[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podróżną na ramieniu. Zaczął uspokajać kobietę, aż doszła do siebie.
- Co się stało? - zapytałem, nie patrząc chłopakowi w oczy.
- Ona uważa, że pieczęć została zerwana, a żądne zemsty duchy umarłych mogą się teraz
przedostać do środka. - Pokręcił głową. - Wyjaśniałem, że to przez deszcz i że ta cała sól
wypaliła ziemię. Powiedziałem jej, żeby się nie martwiła.
- Jasne, to na pewno dlatego - przytaknął skwapliwie Baz, ale w jego sarkastycznej
odpowiedzi dało się wyczuć strach.
- Co się dzieje? - zapytał Vasul.
- A jeśli ona rzeczywiście ma powód do niepokoju? - Tym razem spojrzałem mu prosto w
oczy. - Jeśli coś tu czyha?
Vasul uniósł brew.
- Tylko mi nie mówcie, że zaraziliście się miejscowymi przesądami.
- Nie - skłamałem.
- To dobrze. Bo jutrzejsze święto zapowiada się fantastyczne! Gdybyście wiedzieli, co
przywiezliśmy z Mariana z miasta. Moi drodzy, będziemy świętować, aż się porzygamy.
Wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Eee, my chyba jednak nie zostaniemy aż do festiwalu. Musimy wyjechać dzień wcześniej,
jeśli chcemy przed powrotem do Stanów zwiedzić Pragę.
Vasul skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechnął się znacząco, a ja poczułem się jak
największy cykor.
- Zaraz... jechaliście tu piętnaście godzin pociągiem z Monachium, a potem tłukliście się pod
górę dwadzieścia pięć kilometrów na wozie specjalnie po to, żeby wziąć udział w festiwalu i
móc potem opowiedzieć o tym kumplom. A teraz nie zamierzacie zostać?
Przed oczami stanęły mi martwe dzieciaki wyłaniające się z jeziora. "Widok ciała
dziewczynki toczonego przez robaki.
- Vasul - zacząłem z nadzieją, że uda mi się skończyć. - A jeśli ofiary składane Szatanowi...
jeśli wszystko ma się zacząć od nowa?
Na niby zrobił poważną minę.
- Jaaasne.
- To prawda! - zawołała Isabel. - Coś się święci. Vasul roześmiał się, ale kiedy zobaczył
przerażenie
na naszych twarzach, jego uśmiech przygasł. Pojawiła się uraza.
- Wiecie co, byłem świadkiem prawdziwego zła. Widziałem na ulicach ciała zabitych.
Zmiażdżoną blachę. Eksplodujące bomby. - Pokręcił głową, jakby chciał odsunąć od siebie
nasze sugestie. - Ale oni?
Są starzy, bezbronni, odchodzą w zapomnienie. Robią to co zawsze: wypasają owce, pieką
chleb, dbają o rodziny. Nie potrafią nawet sprzeciwić się powstaniu elektrowni w miejscu ich
domów. Naprawdę miałem o was lepsze zdanie.
Poczułem się jak palant. Ale co z tym, co wydarzyło się w lesie? Co zobaczyliśmy?
- Stary, musimy mu powiedzieć... - zaczął Baz.
- O, tu jesteście! - Mariana przeszła z uśmiechem przez plac. Wyglądała jakoś inaczej. - Już
pieką barana. Ależ tam bosko pachnie. Nie mogę się doczekać, żeby...
- Masz nową fryzurę-wypaliłem nagle.
- lak. - Zrobiła obrót, żeby się zaprezentować. -Mama mnie obcięła. Bardzo jej na tym
zależało. Stwierdziła, że nie do twarzy mi w długich włosach. Ach te matki - westchnęła i
przewróciła oczami. -Jak wam się podoba?
W wyobrazni widziałem tylko ten okropny warkocz przyczepiony do łba kozła.
- Twoja matka... obcięła ci włosy - powtórzyłem głucho.
- Cóż... to może nie elegancki salon w Paryżu... zresztą skąd bym wzięła tyle pieniędzy... a
ona całkiem niezle posługuje się nożyczkami, pod warunkiem że siedzisz prosto i się nie
wiercisz.
Mieli włosy Mariany.
- Mnie babcia też dziś trochę podstrzygła. - Vasul pogładził się po głowie. - Chcemy dobrze
wyglądać podczas święta.
Czyż nie widziałem, jak starsi mieszkańcy pędzą do kościoła? Czyż nie zauważyłem
czerwonej szaty?
Do Mariany podbiegł chłopiec o pucołowatych policzkach i szepnął jej coś do ucha.
Pogłaskała malca i odpowiedziała mu pieszczotliwie. Dzieciak zerknął na nas i uśmiechnął
się, a potem pobiegł do kolegów.
- Co chciał? - zwróciłem się do Mariany.
- Pytał, czy się z nimi pobawicie. Powiedziałam, że może pózniej - wyjaśniła. - Co się dzieje?
Jesteście zdenerwowani.
- Musimy wam coś powiedzieć - usłyszałem swój głos. - Przyjdzcie do naszego pokoju jak
najszybciej.
Kilka metrów dalej maluchy wróciły do swojej gry. Dzieci z zewnętrznego kręgu runęły na te
stłoczone w środku. Wszystkie się przewróciły i wybuchnęły śmiechem.
Dziesięć minut pózniej Mariana i Vasul zjawili się u nas w pokoju, a Baz szybko zaryglował
drzwi. Dziewczyna przyglądała się nam badawczo.
- Co jest grane?
- Byliśmy w lesie - zacząłem. Zrobiła wielkie oczy.
- Gdzie? Poe, nie powinniście... Mogło się wam coś złego przydarzyć, lam są stare,
zardzewiałe wnyki, głębokie doły i najprawdopodobniej też wściekłe nietoperze.
- Zapomniałaś o duchach - dodałem. Vasui uniósł ręce.
- Nie zaczynaj od nowa.
- Posłuchajcie, błagam. A jeśli rzeczywiście jest powód, dla którego starsi zabraniają wam
chodzić do lasu? Jeśli nie chcą, żeby Necuratul został zniszczony? I zamierzają coś z tym
zrobić, na przykład złożyć kolejną ofiarę?
Mariana i Vasul spojrzeli po sobie.
- Co ty wygadujesz? - oburzył się Vasul. Opowiedziałem im wszystko. O zagubionych dzie-
ciach, wizjach, ostrzeżeniach.
- Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale zanim wybraliśmy się do lasu, wróżka
przepowiedziała mi, że zostanę wystawiony na próbę. %7łe to będzie pewien sprawdzian.
Baz nerwowo oblizał wargi.
- Ostrzygli was. laki był zawsze wstęp do rytuału, prawda? Obciąć włosy i zapleść je w
warkocz, żeby dowieść Szatanowi swojej lojalności.
- Potem zaczynają się inkantacje, a małe dzieci topi się w jeziorze - dokończyła szybko Isabel.
- Zgadza się?
- Mariana, sama mówiłaś w kościele: przsesądy mają moc. Dlatego ciężko je wykorzenić. -
John krążył po pokoju jak lew w klatce.
- Wydaje mi się, że ludzie postanowili wrócić do starych rytuałów - ciągnąłem. - Naprawdę
starych... i złych. Dziś w kościele widziałem kogoś w czerwonej szacie...
Vasul pokręcił głową.
- Nikt tutaj nie wkłada nic czerwonego. Już od bardzo dawna. To przynosi pecha, kusi Ucho.
- Widziałem - upierałem się, ale nagle straciłem pewność. Oskarżałem matkę Mariany o coś
strasznego. Z jednej strony chciałem mieć rację, żeby nie wyszło na to, że zwariowałem, ale
równocześnie pragnąłem się mylić.
- To nie są wizje Poego. Byliśmy tarri całą czwórką. Te dzieci... - Isabel zająknęła się -
ostrzegały nas!
Vasul i Mariana przysunęli się do siebie i zaczęli szeptać w swoim języku. Nie umiatern
odczytać wyrazu ich twarzy. Byli przerażeni? "Zdenerwowani? Wściekli? W ogóle mi
uwierzyli? Uścisnęli się, a potem Mariana odwróciła się do nas. Jej oczy stary się ciemne jak
wieczorny mrok, który przenikał do pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
podróżną na ramieniu. Zaczął uspokajać kobietę, aż doszła do siebie.
- Co się stało? - zapytałem, nie patrząc chłopakowi w oczy.
- Ona uważa, że pieczęć została zerwana, a żądne zemsty duchy umarłych mogą się teraz
przedostać do środka. - Pokręcił głową. - Wyjaśniałem, że to przez deszcz i że ta cała sól
wypaliła ziemię. Powiedziałem jej, żeby się nie martwiła.
- Jasne, to na pewno dlatego - przytaknął skwapliwie Baz, ale w jego sarkastycznej
odpowiedzi dało się wyczuć strach.
- Co się dzieje? - zapytał Vasul.
- A jeśli ona rzeczywiście ma powód do niepokoju? - Tym razem spojrzałem mu prosto w
oczy. - Jeśli coś tu czyha?
Vasul uniósł brew.
- Tylko mi nie mówcie, że zaraziliście się miejscowymi przesądami.
- Nie - skłamałem.
- To dobrze. Bo jutrzejsze święto zapowiada się fantastyczne! Gdybyście wiedzieli, co
przywiezliśmy z Mariana z miasta. Moi drodzy, będziemy świętować, aż się porzygamy.
Wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Eee, my chyba jednak nie zostaniemy aż do festiwalu. Musimy wyjechać dzień wcześniej,
jeśli chcemy przed powrotem do Stanów zwiedzić Pragę.
Vasul skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechnął się znacząco, a ja poczułem się jak
największy cykor.
- Zaraz... jechaliście tu piętnaście godzin pociągiem z Monachium, a potem tłukliście się pod
górę dwadzieścia pięć kilometrów na wozie specjalnie po to, żeby wziąć udział w festiwalu i
móc potem opowiedzieć o tym kumplom. A teraz nie zamierzacie zostać?
Przed oczami stanęły mi martwe dzieciaki wyłaniające się z jeziora. "Widok ciała
dziewczynki toczonego przez robaki.
- Vasul - zacząłem z nadzieją, że uda mi się skończyć. - A jeśli ofiary składane Szatanowi...
jeśli wszystko ma się zacząć od nowa?
Na niby zrobił poważną minę.
- Jaaasne.
- To prawda! - zawołała Isabel. - Coś się święci. Vasul roześmiał się, ale kiedy zobaczył
przerażenie
na naszych twarzach, jego uśmiech przygasł. Pojawiła się uraza.
- Wiecie co, byłem świadkiem prawdziwego zła. Widziałem na ulicach ciała zabitych.
Zmiażdżoną blachę. Eksplodujące bomby. - Pokręcił głową, jakby chciał odsunąć od siebie
nasze sugestie. - Ale oni?
Są starzy, bezbronni, odchodzą w zapomnienie. Robią to co zawsze: wypasają owce, pieką
chleb, dbają o rodziny. Nie potrafią nawet sprzeciwić się powstaniu elektrowni w miejscu ich
domów. Naprawdę miałem o was lepsze zdanie.
Poczułem się jak palant. Ale co z tym, co wydarzyło się w lesie? Co zobaczyliśmy?
- Stary, musimy mu powiedzieć... - zaczął Baz.
- O, tu jesteście! - Mariana przeszła z uśmiechem przez plac. Wyglądała jakoś inaczej. - Już
pieką barana. Ależ tam bosko pachnie. Nie mogę się doczekać, żeby...
- Masz nową fryzurę-wypaliłem nagle.
- lak. - Zrobiła obrót, żeby się zaprezentować. -Mama mnie obcięła. Bardzo jej na tym
zależało. Stwierdziła, że nie do twarzy mi w długich włosach. Ach te matki - westchnęła i
przewróciła oczami. -Jak wam się podoba?
W wyobrazni widziałem tylko ten okropny warkocz przyczepiony do łba kozła.
- Twoja matka... obcięła ci włosy - powtórzyłem głucho.
- Cóż... to może nie elegancki salon w Paryżu... zresztą skąd bym wzięła tyle pieniędzy... a
ona całkiem niezle posługuje się nożyczkami, pod warunkiem że siedzisz prosto i się nie
wiercisz.
Mieli włosy Mariany.
- Mnie babcia też dziś trochę podstrzygła. - Vasul pogładził się po głowie. - Chcemy dobrze
wyglądać podczas święta.
Czyż nie widziałem, jak starsi mieszkańcy pędzą do kościoła? Czyż nie zauważyłem
czerwonej szaty?
Do Mariany podbiegł chłopiec o pucołowatych policzkach i szepnął jej coś do ucha.
Pogłaskała malca i odpowiedziała mu pieszczotliwie. Dzieciak zerknął na nas i uśmiechnął
się, a potem pobiegł do kolegów.
- Co chciał? - zwróciłem się do Mariany.
- Pytał, czy się z nimi pobawicie. Powiedziałam, że może pózniej - wyjaśniła. - Co się dzieje?
Jesteście zdenerwowani.
- Musimy wam coś powiedzieć - usłyszałem swój głos. - Przyjdzcie do naszego pokoju jak
najszybciej.
Kilka metrów dalej maluchy wróciły do swojej gry. Dzieci z zewnętrznego kręgu runęły na te
stłoczone w środku. Wszystkie się przewróciły i wybuchnęły śmiechem.
Dziesięć minut pózniej Mariana i Vasul zjawili się u nas w pokoju, a Baz szybko zaryglował
drzwi. Dziewczyna przyglądała się nam badawczo.
- Co jest grane?
- Byliśmy w lesie - zacząłem. Zrobiła wielkie oczy.
- Gdzie? Poe, nie powinniście... Mogło się wam coś złego przydarzyć, lam są stare,
zardzewiałe wnyki, głębokie doły i najprawdopodobniej też wściekłe nietoperze.
- Zapomniałaś o duchach - dodałem. Vasui uniósł ręce.
- Nie zaczynaj od nowa.
- Posłuchajcie, błagam. A jeśli rzeczywiście jest powód, dla którego starsi zabraniają wam
chodzić do lasu? Jeśli nie chcą, żeby Necuratul został zniszczony? I zamierzają coś z tym
zrobić, na przykład złożyć kolejną ofiarę?
Mariana i Vasul spojrzeli po sobie.
- Co ty wygadujesz? - oburzył się Vasul. Opowiedziałem im wszystko. O zagubionych dzie-
ciach, wizjach, ostrzeżeniach.
- Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale zanim wybraliśmy się do lasu, wróżka
przepowiedziała mi, że zostanę wystawiony na próbę. %7łe to będzie pewien sprawdzian.
Baz nerwowo oblizał wargi.
- Ostrzygli was. laki był zawsze wstęp do rytuału, prawda? Obciąć włosy i zapleść je w
warkocz, żeby dowieść Szatanowi swojej lojalności.
- Potem zaczynają się inkantacje, a małe dzieci topi się w jeziorze - dokończyła szybko Isabel.
- Zgadza się?
- Mariana, sama mówiłaś w kościele: przsesądy mają moc. Dlatego ciężko je wykorzenić. -
John krążył po pokoju jak lew w klatce.
- Wydaje mi się, że ludzie postanowili wrócić do starych rytuałów - ciągnąłem. - Naprawdę
starych... i złych. Dziś w kościele widziałem kogoś w czerwonej szacie...
Vasul pokręcił głową.
- Nikt tutaj nie wkłada nic czerwonego. Już od bardzo dawna. To przynosi pecha, kusi Ucho.
- Widziałem - upierałem się, ale nagle straciłem pewność. Oskarżałem matkę Mariany o coś
strasznego. Z jednej strony chciałem mieć rację, żeby nie wyszło na to, że zwariowałem, ale
równocześnie pragnąłem się mylić.
- To nie są wizje Poego. Byliśmy tarri całą czwórką. Te dzieci... - Isabel zająknęła się -
ostrzegały nas!
Vasul i Mariana przysunęli się do siebie i zaczęli szeptać w swoim języku. Nie umiatern
odczytać wyrazu ich twarzy. Byli przerażeni? "Zdenerwowani? Wściekli? W ogóle mi
uwierzyli? Uścisnęli się, a potem Mariana odwróciła się do nas. Jej oczy stary się ciemne jak
wieczorny mrok, który przenikał do pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]