[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ciemnozielona, przeszywana złotymi nićmi. Myślisz,
panie, że będzie odpowiednia na tę okazję?
- Na pewno. Cieszę się, że wybrałaś zieleń, bo wydaje
mi się, że ten naszyjnik będzie do niej odpowiedni.
Elona przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ z uwagÄ…, gdy wyjmowaÅ‚ zawiniÄ…t­
ko. Jak zawsze miał na sobie prostą tunikę i nogawice oraz
ciężkÄ… kolczugÄ™. ChwilÄ™ potem w jego dÅ‚oni znalazÅ‚ siÄ™ je­
dwabny woreczek. Podał go Elonie nieśmiałym gestem.
- Co to?
- Potrzebujesz ozdoby do sukni, pani, aby pokazać się
na turnieju. Inne damy będą bardzo wystawnie ubrane,
a zauważyłem, że nosisz tylko prosty srebrny krzyż. Spy-
92
tałem twoich służących i powiedziały, że nie masz żadnej
biżuterii.
Dość skrępowana, Elona dotknęła srebrnego krzyża.
- Ten krzyż należaÅ‚ do mojej matki. Nie potrzebujÄ™ ni­
czego innego.
- Myślę, pani, że jutro będziesz czuła się pewniej, mając
jeszcze inną ozdobę - odparł Stephen. - Może obejrzysz
i sprawdzisz, czy ci siÄ™ podoba.
Elona wyjęła z woreczka Å‚aÅ„cuszek. WydaÅ‚ jej siÄ™ cięż­
ki. Misternie wykonany ze zÅ‚ota, byÅ‚ ozdobiony kilko­
ma ciemnozielonymi kamieniami. Piękny i niewątpliwie
drogocenny klejnot. ZmarszczyÅ‚a czoÅ‚o, domyÅ›liÅ‚a siÄ™ bo­
wiem, że musi to być bardzo kosztowny wyrób.
- Czy jesteÅ› pewien, panie, że mój ojciec daÅ‚ ci dość zÅ‚o­
ta na te wszystkie zakupy? - spytała. - Nie chcę być twoją
dłużniczką, bo sama nie jestem w stanie tego spłacić.
W przeszÅ‚oÅ›ci lord de Barre nie okazywaÅ‚ córce szcze­
gólnej hojnoÅ›ci. Do czasu Å›mierci Pierre'a to jego wyróż­
niał licznymi darami, natomiast Elona otrzymywała tylko
to, co niezbędne. Z jej punktu widzenia taki był naturalny
porzÄ…dek rzeczy i nie czuÅ‚a siÄ™ pokrzywdzona. Wpraw­
dzie dziedziczyła po ojcu posiadłości ziemskie, te jednak
z kolei miaÅ‚y przejść po jej Å›lubie na wÅ‚asność męża. Oj­
ciec tak sobie życzyÅ‚, zresztÄ… zgodnie z ogólnie panujÄ…­
cym zwyczajem. MężczyznÄ™ uważano za lepszego strażni­
ka ziemi i majątku, chociaż Elona znała kilka kobiet, które
radziły sobie z tym zadaniem zupełnie dobrze.
Nigdy nie chciała odziedziczyć posiadłości rodu de
93
Barre. UważaÅ‚a, że należą siÄ™ bratu, a jej jedynie skrom­
na ich czÄ…stka.
- Twój ojciec jest szczodry, Elono - przerwaÅ‚ jej roz­
myÅ›lania Stephen. - Nie staniesz przed oÅ‚tarzem z pusty­
mi rękami.
Elona skinęła głową. Aańcuszek naturalnie stanowi
część jej wiana. Wprawdzie przez chwilę sądziła, że jest to
dar od Stephena, ale przecież on nie ofiarowaÅ‚by jej nicze­
go takiego. Jaki miałby w tym cel? Tylko mężczyzna, który
chce się ożenić, daje wybrance takie prezenty.
-Rozumiem. Muszę podziękować ojcu... i tobie też,
panie. AaÅ„cuszek jest Å›liczny i dziÄ™kujÄ™ ci, że zadaÅ‚eÅ› so­
bie trud, aby go dla mnie wybrać.
Stephen zbył podziękowanie milczeniem. On zapłacił
zarówno za Å‚aÅ„cuszek, jak i za ubrania. Chociaż niewÄ…tp­
liwie Elonie należało się wiano, a z czasem posiadłości
ojca miaÅ‚y przejść na wÅ‚asność jej męża, to na bieżą­
ce wydatki lord de Barre dał córce niewiele. Propozycja
odwiedzenia składów kupieckich w Londynie wyszła od
Stephena. Wcześniej zrobił dokładny wywiad na temat
Elony i dowiedział się, że z pewnością nie jest ukochaną
córką, jak wcześniej sądził.
Pewnie właśnie te, pochodzące od Willa de Grenville'a
i służących informacje, obudziły w nim chęć sprawienia
jej przyjemnoÅ›ci. ByÅ‚ bogaty, mógÅ‚ sobie pozwolić na wy­
danie nawet dużej sumy, jeÅ›li miaÅ‚ akurat taki kaprys. Po­
jął też, że i ona doświadczyła boleśnie tego, co znaczy być
u ojca zawsze na drugim miejscu. W koÅ„cu to ojciec zmu­
sił ją do wyjazdu z domu do obcego kraju, do nieznajo-
94
mych ludzi, a być może również poÅ›lubienia prawie ob­
cego człowieka.
Elona dzielnie stawiała czoło niepewnej przyszłości.
Nie bÅ‚agaÅ‚a, nie narzekaÅ‚a, bo wiedziaÅ‚a, że przysporzyÅ‚a­
by tym ojcu cierpień. Stephen podziwiał jej opanowanie
i siłę charakteru, które nakazywały przedkładać życzenia
rodzica nad swoje własne.
Zdawał też sobie sprawę z wewnętrznej walki, jaką
musiała stoczyć. Gdyby dać jej okazję, mogłaby uciec ze
swym giermkiem w nadziei, że postawiony przed faktem
dokonanym ojciec przyjmie ją z powrotem pod swój dach.
Najprawdopodobniej jednak lord de Barre wydziedziczyÅ‚­
by Elonę i odesłał jako tę, która sprowadziła hańbę na ród
i nazwisko. .
- Czy oglądałaś turniej, Elono?
- Raz, kiedy kilka miesiÄ™cy przed Å›mierciÄ… brata odby­
wał się niewielki turniej u nas. Pierre wtedy zwyciężył. Był
taki dzielny i zrÄ™czny, pokonaÅ‚ wszystkich przybyszy, cho­
ciaż niektórzy rycerze zdobywali wcześniej laury podczas
dużo większych turniejów. Tamtego dnia pękałam z dumy.
- Westchnęła. - Pierre obiecał wziąć mnie na dwór księcia
Ryszarda, kiedy skończę siedemnaście lat, ale nic z tego
nie wyszło. Bardzo chcę obejrzeć ten turniej.
- Ja też. Z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa,
pani, ale teraz czas na mnie. Robi się pózno. Przyjdę zaraz
po pianiu kogutów, bo musimy mieć czas na zajęcie jak
najlepszego miejsca. Na pewno będziesz chciała wszystko
dobrze widzieć, pani.
Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, to się ich pozby-
95
Å‚a. ZdecydowaÅ‚a w kwestii męża. Albo Stephen de Bane­
wulf, albo nikt inny.
- Ojej, jakie to ciekawe! - zawoÅ‚aÅ‚a Elona, widzÄ…c po­
wiewajÄ…ce na wietrze proporce, rozstawione na polu ja­
skrawe namioty rycerzy i tłum wystawnie ubranych dam
i dżentelmenów. - Nigdy nie widziaÅ‚am tylu osób zgro­
madzonych w jednym miejscu.
- Teraz już rozumiesz, pani, dlaczego mi zależaÅ‚o, że­
byś miała dobrą widoczność - powiedział Stephen. - To
wielkie wydarzenie, najważniejszy turniej roku, uczestni­
cy zrobią więc wszystko, by zwyciężyć.
- Mam nadziejÄ™, że nikt nikogo nie zrani - wtrÄ…ciÅ‚a za­
niepokojona Bethany. WiedziaÅ‚a, że jeden z ludzi Stephe­
na znajduje się wśród uczestników, a choć niczego sobie
nie przyrzekali, to wÅ‚aÅ›nie z nim rozmawiaÅ‚o jej siÄ™ wy­
jÄ…tkowo dobrze.
- To się zdarza - stwierdził z powagą Stephen - ale
rzadko ktoÅ› ginie, chyba że pechowo spadnie z konia al­
bo lanca przebije mu napierśnik. Jeśli jednak rycerz jest
dobrze przygotowany i utrzymuje zbrojÄ™ w porzÄ…dku, to
poza kilkoma skaleczeniami i siniakami powinien wyjść
z turnieju bez szwanku.
- Ty nie stajesz do walki, panie? - Elona popatrzy­
Å‚a na niego z lÄ™kiem. Gdyby Stephenowi groziÅ‚o nie­
bezpieczeństwo, cała radość z tego dnia ulotniłaby się
w jednej chwili.
- Tym razem nie - zapewniÅ‚ jÄ… Stephen. - Dość za­
szczytów już wywalczyłem, w większości na polu bitwy.
96
Dzisiaj chcę przede wszystkim dotrzymać ci towarzystwa,
pani, i dzielić z tobą wszystkie dostępne atrakcje.
- Jakiego rodzaju atrakcje? - spytaÅ‚a, przesyÅ‚ajÄ…c mu fi­
glarne spojrzenie. Stephenowi zabÅ‚ysÅ‚y oczy. Tak wyglÄ…da­
jącej Elonie nie sposób było się oprzeć.
- Och, naturalnie myÅ›lÄ™ o kramarzach i wystÄ™pach, od­
bywajÄ…cych siÄ™ przy okazji turnieju - odpowiedziaÅ‚ Ste­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl