[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poczuli zazdrość, że mamy dostęp do łatwej krwi. Wiedzą, że należy do nas, ale chcieliby ją
odzyskać. Przyjdą po to, czego potrzebują. Wytropią nas jedno po drugim. Będą ucztować na
naszych prochach!
- Nigdy - warknęła Kristie. Niektórzy z kompanów jej i Raoula zrobili to samo.
- Nie mamy wielkiego wyboru - oświadczył Riley. - Jeśli będziemy czekać, aż pojawią
się tutaj, zdobędą nad nami przewagę. To jest ich teren. Nie chcą zmierzyć się z nami
wszystkimi naraz, bo nas jest więcej i jesteśmy silniejsi. Chcą nas wyłapać pojedynczo, chcą
wykorzystać naszą największą słabość. Jesteście dość zmyślni, by wiedzieć, co to jest? -
Wskazał na prochy u swoich stóp, teraz wdeptane w dywan tak, że nie dało się rozpoznać, iż
jeszcze niedawno był to wampir, i czekał.
Nikt się nie poruszył. Riley warknął z irytacją:
- Brak jedności! - krzyknął. - Jedność tutaj nie istnieje! Jakie możemy stanowić
zagrożenie, jeśli nie przestaniemy się nawzajem zabijać? - Kopnął stos popiołów, posyłając w
górę mały czarny obłok. - Wyobrażacie sobie, jak się z nas śmieją? Z łatwością odbiorą nam
miasto. Sądzą, że jesteśmy słabi i głupi. Myślą, że podamy im naszą krew na tacy. Teraz już
połowa wampirów warknęła w proteście.
- Umiecie działać razem czy wszyscy mamy umrze?
- Załatwimy ich, szefie! - ryknął Raoul.
Riley spojrzał na niego krzywo.
- Nie, jeśli nie nauczycie się nad sobą panować! Nie, jeśli nie nauczycie się działać
wspólnie.
Każdy wampir, którego zniszczyliście - znów trącił stopą prochy - mógł być tym,
który ocaliłby wam życie. Każdy wampir z naszego zgromadzenia, którego zabijacie, jest jak
prezent dla naszego wroga. Masz, mówicie, zabij mnie!
Kristie i Raoul, i wszyscy pozostali spojrzeli na siebie tak, jakby widzieli się pierwszy
raz w życiu. Znaliśmy słowo zgromadzenie , ale żadne z nas nie używało go, mówiąc o tej
grupie. A przecież byliśmy zgromadzeniem.
- Opowiem wam coś o naszych wrogach - ciągnął Riley. Wbiliśmy w niego wzrok. -
Są dużo starszym zgromadzeniem niż my. Chodzą po ziemi od setek lat i nie przypadkiem
przeżyli tak długi czas. Są zdolni, inteligentni i przyjdą odebrać nam Seattle. Będą bardzo
pewni siebie - ponieważ słyszeli że mają walczyć z bandą niezorganizowanych gnojków,
którzy i tak odwalili już za nich połowę roboty!
Kolejne warknięcia, ale tym razem bardziej nieufne niż wściekłe. Kilku
spokojniejszych wampirów, które Riley nazwałby oswojonymi, wyglądało na
przestraszonych. To także zauważył i powiedział:
- Tak właśnie nas postrzegają, ale to tylko dlatego, że nie widzą nas razem. A razem
możemy ich zniszczyć. Gdyby zobaczyli nas stojących ramię w ramię, walczących wspólnie,
przeraziliby się. I tak właśnie się stanie. Bo nie będziemy czekać, aż przyjdą tutaj i zaczną nas
po kolei zabijać. Zaskoczymy ich. Za cztery dni!
Cztery dni? Widocznie nasza stwórczyni nie chciała czekać do ostatniej chwili. Znów
spojrzałam na zamknięte drzwi. Gdzie podziewał się Diego?
Jedni przyjęli tę zapowiedz ze zdumieniem, inni - z przestrachem.
- To ostatnie, czego się spodziewają - zapewnił Riley. - Wszystkich nas, razem,
gotowych do walki. A najlepsze zachowałem na koniec. Jest ich tylko siedmioro.
Zapadła pełna niedowierzania cisza, i pierwszy odezwał się Raoul:
- Co?!
Kristie wpatrywała się w Riley a kompletnie zaskoczona, a w piwnicy rozległy się
zduszone szepty.
- Siedmioro?
- %7łartujesz sobie?
- Hej! - warknął Riley. - Nie żartowałem, mówiąc, te ich zgromadzenie jest
niebezpieczne. Są inteligentni i przebiegli. Podstępni. My będziemy mieli przewagę liczebną,
ale oni są sprytniejsi. Jeśli będziemy chcieli ich przechytrzyć, przegramy. Ale jeśli zmusimy
ich do walki na naszych warunkach... - Riley nie dokończył zdania, jedynie się uśmiechnął.
- Ruszajmy od razu - wyrwał się Raoul.
- Sprzątnijmy ich jak najszybciej - Kevin zarżał entuzjastycznie.
- Uspokójcie się, barany. Pośpiech w niczym tu nie pomoże - uciszył ich Riley.
- Powiedz nam wszystko, co powinniśmy o nich wiedzieć - zachęciła Kristie, rzucając
Raoulowi spojrzenie pełne wyższości.
Riley zawahał się, jakby zastanawiał się, co może powiedzieć.
- No dobrze, od czego mam zacząć? Chyba najważniejsze, co musicie wiedzieć, to to,
że... nie wiecie jeszcze wszystkiego o wampirach. Na początku nie chciałem was tym
przytłoczyć.
Kolejna chwila ciszy. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych.
- Doświadczyliście już co nieco tego, co nazywamy talentami. Mamy tu Freda.
Spojrzeliśmy na Freda - czy raczej próbowaliśmy. Z miny Rileya wywnioskowałam,
że Fred nie lubi być wyróżniany, i kiedy tylko został wspomniany, podkręcił na maksa swój
talent . Riley skrzywił się i odwrócił wzrok. Ja wciąż nic nie czułam.
- Cóż, no tak, są pewne wampiry, które posiadają zdolności inne niż wielka siła i
wyostrzone zmysły. Zauważyliście to w... naszym zgromadzeniu. - Uważał, by znów nie
wymówić imienia Freda. - Takie talenty są rzadkie, ma je może jeden na pięćdziesiąt
wampirów, ale każdy z nich jest inny. Istnieją bowiem bardzo różne dary, a niektóre są
silniejsze od innych.
Wśród wampirów rozległy się pomniki ciekawości - każdy zastanawiał się, jaki może
mieć talent. Raoul szczerzył się, jakby już odkrył w sobie cudowne umiejętności. Ale mnie
zdawało się, zapewne słusznie, że jedynym tutaj wyjątkowym wampirem był ten stojący tuż
obok mnie.
- Słuchajcie mnie! - rozkazał Riley. - Nie opowiadam wam tego dla rozrywki.
- Ci z wrogiego zgromadzenia - wtrąciła się Kristie - mają te dodatkowe talenty, tak?
Riley kiwnął głową.
- Otóż to. Cieszę się, że ktoś tutaj ma choć odrobinę oleju w głowie.
Górna warga Raoula drgnęła, odsłaniając nieco zęby.
- Ich zgromadzenie jest wręcz niebezpiecznie utalentowane - mówił Riley, ściszając
głos do scenicznego szeptu. - Jeden z nich czyta w myślach. - Spojrzał na nas, sprawdzając,
czy rozumiemy istotę takiego daru. Dostrzegł jednak, że nie łapiemy, o co chodzi. - Myślcie!
Będzie wiedział co wam chodzi po głowach. Zanim zaatakujecie, on już odgadnie, jaki
chcecie wykonać ruch. Pójdziecie w lewo, on już tam będzie czekał.
Gdy zaczęliśmy to sobie wyobrażać, ogarnęło nas nerwowe odrętwienie.
- Dlatego byliśmy tacy ostrożni - ja i ta, która was stworzyła.
Kristie odsunęła się od Rileya, gdy tylko wspomniał o niej. Raoul wyraznie się
zdenerwował Wszyscy staliśmy w napięciu.
- Nie znacie jej imienia i nie wiecie, jak wygląda. To wszystkich nas chroni. Jeśli
tamci natkną się na któreś z was osobno, nie będą wiedzieli, że jesteście związani z n i ą, i
może puszczą was wolno. Lecz jeśli odkryją, że należycie do naszego zgromadzenia, zgładzą
was bez wahania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
poczuli zazdrość, że mamy dostęp do łatwej krwi. Wiedzą, że należy do nas, ale chcieliby ją
odzyskać. Przyjdą po to, czego potrzebują. Wytropią nas jedno po drugim. Będą ucztować na
naszych prochach!
- Nigdy - warknęła Kristie. Niektórzy z kompanów jej i Raoula zrobili to samo.
- Nie mamy wielkiego wyboru - oświadczył Riley. - Jeśli będziemy czekać, aż pojawią
się tutaj, zdobędą nad nami przewagę. To jest ich teren. Nie chcą zmierzyć się z nami
wszystkimi naraz, bo nas jest więcej i jesteśmy silniejsi. Chcą nas wyłapać pojedynczo, chcą
wykorzystać naszą największą słabość. Jesteście dość zmyślni, by wiedzieć, co to jest? -
Wskazał na prochy u swoich stóp, teraz wdeptane w dywan tak, że nie dało się rozpoznać, iż
jeszcze niedawno był to wampir, i czekał.
Nikt się nie poruszył. Riley warknął z irytacją:
- Brak jedności! - krzyknął. - Jedność tutaj nie istnieje! Jakie możemy stanowić
zagrożenie, jeśli nie przestaniemy się nawzajem zabijać? - Kopnął stos popiołów, posyłając w
górę mały czarny obłok. - Wyobrażacie sobie, jak się z nas śmieją? Z łatwością odbiorą nam
miasto. Sądzą, że jesteśmy słabi i głupi. Myślą, że podamy im naszą krew na tacy. Teraz już
połowa wampirów warknęła w proteście.
- Umiecie działać razem czy wszyscy mamy umrze?
- Załatwimy ich, szefie! - ryknął Raoul.
Riley spojrzał na niego krzywo.
- Nie, jeśli nie nauczycie się nad sobą panować! Nie, jeśli nie nauczycie się działać
wspólnie.
Każdy wampir, którego zniszczyliście - znów trącił stopą prochy - mógł być tym,
który ocaliłby wam życie. Każdy wampir z naszego zgromadzenia, którego zabijacie, jest jak
prezent dla naszego wroga. Masz, mówicie, zabij mnie!
Kristie i Raoul, i wszyscy pozostali spojrzeli na siebie tak, jakby widzieli się pierwszy
raz w życiu. Znaliśmy słowo zgromadzenie , ale żadne z nas nie używało go, mówiąc o tej
grupie. A przecież byliśmy zgromadzeniem.
- Opowiem wam coś o naszych wrogach - ciągnął Riley. Wbiliśmy w niego wzrok. -
Są dużo starszym zgromadzeniem niż my. Chodzą po ziemi od setek lat i nie przypadkiem
przeżyli tak długi czas. Są zdolni, inteligentni i przyjdą odebrać nam Seattle. Będą bardzo
pewni siebie - ponieważ słyszeli że mają walczyć z bandą niezorganizowanych gnojków,
którzy i tak odwalili już za nich połowę roboty!
Kolejne warknięcia, ale tym razem bardziej nieufne niż wściekłe. Kilku
spokojniejszych wampirów, które Riley nazwałby oswojonymi, wyglądało na
przestraszonych. To także zauważył i powiedział:
- Tak właśnie nas postrzegają, ale to tylko dlatego, że nie widzą nas razem. A razem
możemy ich zniszczyć. Gdyby zobaczyli nas stojących ramię w ramię, walczących wspólnie,
przeraziliby się. I tak właśnie się stanie. Bo nie będziemy czekać, aż przyjdą tutaj i zaczną nas
po kolei zabijać. Zaskoczymy ich. Za cztery dni!
Cztery dni? Widocznie nasza stwórczyni nie chciała czekać do ostatniej chwili. Znów
spojrzałam na zamknięte drzwi. Gdzie podziewał się Diego?
Jedni przyjęli tę zapowiedz ze zdumieniem, inni - z przestrachem.
- To ostatnie, czego się spodziewają - zapewnił Riley. - Wszystkich nas, razem,
gotowych do walki. A najlepsze zachowałem na koniec. Jest ich tylko siedmioro.
Zapadła pełna niedowierzania cisza, i pierwszy odezwał się Raoul:
- Co?!
Kristie wpatrywała się w Riley a kompletnie zaskoczona, a w piwnicy rozległy się
zduszone szepty.
- Siedmioro?
- %7łartujesz sobie?
- Hej! - warknął Riley. - Nie żartowałem, mówiąc, te ich zgromadzenie jest
niebezpieczne. Są inteligentni i przebiegli. Podstępni. My będziemy mieli przewagę liczebną,
ale oni są sprytniejsi. Jeśli będziemy chcieli ich przechytrzyć, przegramy. Ale jeśli zmusimy
ich do walki na naszych warunkach... - Riley nie dokończył zdania, jedynie się uśmiechnął.
- Ruszajmy od razu - wyrwał się Raoul.
- Sprzątnijmy ich jak najszybciej - Kevin zarżał entuzjastycznie.
- Uspokójcie się, barany. Pośpiech w niczym tu nie pomoże - uciszył ich Riley.
- Powiedz nam wszystko, co powinniśmy o nich wiedzieć - zachęciła Kristie, rzucając
Raoulowi spojrzenie pełne wyższości.
Riley zawahał się, jakby zastanawiał się, co może powiedzieć.
- No dobrze, od czego mam zacząć? Chyba najważniejsze, co musicie wiedzieć, to to,
że... nie wiecie jeszcze wszystkiego o wampirach. Na początku nie chciałem was tym
przytłoczyć.
Kolejna chwila ciszy. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych.
- Doświadczyliście już co nieco tego, co nazywamy talentami. Mamy tu Freda.
Spojrzeliśmy na Freda - czy raczej próbowaliśmy. Z miny Rileya wywnioskowałam,
że Fred nie lubi być wyróżniany, i kiedy tylko został wspomniany, podkręcił na maksa swój
talent . Riley skrzywił się i odwrócił wzrok. Ja wciąż nic nie czułam.
- Cóż, no tak, są pewne wampiry, które posiadają zdolności inne niż wielka siła i
wyostrzone zmysły. Zauważyliście to w... naszym zgromadzeniu. - Uważał, by znów nie
wymówić imienia Freda. - Takie talenty są rzadkie, ma je może jeden na pięćdziesiąt
wampirów, ale każdy z nich jest inny. Istnieją bowiem bardzo różne dary, a niektóre są
silniejsze od innych.
Wśród wampirów rozległy się pomniki ciekawości - każdy zastanawiał się, jaki może
mieć talent. Raoul szczerzył się, jakby już odkrył w sobie cudowne umiejętności. Ale mnie
zdawało się, zapewne słusznie, że jedynym tutaj wyjątkowym wampirem był ten stojący tuż
obok mnie.
- Słuchajcie mnie! - rozkazał Riley. - Nie opowiadam wam tego dla rozrywki.
- Ci z wrogiego zgromadzenia - wtrąciła się Kristie - mają te dodatkowe talenty, tak?
Riley kiwnął głową.
- Otóż to. Cieszę się, że ktoś tutaj ma choć odrobinę oleju w głowie.
Górna warga Raoula drgnęła, odsłaniając nieco zęby.
- Ich zgromadzenie jest wręcz niebezpiecznie utalentowane - mówił Riley, ściszając
głos do scenicznego szeptu. - Jeden z nich czyta w myślach. - Spojrzał na nas, sprawdzając,
czy rozumiemy istotę takiego daru. Dostrzegł jednak, że nie łapiemy, o co chodzi. - Myślcie!
Będzie wiedział co wam chodzi po głowach. Zanim zaatakujecie, on już odgadnie, jaki
chcecie wykonać ruch. Pójdziecie w lewo, on już tam będzie czekał.
Gdy zaczęliśmy to sobie wyobrażać, ogarnęło nas nerwowe odrętwienie.
- Dlatego byliśmy tacy ostrożni - ja i ta, która was stworzyła.
Kristie odsunęła się od Rileya, gdy tylko wspomniał o niej. Raoul wyraznie się
zdenerwował Wszyscy staliśmy w napięciu.
- Nie znacie jej imienia i nie wiecie, jak wygląda. To wszystkich nas chroni. Jeśli
tamci natkną się na któreś z was osobno, nie będą wiedzieli, że jesteście związani z n i ą, i
może puszczą was wolno. Lecz jeśli odkryją, że należycie do naszego zgromadzenia, zgładzą
was bez wahania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]