[ Pobierz całość w formacie PDF ]
,,Zodyakusów", żywotów szlachetnej a pięknej Magelany", Gryzeldy czy margrabiego Waltera,
wzbogaci się i uszlachetni niechybnie towarzystwem czartakowskich tomików myślał pan
Franciszek wbijany w dumÄ™ przez pana Emila.
U Foltina wyszło wiele utworów Zegadłowicza, zarówno nakładem własnym autora, jak i nakładem
Czartaka". W Powsinogach beskidzkich" dziełem poety była także i okładka, i ilustracje, i nawet
końcowa winieta. Wśród bukolicznych ballad, melodyjnych Dziewann", regionalnych kolędziołek,
Kantyczki rosistej" czy Wielkiej nowiny w Beskidzie" zabrzmiały i egzotyczne dzwięki; do
towarzystwa rzewnych beskidzkich świątków, kapliczek przydrożnych w zapachach macierzanki,
dwaj poeci Emil Zegadłowicz i Edward Kozikowski, dorzucili ludożerców z plemienia Niam-
Niam, sprowadzając ich wyobraznię nie pozbawioną dowcipu z północno-środkowej Afryki i
opatrując tą nazwą: Niam-Niam" tomik przekładów murzyńskiej poezji. Prezentując owo
ludożercze plemię za pomocą jego samorodnej twórczości ( o szczerym a dzikim tchnieniu
prymitywu, o dziwnym uroku" jak ocenił to jeden z profesorów), obaj tłumacze" mogli mieć
nie lada uciechę, śmiejąc się w kułak z uczonych analiz antologii ich przekładów"; w
rzeczywistości były one bowiem owocem ich przedniego mistyfikacyjnego żartu.
Cała ta beskidzka ziemia, zielona i wonna, pachnąca miętą i ciszą", jesienią, złota-miedziana-
purpurowa", jej ludzie, legendy, przypowieści, klechdy, przychylność ducha dla wszystkiego i
wszystkich" i zespolenie się braterskie z biedotą bytowania ludzkiego" to wszystko było bliskie
poecie z Gorzenia. Nie lubił miasta. Zbiorowiska miejskie pisał w przedmowie do Rocznika
«Czartaka» z caÅ‚Ä… ich strukturÄ… poniewierajÄ…cÄ… godność ludzkÄ…, uważamy za uciążliwy i bolesny
zjazd z traktu głównego na wertepne i manowcowe bezdroża (...) Historiozofia polska, poezja
polska, myśl polska idzie po linii ziemi". A wieś to: eksponowane i mądre obserwatorium biegu
wichrów i gwiazd, dorocznego prawa zmienności, celebry orki i zasiewu, zaciętego
współżywiołowego borykania się o chleb powszedni dla wszystkich".
Trzymał się tej ziemi, rodzinnego domostwa, gdzie w pokoju na parterze on powieściowy
Mikołaj Srebrempisany, przeżywał pierwsze dziecięce wtajemniczenia. Nie znosił osamotnień.
Musiał czuć zawsze za plecami mocne przyjazne oparcie; wtedy dopiero mógł
żyć, działać, nie być zagubiony. Aaknął pokrzepień, pragnął uznania, potwierdzenia. Potrzebował
silnej obok siebie indywidualności, organizującej mu życie i jego samego. Mam słaby charakter"
nieraz powtarzał. Miłości wszechobejmującej nadawał wielką wagę, widział w niej panaceum na
wszystkie udręczenia świata. Praca dla ludzi, misja braterstwa, miłość blizniego z anielskiej poręki
oto co winno być zwiastunem nowych Dziejów". W panteistycznych uniesieniach, w dzwiękach
melodii o franciszkańskich akordach unoszących go pod beskidzkie błękity nie było miejsca na
walkę, na bunty, na pokusy wojenki, która dla niego nie miała nic z tej fascynującej Pani", za którą
idą malowani chłopcy.
wojsko idzie na ćwiczenia
(bo sie ta i nic nie zmienia)
choć to przecie Polska jest
militaryzm jak zło wieczny...
głosi w 1922 r. w jednej ze swych ballad.
Rozkwitające sady, pszczołami lotne łąki, mowa serca, mądrość jedyna kochać", miłość
chlebem powszednim, duch jarzejący, ciało szmatą, która opada u celu wieczystej wędrówki,
mistycyzm, panteizm, z ziemiÄ… rodzinnÄ… przymierze...
Tu jest Ojczyzna moja! pachnąca jak mięta,
macierzanka i zboże
Ojczyzno ty święta!
(...)
to Bóg ziemię miłości słońcem opromienia
oto Bóg w ziemię, ziemia w Boga się przemienia
taki obraz kreślił w elegijnych Widmach wskazówek", wydanych w Poznaniu w 1928 roku
przez jego przyjaciela typografa Jana Kuglina, rodem z Bogumina. Bo od przeszło roku przeniósł
się do nadwarciańskiego miasta.
Beskidzki świątek na poznańskim bruku
Ale zanim to uczynił, zanim został tam, zrazu redaktorem Tęczy", kierownikiem literackim Teatru
Polskiego, a potem dyrektorem programowym poznańskiego radia, przeżył triumfalny epizod w
Krakowie.
Co było powodem, że na czas nieokreślony rozstał się z Beskidem niezrównanym, z niebem,
jakiego nigdzie nie ma, z rzeką niepodobną do innych rzek, z sercami dokoła dobrymi i
poczciwymi"?... Wiązało się to z osobą, która otworzyła mu perspektywy nie tylko jako
dramatopisarzowi, inaugurując swoją życzliwość daniem zielonego światła dla jego sztuki Lampka
oliwna". W jej reżyserii rozbłysnęła ona sukcesem pewnego sobotniego wieczoru ostatniego dnia
maja 1924 roku w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Osobą tą była wielka artystka, sowiooka,
czarnooka, o ciemnych włosach gładko zaczesanych do tyłu, upiętych w ogromny węzeł,
majestatyczna, władcza, potężna Stanisława Wysocka. Poecie pochlebiło uznanie starszej od
niego kobiety, indywidualności prawdziwej. Jej zainteresowanie biegło nie tylko w kierunku
twórczości, ale i w stronę osoby autora. On podatny ma wszelkie ciepło płynące ku niemu
rozkwitł wdzięcznością i zachwytem nad przymiotami jej serca, ducha i ciała. Z rozrzutną
serdecznością dzielił się teraz z przyjaciółmi swymi sukcesami na scenie, pragnął i im pomóc,
poznawał ich z Wysocką, szczerze i wylewnie zapraszał do Gorzenia, aby radzić o dalszych
czartakowskich sprawach i wspomagać się wzajemnie, wnętrznie" ( ...bo łaknę i potrzebuję słów
krzepiących. Sercem błagam Cię o serce" jak pisał do głównego filara Czartaka", poety
Edwarda Kozikowskiego), to znów z niefrasobliwością odpierał uwagi, przekornie ćwierkając:
dziś jestem ptaszkiem, który słuchał kazania świętego Franciszka (...) i nic mnie nie obchodzi
rrrrrozum".
W gorzeński, zdawałoby się, na zawsze ustalony dla Zegadłowicza rytm, w zródło jego radości,
inspiracji, określonego posłannictwa myśli, w falistość Beskidu, w świat, gdzie można posiąść
mądrość, która jest wszechmiłością", i radość z codziennej mordęgi, z wzwyżania się ze sfery
cielesnej do duchowej", weszła egzotyczna dla tego programu postać, wnosząc z sobą niepokój,
rodząc nowe pragnienia, tęsknoty, których już tu nie sposób było zaspokoić.
On, nie umiejący pozostawać bez rodzinnego domu i nie mogący stanowić sam dla siebie siły,
odważył się teraz odejść, choć nie całkowicie, od gorzeńskiego ogniska, aby spróbować
sprzymierzyć się na innym gruncie z innym bractwem. Podporą w życiowej zmianie miała mu być
silniejsza od niego, nie tak kapryśnie rozwichrzona i nastrojowo nieodpowiedzialna zauroczona
nim kobieta.
Prologiem poznańskiej życiowej przygody stał się przyjazd Wysockiej do gorzeńskiego dworu,
gdzie przy akompaniamencie komentarzy ciotki Kaiszarowej, że Emilkowi jako artyście dla
rozwoju ducha i talentu wszystko wolno, żona poety mogła tylko patrzeć, jak zatokowani w
rozmowie gość i gospodarz oddalali się na długie godziny gościńcem w stronę Mucharza,
niknęli w wysokich trawach okolicznych łąk. Wiele godzin spędzali też w pracowni artysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
,,Zodyakusów", żywotów szlachetnej a pięknej Magelany", Gryzeldy czy margrabiego Waltera,
wzbogaci się i uszlachetni niechybnie towarzystwem czartakowskich tomików myślał pan
Franciszek wbijany w dumÄ™ przez pana Emila.
U Foltina wyszło wiele utworów Zegadłowicza, zarówno nakładem własnym autora, jak i nakładem
Czartaka". W Powsinogach beskidzkich" dziełem poety była także i okładka, i ilustracje, i nawet
końcowa winieta. Wśród bukolicznych ballad, melodyjnych Dziewann", regionalnych kolędziołek,
Kantyczki rosistej" czy Wielkiej nowiny w Beskidzie" zabrzmiały i egzotyczne dzwięki; do
towarzystwa rzewnych beskidzkich świątków, kapliczek przydrożnych w zapachach macierzanki,
dwaj poeci Emil Zegadłowicz i Edward Kozikowski, dorzucili ludożerców z plemienia Niam-
Niam, sprowadzając ich wyobraznię nie pozbawioną dowcipu z północno-środkowej Afryki i
opatrując tą nazwą: Niam-Niam" tomik przekładów murzyńskiej poezji. Prezentując owo
ludożercze plemię za pomocą jego samorodnej twórczości ( o szczerym a dzikim tchnieniu
prymitywu, o dziwnym uroku" jak ocenił to jeden z profesorów), obaj tłumacze" mogli mieć
nie lada uciechę, śmiejąc się w kułak z uczonych analiz antologii ich przekładów"; w
rzeczywistości były one bowiem owocem ich przedniego mistyfikacyjnego żartu.
Cała ta beskidzka ziemia, zielona i wonna, pachnąca miętą i ciszą", jesienią, złota-miedziana-
purpurowa", jej ludzie, legendy, przypowieści, klechdy, przychylność ducha dla wszystkiego i
wszystkich" i zespolenie się braterskie z biedotą bytowania ludzkiego" to wszystko było bliskie
poecie z Gorzenia. Nie lubił miasta. Zbiorowiska miejskie pisał w przedmowie do Rocznika
«Czartaka» z caÅ‚Ä… ich strukturÄ… poniewierajÄ…cÄ… godność ludzkÄ…, uważamy za uciążliwy i bolesny
zjazd z traktu głównego na wertepne i manowcowe bezdroża (...) Historiozofia polska, poezja
polska, myśl polska idzie po linii ziemi". A wieś to: eksponowane i mądre obserwatorium biegu
wichrów i gwiazd, dorocznego prawa zmienności, celebry orki i zasiewu, zaciętego
współżywiołowego borykania się o chleb powszedni dla wszystkich".
Trzymał się tej ziemi, rodzinnego domostwa, gdzie w pokoju na parterze on powieściowy
Mikołaj Srebrempisany, przeżywał pierwsze dziecięce wtajemniczenia. Nie znosił osamotnień.
Musiał czuć zawsze za plecami mocne przyjazne oparcie; wtedy dopiero mógł
żyć, działać, nie być zagubiony. Aaknął pokrzepień, pragnął uznania, potwierdzenia. Potrzebował
silnej obok siebie indywidualności, organizującej mu życie i jego samego. Mam słaby charakter"
nieraz powtarzał. Miłości wszechobejmującej nadawał wielką wagę, widział w niej panaceum na
wszystkie udręczenia świata. Praca dla ludzi, misja braterstwa, miłość blizniego z anielskiej poręki
oto co winno być zwiastunem nowych Dziejów". W panteistycznych uniesieniach, w dzwiękach
melodii o franciszkańskich akordach unoszących go pod beskidzkie błękity nie było miejsca na
walkę, na bunty, na pokusy wojenki, która dla niego nie miała nic z tej fascynującej Pani", za którą
idą malowani chłopcy.
wojsko idzie na ćwiczenia
(bo sie ta i nic nie zmienia)
choć to przecie Polska jest
militaryzm jak zło wieczny...
głosi w 1922 r. w jednej ze swych ballad.
Rozkwitające sady, pszczołami lotne łąki, mowa serca, mądrość jedyna kochać", miłość
chlebem powszednim, duch jarzejący, ciało szmatą, która opada u celu wieczystej wędrówki,
mistycyzm, panteizm, z ziemiÄ… rodzinnÄ… przymierze...
Tu jest Ojczyzna moja! pachnąca jak mięta,
macierzanka i zboże
Ojczyzno ty święta!
(...)
to Bóg ziemię miłości słońcem opromienia
oto Bóg w ziemię, ziemia w Boga się przemienia
taki obraz kreślił w elegijnych Widmach wskazówek", wydanych w Poznaniu w 1928 roku
przez jego przyjaciela typografa Jana Kuglina, rodem z Bogumina. Bo od przeszło roku przeniósł
się do nadwarciańskiego miasta.
Beskidzki świątek na poznańskim bruku
Ale zanim to uczynił, zanim został tam, zrazu redaktorem Tęczy", kierownikiem literackim Teatru
Polskiego, a potem dyrektorem programowym poznańskiego radia, przeżył triumfalny epizod w
Krakowie.
Co było powodem, że na czas nieokreślony rozstał się z Beskidem niezrównanym, z niebem,
jakiego nigdzie nie ma, z rzeką niepodobną do innych rzek, z sercami dokoła dobrymi i
poczciwymi"?... Wiązało się to z osobą, która otworzyła mu perspektywy nie tylko jako
dramatopisarzowi, inaugurując swoją życzliwość daniem zielonego światła dla jego sztuki Lampka
oliwna". W jej reżyserii rozbłysnęła ona sukcesem pewnego sobotniego wieczoru ostatniego dnia
maja 1924 roku w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Osobą tą była wielka artystka, sowiooka,
czarnooka, o ciemnych włosach gładko zaczesanych do tyłu, upiętych w ogromny węzeł,
majestatyczna, władcza, potężna Stanisława Wysocka. Poecie pochlebiło uznanie starszej od
niego kobiety, indywidualności prawdziwej. Jej zainteresowanie biegło nie tylko w kierunku
twórczości, ale i w stronę osoby autora. On podatny ma wszelkie ciepło płynące ku niemu
rozkwitł wdzięcznością i zachwytem nad przymiotami jej serca, ducha i ciała. Z rozrzutną
serdecznością dzielił się teraz z przyjaciółmi swymi sukcesami na scenie, pragnął i im pomóc,
poznawał ich z Wysocką, szczerze i wylewnie zapraszał do Gorzenia, aby radzić o dalszych
czartakowskich sprawach i wspomagać się wzajemnie, wnętrznie" ( ...bo łaknę i potrzebuję słów
krzepiących. Sercem błagam Cię o serce" jak pisał do głównego filara Czartaka", poety
Edwarda Kozikowskiego), to znów z niefrasobliwością odpierał uwagi, przekornie ćwierkając:
dziś jestem ptaszkiem, który słuchał kazania świętego Franciszka (...) i nic mnie nie obchodzi
rrrrrozum".
W gorzeński, zdawałoby się, na zawsze ustalony dla Zegadłowicza rytm, w zródło jego radości,
inspiracji, określonego posłannictwa myśli, w falistość Beskidu, w świat, gdzie można posiąść
mądrość, która jest wszechmiłością", i radość z codziennej mordęgi, z wzwyżania się ze sfery
cielesnej do duchowej", weszła egzotyczna dla tego programu postać, wnosząc z sobą niepokój,
rodząc nowe pragnienia, tęsknoty, których już tu nie sposób było zaspokoić.
On, nie umiejący pozostawać bez rodzinnego domu i nie mogący stanowić sam dla siebie siły,
odważył się teraz odejść, choć nie całkowicie, od gorzeńskiego ogniska, aby spróbować
sprzymierzyć się na innym gruncie z innym bractwem. Podporą w życiowej zmianie miała mu być
silniejsza od niego, nie tak kapryśnie rozwichrzona i nastrojowo nieodpowiedzialna zauroczona
nim kobieta.
Prologiem poznańskiej życiowej przygody stał się przyjazd Wysockiej do gorzeńskiego dworu,
gdzie przy akompaniamencie komentarzy ciotki Kaiszarowej, że Emilkowi jako artyście dla
rozwoju ducha i talentu wszystko wolno, żona poety mogła tylko patrzeć, jak zatokowani w
rozmowie gość i gospodarz oddalali się na długie godziny gościńcem w stronę Mucharza,
niknęli w wysokich trawach okolicznych łąk. Wiele godzin spędzali też w pracowni artysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]