[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słuchawkę.
- Tiffany, tu Wayne. Wayne Tanner.
- Czy jest jakiś problem z transferem? - zapytała z
niepokojem.
- Nie, nie ma żadnego problemu.
- Więc o co chodzi?
- Nie o co, tylko o kogo.
- Nie rozumiem.
- Przed chwilą rozmawiałem z Garthem Dixonem.
Tiffany z zaskoczenia nie mogła wykrztusić ani słowa.
W końcu odzyskała głos.
- Jakim cudem?
- Zadzwonił tu.
103
RS
- Znasz go?
- Czy go znam? Mówisz poważnie?
- Wayne, czy mógłbyś wreszcie wyjaśnić, o co ci chodzi?
Wayne odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, po co ci potrzebne te
pieniądze, czy raczej dla kogo są ci one potrzebne?
- Nie sądziłam, by to było konieczne.
- Ale, na litość boską, dlaczego akurat dla niego?
- Wayne, moja cierpliwość się kończy.
- Czy ty nie wiesz, kim on jest?
- Może ty mi to powiesz? - prychnęła Tiffany z sarkazmem.
- Dziewczyno, ten facet jest w stanie rywalizować z
Rockefellerami i Dupontami.
- Co???
- Mógłby kupić cały mój bank. Prawdę mówiąc, słyszałem
zresztą plotki, że zamierza to zrobić.
- To znaczy...
- Jest milionerem, a do tego ma większe wpływy niż senat
stanowy.
- Wstrzymaj płatność tego czeku - rzekła stanowczo Tiffany,
zaciskając zęby.
- Nie muszę tego robić. Dixon go zwrócił. - Wayne milczał
przez chwilę. - Może mi wyjaśnisz, co tu się dzieje?
- Nie. Ale dziękuję za telefon. Mam u ciebie dług
wdzięczności.
Odłożyła słuchawkę i opadła na kanapę.
Co za drań! Co za łajdak! Co za kłamca! Nic dziwnego, że był
tak tajemniczy i tak starannie ukrywał to, kim jest. Przez cały
czas obawiał się, że Tiffany leci na jego pieniądze. Jakże nisko
musiał ją oceniać! Poczuła pod powiekami łzy.
Nie ujdzie mu to na sucho. Nigdy w życiu!
Tym razem, gdy dotarła do jego domku, nie zawracała sobie
głowy pukaniem. Po prostu otworzyła drzwi i wmaszerowała do
środka. Garth stał pośrodku pokoju, a obok, na starym biurku, w
104
RS
wielkim wazonie zauważyła tuzin czerwonych róż. Obrócił się i
spojrzał na nią z promiennym uśmiechem.
- Zaoszczędziłaś mi drogi. Właśnie chciałem...
- Co chciałeś? Powiedzieć mi, kim jesteś?
Gniew w głosie Tiffany nie uszedł jego uwagi. Z jego ust
zniknął uśmiech.
- Właśnie to chciałem ci powiedzieć.
- Naprawdę? A cóż cię do tego skłoniło? Czy taki właśnie
miałeś plan, żeby zaczekać, aż się wygłupię? - zawołała, z trudem
powstrzymując łzy.
Twarz Gartha złagodniała.
- Dobrze wiesz, że mówisz bzdury. Właśnie chciałem
pojechać do ciebie i wszystko ci wyjaśnić.
- To nie jest konieczne. Twój przyjaciel z banku zrobił to już
za ciebie.
- Cholera - skrzywił się Garth. - Tanner ma za długi język.
- Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? - zapytała
ostro Tiffany.
- Nie. Chciałem cię przeprosić i zapytać, czy za mnie
wyjdziesz?
Potrząsnęła głową i zaśmiała się ironicznie.
- Po tym wszystkim? Chyba nie mówisz poważnie? Jak
mogłabym ci zaufać, skoro ty nie ufałeś mnie?
- Dobrze, przyznaję, że to nie było w porządku z mojej strony.
Ale...
- Nie! Nie mów nic więcej. - Azy płynęły po policzkach Tiffany.
Musiała jak najprędzej stąd wyjść. - I pomyśleć, że prawie
całkiem wyczyściłam swoje konto, myśląc, że potrzebujesz tych
pieniędzy. Boże!
- Tiffany - rzekł Garth ze wzruszeniem, zbliżając się do niej.
- Daj mi szansę, bym mógł ci to wynagrodzić.
Zignorowała cierpienie malujące się na jego twarzy.
- Za pózno. Możesz wziąć swoje pieniądze i iść do diabła!
105
RS
ROZDZIAA OSIEMNASTY
- Nie mogę tego znieść.
- Ja też - odrzekła Tiffany - więc proszę cię, przestań
lamentować, bo tylko jeszcze bardziej mi wszystko utrudniasz.
Bridget otarła łzy z oczu i skrzywiła się.
- Ale ja nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
- Ja też nie chcę, ale muszę.
Przez chwilę obydwie milczały. Tiffany z zaciętym wyrazem
twarzy wrzucała swoje rzeczy do walizki, omijając wzrokiem
przyjaciółkę.
Przez tydzień, który minął od tamtej rozmowy z Garthem,
funkcjonowała jak robot. Przez cały czas miała nadzieję, że on
zadzwoni albo, jeszcze lepiej, przyjedzie na ranczo i spróbuje
naprawić sytuację. Nie zrobił tego i wiedziała na pewno, że już nie
zrobi. Jej życie legło w gruzach i nic nie mogła na to poradzić.
Jak do tego doszło? Zadawała sobie to pytanie miliony razy,
ale nadal nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Nie miała
najmniejszego zamiaru ofiarować żadnemu mężczyznie swojego
serca. Garth wtargnął do niego jak burza. Niech go diabli. Tylko
siebie mogła winić za żałosny stan, w jakim się znalazła. Co
zrobić, by cierpienie przestało zżerać jej duszę?
Stłumiła westchnienie, bez słowa odwróciła się plecami do
szlochającej cicho Bridget i podeszła do okna. Słońce jak złota
kula wznosiło się nad górami. Tiffany jednak nie zauważała
piękna natury, pochłonięta rozmyślaniem o jeszcze jednej
kłopotliwej sprawie.
Spózniał się jej okres, co zazwyczaj się nie zdarzało. Mogło to
oznaczać jedną z dwóch rzeczy: albo stresy odcisnęły swoje piętno
na funkcjonowaniu jej organizmu, albo była w ciąży. Na myśl o tej
drugiej możliwości ogarnęła ją panika.
- Jest coś jeszcze, o czym mi nie wspomniałaś, prawda?
Tiffany obróciła się na pięcie, znów podziwiając przenikliwość
Bridget. Przyjaciółka jednak znała ją jak nikt inny.
106
RS
- Tak - przyznała po prostu.
- Więc powiedz, co to takiego.
- Właśnie próbuję.
- Okres ci się spóznia - domyśliła się Bridget.
- Mhm.
- I nigdy dotąd się to nie zdarzało.
- Dziesięć punktów.
- Czy czujesz, że jesteś w ciąży?
Wbrew sobie Tiffany musiała się uśmiechnąć.
- A jak niby mam to czuć?
Bridget wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale słyszałam, że istnieją wyrazne oznaki.
- Mam nadzieję, że to tylko nerwy - odrzekła Tiffany z
desperacją.
- A jeśli nie...
- To nie wiem, co zrobię.
- To znaczy, że nie powiedziałabyś mu?
- Miałby prawo wiedzieć - rzekła Tiffany drżącym głosem. -
Tylko że...
- Myślę, że on nie miał zamiaru cię oszukiwać.
- Ale oszukał, i chociaż nadal go kocham, nie mogę mu tego
wybaczyć.
Bridget westchnęła.
- Możesz mi powiedzieć, żebym się zamknęła, poszła do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl