[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więzieniu przynajmniej będziesz miał czas na czytanie.
Rozstali się pospiesznym cmoknięciem w policzek.
Glauco poszedł z biegiem rzeki, mijając przystań kajakową. Odnalazł Bientota
zajętego przy płótnach i pędzlach śmierdzących terpentyną.
- Dostałem twój bilecik - zaczął Glauco, podając malarzowi banknot
dziesięciodolarowy. - Jakie masz wieści?
- Złe, niestety. Aldus nie żyje.
Glauco aż się cofnął z wrażenia, niemal tracąc równowagę.
- Aldus? Jak to się stało?
- Powiesił się w ogrodzie przy jadłodajni. Wiadomość pojawi się w dzienniku
telewizyjnym w południe i w jutrzejszej La Stampie". Tam w Willi, ci, którzy
zarządzają schroniskiem dla bezdomnych, wolą, żeby o tym za dużo nie mówić.
Wiesz, jak to jest... niski priorytet... nie warto nagłaśniać sprawy.
- Ale... kiedy to się stało?
- Wczoraj w nocy.
159
- J Rozdział 15 l
- To rzeczywiście okropna wiadomość.
- Wiadomość? Menele, którzy umierają powieszeni, to żadna wiadomość.
Bardziej zdumiewają ci, którym udaje się umrzeć ze starości.
Aldus byl jedyną osobą, która dostarczyła im jakich takich dowodów istnienia Bena
w pamięci miasta.
- Powieszony... - szepnÄ…Å‚.
- Na wiekowej sośnie.
Glauca przebiegł dreszcz, zawsze z trudem przychodziło mu zaakceptować ten
chłody sposób, w jaki Bientot rozmawiał o śmierci. W przeciwieństwie do
normalnych" ludzi, którzy starają się omijać to zagadnienie, dla mieszkańców ulicy
śmierć jest konkretną możliwością, codzienną.
- Nie zostawił żadnego listu?
- Obawiam się, że nie umiał pisać.
-1 nie powiedział...?
Bientot pokręcił głową.
- A ty myślisz, że jest jakiś związek? - Glauco z roztargnieniem spojrzał na
pejzaż, który Bientot malował.
- Nie. yle z nim było już od dawna. Co rano zapowiadał, że już nie wróci na noc
do Willi. Ale zawsze wracał. I następnego dnia znów to samo. Aldus był... jak wy to
nazywacie... schizophrene?
- Schizofrenikiem.
- My nigdy mu nie wierzyliśmy, a tymczasem w końcu zrobił to naprawdę.
Może rozmowa o Benie była ostatnią kroplą...
160
JÅ›> ZUGZWANG
Glauco zgarbił się, ręce trzymał wciśnięte w kieszenie letnich spodni. Spocił się.
- Przykro mi. Liczyłem na lepsze wieści.
- Jedną mam: adres, pod który możesz zgłosić się z pytaniami. Ale to nie jest w
Turynie.
Bientot podał mu karteczkę i Glauco ją przeczytał.
- A o co dokładnie chodzi?
- O tego Zakhara, o którym mi mówiłeś. Wiem, że nie kazałeś mi się o niego
dowiadywać, ale i tak to zrobiłem...
- Bientot...
- Być może coś znalazłem. Nie pytaj, jak do tego dotarłem, ale... jedna ze
starych pań z jadłodajni dla biedaków przypomniała sobie to nazwisko. Powiedziała
mi, że Zakhar, którego pamięta, był małym Algierczykiem. Bystrym i bardzo silnym.
- Czekaj... czekaj... nie nadążam. O jakiej starej pani mówisz?
- O wolontariuszce z Kawalerów Obola.
- A co to za jedni?
- Towarzystwo dobroczynne, które prowadzi schronisko, gdzie nocuję. Dzięki
nim, ludzie tacy jak ja mają gorący posiłek zimą, pryczę i dach nad głową. Raz w
tygodniu możemy nawet wziąć prysznic. To porządni ludzie: nie patrzą, jaki masz
kolor skóry ani do kogo się modlisz. Wyremontowali starą willę na wzgórzu, z
pięknym parkiem dokoła.
161
A®)
r-a_zJ Rozdział 15 _e .
Cs e>
-1 ta wolontariuszka...?
- Pamięta twojego gościa. Albo kogoś, kto tak samo się nazywał. To może być
przypadek, naturalnie.
- Jakim cudem?
- Nie wiem - odparł Bientot. - Ale skoro nie jesteś zasypywany zewsząd
informacjami, można się przejechać i sprawdzić. Wioska nie jest daleko. A ona ma
na imiÄ™ Caterina.
- Racja - stwierdził Glauco. - To znaczy... jadę tam natychmiast. Dzięki za
informacjÄ™.
Odwrócił w palcach karteczkę i odczytał adres. Nie wiedział, czy bardziej powinno
go dziwić to, że istnieją wskazówki co do poprzedniego pobytu Zakhara w Turynie,
czy to, że jedyna osoba, która coś o nim wiedziała, mieszka w Exilies, wiosce z
wielką fortecą z opowieści Aldusa.
- Mam u ciebie dług, Bientot.
- Możesz kupić jakiś obraz.
Glauco roześmiał się, odchodząc wśród długich cieni parkowych drzew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
więzieniu przynajmniej będziesz miał czas na czytanie.
Rozstali się pospiesznym cmoknięciem w policzek.
Glauco poszedł z biegiem rzeki, mijając przystań kajakową. Odnalazł Bientota
zajętego przy płótnach i pędzlach śmierdzących terpentyną.
- Dostałem twój bilecik - zaczął Glauco, podając malarzowi banknot
dziesięciodolarowy. - Jakie masz wieści?
- Złe, niestety. Aldus nie żyje.
Glauco aż się cofnął z wrażenia, niemal tracąc równowagę.
- Aldus? Jak to się stało?
- Powiesił się w ogrodzie przy jadłodajni. Wiadomość pojawi się w dzienniku
telewizyjnym w południe i w jutrzejszej La Stampie". Tam w Willi, ci, którzy
zarządzają schroniskiem dla bezdomnych, wolą, żeby o tym za dużo nie mówić.
Wiesz, jak to jest... niski priorytet... nie warto nagłaśniać sprawy.
- Ale... kiedy to się stało?
- Wczoraj w nocy.
159
- J Rozdział 15 l
- To rzeczywiście okropna wiadomość.
- Wiadomość? Menele, którzy umierają powieszeni, to żadna wiadomość.
Bardziej zdumiewają ci, którym udaje się umrzeć ze starości.
Aldus byl jedyną osobą, która dostarczyła im jakich takich dowodów istnienia Bena
w pamięci miasta.
- Powieszony... - szepnÄ…Å‚.
- Na wiekowej sośnie.
Glauca przebiegł dreszcz, zawsze z trudem przychodziło mu zaakceptować ten
chłody sposób, w jaki Bientot rozmawiał o śmierci. W przeciwieństwie do
normalnych" ludzi, którzy starają się omijać to zagadnienie, dla mieszkańców ulicy
śmierć jest konkretną możliwością, codzienną.
- Nie zostawił żadnego listu?
- Obawiam się, że nie umiał pisać.
-1 nie powiedział...?
Bientot pokręcił głową.
- A ty myślisz, że jest jakiś związek? - Glauco z roztargnieniem spojrzał na
pejzaż, który Bientot malował.
- Nie. yle z nim było już od dawna. Co rano zapowiadał, że już nie wróci na noc
do Willi. Ale zawsze wracał. I następnego dnia znów to samo. Aldus był... jak wy to
nazywacie... schizophrene?
- Schizofrenikiem.
- My nigdy mu nie wierzyliśmy, a tymczasem w końcu zrobił to naprawdę.
Może rozmowa o Benie była ostatnią kroplą...
160
JÅ›> ZUGZWANG
Glauco zgarbił się, ręce trzymał wciśnięte w kieszenie letnich spodni. Spocił się.
- Przykro mi. Liczyłem na lepsze wieści.
- Jedną mam: adres, pod który możesz zgłosić się z pytaniami. Ale to nie jest w
Turynie.
Bientot podał mu karteczkę i Glauco ją przeczytał.
- A o co dokładnie chodzi?
- O tego Zakhara, o którym mi mówiłeś. Wiem, że nie kazałeś mi się o niego
dowiadywać, ale i tak to zrobiłem...
- Bientot...
- Być może coś znalazłem. Nie pytaj, jak do tego dotarłem, ale... jedna ze
starych pań z jadłodajni dla biedaków przypomniała sobie to nazwisko. Powiedziała
mi, że Zakhar, którego pamięta, był małym Algierczykiem. Bystrym i bardzo silnym.
- Czekaj... czekaj... nie nadążam. O jakiej starej pani mówisz?
- O wolontariuszce z Kawalerów Obola.
- A co to za jedni?
- Towarzystwo dobroczynne, które prowadzi schronisko, gdzie nocuję. Dzięki
nim, ludzie tacy jak ja mają gorący posiłek zimą, pryczę i dach nad głową. Raz w
tygodniu możemy nawet wziąć prysznic. To porządni ludzie: nie patrzą, jaki masz
kolor skóry ani do kogo się modlisz. Wyremontowali starą willę na wzgórzu, z
pięknym parkiem dokoła.
161
A®)
r-a_zJ Rozdział 15 _e .
Cs e>
-1 ta wolontariuszka...?
- Pamięta twojego gościa. Albo kogoś, kto tak samo się nazywał. To może być
przypadek, naturalnie.
- Jakim cudem?
- Nie wiem - odparł Bientot. - Ale skoro nie jesteś zasypywany zewsząd
informacjami, można się przejechać i sprawdzić. Wioska nie jest daleko. A ona ma
na imiÄ™ Caterina.
- Racja - stwierdził Glauco. - To znaczy... jadę tam natychmiast. Dzięki za
informacjÄ™.
Odwrócił w palcach karteczkę i odczytał adres. Nie wiedział, czy bardziej powinno
go dziwić to, że istnieją wskazówki co do poprzedniego pobytu Zakhara w Turynie,
czy to, że jedyna osoba, która coś o nim wiedziała, mieszka w Exilies, wiosce z
wielką fortecą z opowieści Aldusa.
- Mam u ciebie dług, Bientot.
- Możesz kupić jakiś obraz.
Glauco roześmiał się, odchodząc wśród długich cieni parkowych drzew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]