życzeniami.
- Podpisane: Maxine" - przeczytał.
- Ach, Maxine prowadzi sklep, w którym kupuję ubrania. Jest
wdową i nie dawała Darcy'emu spokoju.
93
RS
Dash przypomniał sobie barmankę z Jamajki, która bez żenady
pchała się Darcy'emu do łóżka, ilekroć zjawiał się na wyspie. Wcale
niezle jak na mężczyznę, który dobiegał siedemdziesiątki.
- Madame Maxine jest chyba dobrą wróżką -uśmiechnął się
Dash, napełniając brunatną brandy pękaty kieliszek.
- Powinieneś robić to częściej - zauważyła Claren.
- Co robić? Napijesz się ze mną? Odpowiedziała po chwili
wahania.
- Myślę, że tak. Uśmiechnij się. Bardzo lubię twój uśmiech,
szkoda, że tak rzadko to robisz. Gdybyś uśmiechał się częściej,
kobiety słały by ci się do nóg. Zresztą pewnie sam już to odkryłeś. -
Przypomniała sobie kelnerkę, która wczoraj usługiwała im w barze. -
W każdym razie to działa.
- Dziękuję. Też tak uważam. - Uśmiechnął się i napełnił drugi
kieliszek.
- Czy zawsze tak dużo mówisz? - zapytał.
- Nie. Na ogół zachowuję się z rezerwą. - Czekała, aż w
odpowiedzi wybuchnie śmiechem, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Trudno mi w to uwierzyć. - Zdecydował, że trzeba zabrać ją
stąd jak najprędzej. Usiadł obok niej na dywanie i czekał, aż wypije
brandy.
- To prawda. Jestem także niebywale nudna - dodała.
Wiedział, że w tym momencie przekracza granicę, za którą
wszystko może się zdarzyć. Jednak nie potrafił dłużej Wytrzymać.
Powoli i delikatnie dotknął końcami palców jej policzka.
- Masz dużo wad, Irlandko. Alę nudzić się przy tobie nie sposób.
94
RS
Zielone oczy dziewczyny zalśniły. Dojrzał w nich pożądanie.
Zrozumiał, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Claren pociągnęła łyk
brandy, próbując samej sobie wytłumaczyć, że to alkohol spowodował
falę gorąca, która ogarnęła jej ciało. Uniosła rękę i ostrożnie dotknęła
spalonej karaibskim słońcem twarzy mężczyzny.
- Zastanawiałam się...
Dash przez chwilę obserwował jej wargi, lecz niebawem znów
zatonął spojrzeniem w głębi błyszczących, zielonych, przepastnych
oczu.
- Nad czym? - Głos Dasha był szorstki i zmieniony.
- Jakby to było, gdybyś mnie pocałował?...
Chociaż powtarzał sobie w duchu,że powinien wycofać się,
uciec, póki jeszcze jest czas, wiedział, iż tego nie zrobi. Jak magnes
ciągnęła go miękka, blada różowość jej warg. Usta były wprost
stworzone do całowania. Odwrócił na chwilę głowę, by wysączyć
resztę brandy i odstawić na dywan pusty kieliszek. Chwycił Claren za
ramiona, nie wiedząc jeszcze, czy chce ją przyciągnąć, czy odepchnąć.
- Całować cię Irlandko, to znaczy popaść w tarapaty.
Claren popatrzyła w szare oczy mężczyzny. Dostrzegła w nich
nie skrywane pożądanie. Odstawiła swój kieliszek i rozchyliła wargi
w oczekiwaniu... Wystarczyłby tylko jeden ruch, jedno przechylenie
głowy, aby ich usta się spotkały. Powtarzał w myślach wszystkie
powody, dla których nie powinien tego robić. I wtedy ją pocałował. W
ułamku sekundy stali się jakby jednym ciałem. To nie był pierwszy,
delikatny pocałunek. Namiętność rozpaliła się w nich błyskawicznie,
łamiąc wszelkie opory. Dłonie mężczyzny błądziły po ciele Claren.
95
RS
Dziewczyna topniała. W ślad za oszalałym sercem ofiarowywała
swoje ciało. Dash resztką woli starał się opanować, ale nieposłuszne
ręce tuliły i głaskały Claren, nie pozwalając mu brać bez dawania.
%7ładna ze znanych mu kobiet nie odpowiadała mu w tak doskonały
sposób, nie oddziaływała tak silnie na jego zmysły. Nie było mu obce
ryzyko. Nauczył się z nim żyć i przez jakiś czas sprawiało mu to
przyjemność. Ale namiętność, którą w mm wyzwalała ta mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
jak szukał zatopionych statków.
Podniosła oprawione w skórę wydanie Przygód Huckleberry
Finna" i przypomniała sobie, jak po raz pierwszy wuj czytał jej tę
książkę i, jak pod wpływem tej lektury, planowała uciec z domu tak
jak Huck.
- On wierzył, że pierwsze wydania, które były drukowane zaraz
po napisaniu książki, nosiły ślady ducha autora. Nie chciał ich nigdzie
chować, pragnął mieć je zawsze pod ręką, ile razy przyjdzie mu
ochota do nich zajrzeć.
Dash zobaczył, jak oczy Claren napełniają się łzami.
- Jesteś bardzo blada. Dopiero teraz zauważył delikatne piegi
na jej policzkach. - Przyniosę ci wody, zanim zemdlejesz.
Spojrzała na niego tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy.
- Mówiłam już, że nigdy nie mdleję.
Chociaż starała się opanować, widział niebieskie cienie wokół
jej szeroko otwartych zielonych oczu i zszarzałą nagle cerę. Mimo to
doskonałe rozumiał jej dumę i upór. Podobne cechy już od
dzieciństwa odnajdywał w sobie. Byli podobni. Szczerze mówiąc,
wybuchy jej gniewu fascynowały go, a nawet podniecały. Ale kiedy
ujrzał ją, klęczącą na podłodze, drobną, kruchą, jej rozpacz i
bezradność wzbudziły nie znane mu dotąd uczucie czułości.
91
RS
- A ja mówiłem, że zawsze jest ten pierwszy raz - odparł
szorstko, aby nie okazać wzruszenia. - Zaraz wrócę.
Nie zdziwił się, gdy okazało się, że włamywacze nie oszczędzili
kuchni. Spiżarnia była otwarta, jedzenie z lodówki wrzucone do
zlewu, a rozbite naczynia znajdowały się na posadzce. Dash zbliżył
się do stołu, depcząc po okruchach szkła jak po trzaskającym lodzie.
Na marmurowym blacie leżał ocalały jakimś cudem plastikowy
kubek. Umył go i napełnił zimną wodą. Zanim wrócił do biblioteki,
sięgnął po słuchawkę wiszącego na ścianie telefonu, Z zaskoczeniem
stwierdził, że aparat działa. Durnie, pomyślał i ze znużeniem wykręcił
znany sobie numer.
- Jest problem - powiedział, kiedy podniesiono słuchawkę zaraz
po pierwszym sygnale - Tak. Jest ze mną. Ktoś był w domu.
Kompletnie zdewastowany. Stan żywności, którą zostawili w zlewie
wskazuje, że byli parę godzin przed nami. Zabiorę Claren do hotelu.
Na wypadek gdyby mieli wrócić.
Jego rozmówca gwałtownie zaprotestował, co go wcale nie
zaskoczyło.
- Słuchaj, St. John - przerwał w końcu Dash - ona jest niewinna,
wiem to na pewno. Dawniej ufałeś mojej intuicji - przypomniał z
wyrzutem.
Rozmówca odpowiadał podniesionym głosem.
- Nie mam zamiaru używać jej na wabia! - krzyknął Dash, ale
natychmiast zniżył głos w obawie, że Claren mogłaby go usłyszeć. -
Sam wiem jak to rozgryzć i, proszę cię, odczep się i pozwól mi wrócić
do pracy. - Dash odwiesił słuchawkę, nie czekając na odpowiedz.
92
RS
Zastał Claren w tym samym miejscu, w którym ją zostawił.
Klęczała na dywanie na środku biblioteki i usiłowała poskładać w
całość to, co zostało z księgozbioru Darcy'ego. I znowu na widok
dziewczyny ogarnęła go fala czułości. Pomyślał, że wrażliwość i
kruchość Claren mogą zniweczyć jego najbardziej stanowcze decyzje.
- Wypij. - Zacisnął na kubku jej drobne palce. -Może ci to
pomoże.
Jemu też przydałaby się szklaneczka, ale raczej czegoś
mocniejszego.
- Tam jest skrytka - odezwała się Claren, jakby posiadła dar
czytania w myślach. - Wśród półek z książkami. Darcy używał jej
jako barku.
- Widać, że nie lubił niczego, co proste i oczywiste - rzekł Dash,
szukając ukrytego przycisku i zastanawiając się, ile razy jeszcze
Darcy go zaskoczy. Półka z książkami odsunęła się wreszcie,
ukazując wnętrze zastawione butelkami. Chociaż było ich bardzo
dużo, wybór był niewielki.
- Czy Darcy nigdy nie pił niczego poza irlandzką whisky?...
Zaraz. Zdaje się, że coś znalazłem. - Butelka była owinięta w
specjalny papier. Do czerwonej wstążki przyczepiona była kartka z
świątecznymi życzeniami.
- Podpisane: Maxine" - przeczytał.
- Ach, Maxine prowadzi sklep, w którym kupuję ubrania. Jest
wdową i nie dawała Darcy'emu spokoju.
93
RS
Dash przypomniał sobie barmankę z Jamajki, która bez żenady
pchała się Darcy'emu do łóżka, ilekroć zjawiał się na wyspie. Wcale
niezle jak na mężczyznę, który dobiegał siedemdziesiątki.
- Madame Maxine jest chyba dobrą wróżką -uśmiechnął się
Dash, napełniając brunatną brandy pękaty kieliszek.
- Powinieneś robić to częściej - zauważyła Claren.
- Co robić? Napijesz się ze mną? Odpowiedziała po chwili
wahania.
- Myślę, że tak. Uśmiechnij się. Bardzo lubię twój uśmiech,
szkoda, że tak rzadko to robisz. Gdybyś uśmiechał się częściej,
kobiety słały by ci się do nóg. Zresztą pewnie sam już to odkryłeś. -
Przypomniała sobie kelnerkę, która wczoraj usługiwała im w barze. -
W każdym razie to działa.
- Dziękuję. Też tak uważam. - Uśmiechnął się i napełnił drugi
kieliszek.
- Czy zawsze tak dużo mówisz? - zapytał.
- Nie. Na ogół zachowuję się z rezerwą. - Czekała, aż w
odpowiedzi wybuchnie śmiechem, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Trudno mi w to uwierzyć. - Zdecydował, że trzeba zabrać ją
stąd jak najprędzej. Usiadł obok niej na dywanie i czekał, aż wypije
brandy.
- To prawda. Jestem także niebywale nudna - dodała.
Wiedział, że w tym momencie przekracza granicę, za którą
wszystko może się zdarzyć. Jednak nie potrafił dłużej Wytrzymać.
Powoli i delikatnie dotknął końcami palców jej policzka.
- Masz dużo wad, Irlandko. Alę nudzić się przy tobie nie sposób.
94
RS
Zielone oczy dziewczyny zalśniły. Dojrzał w nich pożądanie.
Zrozumiał, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Claren pociągnęła łyk
brandy, próbując samej sobie wytłumaczyć, że to alkohol spowodował
falę gorąca, która ogarnęła jej ciało. Uniosła rękę i ostrożnie dotknęła
spalonej karaibskim słońcem twarzy mężczyzny.
- Zastanawiałam się...
Dash przez chwilę obserwował jej wargi, lecz niebawem znów
zatonął spojrzeniem w głębi błyszczących, zielonych, przepastnych
oczu.
- Nad czym? - Głos Dasha był szorstki i zmieniony.
- Jakby to było, gdybyś mnie pocałował?...
Chociaż powtarzał sobie w duchu,że powinien wycofać się,
uciec, póki jeszcze jest czas, wiedział, iż tego nie zrobi. Jak magnes
ciągnęła go miękka, blada różowość jej warg. Usta były wprost
stworzone do całowania. Odwrócił na chwilę głowę, by wysączyć
resztę brandy i odstawić na dywan pusty kieliszek. Chwycił Claren za
ramiona, nie wiedząc jeszcze, czy chce ją przyciągnąć, czy odepchnąć.
- Całować cię Irlandko, to znaczy popaść w tarapaty.
Claren popatrzyła w szare oczy mężczyzny. Dostrzegła w nich
nie skrywane pożądanie. Odstawiła swój kieliszek i rozchyliła wargi
w oczekiwaniu... Wystarczyłby tylko jeden ruch, jedno przechylenie
głowy, aby ich usta się spotkały. Powtarzał w myślach wszystkie
powody, dla których nie powinien tego robić. I wtedy ją pocałował. W
ułamku sekundy stali się jakby jednym ciałem. To nie był pierwszy,
delikatny pocałunek. Namiętność rozpaliła się w nich błyskawicznie,
łamiąc wszelkie opory. Dłonie mężczyzny błądziły po ciele Claren.
95
RS
Dziewczyna topniała. W ślad za oszalałym sercem ofiarowywała
swoje ciało. Dash resztką woli starał się opanować, ale nieposłuszne
ręce tuliły i głaskały Claren, nie pozwalając mu brać bez dawania.
%7ładna ze znanych mu kobiet nie odpowiadała mu w tak doskonały
sposób, nie oddziaływała tak silnie na jego zmysły. Nie było mu obce
ryzyko. Nauczył się z nim żyć i przez jakiś czas sprawiało mu to
przyjemność. Ale namiętność, którą w mm wyzwalała ta mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]