[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gotów jestem rzucić się w głębiny nieznanych mórz, żeby tylko móc to
przeżyć z tobą.
- Do niczego cię nie popycham.
- Pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale uwierz, twój
wpływ na moje życie był i jest ogromny.
- Bo jestem młodszą siostrą Clary?
- Bo jesteś sobą, Amelio Earhart Stockton. Jesteś kobietą, którą ko-
cham. Pozwól mi na to.
Tak bardzo chciała mu uwierzyć, ale czy nie przyjdzie jej zapłacić za to
zbyt wysokiej ceny? Nie będzie umiała mu już zaufać. I cały czas będzie
drżała z obawy, że znów od niej odejdzie.
- Za pózno. Gdybyś mi powiedział cokolwiek na statku, może bym ci
uwierzyła. Może by się nam udało. Ale pojawiło się zbyt wiele złych uczuć.
- Z powodu Clary?
- Nie, z powodu tego, co zaszło między nami. Odsunąłeś się ode mnie,
zraniłeś mnie głęboko, mówiąc, że to, co się stało, to był tylko seks.
- Musiałem cię chronić.
- Chronić? Ty mi złamałeś serce.
- Gdybym nie wprowadził takiego dystansu, z pewnością znów byśmy
się kochali.
- Uprawialibyśmy seks. Masz rację, zapewne by do tego doszło.
R
L
T
149
- Ktoś mógłby nas zauważyć. Nie mogłem dopuścić, żebyś zaryzyko-
wała karierę. Nie dla mnie. Bobyś mnie za to znienawidziła.
- Kochałam cię.
- A teraz mnie nie kochasz? Zagryzła wargę.
- Powtórzę teraz to, co usłyszałem od pewnej osoby, nie wierzę ci.
- Nie wykorzystuj moich słów przeciwko mnie, Cole. To już nie jest za-
bawa.
- Wiem. Teraz chodzi o resztę naszego życia. Naszego życia. Powie-
dział to tak, jakby chodziło o ich wspólne życie. Jakie wspólne życie?
- Skąd ta twoja pewność? - zapytała..
- Stąd.
Wziął jej dłoń i przyłożył ją sobie do piersi. Jego serce biło szybko i
mocno. Dla niej.
- Chciałabym ci wierzyć, Cole. Naprawdę.
- Wiem, skarbie. - Uniósł palcem jej brodę. - Daj mi resztę swojego ży-
cia, a udowodnię ci, jak bardzo cię kocham.
Resztę życia? O czym on mówi!
- Pół roku temu spytałem twojego ojca, czy mogę się z tobą spotykać.
A dziś spytałem go, czy mogę ci się oświadczyć. Czy mogę zrobić wszyst-
ko, co w mojej mocy, żeby cię przekonać, żebyś pozwoliła mi cię kochać i
troszczyć się o ciebie.
Obraz przed jej oczami zamazał się, była pewna, że się zachwiała i że
Cole ją objął, by nie upadła.
R
L
T
150
- I co mój ojciec ci powiedział?
Aż sama się zdziwiła, że go o to pyta, zamiast powiedzieć, że nie wyj-
dzie za niego za mąż. Ze nigdy nie chciała wychodzić za mąż. Z wyjątkiem
tamtego popołudnia, kiedy żałowała, że to nie z nią Cole pójdzie do ołtarza,
nie z nią wyjedzie w podróż poślubną.
Nagle przypomniała sobie ostatnie słowa ojca.
- Powiedział tak - wykrztusiła.
- Powiedział tak - potwierdził Cole. - Ale dużo ważniejsze jest to, co ty
powiesz.
Cole przyklęknął, nadal trzymając jej dłoń. Amelia zaczęła kręcić gło-
wą.
- Proszę cię, nie rób tego.
Zawahał się tylko przez ułamek sekundy.
- Zostań moją żoną. Bądz moją partnerką, przyjaciółką i kochanką. I
pozwól mi dowieść, jak bardzo cię uwielbiam.
- Uwielbiasz mnie? - spytała zaskoczona tym słowem.
- Uwielbiam cię, kocham, pragnę. - Uścisnął jej dłoń i dopiero wtedy
zauważyła, że Cole też drży. -Przez dwa lata bezskutecznie próbowałem
sam siebie przekonać, że mi na tobie nie zależy. Ale ja cię potrzebuję. Chcę
cię przy sobie mieć i chcę, żebyś mnie kochała. Może moja propozycja
małżeństwa jest dość pospieszna, ale już za długo czekaliśmy na siebie. Je-
stem pewien swoich uczuć i wiem, że pragnę właśnie ciebie. Do końca ży-
cia.
- Cole - zaczęła, wiedząc, że musi odmówić.
R
L
T
151
Nie chce wychodzić za mąż. Nie chce bać się, że on znów ją zostawi.
Nie chce tracić swojej wolności.
Ale to miłość Cole'a dała jej wolność, dała jej siłę, żeby być tym, kim
chce. A chciała należeć do niego.
Bo był tutaj, boją kochał. Bo wolała być przez niego] porzucana tysiące
razy, niż przeżyć jeden dzień bez niego. Bo w jego oczach zobaczyła za-
pewnienie, że jej nigdy nie zostawi, że do końca życia będzie przy niej|
- Kocham cię, Cole.
Przyłożył jej dłoń do swojego policzka.
- Wyjdziesz za mnie za mąż? Ufasz mi? Nie musiała się zastanawiać
nad odpowiedzią.
- Tak.
R
L
T
152
EPILOG
Cole uśmiechnął się do kobiety leżącej w jego ramionach. Był najszczę-
śliwszym człowiekiem na świecie.
- O czym myślisz? - spytała Amelia, przesuwając palcami pp jego szyi.
Jej dotyk wywołał w nim kolejną falę pożądania.
- O tym, że twój mąż to wielki szczęściarz.
- Prawda? - Uśmiechnęła się. Wyciągnęła się obok niego. W jej oczach
błyszczało zadowolenie. - Dzisiejszy dzień był cudowny.
Uniósł się na łokciu, żeby na nią spojrzeć. Amelia leżała na kremowej
pościeli. Wybrali ten hotel w San Diego na swoją noc poślubną. Rano mieli
polecieć na dwa tygodnie do Nowej Zelandii - wędrówki z plecakami, pły-
wanie kajakiem, blisko natury i blisko siebie. Większość osób nieco inaczej
wyobraża sobie miesiąc miodowy, ale gdy zastanawiali się nad podróżą po-
ślubną, Nowa Zelandia wygrała bezapelacyjnie.
- Noc będzie jeszcze bardziej cudowna - zapewnił ją.
- Naprawdę? - Amelia uniosła prowokująco brwi. -Bo jeśli chcesz mnie
przekonać, że noc będzie bardziej udana niż dzień, to musisz się trochę na-
pracować.
- Nigdy się nie bałem ciężkiej pracy. - Pochylił się i musnął językiem
jej ucho. - Podejmuję wyzwanie.
Wiedział, że nic mu nie sprawi większej przyjemności.
R
L
T
153
- No nie wiem. - Uniosła się lekko, odsłaniając szyję. - Trudno przebić
wydarzenie, na którym pojawia się cały klan Stocktonów.
To prawda, ale Cole wcale się tym nie zmartwił. Miał dostęp do pouf-
nych informacji szpiegowskich, dotyczących najbardziej wrażliwych punk-
tów na ciele Amelii.
Nie mógł się nią nasycić. Kiedy spojrzała mu w oczy, idąc ku niemu
między rzędami krzeseł dla gości, zabrakło mu tchu.
Patrzyła na niego tak, jakby był jej całym światem. A on odwzajemniał
to spojrzenie. Tak, była całym jego światem. I będzie ją kochał do końca
swoich dni.
Wdychał jej zapach i pożądał jej, chociaż kochali się ze sobą nie tak
dawno.
Oddech za oddechem, pocałunek za pocałunkiem, pieszczota za piesz-
czotą, powoli i niespiesznie Cole odkrywał i zapamiętywał każdy szczegół
jej ciała i każdą reakcję, każdy krzyk i jęk rozkoszy.
Ułożył się na niej i spojrzał jej w oczy z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że jest pani zadowolona z nocy poślubnej, pani Stan-
ley?
Zadowolona? Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, jak na nią działa? Jak
bardzo go pragnie? Jak jest z nim szczęśliwa?
Dzisiejszy dzień był naprawdę idealny. Kalifornijskie słońce cudownie
świeciło, ogród jej rodziców zamienił się w weselny raj: białe krzesełka i
piękne dekoracje z białych kwiatów przeplecionych granatową wstążką.
Nie chcieli dużego przyjęcia, więc zaprosili tylko trzydzieści osób. W roli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
gotów jestem rzucić się w głębiny nieznanych mórz, żeby tylko móc to
przeżyć z tobą.
- Do niczego cię nie popycham.
- Pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale uwierz, twój
wpływ na moje życie był i jest ogromny.
- Bo jestem młodszą siostrą Clary?
- Bo jesteś sobą, Amelio Earhart Stockton. Jesteś kobietą, którą ko-
cham. Pozwól mi na to.
Tak bardzo chciała mu uwierzyć, ale czy nie przyjdzie jej zapłacić za to
zbyt wysokiej ceny? Nie będzie umiała mu już zaufać. I cały czas będzie
drżała z obawy, że znów od niej odejdzie.
- Za pózno. Gdybyś mi powiedział cokolwiek na statku, może bym ci
uwierzyła. Może by się nam udało. Ale pojawiło się zbyt wiele złych uczuć.
- Z powodu Clary?
- Nie, z powodu tego, co zaszło między nami. Odsunąłeś się ode mnie,
zraniłeś mnie głęboko, mówiąc, że to, co się stało, to był tylko seks.
- Musiałem cię chronić.
- Chronić? Ty mi złamałeś serce.
- Gdybym nie wprowadził takiego dystansu, z pewnością znów byśmy
się kochali.
- Uprawialibyśmy seks. Masz rację, zapewne by do tego doszło.
R
L
T
149
- Ktoś mógłby nas zauważyć. Nie mogłem dopuścić, żebyś zaryzyko-
wała karierę. Nie dla mnie. Bobyś mnie za to znienawidziła.
- Kochałam cię.
- A teraz mnie nie kochasz? Zagryzła wargę.
- Powtórzę teraz to, co usłyszałem od pewnej osoby, nie wierzę ci.
- Nie wykorzystuj moich słów przeciwko mnie, Cole. To już nie jest za-
bawa.
- Wiem. Teraz chodzi o resztę naszego życia. Naszego życia. Powie-
dział to tak, jakby chodziło o ich wspólne życie. Jakie wspólne życie?
- Skąd ta twoja pewność? - zapytała..
- Stąd.
Wziął jej dłoń i przyłożył ją sobie do piersi. Jego serce biło szybko i
mocno. Dla niej.
- Chciałabym ci wierzyć, Cole. Naprawdę.
- Wiem, skarbie. - Uniósł palcem jej brodę. - Daj mi resztę swojego ży-
cia, a udowodnię ci, jak bardzo cię kocham.
Resztę życia? O czym on mówi!
- Pół roku temu spytałem twojego ojca, czy mogę się z tobą spotykać.
A dziś spytałem go, czy mogę ci się oświadczyć. Czy mogę zrobić wszyst-
ko, co w mojej mocy, żeby cię przekonać, żebyś pozwoliła mi cię kochać i
troszczyć się o ciebie.
Obraz przed jej oczami zamazał się, była pewna, że się zachwiała i że
Cole ją objął, by nie upadła.
R
L
T
150
- I co mój ojciec ci powiedział?
Aż sama się zdziwiła, że go o to pyta, zamiast powiedzieć, że nie wyj-
dzie za niego za mąż. Ze nigdy nie chciała wychodzić za mąż. Z wyjątkiem
tamtego popołudnia, kiedy żałowała, że to nie z nią Cole pójdzie do ołtarza,
nie z nią wyjedzie w podróż poślubną.
Nagle przypomniała sobie ostatnie słowa ojca.
- Powiedział tak - wykrztusiła.
- Powiedział tak - potwierdził Cole. - Ale dużo ważniejsze jest to, co ty
powiesz.
Cole przyklęknął, nadal trzymając jej dłoń. Amelia zaczęła kręcić gło-
wą.
- Proszę cię, nie rób tego.
Zawahał się tylko przez ułamek sekundy.
- Zostań moją żoną. Bądz moją partnerką, przyjaciółką i kochanką. I
pozwól mi dowieść, jak bardzo cię uwielbiam.
- Uwielbiasz mnie? - spytała zaskoczona tym słowem.
- Uwielbiam cię, kocham, pragnę. - Uścisnął jej dłoń i dopiero wtedy
zauważyła, że Cole też drży. -Przez dwa lata bezskutecznie próbowałem
sam siebie przekonać, że mi na tobie nie zależy. Ale ja cię potrzebuję. Chcę
cię przy sobie mieć i chcę, żebyś mnie kochała. Może moja propozycja
małżeństwa jest dość pospieszna, ale już za długo czekaliśmy na siebie. Je-
stem pewien swoich uczuć i wiem, że pragnę właśnie ciebie. Do końca ży-
cia.
- Cole - zaczęła, wiedząc, że musi odmówić.
R
L
T
151
Nie chce wychodzić za mąż. Nie chce bać się, że on znów ją zostawi.
Nie chce tracić swojej wolności.
Ale to miłość Cole'a dała jej wolność, dała jej siłę, żeby być tym, kim
chce. A chciała należeć do niego.
Bo był tutaj, boją kochał. Bo wolała być przez niego] porzucana tysiące
razy, niż przeżyć jeden dzień bez niego. Bo w jego oczach zobaczyła za-
pewnienie, że jej nigdy nie zostawi, że do końca życia będzie przy niej|
- Kocham cię, Cole.
Przyłożył jej dłoń do swojego policzka.
- Wyjdziesz za mnie za mąż? Ufasz mi? Nie musiała się zastanawiać
nad odpowiedzią.
- Tak.
R
L
T
152
EPILOG
Cole uśmiechnął się do kobiety leżącej w jego ramionach. Był najszczę-
śliwszym człowiekiem na świecie.
- O czym myślisz? - spytała Amelia, przesuwając palcami pp jego szyi.
Jej dotyk wywołał w nim kolejną falę pożądania.
- O tym, że twój mąż to wielki szczęściarz.
- Prawda? - Uśmiechnęła się. Wyciągnęła się obok niego. W jej oczach
błyszczało zadowolenie. - Dzisiejszy dzień był cudowny.
Uniósł się na łokciu, żeby na nią spojrzeć. Amelia leżała na kremowej
pościeli. Wybrali ten hotel w San Diego na swoją noc poślubną. Rano mieli
polecieć na dwa tygodnie do Nowej Zelandii - wędrówki z plecakami, pły-
wanie kajakiem, blisko natury i blisko siebie. Większość osób nieco inaczej
wyobraża sobie miesiąc miodowy, ale gdy zastanawiali się nad podróżą po-
ślubną, Nowa Zelandia wygrała bezapelacyjnie.
- Noc będzie jeszcze bardziej cudowna - zapewnił ją.
- Naprawdę? - Amelia uniosła prowokująco brwi. -Bo jeśli chcesz mnie
przekonać, że noc będzie bardziej udana niż dzień, to musisz się trochę na-
pracować.
- Nigdy się nie bałem ciężkiej pracy. - Pochylił się i musnął językiem
jej ucho. - Podejmuję wyzwanie.
Wiedział, że nic mu nie sprawi większej przyjemności.
R
L
T
153
- No nie wiem. - Uniosła się lekko, odsłaniając szyję. - Trudno przebić
wydarzenie, na którym pojawia się cały klan Stocktonów.
To prawda, ale Cole wcale się tym nie zmartwił. Miał dostęp do pouf-
nych informacji szpiegowskich, dotyczących najbardziej wrażliwych punk-
tów na ciele Amelii.
Nie mógł się nią nasycić. Kiedy spojrzała mu w oczy, idąc ku niemu
między rzędami krzeseł dla gości, zabrakło mu tchu.
Patrzyła na niego tak, jakby był jej całym światem. A on odwzajemniał
to spojrzenie. Tak, była całym jego światem. I będzie ją kochał do końca
swoich dni.
Wdychał jej zapach i pożądał jej, chociaż kochali się ze sobą nie tak
dawno.
Oddech za oddechem, pocałunek za pocałunkiem, pieszczota za piesz-
czotą, powoli i niespiesznie Cole odkrywał i zapamiętywał każdy szczegół
jej ciała i każdą reakcję, każdy krzyk i jęk rozkoszy.
Ułożył się na niej i spojrzał jej w oczy z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że jest pani zadowolona z nocy poślubnej, pani Stan-
ley?
Zadowolona? Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, jak na nią działa? Jak
bardzo go pragnie? Jak jest z nim szczęśliwa?
Dzisiejszy dzień był naprawdę idealny. Kalifornijskie słońce cudownie
świeciło, ogród jej rodziców zamienił się w weselny raj: białe krzesełka i
piękne dekoracje z białych kwiatów przeplecionych granatową wstążką.
Nie chcieli dużego przyjęcia, więc zaprosili tylko trzydzieści osób. W roli [ Pobierz całość w formacie PDF ]