[ Pobierz całość w formacie PDF ]
noc, żeby mieć alibi.
LR
T
James uśmiechnął się.
Wiem, że bardzo byś chciała, żeby to Mary okazała się winna zbrodni,
ale moim zdaniem niepotrzebnie tracisz czas. Lepiej sprawdzmy Freda Shawa.
Moglibyśmy chociaż wstąpić do tego sklepu i spytać, czy naprawdę ku-
piła mleko i gazety.
Policja na pewno już to zrobiła.
Mimo wszystko...
No dobrze, chodzmy.
Sklep na rogu jako jeden z nielicznych zachował charakter ubiegłej epoki.
Sprzedawano w nim nie tylko artykuły spożywcze i gazety, ale też pocztówki,
upominki i worki nawozów ogrodniczych. Za ladą stał niski, zasuszony męż-
czyzna.
Pomagamy policji w prowadzeniu dochodzenia
oświadczył James, migając sprzedawcy przed oczami kartą kredytową.
Było dość ciemno, karta kredytowa mogła udawać nawet harmonijkę ustną.
Powiedziałem policji wszystko, co wiem. Siostra pani Darcy przyszła tu
następnego ranka po zabójstwie. Kupiła The Express", The Daily Telegraph" i
pół kwarty mleka.
Czy jest pan pewien, że to była panna Owen? spytała Agatha.
Tak. Widziałem ją już wcześniej. Prócz tego powiedziała coś w tym ro-
dzaju: Znów odwiedziłam siostrę. Wolałabym, żeby sama sobie robiła zaku-
py".
Ale panna Owen i pani Darcy są do siebie bardzo podobne.
LR
T
Pani Darcy nosi okulary, a jej siostra nie.
Ale gdyby je sobie pożyczyła, czy zauważyłby pan różnicę?
Myślę, że tak. Panna Owen zawsze chodzi w spodniach, a pani Darcy w
sukienkach.
James ujął ramię Agathy.
To nam wystarczy. Dziękujemy. Nie będziemy pana dłużej niepokoić.
Widzisz? Nie można wykluczyć, że pani Darcy kryje siostrę. Powinni-
śmy powiedzieć Billowi przekonywała Agatha w drodze do samochodu.
Wiesz, co mnie niepokoi? odparł James z posępną miną. %7łe skle-
pikarz poinformuje panią Darcy o naszej wizycie. Jeżeli złoży skargę na policji,
otrzymam upomnienie za udawanie ich człowieka.
Na pewno tego nie zrobi.
A ja przewiduję, że tak. Opowie innym klientom, że praktycznie oskar-
żyliśmy panią Darcy o stworzenie alibi dla siostry. Mam nadzieję, że nie skoń-
czymy na sali sądowej. Lepiej jedzmy uprzedzić Billa.
Słuchając ich relacji, Bill poczerwieniał z gniewu.
Tym razem posunęliście się za daleko. Jeżeli was oskarży, nie zdołam
was wybronić. Dajcie sobie spokój z tą sprawą. Nie powinienem was zachęcać.
Ale coś dla ciebie odkryliśmy przypomniała Agatha błagalnym to-
nem.
Nie. Narobiliście tylko szkody. W niczym wam nie mogę pomóc. Miej-
my nadzieję, że nikt nie wniesie skargi.
LR
T
Dokąd teraz? spytała Agatha, gdy z komendy policji wyszli na par-
king.
Do Freda Shawa?
Czuję się podle. Jak uczennica zbesztana przez nauczyciela. Niemal
uwierzyłam, że jestem złym człowiekiem. Nie wysłuchałam tylu obelg od tak
wielu ludzi od czasu pierwszego zabójstwa.
Niepotrzebnie się obwiniasz rzucił James niedbale, jakby bujał my-
ślami gdzie indziej. Chodzmy do Freda.
Wyjechali z Mircester. Był koniec sierpnia. Liście na drzewach już zaczy-
nały żółknąć. W powietrzu dało się wyczuć jesienny chłód. Agatha pomyślała,
że każdej zimy, gdy nad polami wisi mgła, a drogi pokrywa go łoledz, zamie-
ra w niej chęć życia. Pomyślała, że dobrze byłoby wyjechać do jakiegoś sło-
necznego zakątka świata, uciec od mrozów i bożonarodzeniowej gorączki za-
kupów, ale żal jej było zostawić koty. Przyrzekła sobie, że kiedy umrą, nie
wezmie następnych. Wyjazdy przestały jej sprawiać przyjemność, ponieważ
zawsze dręczył ją niepokój o ich nastrój i los.
Wróciła myślami do Guya. On przynajmniej dostarczał jej wrażeń. Mimo
że nie zawsze należały do pozytywnych. Z jednej strony rozpierała ją duma z
atrakcyjnej zdobyczy. Z drugiej dręczyła obawa, czy ludzie nie pomyślą, że jest
dla niego za stara.
A co miała z Jamesa? Prowadził samochód tak spokojnie, jakby nie martwi-
ło go, że napytali sobie biedy. Gdyby rzeczywiście wpadli w tarapaty, pewnie
wyjechałby gdzieś, zostawiając ją, żeby sama poniosła konsekwencje.
LR
T
Nie wiedziała już, co do niego czuje. Gdyby coś ich łączyło, wszystko już
dawno wyglądałoby inaczej. Tymczasem odnosiła wrażenie, że ich znajomość
przechodzi nieustanny regres.
Doprowadzi sprawę morderstwa do końca, jeżeli jakiś koniec w ogóle na-
stąpi, i zakończy znajomość z Jamesem.
Po przyjezdzie do Ancombe zaparkowali przed sklepem Freda Shawa. Wła-
śnie obsługiwał klienta. Gdy wysiedli z auta, zawołał:
- Zaraz do was przyjdę.
Sprzedał cztery baterie, pożegnał klienta i podszedł do nich.
Czego chcecie? zapytał, nie kryjąc niechęci.
Zadać kilka pytań odrzekł James.
W czasie przerwy na lunch zamykam sklep. Chodzcie ze mną na zaple-
cze.
Zamknął drzwi i zaciągnął żaluzję. Potem wskazał im kierunek ruchem
głowy. Podążyli w ślad za nim na tyły.
Czego chcecie? powtórzył. Tym razem nie zaproponował whisky.
Przeczuwamy, że życie w Ancombe nie wróci do normy, póki morderca
nie zostanie wykryty zaczął James.
Co mi do tego? Policja nad tym pracuje.
Ale jest pan wyjątkowo bystrym człowiekiem interesu spróbowała go
ułagodzić Agatha.
Z dobrym skutkiem. Rysy Freda w mgnieniu oka złagodniały.
LR
T
Rzeczywiście dostrzegam wiele rzeczy, których inni nie widzą przy-
znał już znacznie uprzejmiej.
Słyszałam, że Andy Stiggs kochał się w nieżyjącej pani Struthers. Mu-
siała być znacznie młodsza od męża. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
noc, żeby mieć alibi.
LR
T
James uśmiechnął się.
Wiem, że bardzo byś chciała, żeby to Mary okazała się winna zbrodni,
ale moim zdaniem niepotrzebnie tracisz czas. Lepiej sprawdzmy Freda Shawa.
Moglibyśmy chociaż wstąpić do tego sklepu i spytać, czy naprawdę ku-
piła mleko i gazety.
Policja na pewno już to zrobiła.
Mimo wszystko...
No dobrze, chodzmy.
Sklep na rogu jako jeden z nielicznych zachował charakter ubiegłej epoki.
Sprzedawano w nim nie tylko artykuły spożywcze i gazety, ale też pocztówki,
upominki i worki nawozów ogrodniczych. Za ladą stał niski, zasuszony męż-
czyzna.
Pomagamy policji w prowadzeniu dochodzenia
oświadczył James, migając sprzedawcy przed oczami kartą kredytową.
Było dość ciemno, karta kredytowa mogła udawać nawet harmonijkę ustną.
Powiedziałem policji wszystko, co wiem. Siostra pani Darcy przyszła tu
następnego ranka po zabójstwie. Kupiła The Express", The Daily Telegraph" i
pół kwarty mleka.
Czy jest pan pewien, że to była panna Owen? spytała Agatha.
Tak. Widziałem ją już wcześniej. Prócz tego powiedziała coś w tym ro-
dzaju: Znów odwiedziłam siostrę. Wolałabym, żeby sama sobie robiła zaku-
py".
Ale panna Owen i pani Darcy są do siebie bardzo podobne.
LR
T
Pani Darcy nosi okulary, a jej siostra nie.
Ale gdyby je sobie pożyczyła, czy zauważyłby pan różnicę?
Myślę, że tak. Panna Owen zawsze chodzi w spodniach, a pani Darcy w
sukienkach.
James ujął ramię Agathy.
To nam wystarczy. Dziękujemy. Nie będziemy pana dłużej niepokoić.
Widzisz? Nie można wykluczyć, że pani Darcy kryje siostrę. Powinni-
śmy powiedzieć Billowi przekonywała Agatha w drodze do samochodu.
Wiesz, co mnie niepokoi? odparł James z posępną miną. %7łe skle-
pikarz poinformuje panią Darcy o naszej wizycie. Jeżeli złoży skargę na policji,
otrzymam upomnienie za udawanie ich człowieka.
Na pewno tego nie zrobi.
A ja przewiduję, że tak. Opowie innym klientom, że praktycznie oskar-
żyliśmy panią Darcy o stworzenie alibi dla siostry. Mam nadzieję, że nie skoń-
czymy na sali sądowej. Lepiej jedzmy uprzedzić Billa.
Słuchając ich relacji, Bill poczerwieniał z gniewu.
Tym razem posunęliście się za daleko. Jeżeli was oskarży, nie zdołam
was wybronić. Dajcie sobie spokój z tą sprawą. Nie powinienem was zachęcać.
Ale coś dla ciebie odkryliśmy przypomniała Agatha błagalnym to-
nem.
Nie. Narobiliście tylko szkody. W niczym wam nie mogę pomóc. Miej-
my nadzieję, że nikt nie wniesie skargi.
LR
T
Dokąd teraz? spytała Agatha, gdy z komendy policji wyszli na par-
king.
Do Freda Shawa?
Czuję się podle. Jak uczennica zbesztana przez nauczyciela. Niemal
uwierzyłam, że jestem złym człowiekiem. Nie wysłuchałam tylu obelg od tak
wielu ludzi od czasu pierwszego zabójstwa.
Niepotrzebnie się obwiniasz rzucił James niedbale, jakby bujał my-
ślami gdzie indziej. Chodzmy do Freda.
Wyjechali z Mircester. Był koniec sierpnia. Liście na drzewach już zaczy-
nały żółknąć. W powietrzu dało się wyczuć jesienny chłód. Agatha pomyślała,
że każdej zimy, gdy nad polami wisi mgła, a drogi pokrywa go łoledz, zamie-
ra w niej chęć życia. Pomyślała, że dobrze byłoby wyjechać do jakiegoś sło-
necznego zakątka świata, uciec od mrozów i bożonarodzeniowej gorączki za-
kupów, ale żal jej było zostawić koty. Przyrzekła sobie, że kiedy umrą, nie
wezmie następnych. Wyjazdy przestały jej sprawiać przyjemność, ponieważ
zawsze dręczył ją niepokój o ich nastrój i los.
Wróciła myślami do Guya. On przynajmniej dostarczał jej wrażeń. Mimo
że nie zawsze należały do pozytywnych. Z jednej strony rozpierała ją duma z
atrakcyjnej zdobyczy. Z drugiej dręczyła obawa, czy ludzie nie pomyślą, że jest
dla niego za stara.
A co miała z Jamesa? Prowadził samochód tak spokojnie, jakby nie martwi-
ło go, że napytali sobie biedy. Gdyby rzeczywiście wpadli w tarapaty, pewnie
wyjechałby gdzieś, zostawiając ją, żeby sama poniosła konsekwencje.
LR
T
Nie wiedziała już, co do niego czuje. Gdyby coś ich łączyło, wszystko już
dawno wyglądałoby inaczej. Tymczasem odnosiła wrażenie, że ich znajomość
przechodzi nieustanny regres.
Doprowadzi sprawę morderstwa do końca, jeżeli jakiś koniec w ogóle na-
stąpi, i zakończy znajomość z Jamesem.
Po przyjezdzie do Ancombe zaparkowali przed sklepem Freda Shawa. Wła-
śnie obsługiwał klienta. Gdy wysiedli z auta, zawołał:
- Zaraz do was przyjdę.
Sprzedał cztery baterie, pożegnał klienta i podszedł do nich.
Czego chcecie? zapytał, nie kryjąc niechęci.
Zadać kilka pytań odrzekł James.
W czasie przerwy na lunch zamykam sklep. Chodzcie ze mną na zaple-
cze.
Zamknął drzwi i zaciągnął żaluzję. Potem wskazał im kierunek ruchem
głowy. Podążyli w ślad za nim na tyły.
Czego chcecie? powtórzył. Tym razem nie zaproponował whisky.
Przeczuwamy, że życie w Ancombe nie wróci do normy, póki morderca
nie zostanie wykryty zaczął James.
Co mi do tego? Policja nad tym pracuje.
Ale jest pan wyjątkowo bystrym człowiekiem interesu spróbowała go
ułagodzić Agatha.
Z dobrym skutkiem. Rysy Freda w mgnieniu oka złagodniały.
LR
T
Rzeczywiście dostrzegam wiele rzeczy, których inni nie widzą przy-
znał już znacznie uprzejmiej.
Słyszałam, że Andy Stiggs kochał się w nieżyjącej pani Struthers. Mu-
siała być znacznie młodsza od męża. [ Pobierz całość w formacie PDF ]