[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapraszającego do ławki, którą zajmował z jakąś bardzo piękną, bladą panią i starszym panem;
dochodziły ją uwagi o niej i o dzieciach,
149
lecz wszystko to mało ją obchodziło wobec dręczącego pytania, czy śpiew dobrze wyjdzie.
Wreszcie kościelny, który z ważną miną chodził po kościele i coś ludziom szeptał, podszedł do panny
Józefiny, mówiąc po cichu z życzliwym uśmiechem:
Już zara! Przykazywałem ludziom, żeby się nie darli, jak szkoła" będzie śpiewała!
Pannie Józefinie serce załopotało, a obok niej tłukło się niespokojnie, lecz i radośnie serduszko Krysine.
Uważad, dzieci! szepnęła panna Józefina. Wszystkie oczy: piwne, czarne, niebieskie i szafirowe,
przyczepiły się do jej ust w oczekiwaniu.
Organy zagrały kolędę:
Wśród nocnej ciszy Głos się rozchodzi"!... Na znak dany przez pannę Józefinę Krysia podchwyciła
melodię, a reszta dzieci za nią.
W niektórych miejscach rozległo się kilka głosów, próbujących śpiewad, aleje uciszono:
Cicho! Szkoła" śpiewa!
Po chwili trwogi dzieci, doskonale wyuczone, śpiewały śmiało, czysto, dzwięcznie. Zwieże głosiki
zapełniły świątynię radosnymi dzwiękami, aż się ludziom razniej w sercach robiło.
Ale już po krótkiej chwili wybił się z ogólnego chóru niezwykle silny, dzwięczny głos Krysi. I ona sama,
dotąd jako większa klęcząca za innymi, została przez dzieci, uważające ją w śpiewie za swoją
przewodniczkę, wysunięta naprzód.
Krysia lubiła śpiewad! I już teraz nic dla niej nie istniało; znikły wszystkie twarze, znikły otaczające ją
dzieci, nawet panna Józefina.
Bóg się rodzi, Moc truchleje..."
150
Podniesione w górę oczy przylgnęły do obrazu Dzieciątka Jezus, które trzymała na rękach Najświętsza
Matusia. Dzieciątko zdawało się uśmiechad...
Dla Ciebie śpiewam, Dzieciątko Boże! szeptała dziewuszka.
Zdawało się Krysi, że Dzieciątko wyciągnęło rączkę, jakby błogosławiąc tłum.
Wtem powstało zamieszanie w jednej z ławek. Zliczna pani, która siedziała razem z panem Stefanem i
starszym panem, od chwili gdy Krysia wysunęła się naprzód, wpatrywała się w nią prawie z
przerażeniem.
Stefanie! Czy widzisz?... To... dziecko?... szepnęła wreszcie cała drżąca, a blada twarz stała się
jeszcze bledsza. Tak by wyglądała Hanusia! Tak ją sobie właśnie wyobrażałam! Ach! Co to za dziecko?
Uspokój się, Marylko! To wiejska dziewczynka... Ma starą matkę... Ależ, Marylko!
Blada pani osunęła się bezwładnie.
Dzieci! Zpiewajcie dalej! dyrygowała panna Józefina, nie chcąc powiększad zamieszania, jakie
powstało, gdy wynoszono z kościoła zemdloną panią.
Ale Krysia już nie śpiewała. Oczy jej spotkały się najedną chwilę z wielkimi, smutnymi oczami
nieznajomej, a potem zobaczyła ją, opadającą bezwładnie na ławkę, i jakieś dziwne uczucie ścisnęło ją
jak kleszczami za serce.
Zpiewaj, Krysiu! zgromiła ją panna Józefina.
Ale ona nie umarła? trwożnie pytała dziewczynka.
Nie! Zemdlała. Lecz śpiewaj! Bez ciebie dzieci się mylą. Na szczęście była to ostatnia kolęda, bo już by
Krysia śpiewad
nie mogła, tak ciągle myślała o bladej twarzy zemdlonej pani.
Koło wychodzącej dziatwy zrobił się tłok. Cisnęły się matki, ojcowie. Cisnęli ludzie z innych wsi.
A niechże panienkę Pan Bóg błogosławi! prawiła jakaś
151
kobiecina, patrząc na pannę Józefinę załzawionymi oczami. Człowiekowi się zdawało, że w niebie jest i
aniołki mu śpiewają.
%7łe też paniusia potrafiła te szczęśliwieckie głąby tak wyuczyd dziwowała się jakaś inna.
A znów szczęśliwieccy ludzie i baby, i chłopy ledwie z radości i dumy wytrzymad mogli.
Niechże paniusi Pan Jezus i ta Panienka Najświętsza wynagrodzi... Tyle nam pani chwały przyczyniła...
%7łe to wieś Szczęśliwa, co to dotąd najgorsza była, górą!...
I mimo silnej zadymki, prawie zwiewającej ludzi z drogi i zasypującej ich miałkim, zimnym śniegiem, z
wesołym gwarem powracali szczęśliwiacy do domów, a kobiety gadały, że im się usta ani na chwilę nie
zamykały.
* * *
A musiały widad nie tylko tak sobie rajcowad w tej powrotnej drodze, ale i nad czymś radzid, skoro na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
zapraszającego do ławki, którą zajmował z jakąś bardzo piękną, bladą panią i starszym panem;
dochodziły ją uwagi o niej i o dzieciach,
149
lecz wszystko to mało ją obchodziło wobec dręczącego pytania, czy śpiew dobrze wyjdzie.
Wreszcie kościelny, który z ważną miną chodził po kościele i coś ludziom szeptał, podszedł do panny
Józefiny, mówiąc po cichu z życzliwym uśmiechem:
Już zara! Przykazywałem ludziom, żeby się nie darli, jak szkoła" będzie śpiewała!
Pannie Józefinie serce załopotało, a obok niej tłukło się niespokojnie, lecz i radośnie serduszko Krysine.
Uważad, dzieci! szepnęła panna Józefina. Wszystkie oczy: piwne, czarne, niebieskie i szafirowe,
przyczepiły się do jej ust w oczekiwaniu.
Organy zagrały kolędę:
Wśród nocnej ciszy Głos się rozchodzi"!... Na znak dany przez pannę Józefinę Krysia podchwyciła
melodię, a reszta dzieci za nią.
W niektórych miejscach rozległo się kilka głosów, próbujących śpiewad, aleje uciszono:
Cicho! Szkoła" śpiewa!
Po chwili trwogi dzieci, doskonale wyuczone, śpiewały śmiało, czysto, dzwięcznie. Zwieże głosiki
zapełniły świątynię radosnymi dzwiękami, aż się ludziom razniej w sercach robiło.
Ale już po krótkiej chwili wybił się z ogólnego chóru niezwykle silny, dzwięczny głos Krysi. I ona sama,
dotąd jako większa klęcząca za innymi, została przez dzieci, uważające ją w śpiewie za swoją
przewodniczkę, wysunięta naprzód.
Krysia lubiła śpiewad! I już teraz nic dla niej nie istniało; znikły wszystkie twarze, znikły otaczające ją
dzieci, nawet panna Józefina.
Bóg się rodzi, Moc truchleje..."
150
Podniesione w górę oczy przylgnęły do obrazu Dzieciątka Jezus, które trzymała na rękach Najświętsza
Matusia. Dzieciątko zdawało się uśmiechad...
Dla Ciebie śpiewam, Dzieciątko Boże! szeptała dziewuszka.
Zdawało się Krysi, że Dzieciątko wyciągnęło rączkę, jakby błogosławiąc tłum.
Wtem powstało zamieszanie w jednej z ławek. Zliczna pani, która siedziała razem z panem Stefanem i
starszym panem, od chwili gdy Krysia wysunęła się naprzód, wpatrywała się w nią prawie z
przerażeniem.
Stefanie! Czy widzisz?... To... dziecko?... szepnęła wreszcie cała drżąca, a blada twarz stała się
jeszcze bledsza. Tak by wyglądała Hanusia! Tak ją sobie właśnie wyobrażałam! Ach! Co to za dziecko?
Uspokój się, Marylko! To wiejska dziewczynka... Ma starą matkę... Ależ, Marylko!
Blada pani osunęła się bezwładnie.
Dzieci! Zpiewajcie dalej! dyrygowała panna Józefina, nie chcąc powiększad zamieszania, jakie
powstało, gdy wynoszono z kościoła zemdloną panią.
Ale Krysia już nie śpiewała. Oczy jej spotkały się najedną chwilę z wielkimi, smutnymi oczami
nieznajomej, a potem zobaczyła ją, opadającą bezwładnie na ławkę, i jakieś dziwne uczucie ścisnęło ją
jak kleszczami za serce.
Zpiewaj, Krysiu! zgromiła ją panna Józefina.
Ale ona nie umarła? trwożnie pytała dziewczynka.
Nie! Zemdlała. Lecz śpiewaj! Bez ciebie dzieci się mylą. Na szczęście była to ostatnia kolęda, bo już by
Krysia śpiewad
nie mogła, tak ciągle myślała o bladej twarzy zemdlonej pani.
Koło wychodzącej dziatwy zrobił się tłok. Cisnęły się matki, ojcowie. Cisnęli ludzie z innych wsi.
A niechże panienkę Pan Bóg błogosławi! prawiła jakaś
151
kobiecina, patrząc na pannę Józefinę załzawionymi oczami. Człowiekowi się zdawało, że w niebie jest i
aniołki mu śpiewają.
%7łe też paniusia potrafiła te szczęśliwieckie głąby tak wyuczyd dziwowała się jakaś inna.
A znów szczęśliwieccy ludzie i baby, i chłopy ledwie z radości i dumy wytrzymad mogli.
Niechże paniusi Pan Jezus i ta Panienka Najświętsza wynagrodzi... Tyle nam pani chwały przyczyniła...
%7łe to wieś Szczęśliwa, co to dotąd najgorsza była, górą!...
I mimo silnej zadymki, prawie zwiewającej ludzi z drogi i zasypującej ich miałkim, zimnym śniegiem, z
wesołym gwarem powracali szczęśliwiacy do domów, a kobiety gadały, że im się usta ani na chwilę nie
zamykały.
* * *
A musiały widad nie tylko tak sobie rajcowad w tej powrotnej drodze, ale i nad czymś radzid, skoro na [ Pobierz całość w formacie PDF ]