[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedy dojedziemy na miejsce? - spytała, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
- Mniej więcej za piętnaście minut. Okolica nie wygląda zbyt zachęcająco, bo jest za
pózno na jesienny festiwal barw, a za wcześnie na zimową krainę z bajki. Lada dzień
spodziewamy się burzy śnieżnej, którą nazywamy Wielką Zamiecią. Jak długo ma pani
zamiar zatrzymać się u nas?
- Dopóki nie przekonam Jeffy do przeprowadzki do Idaho. Od razu powinna była do
nas przyjechać. Możemy jej zaproponować znacznie przyjemniejsze otoczenie, sam pan
rozumie - rodzina, wnuki, ciasta urodzinowe, uroczyste obiady w Zwięto Dziękczynienia i tak
dalej.
Qwilleran sapnął w wąsy.
- Podczas swojego krótkiego pobytu tutaj pani Young zaprzyjazniła się z wieloma
osobami, uprawia swoje hobby i znalazła chętnych do skorzystania z jej fachowych
umiejętności.
- Dokładnie to samo może robić w Idaho.
Dziennikarz odchrząknął.
- Poznałem pani brata wczoraj wieczorem w Klubie Curlingowym, dlatego na wieść o
wypadku przeżyłem wstrząs. Proszę przyjąć najgłębsze wyrazy współczucia.
- Wie pan. co było przyczyną zgonu? - spytała, doskonale panując nad emocjami.
- Upadek ze schodów. Gdy wszyscy wyszli z klubu, zaofiarował się poczekać na
mechanika, który jechał z daleka, żeby dokonać awaryjnego remontu sprzętu klubowego. To
właśnie mechanik znalazł ciało.
- Czy był pod wpływem alkoholu? - zapytała ostro.
- Takiej możliwości nie brano pod uwagę. Ilu wnuków ma Jeffa, pani Parsons? -
zapytał, zmieniając temat.
- Mamy dwie dziewczynki i chłopca w wieku od czterech do ośmiu lat. Są bardzo
podekscytowani, bo po raz pierwszy zobaczą swoją babcię.
- Co panią przyciągnęło do Idaho? Przypuszczam, że pochodzi pani ze stanu
Maryland.
- Interesuję się ochroną środowiska. Kiedyś wybrałam się na wakacje do północno-
zachodniej części tego stanu i zakochałam się w nim! Powinien pan tam kiedyś pojechać.
Jeżeli tu się panu podoba, w Idaho spodoba się panu dziesięć razy bardziej.
- Dziękuję za sugestię. Będę miał to na uwadze.
Kiedy przybyli na podjazd mieszkania Jeffy, zaproponował, żeby poszła przodem, a
on przyniesie bagaż. Matka i córka obejmowały się w wejściu, kiedy włączał wsteczny bieg.
- Na jej twarzy nie zauważyłem ani jednej Izy - powiedział Qwilleran do Polly, kiedy
wieczorem zjawił się w jej mieszkaniu.
Zaprosiła go na kolację, na którą podała jego ulubioną zupę - krem z dodatkiem sera i
boczku, do tego kawałki wczorajszych pieczonych ziemniaków w koszulkach. Było to kolejne
z resztkowych arcydzieł autorstwa Polly.
- Jak wyglądała jej córka? - zapytała.
- Nie jest ładna ani bystra jak Jeffa. Sądząc po rozmiarach jej torby podróżnej, nie ma
zamiaru zabawić u nas zbyt długo. Nie okazała żadnych oznak przygnębienia po śmierci
brata, więc zastanawiam się, jak zorganizują pogrzeb.
- Moi szpiedzy w bibliotece znają wszystkie szczegóły - oznajmiła Polly. - Mac
MacWhannell zajmuje się wszystkim według życzeń Jeffy: kremacja, żadnych ceremonii
pogrzebowych, a nabożeństwo żałobne mają zaplanować oba kluby curlingowe. Mam
nadzieję, że Jeffa tu zostanie. Big Mac liczy na jej pomoc, kiedy nadejdzie czas rozliczeń
podatkowych. Bardzo jej nadskakiwał na wiecu Amandy. Trudno mu się dziwić. Wiesz, że
jego żona jest śmiertelnie chora.
- Założę się, że Jeffa nigdzie stąd nie wyjedzie - zakończył Qwilleran.
Rozdział piętnasty
Gdy Qwilleran przygotowywał kotom śniadanie, oba badawczo przyglądały się temu, co robi.
Koko wyglądał inteligentnie, a Yum Yum - na wygłodzoną. Dziennikarz uważał, że jeżeli
będzie się do nich mówić na odpowiednim poziomie intelektualnym, można spodziewać się
sensownej odpowiedzi. Odezwał się więc do Koko:
- Czy byłbyś łaskaw powtórzyć to, co chciałeś mi przekazać około północy? Jeżeli
nadal podejrzewasz nieczystą grę, uderz trzy razy ogonem o podłogę.
Ogon Koko leżał jak przyklejony do winylowej wykładziny. W tej samej chwili
odezwał się dzwonek do drzwi, w których po chwili pojawiła się Susan Exbridge.
- Skarbie, właśnie idę do sklepu, ale wpadłam, żeby się z tobą podzielić najnowszymi
wieściami.
- Wejdz! - poprosił. - Zaraz zaparzę ci kawy.
- Twoja kawa jest wyborna, ale nie mogę się u ciebie zasiedzieć. Mam umówione
spotkanie z bajecznie zamożnym klientem. - Z tymi słowy rozgościła się na kanapie w
salonie. - Uwielbiam ten dywan! Nie w moim typie, ale jest bardzo zmysłowy i doskonale
pasuje do twoich mebli.
Podał kawę. Od razu rozpoznała tacę projektu Georga Jensena. On w rewanżu
skomplementował jej kolczyki. Wyjaśniła, że są zrobione z angielskich guzików z
cechowanego srebra.
- Przepraszam na chwilę, skończę karmić koty - powiedział i wyszedł do kuchni.
Oba syjamczyki zastał na stole. Zdążyły same się obsłużyć. Dołączył więc do gościa z
kubkiem kawy.
- Przywiozłem Angelę do domu jej matki, zgodnie z jej życzeniem - powiedział.
- Co o niej sądzisz?
- Prawdę mówiąc, wydawała mi się dość chłodna i wyrachowana. Zupełnie nie
przejęła się śmiercią brata. Zauważyłem też, że nie odziedziczyła po matce imponującego
wzrostu.
- Jest przybraną córką Jeny - wyjaśniła Susan. - Kiedy Jeffa wyszła za Young, był
wdowcem i miał córkę. Dopiero pózniej urodził im się syn.
Qwilleran skinął głową.
- Teraz wszystko rozumiem. Co ciekawego chciałabyś' mi powiedzieć?
- Skarbie, chyba nie muszę ci mówić, jak cienkie są ściany na tym osiedlu! Wczoraj
wieczorem słyszałam straszliwą kłótnię między dwoma kobietami. Naprawdę żenujący
spektakl!
- Mam nadzieję, że nie na tyle żenujący, żebyś przestała słuchać.
- Tak naprawdę nie mogłam zrozumieć ani słowa, ale słyszałam trzaśniecie drzwiami,
a potem zaległa cisza. Dzisiaj rano po Angelę przyjechała limuzyna z lotniska. Wyobraz
sobie, że wyjechała! Myślę, że Jeffa zostanie tutaj. Pomoże Big Macowi w rozliczeniach
podatkowych, a ja ostrzę sobie zęby na jej kredens Hepplewhite'a. Mam nadzieję, że zdążę na
wystawę w Nowym Jorku.
- Hmm! - skomentował Qwilleran.
- Mac zjawił się w samą porę i zajął się wszystkim. Jest skarbnikiem Klubu
Curlingowego, więc ma podwójną rolę do odegrania.
- Rozmawiałeś z Robyn?
- Tak, i bardzo jej współczuję. Razem z Jeffą straciły najbliższą osobę. To bardzo
wzruszające, że tak się pocieszają nawzajem. A Donald pewnie zrywa boki ze śmiechu.
Kawał drania z niego!
- Miau! - rozległ się głośny komentarz Koko, który ze stołu w hallu poganiał zbyt
długo żegnającego się gościa.
- Niestety, muszę już iść - powiedziała Susan. - Dzięki za kawę i nie zapomnij: nadal
jestem zainteresowana kupnem tej karafki z St. Louis!
Gdy wyszła, Koko nadal siedział na rzezbionej dębowej kasetce na rękawice. Od kilku dni
było to jego ulubione miejsce odpoczynku. Traktował je jako piedestał dla posągowych póz,
jakie lubił przyjmować.
- Co za próżność! - skomentował Qwilleran.
Nadszedł czas zająć się przemówieniem, jakie miał wygłosić wieczorem. Za namową
swojego przyjaciela Kipa McDiarmida, redaktora  Lockmaster Ledger", zgodził się
powiedzieć parę słów po obiedzie na spotkaniu klubu literackiego. Na jego decyzję
niewątpliwie wpłynął wybór miejsca spotkania - ekskluzywnej restauracji w krainie
wierzchowców:  Palomino Paddock".
Jako weteran tego rodzaju spotkań dobrze wiedział, czego najprawdopodobniej
chcieliby się dowiedzieć jego słuchacze: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl