[ Pobierz całość w formacie PDF ]

amatorów, ale nie brał czynnego udziału w życiu klubu. Początkowo bywał na spotkaniach, brał
udział w jednej z wystaw, ale ostatnio prawie się nie pokazywał. Klub nic ma pomieszczeń, w
których członkowie mogliby przechowywać swój sprzęt, a tym bardziej  malować. Koledzy
%7łabickiego byli zdziwieni, ze ktoś obcy interesuje się jego pracami, twierdzili, że nie było to nic
interesującego.
W kartotece klubu był adres %7łabickiego, doradzono wiec porucznikowi, żeby się tam udał.
W drzwiach już poskarżył się, że nie może nigdy %7łabickiego zastać w domu. Wtedy jeden z
obecnych powiedział, że być może jest on u kolegi, z którym najczęściej przestaje, u Stefana Wo-
lańskiego; Wolański podobno ma prywatną pracownię malarską.
Ostaszewski bez przekonania poszedł do prokuratora nadzorującego śledztwo i przedstawił
sytuację; nie wierzył, że otrzyma nakaz przeszukania przy tak nikłych poszlakach. Ku jego zdzi-
wieniu jednak prokurator wystawił nakaz przeszukania pracowni Wolańskiego. Przeprowadzono
je niezwłocznie. Efekty przeszły wszelkie oczekiwania. Znaleziono mały, ale całkiem niezle
urządzony warsztacik do fałszowania pieniędzy.
Były farby, plansze z powiększeniami miejsc, które na banknocie należało wytrzeć, inne z
elementami, któro należało narysować zamiast usuniętych, wreszcie kilka banknotów, na których
proces fałszerstwa był daleko zaawansowany. W tej sytuacji śledztwo nic potrwało już długo.
Wobec takich dowodów cała trójka, łącznie z przebywającym w areszcie Markiem %7łabickim.
przyznała się do fałszowania i puszczania w obieg sfałszowanych banknotów studolarowych.
Sprawa była zamknięta na ostatni guzik, Marek %7łabicki wyjaśnił, że przekazał Górzyńskiej
jeden z banknotów  nie wtajemniczając jej w szczegóły. Zapytała go kiedyś, czy nie ma dola-
rów, bo jest kupiec, który chce niezle zapłacić. Gdy powiedział jej, że ma. kiedy dowiedzie .JC,
że kupić chce stara kobieta zamierzająca w dolarach ulokować kapitał. Potem zmieniła zamiar,
bo ktoś z rodziny chciał kupić coś za dolary; fałszerstwo stwierdziła bez trudu kasjerka Pewexu.
Nie było więc wystarczających powodów, żeby ktoś z tej trójki zabił Górzyńską, tym bar-
dziej że kiedy dokonano zabójstwa  Marek %7łabicki był już aresztowany za próbę samodzielne-
go puszczenia w obieg sfałszowanego banknotu.
 Znów wracamy więc do punktu wyjścia  powiedział Kalinowski ze smutnym uśmie-
chem.  Akta sprawy znam prawie na pamięć. Mają one objętość znacznie przekraczającą obję-
tość Pana Tadeusza, a nasi koledzy i my sami nie osiągnęliśmy jeszcze klasy wieszcza, więc lek-
tura nie jest pasjonująca, a i świadomość opanowania w pamięci takiego materiału nie daje nale-
żytej satysfakcji. Ale nic nie da się poradzić. Odwracam pierwszy tom akt i czytam, a tam nie jest
napisane ,,Litwo, ojczyzno moja ." lecz:  Notatka służbowa. W dniu 4 lipca br. około godziny 6
udałem się wraz z kapralem Mamrotem łodzią służbową na Jezioro Spokojne, gdzie według
oświadczenia ob. Makucha miały pływać zwłoki nie ustalonej osobniczki".
Jolka Obłęd spotykała się ze swoim nowym chłopcem w kawiarni  Teatralna"- Chłopiec był
młodszy od niej, romantycznie usposobiony, bardzo nią zainteresowany i  co może najważniej-
sze  był bardzo zdolnym studentem architektury. Postanowiła, że najdłużej, jak będzie można,
ukryje to, że ma własne mieszkanie. Doświadczenie nauczyło ją powściągliwości w finalizowa-
niu znajomości, jeżeli ktoś został zaplanowany jako znany z piosenki  chłopak na dłużej" albo
wręcz na bardzo długo. Wybraniec miał na imię Rafał i jak każdy szanujący się artysta  długie
włosy i brodę.
Wszystko układało się pomyślnie, Rafał mówił, że kocha i boleje nad każdym, najkrótszym
nawet rozstaniem. Ona też nie lubiła rozstawać się z nim, ale nie tęsknota była tu najważniejszym
powodem. Od pewnego czasu czuła narastający niepokój, a nie wiedziała, skąd się on bierze. Bo
przecież nie wydarzyło się nic takiego, co uzasadniałoby ten strach przed samotnością, samotno-
ścią w sensie dosłownym oczywiście,
Przy Rafale nie bała się niczego, ale kiedy się żegnali  zaczynało się. Zwierzała mu się ze
swoich obaw. On chciał jej pomóc, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Powtarzała, że nie boi
się żadnych niematerialnych zjaw ani swoich snów; boi się czegoś konkretnego, a żeby powie-
dzieć dokładniej  kogoś, bo niebezpieczeństwo przyjmuje dla niej kształt człowieka.
Rafał był zdania, że jest to przejściowe załamanie, spowodowane śmiercią przyjaciółki, która
utonęła w dalekim jeziorze. Takim śmierciom towarzyszy zwykle atmosfera rzekomego zagroże-
nia, która na pewien czas panuje wśród najbliższych znajomych. Zycie przynosi nowe sprawy, o
śmierci stopniowo się zapomina i automatycznie poprawia się stan psychiczny osób związanych
ze zmarłym.
Jolka nie dawała się przekonać, zapewniała, że nie mówi tak, aby wydać się tajemnicza i
przez to bardziej interesująca. Po prostu jest pewna, że ktoś za nią chodzi, bez przerwy prawie
czuje na sobie czyjś wzrok.
Nie, nie widziała żadnej konkretnej osoby, która kroczyłaby po jej śladach, kryła się za
pniami drzew i węgłami domów, jedni ludzie pojawiają się, inni znikają, jest ich setki, tysiące,
może to któryś z nich, ale nie wyodrębniła go jeszcze z tłumu.
Rafał chciał ją odprowadzić do domu, ale nie zgodziła się. Oprócz tego stałego powodu, któ-
ry nakazywał powściągliwość, po prostu żal jej było chłopca, który mógłby już nie zdążyć na
ostatni pociąg. Pożegnała się z nim przed dworcem i zeszła na dół na perony. Tam zdecydowała
się zatelefonować na milicję.
Oczywiście nie zastała Kalinowskiego, ale kiedy powiedziała, że dzwoni w ważnej sprawie
związanej ze śledztwem, oficer dyżurny, z którym ją połączono  kazał czekać, a po chwili po-
dał jej numer telefonu mieszkania, w którym porucznik powinien przebywać o tej porze. Kali-
nowski zaraz podniósł słuchawkę.
 Tak, wiem, kto mówi. Zostałem zawiadomiony, że pani mnie szuka. Co się stało?
 Panie poruczniku, nie wiem, co to wszystko znaczy, ale wydaje mi się, że ktoś mnie śle-
dzi.
 Ktoś panią śledzi? A kto to taki?
 Nie wiem, nie widziałam go.
 To skąd pani wie?
 Takie rzeczy się czuje. W każdym razie ja czuję. Boję się, że coś się stanie.
 Za bardzosię pani przejęła sprawą, za dużo pani o niej myśli. A wydawało mi się, że nie
zrobiło to na pani wielkiego wrażenia.
 Może wtedy. Ale teraz jest coraz gorzej. Co mam robić?
 To może ja panią zapytam: co ja mam zrobić? To znaczy czego się pani po mnie spo-
dziewa?
 Nie wiem, panowie macie doświadczenie w takich sprawach, a mnie się zdarza pierwszy
raz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl