[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głos syna.
- W sądzie powiedziano nam, że wywożąc Tarika do Dubaju, zrezygnowaliśmy z
mieszkania na terytorium Wielkiej Brytanii. Oświadczono, że jedynie sąd w Dubaju
jest władny decydować o przyszłości chłopca. Jednak tam ogromne wpływy ma
rodzina Rashida, która w dodatku dysponuje prawie nieograniczoną ilością pieniędzy.
Nie mieliśmy żadnych szans na wygranie z nimi w ich kraju. Oczywiście opiekę nad
Tarikiem przyznano jego ojcu.
Pózniej, gdy byłam w Dubaju, pokazano mi akt ślubu, Rashida i Sary.
- Gdy masz dokument podpisany przez szejka, nie masz szans podważyć jego
wiarygodności - wyjaśniła. - Poza tym tam nie uznają adopcji, więc Neil nie miał
żadnych praw jako legalny opiekun Tarika. Kilka miesięcy temu, gdy byłam w
Dubaju, pozwolono mi na kilkugodzinne spotkanie z synem, oczywiście pod
nadzorem Al-Hab-toorów. Teraz jednak, gdy wróciłam do Wielkiej Brytanii,
odebrano mi nawet prawo do cotygodniowych rozmów. Jestem przerażona, wydaje
mi się, że powoli go ode mnie odsuwają. Uczą go arabskiego i wpajają mu nauki
islamu.
Pomimo znakomitego akcentu i pretensjonalnego zachowania odniosłam wrażenie, że
Sara jest dobrą, młodą matką. Pomyślałam, że sprowadzenie chłopca z powrotem do
kraju nie powinno być zbyt trudne. Nie widziałam po-
/Q2
wodu, dla którego nie miałabym jej pomóc. Najwyrazniej bardzo jej zależało na
czasie, ponieważ jak najszybciej chciała zaplanować naszą podróż. Pokazała mi e-
maile od Tarika, z których wynikało, że chłopiec bardzo chce wrócić do domu.
Zauważyłam, że chłopiec wcale nie pisze zle o ojcu, ani nie skarży się na
nieodpowiednie traktowanie. Są to raczej zwykłe narzekania młodego człowieka z
powodu ograniczeń, jakie na niego nałożono i dotyczą spraw mało istotnych, o
których zapomina się następnego dnia. Sara jednak wiele wyczytywała między
wierszami, a ja nie miałam powodu, by jej nie wierzyć. W końcu to ona była jego
matką i powinna najlepiej wiedzieć, co chłopiec ma na myśli, pisząc listy.
Tarik w swoich listach często wspominał człowieka imieniem Adel. Sara wyjaśniła
mi, że chodzi o marokańskiego ochroniarza, co sugerowało, że miałyśmy do
czynienia z bardzo wpływową rodziną. Jak się dowiedziałam, Adel został
zatrudniony specjalnie po to, by chronić Tarika i uniemożliwić Sarze zbliżenie się do
chłopca. Obecność osobistego ochroniarza komplikowała nieco sytuację, ale nie
stanowiła przeszkody nie do pokonania. Oznaczało to po prostu konieczność bardzo
dokładnego i uważnego wyboru chwili porwania.
Na nasze kolejne spotkanie przyszedł także mąż Sary, Neil. Był policjantem w sekcji
ruchu drogowego. Nie zapałałam do niego szczególną sympatią, nie sprawiał
wrażenia specjalnie bystrego i wydawało mi się, że nie bardzo rozumie, co zamierza
zrobić jego żona. Był człowiekiem o słabym charakterze, chyba śmiało mogę nazwać
go pan-toflarzem. Mimo wszystko im lepiej poznawałam Sarę, tym większą czułam
do niej sympatię. Choć od czasu do czasu zachowywała się jak rozkapryszona
księżniczka, jej słowa
I 93
wydawały mi się uczciwe, a intencje szczere. Postanowiłam jej pomóc i zaczęłyśmy
planować sprowadzenie Tanka do domu. Zamierzałyśmy w tym celu posłużyć się
paszportem Marlona - obaj chłopcy byli mniej więcej w tym samym wieku, poza tym
mieli podobną karnację i figurę. Neil wiedział o naszych planach, ale to Sara
podejmowała decyzje.
Założyłam, że rodzina taka jak Al-Habtoorowie jest w stanie od razu rozpocząć
poszukiwania dziecka i prawie natychmiast zamknąć lotniska. Musiałam opracować
inny plan ucieczki. Najbardziej podobał mi się taki pomysł: po porwaniu Tarika
wsiądę z nim na statek, który w ciągu dwóch dni dopłynie do wybrzeży Iraku;
stamtąd przedostaniemy się do Jordanii i z powrotem do Wielkiej Brytanii -tę trasę
znałam już bardzo dobrze. Zamożni ludzie, przyzwyczajeni do podróżowania w
pierwszej klasie samolotami lub prywatnymi odrzutowcami, raczej nie spodziewaliby
się, że uciekniemy statkiem. W ten sposób podróżowali jedynie ludzie biedni. Zaletą
tego środka transportu było także to, że dopóki przebywaliśmy na morzu,
pozostawaliśmy prawie niewidoczni. Sara opuściłaby Dubaj samolotem bez żadnych
problemów, ponieważ nie miałaby przy sobie syna. Dla nas lepiej byłoby, gdyby
zajęto się obserwowaniem Sary, próbując odgadnąć, co planuje. Wtedy nie szukaliby
wcale mnie i chłopca. Zresztą i tak nie mogłaby wjechać z nami do Iraku, ponieważ
nie była obywatelką tego państwa. Poza tym jej obecność byłaby dość kłopotliwa -
nie należała do kobiet, które łatwo wtapiają się w tłum, zwłaszcza w muzułmańskim
kraju.
Sara i Neil dali mi trzy tysiące dolarów, które przekazałam mojemu
współpracownikowi w Iraku, aby zorganizował naszą ucieczkę przez granicę z
Jordanią. Chciałam, aby
/Q4
czekał na nas w małym hotelu niedaleko irackiego portu, a potem pojechał razem z
nami. Dzięki temu wyglądalibyśmy jak normalna rodzina. Ponieważ nie miałam
pojęcia, kiedy uda nam się porwać Tarika, mój znajomy musiał przynajmniej przez
tydzień mieszkać w wyznaczonym hotelu, więc kwota trzech tysięcy dolarów nie
była wygórowana.
Gdy przekazałam już pieniądze, a w Iraku wszystko zostało zorganizowane, Neil
zawiózł mnie i Sarę na lotnisko Heathrow.
- Nie martwcie się, jeśli nie uda się wam porwać go tym razem - powiedział. -
Wystarczy, że nawiążecie z nim kontakt.
Wiedziałam, co miał na myśli, rozumiałam, że stara się pocieszyć żonę, by się mniej
denerwowała. Jego wypowiedz świadczyła jednak o tym, że zupełnie nie ma pojęcia
o tym, jak działa umysł matki - teraz jedyne, czego pragnęła Sara, to odzyskanie
syna. Niestety, wiedziałam, że to, co powiedział Neil, jest rozsądne. Byłam jednak
pewna, że gdyby nie udało nam się wyjechać z Dubaju razem z Tarikiem, nie
miałybyśmy już drugiej szansy. Gdyby Al-Habtoorowie zorientowali się, że Sara
planuje porwanie chłopca, zatrudniliby dodatkową ochronę i pilnowaliby dziecka jak
oka w głowie. Musiałyśmy działać szybko i zdecydowanie, ponieważ mogłyśmy
działać tylko raz.
Poleciałyśmy do Abu %7łabi, aby nasze nazwiska nie zostały odnotowane na lotnisku w
Dubaju. Nie byłam pewna, czy rodzina Rashidiego ma swoich informatorów
pracujących w kontroli paszportowej, którzy natychmiast zawiadomią o przybyciu
Sary. Miałam nadzieję, że nie są jeszcze tak podejrzliwi wobec niej, ale nie chciałam
ryzykować. Po
/Q5
wylądowaniu wypożyczyłyśmy samochód i Sara zawiozła nas do Dubaju.
Zameldowałyśmy się w Hiltonie i przygotowałyśmy do działania.
- Muszę zobaczyć dom i spędzić trochę czasu na jego obserwacji - powiedziałam,
gdy rozpakowałyśmy bagaże. - Dzięki temu będziemy mogły określić, kiedy najlepiej
byłoby uderzyć.
Zamierzałam działać tak samo jak podczas moich poprzednich wypraw, które
kończyły się powodzeniem. Nie chciałam zbyt wcześnie atakować i zdradzić w ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
głos syna.
- W sądzie powiedziano nam, że wywożąc Tarika do Dubaju, zrezygnowaliśmy z
mieszkania na terytorium Wielkiej Brytanii. Oświadczono, że jedynie sąd w Dubaju
jest władny decydować o przyszłości chłopca. Jednak tam ogromne wpływy ma
rodzina Rashida, która w dodatku dysponuje prawie nieograniczoną ilością pieniędzy.
Nie mieliśmy żadnych szans na wygranie z nimi w ich kraju. Oczywiście opiekę nad
Tarikiem przyznano jego ojcu.
Pózniej, gdy byłam w Dubaju, pokazano mi akt ślubu, Rashida i Sary.
- Gdy masz dokument podpisany przez szejka, nie masz szans podważyć jego
wiarygodności - wyjaśniła. - Poza tym tam nie uznają adopcji, więc Neil nie miał
żadnych praw jako legalny opiekun Tarika. Kilka miesięcy temu, gdy byłam w
Dubaju, pozwolono mi na kilkugodzinne spotkanie z synem, oczywiście pod
nadzorem Al-Hab-toorów. Teraz jednak, gdy wróciłam do Wielkiej Brytanii,
odebrano mi nawet prawo do cotygodniowych rozmów. Jestem przerażona, wydaje
mi się, że powoli go ode mnie odsuwają. Uczą go arabskiego i wpajają mu nauki
islamu.
Pomimo znakomitego akcentu i pretensjonalnego zachowania odniosłam wrażenie, że
Sara jest dobrą, młodą matką. Pomyślałam, że sprowadzenie chłopca z powrotem do
kraju nie powinno być zbyt trudne. Nie widziałam po-
/Q2
wodu, dla którego nie miałabym jej pomóc. Najwyrazniej bardzo jej zależało na
czasie, ponieważ jak najszybciej chciała zaplanować naszą podróż. Pokazała mi e-
maile od Tarika, z których wynikało, że chłopiec bardzo chce wrócić do domu.
Zauważyłam, że chłopiec wcale nie pisze zle o ojcu, ani nie skarży się na
nieodpowiednie traktowanie. Są to raczej zwykłe narzekania młodego człowieka z
powodu ograniczeń, jakie na niego nałożono i dotyczą spraw mało istotnych, o
których zapomina się następnego dnia. Sara jednak wiele wyczytywała między
wierszami, a ja nie miałam powodu, by jej nie wierzyć. W końcu to ona była jego
matką i powinna najlepiej wiedzieć, co chłopiec ma na myśli, pisząc listy.
Tarik w swoich listach często wspominał człowieka imieniem Adel. Sara wyjaśniła
mi, że chodzi o marokańskiego ochroniarza, co sugerowało, że miałyśmy do
czynienia z bardzo wpływową rodziną. Jak się dowiedziałam, Adel został
zatrudniony specjalnie po to, by chronić Tarika i uniemożliwić Sarze zbliżenie się do
chłopca. Obecność osobistego ochroniarza komplikowała nieco sytuację, ale nie
stanowiła przeszkody nie do pokonania. Oznaczało to po prostu konieczność bardzo
dokładnego i uważnego wyboru chwili porwania.
Na nasze kolejne spotkanie przyszedł także mąż Sary, Neil. Był policjantem w sekcji
ruchu drogowego. Nie zapałałam do niego szczególną sympatią, nie sprawiał
wrażenia specjalnie bystrego i wydawało mi się, że nie bardzo rozumie, co zamierza
zrobić jego żona. Był człowiekiem o słabym charakterze, chyba śmiało mogę nazwać
go pan-toflarzem. Mimo wszystko im lepiej poznawałam Sarę, tym większą czułam
do niej sympatię. Choć od czasu do czasu zachowywała się jak rozkapryszona
księżniczka, jej słowa
I 93
wydawały mi się uczciwe, a intencje szczere. Postanowiłam jej pomóc i zaczęłyśmy
planować sprowadzenie Tanka do domu. Zamierzałyśmy w tym celu posłużyć się
paszportem Marlona - obaj chłopcy byli mniej więcej w tym samym wieku, poza tym
mieli podobną karnację i figurę. Neil wiedział o naszych planach, ale to Sara
podejmowała decyzje.
Założyłam, że rodzina taka jak Al-Habtoorowie jest w stanie od razu rozpocząć
poszukiwania dziecka i prawie natychmiast zamknąć lotniska. Musiałam opracować
inny plan ucieczki. Najbardziej podobał mi się taki pomysł: po porwaniu Tarika
wsiądę z nim na statek, który w ciągu dwóch dni dopłynie do wybrzeży Iraku;
stamtąd przedostaniemy się do Jordanii i z powrotem do Wielkiej Brytanii -tę trasę
znałam już bardzo dobrze. Zamożni ludzie, przyzwyczajeni do podróżowania w
pierwszej klasie samolotami lub prywatnymi odrzutowcami, raczej nie spodziewaliby
się, że uciekniemy statkiem. W ten sposób podróżowali jedynie ludzie biedni. Zaletą
tego środka transportu było także to, że dopóki przebywaliśmy na morzu,
pozostawaliśmy prawie niewidoczni. Sara opuściłaby Dubaj samolotem bez żadnych
problemów, ponieważ nie miałaby przy sobie syna. Dla nas lepiej byłoby, gdyby
zajęto się obserwowaniem Sary, próbując odgadnąć, co planuje. Wtedy nie szukaliby
wcale mnie i chłopca. Zresztą i tak nie mogłaby wjechać z nami do Iraku, ponieważ
nie była obywatelką tego państwa. Poza tym jej obecność byłaby dość kłopotliwa -
nie należała do kobiet, które łatwo wtapiają się w tłum, zwłaszcza w muzułmańskim
kraju.
Sara i Neil dali mi trzy tysiące dolarów, które przekazałam mojemu
współpracownikowi w Iraku, aby zorganizował naszą ucieczkę przez granicę z
Jordanią. Chciałam, aby
/Q4
czekał na nas w małym hotelu niedaleko irackiego portu, a potem pojechał razem z
nami. Dzięki temu wyglądalibyśmy jak normalna rodzina. Ponieważ nie miałam
pojęcia, kiedy uda nam się porwać Tarika, mój znajomy musiał przynajmniej przez
tydzień mieszkać w wyznaczonym hotelu, więc kwota trzech tysięcy dolarów nie
była wygórowana.
Gdy przekazałam już pieniądze, a w Iraku wszystko zostało zorganizowane, Neil
zawiózł mnie i Sarę na lotnisko Heathrow.
- Nie martwcie się, jeśli nie uda się wam porwać go tym razem - powiedział. -
Wystarczy, że nawiążecie z nim kontakt.
Wiedziałam, co miał na myśli, rozumiałam, że stara się pocieszyć żonę, by się mniej
denerwowała. Jego wypowiedz świadczyła jednak o tym, że zupełnie nie ma pojęcia
o tym, jak działa umysł matki - teraz jedyne, czego pragnęła Sara, to odzyskanie
syna. Niestety, wiedziałam, że to, co powiedział Neil, jest rozsądne. Byłam jednak
pewna, że gdyby nie udało nam się wyjechać z Dubaju razem z Tarikiem, nie
miałybyśmy już drugiej szansy. Gdyby Al-Habtoorowie zorientowali się, że Sara
planuje porwanie chłopca, zatrudniliby dodatkową ochronę i pilnowaliby dziecka jak
oka w głowie. Musiałyśmy działać szybko i zdecydowanie, ponieważ mogłyśmy
działać tylko raz.
Poleciałyśmy do Abu %7łabi, aby nasze nazwiska nie zostały odnotowane na lotnisku w
Dubaju. Nie byłam pewna, czy rodzina Rashidiego ma swoich informatorów
pracujących w kontroli paszportowej, którzy natychmiast zawiadomią o przybyciu
Sary. Miałam nadzieję, że nie są jeszcze tak podejrzliwi wobec niej, ale nie chciałam
ryzykować. Po
/Q5
wylądowaniu wypożyczyłyśmy samochód i Sara zawiozła nas do Dubaju.
Zameldowałyśmy się w Hiltonie i przygotowałyśmy do działania.
- Muszę zobaczyć dom i spędzić trochę czasu na jego obserwacji - powiedziałam,
gdy rozpakowałyśmy bagaże. - Dzięki temu będziemy mogły określić, kiedy najlepiej
byłoby uderzyć.
Zamierzałam działać tak samo jak podczas moich poprzednich wypraw, które
kończyły się powodzeniem. Nie chciałam zbyt wcześnie atakować i zdradzić w ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]