[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lejnej straty. Niezdolny zrozumieć śmierci malec myślał, że został przez matkę porzuco-
ny, gdyż nie był dość dobry. To wyjaśniało pęd Toma do sukcesu, konieczność nieustan-
nego udowadniania swojej wartości.
Teraz także Julia go opuściła. Imogen zerknęła na niego kątem oka. Wiedziała, że
lepiej jest milczeć, ale współczuła mu z całej duszy. Nic dziwnego, że bał się miłości.
Zakochując się, pozbawiał się wszystkiego, co od dziecka dawało mu poczucie bezpie-
czeństwa.
Jaka szkoda! Gdyby zaryzykował, mógłby uszczęśliwić jakąś kobietę. Im więcej
czasu Imogen z nim przebywała, tym bardziej go lubiła.
I tym bardziej wydawał jej się atrakcyjny.
Nocami leżała sama w wielkim łóżku i myślała o Tomie, śpiącym na kanapie za
ścianą. Przypominała sobie, jak wyglądał, kiedy wyszedł z wody, zaczesując do tyłu mo-
kre włosy.
R
L
T
Coraz trudniej przychodziło jej traktować go jak przyjaciela. Rzadko proponowała,
że posmaruje mu plecy kremem. Za bardzo tego pragnęła. Tom zwykle godził się po
chwili wahania. Imogen była przekonana, że wiedział, jaką to sprawia jej przyjemność,
choć udawała obojętność. Skórę miał ciepłą i matową, a gdy wyczuwała jego mięśnie,
gdzieś w środku robiło jej się gorąco.
Marzyła, by dotknąć wargami jego karku i pocałunek po pocałunku przesuwać się
wzdłuż kręgosłupa, a potem odwrócić go na plecy i zacząć wszystko od nowa. Czasami
od tych rojeń w głowie jej się kręciło. Zakręcenie tubki z kremem i odsunięcie się od
Toma wymagało od niej tak heroicznego wysiłku, że musiała potem usiąść i zamknąć
oczy.
Wtedy w myślach powtarzała sobie wszystkie powody, dla których ma trzymać rę-
ce przy sobie.
Popełniłaby niedopuszczalny błąd, zapominając, że do siebie nie pasują. Byłaby
szalona, zakochując się w mężczyznie niezdolnym do miłości. Seks to za mało.
- Gorący wieczór.
Opadając na wiklinowe siedzisko obok Toma, Imogen odgarnęła włosy z karku, a
Tom poczuł zapach jej szamponu. Nie potrafił go określić. Może to limeta z jakimś do-
datkiem? Zapach był świeży i niewinnie kuszący, zupełnie jak Imogen, pomyślał z kon-
sternacją.
Imogen miała na sobie luzne jedwabne spodnie i bluzkę na ramiączkach. W tych
całkiem zwyczajnych ubraniach mimo woli wyglądała uwodzicielsko. Jak by to było,
gdyby powiódł dłońmi po jej ramionach, sprawdził, jak łatwo ześlizgują się te ramiącz-
ka?
Wstał, żeby zrobić jej drinka.
- Chyba jednak popada - zauważył.
Pogoda to bezpieczny temat.
Imogen spojrzała na lagunę, marszcząc czoło. W ostatnich promieniach zachodzą-
cego słońca nieruchoma i lśniąca tafla przybrała barwę wypolerowanej miedzi.
- I to niedługo - dodał. - Te chmury są teraz za nami, pamiętasz? Fakt, że ich nie
widzimy, nie znaczy, że ich tam nie ma.
R
L
T
Imogen skrzywiła się.
- Już się boję. - Ukradkiem zbliżająca się burza budziła w niej jeszcze większe
przerażenie. Przyciągnęła do siebie nogi i objęła je w kolanach. - Niesamowity wieczór,
jakby cała wyspa wstrzymała oddech.
Upał był duszący, powietrze ciężkie. Zdawało się, że ich ciasno spowija. Tom po-
dał Imogen drinka i usiadł obok niej.
- Posłuchaj - rzekł, unosząc palec.
Imogen przekrzywiła głowę.
- Nic nie słyszę.
- No właśnie. Zazwyczaj przy tym chórze owadów człowiek nie słyszy tu własnych
myśli, a teraz wszystkie zamilkły.
- Tak. - Pomimo upału Imogen zadrżała. - Nie widać też nietoperzy.
Ostatnie pasmo fioletu na horyzoncie zniknęło i niebo pochłonęła ciemność inten-
sywniejsza niż zwykle. Wściekle buzująca czerń.
Imogen przygryzła wargę i mocniej objęła kolana, niepewna czy chce, by coś
wreszcie przerwało to napięcie, czy panicznie się tego boi.
Przez okno lampa rzucała na werandę bladożółty blask. Imogen siedziała sztywno.
Tom przypomniał sobie, co mówiła o swoim lęku przed burzą.
- Chodz tutaj. - Wyciągnął rękę.
Imogen się nie wahała. Ujęła jego dłoń z wdzięcznością. Nerwowe drżenie tuż pod
skórą uspokoiło się, gdy Tom zacisnął palce na jej dłoni. Jego uścisk był ciepły i mocny.
Nie mówił jej, żeby się nie bała, tylko ją objął ramieniem i trzymał.
Serce Imogen waliło. W tej chwili nie wiedziała, czy wali tak ze strachu, czy z po-
wodu Toma. Najchętniej wtuliłaby się w niego, a jednak tkwiła nieruchomo, znajdując
pocieszenie w samej jego bliskości.
Była tym wszystkim tak rozkojarzona, że do momentu, gdy błyskawica przecięła
niebo, prawie zapomniała o burzy. Po kilku sekundach rozległ się rozdzierający grzmot.
Tom poczuł, że podskoczyła i objął ją mocniej.
- No i mamy burzę - rzekł radośnie. - Chyba będzie niezłą, ale przy mnie nic ci nie
grozi.
R
L
T
Nie do wiary, Imogen czuła się bezpieczna mimo tego, że niebo znów się rozświe-
tliło i huk rozerwał ciszę. Trwało to dosyć długo i skończyło się równie niespodziewanie,
jak się rozpoczęło.
- No, no - odezwała się drżącym głosem w ciszy, w której jeszcze pobrzmiewało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
lejnej straty. Niezdolny zrozumieć śmierci malec myślał, że został przez matkę porzuco-
ny, gdyż nie był dość dobry. To wyjaśniało pęd Toma do sukcesu, konieczność nieustan-
nego udowadniania swojej wartości.
Teraz także Julia go opuściła. Imogen zerknęła na niego kątem oka. Wiedziała, że
lepiej jest milczeć, ale współczuła mu z całej duszy. Nic dziwnego, że bał się miłości.
Zakochując się, pozbawiał się wszystkiego, co od dziecka dawało mu poczucie bezpie-
czeństwa.
Jaka szkoda! Gdyby zaryzykował, mógłby uszczęśliwić jakąś kobietę. Im więcej
czasu Imogen z nim przebywała, tym bardziej go lubiła.
I tym bardziej wydawał jej się atrakcyjny.
Nocami leżała sama w wielkim łóżku i myślała o Tomie, śpiącym na kanapie za
ścianą. Przypominała sobie, jak wyglądał, kiedy wyszedł z wody, zaczesując do tyłu mo-
kre włosy.
R
L
T
Coraz trudniej przychodziło jej traktować go jak przyjaciela. Rzadko proponowała,
że posmaruje mu plecy kremem. Za bardzo tego pragnęła. Tom zwykle godził się po
chwili wahania. Imogen była przekonana, że wiedział, jaką to sprawia jej przyjemność,
choć udawała obojętność. Skórę miał ciepłą i matową, a gdy wyczuwała jego mięśnie,
gdzieś w środku robiło jej się gorąco.
Marzyła, by dotknąć wargami jego karku i pocałunek po pocałunku przesuwać się
wzdłuż kręgosłupa, a potem odwrócić go na plecy i zacząć wszystko od nowa. Czasami
od tych rojeń w głowie jej się kręciło. Zakręcenie tubki z kremem i odsunięcie się od
Toma wymagało od niej tak heroicznego wysiłku, że musiała potem usiąść i zamknąć
oczy.
Wtedy w myślach powtarzała sobie wszystkie powody, dla których ma trzymać rę-
ce przy sobie.
Popełniłaby niedopuszczalny błąd, zapominając, że do siebie nie pasują. Byłaby
szalona, zakochując się w mężczyznie niezdolnym do miłości. Seks to za mało.
- Gorący wieczór.
Opadając na wiklinowe siedzisko obok Toma, Imogen odgarnęła włosy z karku, a
Tom poczuł zapach jej szamponu. Nie potrafił go określić. Może to limeta z jakimś do-
datkiem? Zapach był świeży i niewinnie kuszący, zupełnie jak Imogen, pomyślał z kon-
sternacją.
Imogen miała na sobie luzne jedwabne spodnie i bluzkę na ramiączkach. W tych
całkiem zwyczajnych ubraniach mimo woli wyglądała uwodzicielsko. Jak by to było,
gdyby powiódł dłońmi po jej ramionach, sprawdził, jak łatwo ześlizgują się te ramiącz-
ka?
Wstał, żeby zrobić jej drinka.
- Chyba jednak popada - zauważył.
Pogoda to bezpieczny temat.
Imogen spojrzała na lagunę, marszcząc czoło. W ostatnich promieniach zachodzą-
cego słońca nieruchoma i lśniąca tafla przybrała barwę wypolerowanej miedzi.
- I to niedługo - dodał. - Te chmury są teraz za nami, pamiętasz? Fakt, że ich nie
widzimy, nie znaczy, że ich tam nie ma.
R
L
T
Imogen skrzywiła się.
- Już się boję. - Ukradkiem zbliżająca się burza budziła w niej jeszcze większe
przerażenie. Przyciągnęła do siebie nogi i objęła je w kolanach. - Niesamowity wieczór,
jakby cała wyspa wstrzymała oddech.
Upał był duszący, powietrze ciężkie. Zdawało się, że ich ciasno spowija. Tom po-
dał Imogen drinka i usiadł obok niej.
- Posłuchaj - rzekł, unosząc palec.
Imogen przekrzywiła głowę.
- Nic nie słyszę.
- No właśnie. Zazwyczaj przy tym chórze owadów człowiek nie słyszy tu własnych
myśli, a teraz wszystkie zamilkły.
- Tak. - Pomimo upału Imogen zadrżała. - Nie widać też nietoperzy.
Ostatnie pasmo fioletu na horyzoncie zniknęło i niebo pochłonęła ciemność inten-
sywniejsza niż zwykle. Wściekle buzująca czerń.
Imogen przygryzła wargę i mocniej objęła kolana, niepewna czy chce, by coś
wreszcie przerwało to napięcie, czy panicznie się tego boi.
Przez okno lampa rzucała na werandę bladożółty blask. Imogen siedziała sztywno.
Tom przypomniał sobie, co mówiła o swoim lęku przed burzą.
- Chodz tutaj. - Wyciągnął rękę.
Imogen się nie wahała. Ujęła jego dłoń z wdzięcznością. Nerwowe drżenie tuż pod
skórą uspokoiło się, gdy Tom zacisnął palce na jej dłoni. Jego uścisk był ciepły i mocny.
Nie mówił jej, żeby się nie bała, tylko ją objął ramieniem i trzymał.
Serce Imogen waliło. W tej chwili nie wiedziała, czy wali tak ze strachu, czy z po-
wodu Toma. Najchętniej wtuliłaby się w niego, a jednak tkwiła nieruchomo, znajdując
pocieszenie w samej jego bliskości.
Była tym wszystkim tak rozkojarzona, że do momentu, gdy błyskawica przecięła
niebo, prawie zapomniała o burzy. Po kilku sekundach rozległ się rozdzierający grzmot.
Tom poczuł, że podskoczyła i objął ją mocniej.
- No i mamy burzę - rzekł radośnie. - Chyba będzie niezłą, ale przy mnie nic ci nie
grozi.
R
L
T
Nie do wiary, Imogen czuła się bezpieczna mimo tego, że niebo znów się rozświe-
tliło i huk rozerwał ciszę. Trwało to dosyć długo i skończyło się równie niespodziewanie,
jak się rozpoczęło.
- No, no - odezwała się drżącym głosem w ciszy, w której jeszcze pobrzmiewało [ Pobierz całość w formacie PDF ]