[ Pobierz całość w formacie PDF ]

syna, by nie dał się wpędzić w pułapkę, w jaką wpadł ojciec. Kochał ojca i szczerze
go żałował, niemal czując się za niego odpowiedzialny. Serce mu się ściskało,
kiedy czasami widział malującą się w jego oczach bezradność. Przysiągł sobie, że
nigdy nie będzie taki jak on.
Oboje rodzice już nie żyli i dopiero jako dojrzały człowiek Robert zaczął
uświadamiać sobie, że w gruncie rzeczy jego ojciec mógłby być całkiem
zadowolony z tego co ma: swojego spokojnego życia, ogrodu, bliskich przyjaciół.
Mógłby być szczęśliwy, gdyby nie mama, która nigdy nie mogła się z tym
pogodzić i ciągle narzekała. Dopiero teraz zaczął rozumieć, że bogactwo, ambicje i
sukces to jeszcze nie wszystko, że do szczęścia potrzeba czegoś więcej; pojął, że
jest jeszcze wiele innych, znacznie ważniejszych rzeczy, bez których życie traci
sens.
Już na samym początku, zaraz po tym, jak rozstał się z Holly, zdał sobie
sprawę, że nigdy nie zdoła jej zapomnieć. Nie minęło nawet pół roku, a on nie
potrafił znalezć sobie miejsca. Tęsknił za nią tak bardzo, że często budził się w
nocy z twarzą mokrą od łez, powtarzając jej imię, daremnie ją przyzywając.
Ale wtedy był zbyt młody, zbyt egoistycznie nastawiony do świata i w pamięci
miał ciągle przykład małżeństwa rodziców, by przyznać się, że popełnił błąd. A
kiedy już dojrzał do tego, by to przyznać, było za pózno. Wtedy wmówił sobie, że
Holly na pewno już dawno ułożyła sobie życie, znalazła kogoś, kto dostrzegł to,
czego on nie chciał widzieć.
To z tego powodu zerwał kontakty z dawnymi znajomymi z miasteczka. W
jakiś czas potem w brytyjskiej prasie zaczęły pojawiać się niewielkie zrazu
wzmianki na temat firmy Holly. Zledził je z uwagą i wreszcie powziął decyzję
powrotu do Anglii. Powtarzał sobie, że robi głupstwo, próbując pochwycić sen,
który już dawno przeminął, że zachowuje się jak głupiec. Przecież równie dobrze
może się okazać, że Holly, jaką pamiętał, też już nie istnieje.
Ale kiedy ją ujrzał, kiedy przemówił do niej, prysnęły wszelkie wątpliwości.
Wystarczyła jedna chwila, by rozpoznał, że nic się nie zmieniło  w każdym razie z
jego strony  i uczucie, które przez tyle lat spychał poza swoją świadomość,
wybuchnęło ze zdwojoną siłą. Kiedy zobaczył ją wtedy po raz pierwszy, na wąskiej
drodze prowadzącej do dworu, ' ledwie się pohamował, by nie pochwycić jej w
ramiona i już nigdy nie puścić.
Kochał ją, wiedział o tym, ale czy ona też? Czy w ogóle było to możliwe?
Intuicja mówiła mu, że pod chłodną powierzchnią nadal się skrzy dawna
fascynacja, że nadal ją pociąga. Ale czy było to tylko dalekie echo minionych
wspomnień, czy może coś stałego, na czym mógłby budować przyszłość, nowe
życie, prawdziwą miłość? Nie odrywał oczu od jej uśpionej twarzy. Kusiło go, by
zjechać na pobocze, zatrzymać wóz i wziąwszy ją w ramiona, szeptem powtarzać
jej imię, wyjawić jej, jak bardzo ją kocha, jak szaleńczo jej pragnie, jak... Zaklął
cicho pod nosem. Do diabła, co się z nim dzieje? Przecież zbliża się do
czterdziestki, a na samą myśl, że mógłby ją dotknąć, wziąć w objęcia, tulić i
pieścić, reaguje jak nastolatek.
Holly nie obudziła się, choć już dojeżdżali do farmy. Robert zaparkował
samochód. Jej torebka leżała na podłodze. Pod wpływem nagłego impulsu sięgnął
po nią. Przez chwilę się wahał, w końcu otworzył ją. Jeśli od razu nie znajdzie
kluczy, obudzi Holly. Jeśli... Zajrzał do środka. W przyćmionym świetle zalśnił pęk
kluczy.
Przez chwilę miał niejasne wrażenie, że wydarzenia zaczynają się toczyć
niezależnie od niego, że nie ma wpływu na ich bieg. Staję się fatalistą, pomyślał z
autoironią. Wyjął klucze i zamknął torebkę.
Kiedy wysiadał z auta i podchodził do drzwi wejściowych, czuł gwałtowne
pulsowanie krwi. Był podekscytowany, świadomy niebezpieczeństwa, na jakie się
naraża.
Ostrożnie otworzył zamki. Starał się odpychać cisnące mu się do głowy myśli,
robić tylko to, co niezbędne. Ale tuż pod chłodnym opanowaniem i
zdecydowanymi ruchami czaiło się coś innego... Wstrząsnął się. Nie chciał się nad
tym zastanawiać, wolał nie myśleć. Ciągle jeszcze był czas, by iść i obudzić Holly.
Przebudzona, popatrzy na niego tymi swoimi wielkimi oczami, które kiedyś
jaśniały miłością... niemal uwielbieniem, a teraz mierzyły go z zimną pogardą,
może nawet potępieniem. Coś takiego nie jest łatwo znieść, zwłaszcza kiedy sam...
Kiedy sam co? Kiedy zrozumiał, choć to zrozumienie nadeszło za pózno, że ją
kocha i zawsze kochał.
Wrócił do samochodu, otworzył drzwiczki od strony dziewczyny. Wstrzymał
oddech, kiedy w środku zapaliło się światło, ale Holly nawet nie drgnęła. Pochylił
się, wziął ją na ręce i ostrożnie wyniósł z samochodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl